piątek, 26 grudnia 2008

Święta i telewizor

Jedyny telewizor jaki mam w domu, jest tradycyjnym telewizorem kineskopowym 14″, który niestety ze względu na swój wiek włącza się około 10 minut (dźwięk słychać wcześniej, ale obrazu nie ma). Wiek tego telewizora sprawił także to, że oryginalny pilot od kilku lat nie działa; mam za to programowalnego – ten jednak się rozprogramował i wymagał ponownego programowania. Niestety przez to bardzo długie włączanie pojawiły się problemy z zaprogramowaniem.
I w ten oto sposób u mnie zniknął problem telewizora w święta (przynajmniej na jakiś czas).
A jak to u was wygląda?

Ponieważ za dużo piszę i moi ostatni czytelnicy już nie nadążają, to tego bloga zamykam, a na Świadkach będę pisał znacznie rzadziej (ale i tak częściej, niż to było zasugerowane).





czwartek, 18 grudnia 2008

Czego szukamy

Nie wiem, czy zauważyliście, ale jakkiś czas temu umieściłem „Listy o miłości” na blogspocie (te oryginalne na onecie są nadal, a to jest drugie miejsce). Ponieważ blogspot to google, to ten nowy adres wyjątkowo łatwo wpada w wyniki przeszukiwań.
Wczoraj trafiło tam 7 osób – wszystkie poprzez pytanie na google.

O co pytamy?

Osoba z Gdyni: „listy do miłości życia”
Osoba z Warszawy: „list do dziewczyny o miłości”
Osoba ze Szwecji: „Bóg uczy nas miłości”
Osoba z Wrocławia: „listy o miłości”
Inna osoba z Wrocławia: „listy do chłopaka o miłości”
Osoba z Tomasza: „prawdziwa miłość zwycięża wszystko”

I tylko jedna osoba z Warszawy szukała: „nie chcę twojej miłości”

Myślę jednak, że ta osoba również tęskni za miłością, tylko akurat nie taką, jaką dostała.


poniedziałek, 15 grudnia 2008

Odeszło

Wszystko odeszło.
Jeszcze rano odpowiadałem wam pełen najczarniejszych myśli i aż kipiący od niepokoju (ale po raz pierwszy odpowiadałem). W pracy zajmowałem się pracą (jak to w pracy), choć akurat dziś wyjątkowo krótko (biegłem do dentystki). I nagle się okazało, sam nie wiem nawet kiedy dokładnie (może na tym fotelu dentystycznym – fachowo na unicie), że wszystko odeszło.
Nie dokończyłem stosownych analiz, nie podejmowałem żadnych decyzji, a tu nagle wszystko odeszło…

A po wizycie u dentystki zajrzałem na bloga s. Anety i odpowiedziałem Mrocznej – Mroczna napisała:
bóg kocha a szatan nienawidzi… ale skoro bóg nienawidzi szatana to czy szatan nie może kochać tych którzy mu wiernie służą…?

A moja odpowiedź (a ściślej pierwsza część) była taka:
Bóg kocha każdego – również te anioły, które się przeciw niemu zbuntowały. Anioły, podobnie jak ludzie, posiadają wolną wolę – więc mogły się zbuntować – dokładnie tak, jak Ty się teraz buntujesz. Jedyne, co Bóg może w takiej sytuacji – to tylko cierpieć. Cierpi z powodu buntu swych aniołów. Cierpi z powodu Twojego buntu. Jednak wasza sytuacja nie jest taka sama – anioły są poza czasem; ich wybór, jest więc również poza czasem – jest buntem na wieczność. Ty nie jesteś poza czasem – Ty cały czas możesz wybierać. I Bóg czeka na Twój nowy wybór – czeka na Ciebie.

I w drugiej części:
Natomiast szatan nie kocha nikogo. Ty służąc szatanowi nie spotkasz miłości – możesz być jedynie wynagradzana przez szatana i zapewne jesteś wynagradzana. Przypuszczam, że teraz podoba Ci się to, co od niego dostajesz; jestem jednak pewien, że po jakimś czasie zauważysz, że to wynagrodzenie jest nic nie warte. Zatęsknisz za miłością (ba – podejrzewam wręcz, że cały czas tęsknisz) i przekonasz się, że możesz ją dostać tylko od Boga (i tego Ci życzę).

* * *

Kochani, każdemu życzę, by tęsknił za miłością i szukał Miłości.


sobota, 13 grudnia 2008

Spowiedź 3

    Zaczynam odżywać – jeszcze nie wiem, jak to wszystko się potoczy, ale przynajmniej wiem, że odżywam. I jestem pewien, że zawdzięczam to nawet nie temu, co mi napisaliście (choć oczywiście za to serdecznie dziękuję), ile waszej modlitwie. Nade wszystko czułem tu modlitwę Paulinki; nie przyjąłem tej modlitwy, odrzuciłem, bo nie wierzyłem w swoje odczuwanie (Nie, to niemożliwe, żebym mógł prawdziwie odczuwać – i wszystko zniknęło), ale dziś myślę, że się wcale nie myliłem. Może zresztą cała historia była nade wszystko po to, by to Paulinka uwierzyła, jak bardzo jest miła Bogu, skoro jej modlitwa ma tak szaloną moc!

    Moherku, jeśli chodzi o samo zdarzenie, to nie było tak, jak myślisz, że rozum nakazywał Idź, a ja się zaparłem, by nie iść. Jest dokładnie tak, jak pisała Basia „Nikt z nas nie jest godny przyjąć Jezusa w komunii św. NIKT.”; ja również jestem niegodny (raz bardziej, innym razem mniej – ale zawsze niegodny), więc czekam, aż Pan mnie zawoła po imieniu. I gdy wzywa, czuję się szczęśliwy, że tak uczynił. I dobrze wiem, że to nie z powodu jakiś zasług, lecz po to, by mnie wzmocnić, bym już zupełnie nie upadł. A więc widzisz Moherku, jestem podobny do Ciebie – Ty, gdy rozum zgłasza Ci wątpliwości, oddajesz wszystko Chrystusowi, by On wywołał w Tobie niepokój; ja za każdym razem proszę, by mnie wezwał i czekam na wezwanie. A więc oboje uznajemy prymat relacji osobowej w stosunku do własnego rozumu.

    Zarzut spowiednika, że to daje pole do nadużyć, jest jednak nie do odparcia. Relacja osobowa z Jezusem jest czymś nieuchwytnym, nie podlegającym weryfikacji, wreszcie nie dającym się opisać… Osąd rozumu wydaje się być pewniejszy. Ale może właśnie to, co przeżyłem już po spowiedzi, miało pokazać, ile może być wart taki osąd rozumu? Wbrew pozorom granica między grzechem ciężkim, a lekkim nie jest wcale tak ostra, jak by się mogło wydawać. I nie tak łatwo jest rozstrzygać rozumowi na ile jakieś zachowanie jest w pełni świadome i dobrowolne (to są warunki grzechu ciężkiego), a na ile ma charakter kompulsywny.

    Proszę się jednak mi nie dziwić, że tak całkowicie zwątpiłem – przecież ja nie mam nic, oprócz swojej wiary; jestem totalnym nieudacznikiem. Jak spowiednik mi mówi, że moja relacja z Bogiem jest fałszywa, to już mi nic nie zostaje. To, że adresatka „Listów..” nigdy mi nie powiedziała, iż pisząc listy ją skrzywdziłem (między nami nie było jakichkolwiek innych kontaktów, więc w inny sposób nie mogłem jej skrzywdzić), nie zmienia faktu, że traktuje mnie tak, jakbym ją skrzywdził. Czy więc rzeczywiście z Bożego natchnienia je pisałem? Czy rzeczywiście wypełnianiałem wolę Bożą? To są te same odczucia… To jest niemożliwe, bym w jednej sprawie odnajdował Pana, a w innej siebie samego. Jeśli odnajduję siebie, to i w jednym i w drugim. Nie zostaje mi nic.

    Pytanie jednak, czy teraz, gdy zaczynam z tego wychodzić, gdy powraca do mnie wiara, że jednak jestem narzędziem w rękach Boga, to czy to On sprawił, czy też ja na nowo to sobie wmawiam, bo nie sposób żyć, nie mając zupełnie niczego?

 

czwartek, 11 grudnia 2008

Spowiedź 2

Jeszcze może parę słów, bo widzę, jakieś fatalne skutki w postaci wycofywania się z pisania innych osób. Zacznę więc od wyraźnego stwierdzenia, że o tym wymądrzaniu się pisała Zwyczajna/Inside na moim blogu – spowiednik takiego sformułowania nie używał i w ogóle w spowiedzi nic nie było o blogowaniu.

A teraz po kolei.

Od zawsze moim problemem było to, że nie znam owoców swojego działania, a przecież jedynym niezawodnym kryterium jest słynne po owocach ich poznacie. Nade wszystko dotyczy to tego, co najważniejsze, czyli w moim przypadku „Listów o miłości” (najważniejsze, bo odmieniło moje życie; najważniejsze, bo do dziś zadziwia mnie swoją mądrością). Jedynie wierzyłem (a nie wiedziałem) w to, że swoimi listami przygotowałem adresatkę „Listów..” do jej małżeństwa. Gdy po wielu latach trafiłem na ślad na adrestaki, spodziewałem się, że usłyszę potwierdzenie, że rzeczywiście „Listy..” wypełniły taką rolę, tymczasem okazało się, że mnie nie chce znać (nie to, bym to usłyszał, ale właśnie niczego nie usłyszałem) 

I teraz na to ogólne tło nanosi się moja spowiedź, w której ksiądz, który mnie spowiadał, był ponad wszelką wątpliwość pewien, że nie potrafię rozpoznawać tych momentów, w których Pan do mnie przemawia. Oczywiście w jakiejś konretnej sprawie, a nie tak w ogóle, ale co ważne był pewien.

Co to jednak dla mnie  oznacza?

Ano to, że wszystko to, co do tej pory robiłem, będąc przekonanym, że wypełniam wolę Bożą, to jedynie jeden wielki balon. Spowiedź, to tylko szpilka, która przekłuła ten balon. Okazało się, że cała moja indywidualna więź z Bogiem daje się podważyć. Już w „Listach..” pisałem, że trzeba się nauczyć rozpoznawać, kiedy przychodzi Bóg – bez tej umiejętności trudno o dojrzałą wiarę, bo dojrzałą staje się dopiero wtedy, gdy jest indywidualną, osobową więzią z Bogiem. Bez tej więzi można mówić o religijności, ale nie o dojrzałej wierze. Skoro spowiednik jest pewien, że to nie może być On, a ja sądzę, że to On, to czego teraz w sprawach wiary mogę być pewien?

Nie tylko że z hukiem wyleciałem ze szkoły dojrzałej wiary, ale wręcz nie załapuję się nawet na przedszkole!

Niczego w sprawach wiary nie mogę już być pewien (nawet tylko w sensie mocno w to wierzyć); nie mam więc prawa w sprawach wiary się odzywać! (ale to ja, a nie wszystcy piszący na blogach poświęconych sprawom wiary)

Oczywiście w życiu nie ma próżni i jak przestałem ufać w to, że to Pan mnie prowadzi, to momentalnie szatan to wykorzystał i już wczoraj nie potrafiłem się nawet modlić. Tama. Szklana tafla. Dziś poszedłem na roraty, ale pierwszy raz od wielu, wielu lat nie czułem się wezwany po imieniu tuż przed komunią. Przystąpiłem do niej, a teraz nie wiem, czy ona nie była świętokradcza (żeby było jasne – w tej spowiedzi rozgrzeszenie otrzymałem); zawsze przystępowałem do komunii dopiero wtedy, gdy czułem się wezwany po imieniu (choćbym przed chwilą był u spowiedzi), ale właśnie to kwestionował spowiednik. Twierdził, że najważniejszy jest rozum i jego rozstrzygnięcia, a nie jakieś odczucia – i brzmi to całkiem sensownie, bo inaczej jest pole do nadużyć. Pytanie więc, czy do takiego nadużycia doszło? Spowiednik twierdzi, że tak i moje odczucia są nic nie warte.

Ale bardzo wyraźnie podkreślam – to dotyczy mnie; to ja jestem teraz na poziomie przedprzedszkolnym, to mnie się teraz wydaje, że najlepiej by było, gdyby Pan mnie teraz zabrał do siebie (żebym już więcej nie zdążył narozrabiać, bym stanął wreszcie na czymś twardym…) - was to nie dotyczy! Wy możecie i powinniście nadal pisać! Wasze blogi robią wiele dobrego!

 

środa, 10 grudnia 2008

Spowiedź

Dzisiaj byłem u spowiedzi. Jeszcze mi się nie zdarzyło, bym po spowiedzi był pełen niepokoju – dzisiaj tak właśnie jest. Ksiądz, który mnie spowiadał, jest ponad wszelką wątpliwość pewien, że nie potrafię rozpoznawać tych momentów, w których Pan do mnie przemawia. Jeśli nałożyć na to stosunek do mnie moich najbliższych, nade wszystko tych, wobec których byłem przekonany, że wypełniam Jego wolę, to muszę ostatecznie zamilnąć.

Blogów nie kasuję, a na „Świadkach..” notki będą się ukazywać do końca roku (bo są już wpisane), ale nie będę już odpowiadać i w ogóle nie będę się już nigdzie wymądrzał (to jednak było wymądrzanie).

(Kiedyś już byłem wysyłany przez spowiednika do psychiatry, ale wtedy usprawiedliwiałem siebie, że był to franciszkanin; ten to dominikanin – a więc się poddaję)





sobota, 6 grudnia 2008

Brak tytułu

Przepraszam, ale za radą Anny chwilowo zawieszę pisanie tego bloga. Zakładając blog Świadkowie Bożego Miłosierdzia, sądziłem, że będę tam umieszczał same fragmenty świadectwa Anny; tymczasem widzę wyraźnie, że każda notka wymaga pewnego komentarza (bez tego wystarczyłoby dodać sam link do świadectwa), a ponieważ notki umieszczam codziennie, to trochę pracy to wymaga.

Co prawda mógłbym tam pisać nieco rzadziej i w ten sposób łączyć dwa blogi, ale świadectwo jest na tyle obszerne, że chyba lepiej będzie, jeśli nowe notki będą każdego dnia.

A więc zapraszam.

środa, 3 grudnia 2008

W Nim to bowiem

5 W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, 6 bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, 7 tak iż nie brakuje wam żadnego daru łaski, gdy oczekujecie objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. 8 On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. (1 Kor 1)

Ten dzień przyjdzie już niedługo. Chrystus się objawi. Bądźmy czujni. Ale bądźmy spokojni – On będzie umacniał nas do końca.

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Tyś

 7 ..   Tyś naszym Ojcem.
    Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą.
    Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy.

(Iz 64)

Obyśmy chcieli być tą gliną.

niedziela, 30 listopada 2008

Świadkowie Bożego Miłosierdzia

Chciałbym zaprosić wszystkich do poznania świadectwa Anny Dąmbskiej. W tym celu założyłem nawet nowego bloga –

//swiadkowie-bozego-milosierdzia.blogspot.com/

. Co to za świadectwo, napisałem już w pierwszej notce.


 


 


 


 


piątek, 28 listopada 2008

Czemuż?

17 Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić
    z dala od Twoich dróg,
    tak iż serce nasze staje się nieczułe
    na bojaźń przed Tobą?

(Iz 63)

Czemuż?

niedziela, 23 listopada 2008

Czas twojego nawiedzenia

Dziś nietypowo, bo nie liturgia niedzielna, lecz dzisiejsza. Wczoraj nie byłem w kościele, bo budzik spadł na ziemię, co go wyresetowało, dzieci się do tego nie przyznały i po prostu zaspałem. Dlatego też czułem wyraźnie, że w dzisiejszych czytaniach Pan mi coś powie; szczególnie, że do tego nastawiała aklamacja przed ewangelią (Ps 95, 8ab):
Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych,
lecz słuchajcie głosu Pańskiego.
A oto czytanie:

41 Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim 42 i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. 43 Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. 44 Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”. (Łk 19)

Nie rozpoznałem czasu swojego nawiedzenia.


Muszę się trochę pokajać, bo wyraźnie ten typ już tak ma, że od czasu do czasu wpadam w panikę i nic do mnie nie przemawia; czuję się najgorszym z ludzi , który wszystko zaprzepaścił – nie rozpoznał czasu swojego nawiedzenia i dla którego nie ma już żadnego ratunku. Proszę mi przy tym wierzyć, że choć nie napisałem tego wprost, to jednak podjąłem już decyzję o zaprzestaniu prowadzenia bloga (nie pisałem tego tylko dlatego, by nie było przypadkiem tak, że ktoś podsumuje, iż piszę to po to, byście zaczęli mnie prosić, bym tego nie robił).

Kiedy wrócę do pisania? – nie wiem, ale wrócę.

Na koniec tylko jeszcze jednak uwaga – mój komentarz na temat tego czytania, był nielogiczny – przecież Jezus zapłakał nad Jerozolimą, nad jej upadkiem, gdy Jerozolima jeszcze żyła. Jednak Jezus wiedział co będzie i płakał nad przyszłością Jerozolimy.

Jeśli teraz miałbym to odnosić do siebie (a od początku czułem, że Pan przemawia do mnie właśnie tym słowem), to powinienem zauważyć, że to był moment, w którym zdecydowałem o zaprzestaniu pisania. A zatem, skoro płacz dotyczył przyszłości Jerozolimy, to w moim przypadku nierozpoznaniem czasu nawiedzenia, była decyzja o zamknięciu bloga. To dopiero ona doprowadziłaby mnie do tego, że nieprzyjaciele otoczyliby mnie wałem i powalili na ziemię.

niedziela, 16 listopada 2008

Przypowieść o talentach

19 Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. 20 Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. 21 Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” 22 Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. 23 Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” 24 Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. 25 Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” 26 Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. 27 Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. 28 Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. 29 Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. 30 A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. (Mt 25)

Któż nie pamięta tej przypowieści?

Ilekroć sam się stawiam w roli jednego ze sług, nie mam najmniejszych wątpliwości, że byłbym tym, któremu pan dał tylko jeden talent (pan by dobrze wiedział, że nie można się po mnie spodziewać zbyt wiele). Ta suma byłaby dla mnie i tak zawrotna, że podobnie, jak pierwowzór również bym go zakopał, byle tylko nic z niego nie stracić (jeden talent, to lekko licząc coś koło miliona dolarów; jakbym stracił choćby 1%, to przecież bym się z tego nie wypłacił).

A zatem te słowa, które usłyszał tamten sługa, są skierowane również do mnie:

„Sługo zły i gnuśny! … 28 Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. 29 Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. 30 A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

Pierwszą część rozumiem – rzeczywiście słuszne jest to, by to pierwszy sługa wziął te pieniądze. Ale dlaczego od razu wyrzucać mnie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów?



* * *

No cóż wiadomo, że ta przypowieść odpowiada mentalności semickiej (nie tylko żydowskiej – również arabskiej); ludzie z tamtej kultury wiedzą, że pieniądz nie jest wartością samą w sobie – musi na siebie zarabiać! Jeśli więc ja mam właściwie ją odczytać, to muszę to stwierdzenie przyjąć za swoje – inaczej niczego nie zrozumiem.

A zatem to jest pewnik – wszystko, co od Pana dostajemy, dostajemy nie dla siebie, lecz dla innych. Taka to dziwna jest ta arytmetyka boża, że dopiero dzieląc się, mnożymy to, co otrzymaliśmy!

Pytanie więc pierwsze, jaki talent dostałem od Pana? I drugie – jak się tym talentem dzielę?

To, że dostałem, to pewne – przecież nawet ten gnuśmy sługa dostał jeden; jego pan wiedział, że nie może na niego zbytnio liczyć, ale i tak jeden dał. A więc ja również dostałem przynajmniej jeden.

Jaki?

Od wielu lat wydawało mi się, że jest to zdolność uchwycenia istoty sprawy i że właśnie tym talentem dzielę się tu z wami.

Ale z drugiej strony właśnie wczoraj Inside/Zwyczajna napisała na moim blogu „więc się najpierw dokształć, a potem wymądrzaj”. Akurat w tej konkretnej sprawie nie miała racji, ale może rzeczywiście się tu jedynie wymądrzam? Przecież rzeczywiście nie mam odpowiedniego przygotowania. Piszę, jak ksiądz, a przecież księdzem nie jestem (w piątek przedstawiciel „Wydawnictwa M” prosił mnie o reklamę – tytułował mnie księdzem). Może to nie ten talent?

sobota, 15 listopada 2008

Niewiastę dzielną któż znajdzie?

Czytanie z Księgi Przysłów. Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły. Serce małżonka jej ufa, na zyskach mu nie zbywa; nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia. O len się stara i wełnę, pracuje starannie rękami. Wyciąga ręce po kądziel, jej palce chwytają wrzeciono. Otwiera dłoń ubogiemu, do nędzarza wyciąga swe ręce. Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co boi się Pana. Z owocu jej rąk jej dajcie, niech w bramie chwalą jej czyny. (Prz 31, 10-13. 19-20. 30-31)

Czy takie żony jeszcze są?

czwartek, 13 listopada 2008

Czyż nie wiecie?

16 Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? (1 Kor 3)

I wreszcie najbardziej znane zdanie z tego listu. No właśnie – czy wiecie?

wtorek, 11 listopada 2008

… jakby przez ogień

12 I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, 13 tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. 14 Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; 15 ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień. (1 Kor 3)

 

Dziś nietypowo, bo nie z czytania, a ze słów pominiętych w czytaniu (do czytania wchodziły wszystkie poprzednie wiersze i wchodzi dopiero następny wers).

Św. Paweł wymienia różne materiały, z których można wznosić dalej budowlę, a dalej pisze:  okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest i kończy ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień.

Innymi słowy św. Paweł pisze o czyśćcu i porównuje go do próby ognia.

Skąd to porównanie?

Pamiętacie, co pisałem o ciemnej nocy miłości? (ostatnio pisałem o tym na blogu poświęconym modlitwie) Ci, którzy prawdziwie oddają się Jezusowi, jeszcze tu na ziemi doznają oczyszczenia – a nie jest to bynajmniej miłe dla nich przeżycie. Tracą bowiem swoje wyobrażenia o sobie, wyobrażenia, na których budowali poczucie własnej wartości. Nagle zaczynają widzieć siebie takimi, jakimi rzeczywiście są – słabymi ludźmi, co chwilę upadającymi, raniącymi innych… Pragnącymi miłości, a jednak jakże często niosącymi innym jej zaprzeczenie…

To tak trudne przeżycie jest jednak potrzebne, bo tylko stając w prawdzie o sobie, możemy doznać oczyszczenia.

Dokładnie temu samemu służy czyściec. Innymi słowy wydaje mi się, że każdy musi przez to przejść – czy jeszcze za życia tu na ziemi, czy już po tamtej stronie, ale każdy musi. I przebiega to dokładnie tak samo – człowiek przestaje sam nazywać, co jest dobre, a co złe, lecz pokornie przyjmuje ogląd Boży. Przyjmując ten ogląd, przestaje być taki fajny i wspaniały, jak był do tej pory. I choć nie jest to przyjemne, to na tym właśnie polega wypalanie w ogniu.

 

 

sobota, 8 listopada 2008

Fundament

10 Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. 11 Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. (1 Kor 3)

Nie mamy lepszego fundamentu – to jedyny fundament, na którym warto budować. Św. Paweł namawia, by patrzeć na to, jak kto dalej buduje, ale jednocześnie podkreśla, że najważniejszy jest sam fundament. Nie szukajmy innych fundamentów. I zwróćmy uwagę, że na ten fundament wskazują wszyscy – jeszcze przed św. Pawłem wskazywała Maryja.

czwartek, 6 listopada 2008

Koniec świata

20 Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. 21 Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. 22 I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, 23 lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. 24 Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu (1 Kor 15)

Dodatkowo jeszcze, choć to trochę dalej i wykracza poza czytania:

51 Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. 52 W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby – zabrzmi bowiem trąba – umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni. 53 Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność. (1 Kor 15)


Pomijam tu fakt, że Paweł sądził, iż do powtórnego przyjścia dojdzie jeszcze za jego życia – ten błąd był wówczas powszechny, czego ślady są bardzo wyraźne tekstach z tamtego okresu. Najważniejsze jest co innego – najważniejsza jest w tym tekście sprawa przemiany materii. Zwróćcie uwage na to, że jest tu mowa o kompletnej przebudowie materii.

Z drugiej strony zapewne pamiętacie, że z powtórnym przyjściem Chrystusa wiąże się koniec świata. Najczęściej koniec świata wyobrażamy sobie w postaci potwornego kataklizmu (co ma swoje źródło w opisach z księgi Apokalipsy - jak choćby Ap 16,18 i następne), ale może trzeba skojarzyć ze soba te dwa fakty? Czy koniec świata nie jest przypadkiem przemianą struktury materii? Czy to nie jest tak, że materia w dotychczasowej postaci przestaje być nam potrzebna i jej miejsce zajmie nowa materia? (nowa, czyli dotychczasowa, ale z odmienioną strukturą?) Czy przypadkiem groza tych opisów katastroficznych nie przesłania nam przypadkiem tego, co najważniejsze, że to w ten sposób zrodzi się nowe życie?

niedziela, 2 listopada 2008

Dzień Zaduszny

Dziś Zaduszki. Może zamiast komentarzy do czytań dziś przypomnę kilka myśli już nie raz prezentowanych na tym blogu.

A więc po pierwsze tę, że to my sami będziemy wydawać nad sobą sąd. Jesteśmy obciążeni grzechem pierworodnym, tj. podobnie jak pierwsi  rodzice, również my SAMI orzekamy, to jest dobre, a to złe, a przez to ciągle możemy błądzić. W chwili sądu będziemy od tego wolni – zobaczymy siebie w prawdzie. Większość z nas wybierze wówczas Boga (Boga nie wybiorą tylko ci, których serca tu na ziemi tak skamienieją, że nawet stając przed Obliczem Pana, nie będą chcieli Go wybrać), ale jednocześnie większość z nas dostrzeże, jak wiele nam jeszcze brakuje do tego, byśmy mogli się z Nim zjednoczyć.

Na tę okoliczność przywołuję obrazek ognia, który trawi jakiś materiał; jeśli w tym materiale jest jakaś niejednorodność, to wokół tej niejednorodności pojawiają się największe płomienie i w tym miejscu materiał się przepala. Dokładnie tak samo byłoby z nami, gdybyśmy nieodpowiednio przygotowani weszli w tę samą relację z Bogiem-Ojcem, w jakiej teraz jest Jezus Chrystus – ten ogień miłości, jaki między nimi jest, całkowicie by nas strawił.

Tylko nieliczni na tyle nauczyli się kochać jeszcze tu na ziemi, że od razu po śmierci mogą wejść taką właśnie relację; w KK nazywamy ich świętymi. Większość z nas będzie potrzebowała czasu na to, by doskonalić zdolność kochania. Ten okres nazywamy czyśćcem. Jaka będzie różnica między nami teraz, a nami w czyśćcu? – teraz możemy błądzić (bo grzech pierworodny oddziela nas od Boga), a w czyśćcu będziemy już przed Obliczem Pana – tam rozeznanie będzie jasne (dla protestantów to już niebo, bo jednak będziemy już przed Obliczem Pana - nie kłóćmy się o słowa).

czwartek, 30 października 2008

Będziesz miłował …

39 Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. (Mt 22)

Nie sposób kogoś kochać, nie kochając siebie.

środa, 29 października 2008

Jeśli weźmiesz

PIERWSZE CZYTANIE
Wj 22, 20-26

Jeśli weźmiesz w zastaw płaszcz twego bliźniego, winieneś mu go oddać przed zachodem słońca, bo jest to jedyna jego szata i jedyne okrycie jego ciała podczas snu. I jeśliby się żalił przede Mną, usłyszę go, bo jestem litościwy.

Pan zawsze usłyszy głos skrzywdzonych.

poniedziałek, 27 października 2008

Niech się weseli serce

ANTYFONA NA WEJŚCIE

Ps 105, 3-4

Niech się weseli serce szukających Pana. * Rozważajcie o Panu i Jego potędze, * zawsze szukajcie Jego oblicza.

Możemy być pewni – radość znajdziemy w Bogu. Ale radość znaleźć możemy jeszcze tu na ziemi, szukając Go.

piątek, 24 października 2008

Szatan

Wiele osób chciałoby zamknąć szatana w Muzeum Etnograficznym – podejrzewam wręcz, że sam szatan by tak chciał. Choćby taki diabeł Boruta, taki sympatyczny, swojski – niepokoju on nie wywoła; przeciwnie – każdy chętnie by go do serca przytulił.


Tymczasem szatan jest całkiem realnym bytem osobowym i wcale nie takim sympatycznym, za jakiego chciałby uchodzić. Pierwsze kontakty z nim owszem – mogą być sympatyczne. Na początku przecież szatan mówi człowiekowi: Ty jesteś najmądrzejszy, ty jesteś ponad wszystkich. Nie uznajesz norm? – masz rację: one są dla głupców, a nie dla ciebie. Ty sam możesz stanowić normy! Autorytety? – jakie autorytety!? Kto kreuje te autorytety? – to tylko rzeczywistość medialna, a nie autorytety! To egocentrycy skupieni na sobie, złaknieni pochlebstw i czołobitności, a nie autorytety! Sam dla siebie bądź autorytetyem! Kogo masz się słuchać? Kościoła – tych sklerotyków oderwanych od życia?! Popatrz, jak im się powodzi, a jak tobie – oni ciebie mają zrozumieć?


Szatan mówi człowiekowi dokładnie to, co on chce usłyszeć – u jednego taka rozmowa może wyglądać tak, jak ta powyżej, a u innego zupełnie inaczej. Kilka elementów jest wspólnych – pochlebstwo, które ma uśpić czujność, odrzucenie autorytetów oraz – co najważniejsze – wmówienie człowiekowi, że to on sam może stanowić normy. To jest przecież istotą grzechu pierworodnego. Jeśli człowiek sam zacznie decydować o tym, co jest dobre, a co złe, to utraci więź z Bogiem. Stanie się podatny na manipulację.


Często się ludziom wydaje, że oddziaływanie satana na człowieka jest zauważalne – nic bardziej błędnego. Szatan stara się być niewidoczny, a my nie zauważając go, przyjmujemy jego myśli, za swoje. Im bardziej stajemy się uzależnieni od grzechu, tym bardziej się jesteśmy podatni na jego podszepty; uzależniamy się co raz bardziej, aż w końcu mówmy szatanowi TAK.


Wtedy to okazuje się nagle, że człowiek już o niczym nie może stanowić. Jest już całkowicie uzależniony. Szatan nie może sam wejść do człowieka – to człowiek musi go tam wpuścić; ale gdy wpuści, to nawet jego ciało zaczyna należeć do szatana.


Czytajcie te teksty, które Magda publikuje na swoim blogu (

//boze-dziecie.bloog.pl/

). Uwolnienie dla tych, którzy powiedzieli szatanowi TAK nie przychodzi łatwo (ale mocą Chrystusa jest zawsze możliwe) – trwa miesiącami, a czasami nawet latami. Blog Magdy dla jednych będzie stanowił światełko, że z tego można wyjść, a dla innych może stanowić ostrzeżenie, do czego prowadzi TAK powiedziane szatanowi. Szatan cały czas krąży wokół nas, a my tego nie zauważamy, ulegamy mu, a nawet nie mamy tego świadomości. A on tylko czeka na TAK.


 


 


 


poniedziałek, 20 października 2008

Poradnik faryzeizmu

15 Wtedy faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Go w mowie. 16 Posłali więc do Niego swych uczniów razem ze zwolennikami Heroda, aby Mu powiedzieli: «Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. 17 Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie?»  (Mt 22)
 
Dziś poradnik fazyzeizmu. Proszę zwrócić uwagę na to, od czego faryzeusze zaczynają swój atak – liczą na to, że niezależnie od tego, jak Chrystus odpowie na zadane pytanie, będą mogli go dalej atakować; zaczynają jednak od czego innego – zaczynają od pochlebstwa: Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. 17 Powiedz nam więc 
 
Jak to może wyglądać dziś?
 
Można np. zaczać tak:
Nie chcę się dzisiaj spierać na światopoglądy katolicki i protestancki.
Chcę po prostu zwrócić na coś uwagę. Wszyscy szanują Jana Pawła II. Nikt (nawet ateiści), go nie Krytykuje. Polacy go kochają, albo przynajmniej szanują.
Nawet media dają różne audycje i wszystko niby jest Piękne i Wzruszające.
Ale przepraszam za słowo „wkurza mnie to”…
i dalej opisać, że wkurzające jest to, że telewizja tyle czasu poświęca rocznicy pontyfikatu, a katolicy przeciw temu nie protestują (a powinni, bo przecież te same telewizje nadają różne najbardziej zwyrodniałe filmy, jakie nakręcono – a więc albo, albo; powinniśmy wg autorki bloga protestować przeciwko temu, co te telewizje nadają, by zyskać prawo do oglądania programów o Papieżu. Skoro tego nie robimy, To tak jakby robić sobie uciechę z czyjegoś pogrzebu i drwić z jego życia. i nie mamy prawa do programów wspomnieniowych).


Dobrze jest temu nadać odpowiedni tytuł – Nie… typowo o 30. rocznicy polskiego pontyfikatu, jest dobrym tytułem (tytuł Nietypowo o 30. rocznicy polskiego pontyfikatu odpada, bo nie takie są intencje; złym tytułem jest jedak również NIE rocznicy polskiego pontyfikatu, bo to zbyt jednoznaczne) – do tego tytułu katolicy nie mają prawa się przyczepić, a kto inteligentny i tak zrozumie!
 
W samej dyskusji można mówić, iż JPII był zupełnie zwykłym człowiekiem, a jego śmierć była taką samą stratą dla świata, co śmierć sąsiada z klatki – i przeciw takim stwierdzeniom nie wolno protestować, bo przecież każdy ma prawo do swojego zdania.


Można też powiedzieć (to już sama autorka bloga) Są miasta na świecie, których wszyscy mieszkańcy narodzili się na nowo, wszyscy modlili się do Jezusa i te miasta wyszły z wszelkich nieszczęść i nędzy. Głoszą innym teraz Chwałę i Moc Jezusa.  To dlaczego, tak nie jest z Polską, skoro mieliśmy Wielkiego i Świętego Polaka? Jeszcze jak dodać do tego, że Maryja jest Królową Polski, to powinniśmy być przedsionkiem raju. To nie jest wcale drwina, tylko ja serio się nad tym zastanawiałam…, a tym samym sugerować, że skoro nieszczęścia i nędza nas nie omija, to winien jest temu Jan Paweł II i kult maryjny.


 


A więc zapamiętajcie – zaczynajcie od pochlebstwa; jak tak zaczniecie, nikt nie będzie się mógł do was przyczepić, że próbujecie jątrzyć, napuszczać jednych na drugich – nie, jesteście czyści. W treści notki możecie zacząć krytykować, ale nie tego, kogo chcecie skrytykować, lecz tych, którzy się na niego powołują. Dopiero w dyskusji można się posłużyć atakiem wprost; przy czym najlepiej kogoś podpuścić, by to on zaatakował, a wy staniecie jedynie w jego obronie – wtedy już atak można przypuścić na całego. No i tytuł – pamiętajcie, bardzo ważny jest tytuł – nie może być jednoznaczny, lecz taki, by z jednej strony nie można się było do niego przyczepić, a z drugiej taki, by ten, kto inteligentny, załapał, o co chodzi.
 
Pojętnych uczniów faryzeuszom nie brakuje.
 
 


sobota, 18 października 2008

Wszechmogący, wieczny Boże, spraw

KOLEKTA

Wszechmogący, wieczny Boże, spraw, aby nasza wola była zawsze Tobie oddana * i abyśmy szczerym sercem służyli Twojemu majestatowi. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, † który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków.


Człowiekiem, który w każdej minucie swojego życia postępował wg tych zasad, niewątpliwie był Jan Paweł II. 
Przepraszam, ale dziś nie będzie komentarza do bieżących czytań (choć od tego zacząłem), lecz refleksja po rocznicy pontyfikatu. Skłoniło mnie do tego to, co się działo na niektórych blogach. Okazało się bowiem, że rocznica stała się pretekstem dla niektórych osób do negowania wielkości Jana Pawła.


Pragnąłbym zwrócić uwagę, że świat wcale nie jest skory do zaliczania kogoś do tego grona wielkich – to grono wcale nie jest szerokie: Mahatma Ghandi, Matka Teresa z Kalkuty, Dalaj Lama, no i właśnie Jan Paweł II (wydaje mi się, że nikogo z tych największych nie pominąłem)
Tu nie chodzi o jakiś autorytet formalny (czyli wynikajacy z pełnionych funkcji) – nie ma w tym gronie innych przywódców religijnych, w tym innych papieży; gdyby wystarczył autorytet formalny, to by byli.
To są ludzie, którzy swoją postawą potrafili oddziaływać na wyobraźnię innych, potrafili kształtować postawy innych – i to nie pojedynczych osób, ale wielu; to są ludzie, którzy mieli realny wpływ na rozwój świata. 
To jest kategoria zobiektywizowana.


Czym innym jest uznawać czyjś autorytet, a tym bardziej kogoś kochać – jakiś tam Ateista ma prawo nie uznawać jego autorytetu (JPII może dla nie go nie być autorytetem), czy inna Dzidzia (to wszystko są pseudonimy z konspiracji) może go nie kochać, ale nikt nie ma prawa negować jego wielkość, czy twierdzić, że nie był autorytetem, lub głosić, że jego śmierć była dla świata taką samą stratą, jak śmierć sąsiada z klatki – nie wolno negować faktów. Negowanie faktów, to zwykłe kłamstwo, a na kłamstwie nie zbuduje się prawdy. I tym faktom nie przeczą konkretne wyjątki konkretnych osób.

Bóg też pozwolił zbuntować się niektórym aniołom, ale to wcale nie umniejsza Jego wielkości. Wielkości człowieka nie umniejsza to, że dla innego człowieka nie był on autorytetem i nie umniejsza to, że jakiś inny człowiek go nie kocha.

Jednak nawet ci, którzy nie uznają jego autorytetu, nie maja prawa twierdzić, że był on pseudoautorytetem, człowiekiem przepełnionym pychą, czy innych bzdur. Tak może mówić tylko ktoś, kto sam jest przepełniony pychą (dla takiej osoby wszyscy to zera), lub ktoś, kogo zaślepia nienawiść. 

czwartek, 16 października 2008

Umiem

12 Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. 13 Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. (Flp 4)


 


Czy każdy może to powiedzieć o sobie?


 


 


wtorek, 14 października 2008

Zedrze On na tej górze zasłonę

6 Pan Zastępów przygotuje
    dla wszystkich ludów na tej górze
    ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win,
    z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win.
7 Zedrze On na tej górze zasłonę,
    zapuszczoną na twarz wszystkich ludów,
    i całun, który okrywał wszystkie narody;
8 raz na zawsze zniszczy śmierć.
    Wtedy Pan Bóg otrze
    łzy z każdego oblicza,
    odejmie hańbę od swego ludu
    na całej ziemi,
    bo Pan przyrzekł.
9 I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg,
    Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi;
    oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność:
    cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia!

(Iz 25)


 


Nikt nie ma wątpliwości, iż Izajasz przygotowywuje nas do uczty po sądzie ostatecznym. Zapowiada ostateczne zbawienie dla tych, którzy zaufali Panu.


Zróćmy jednak uwagę na słowa:


7 Zedrze On na tej górze zasłonę,
    zapuszczoną na twarz wszystkich ludów,
    i całun, który okrywał wszystkie narody;
Co one dla nas znaczą? 


Dokładnie to, że póki co nie jesteśmy w stanie przekroczyć pewnej bariery poznania; dopiero od dnia sądu Pan będzie dostępny naszemu poznaniu – teraz nie jest.


A pamiętacie, że Jezus Zmartwychwstały jadł z uczniami ryby – a więc posiadał prawdziwe ciało? A jednocześnie pamiętacie, że wchodził przez zamknięte drzwi?


To ciało Chrystusa jest jednocześnie prawdziwe i jednocześnie inne; można przypuszczać, że nasze ciała ulegną takiemu samemu przeobrażeniu – jednocześnie będą prawdziwe, realne i jednocześnie inne, niż mamy teraz.


To wtedy Bóg stanie się dostępny naszemu poznaniu (Zedrze On na tej górze zasłonę).


 


 


 



sobota, 11 października 2008

Bałwochwalstwo

Na blogu Utracony Raj Nadia napisała komentarz dotyczący rzekomego bałwochwalstwa. Zacytuję może początek:

Odniosę się do tych twych słów ;-)
cytuje; „tobie one są niepotrzebne, bo dałem ci dar wyobraźni, uwrażliwiłem cię na piękno otaczającego cię świata, zaś ten twój bliźni, który siedzi obok ciebie nie otrzymał ode mnie tego daru, dlatego potrzebuje figurki,”

Kto wymyślił,te stwierdzenie?? ciekawi mnie to  ponieważ biblia zaprzecza temu stwierdzeniowi?? kto włożył w usta Jezusa słowa które on nie wypowiedział?? lecz sama biblia zaprzecza temu!
(Dzieje Apostolskie 17:24-31, Biblia Warszawska)

ale zachęcam do przeczytania całości.

Ponieważ temat jest ważny i ciągle powraca w różnych dyskusjach, może złamię konwencję swojego bloga i zacytuję własną odpowiedź:

To, na co się powołujesz w Dziejach Apostolskich dotyczy czego innego. Przeczytajmy:

24 Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką 25 i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko. (Dz 17)

Ten cytat dotyczy wszechobecności Boga i po prostu tego, że Bóg jest Bogiem, a nie jakimś bytem zależnym od człowieka (nie przytoczyłem całości wybranej przez Nadię – przez przypadek zresztą, ale niczego to nie zmienia – jak kto nie wierzy, niech zajrzy do Pima Świętego).
Natomiast wszystkie pozostałe cytaty, jakie przytoczyłaś, pochodzą ze ST (tylko ten jeden był nowotestamentalny).

Czy to Ciebie nie zastanawia?

Zakaz kreowania wizerunków był zakazem HISTORYCZNYM, tj odnoszącym się do konkretnych czasów. Pamiętaj, jak Żydzi wychodzili z Egiptu, nie stanowili jeszcze narodu – narodem stawali się dopiero podczas wędrówki. Gdyby Żydzi w tamtych czasach (sprzed wędrówki i z wędrówki) sporządzali jakiś wizerunek Boga, to okazałoby się, że cały plan zbawienia Izraela byłby niewykonalny – oni musieli wędrować, by stać się narodem (zwróć przy tym uwagę, że wędrowali znacznie dłużej, niż było to potrzebne do pokonania odległości).

Gdyby wznosili posągi i świątynie, nie mogliby wędrować! Mało – groziłoby to, że te posągi na obcej ziemi stawałyby się tzw. ośrodkami skupienia; tymczasem w planach Bożych było to, by kultura żydowska była kulturą ludu pielgrzymującego za swoim Panem.

Ten główny ryt przejęło chrześcijaństwo i bez niego nie byłoby chrześcijaństwa.

Czy jednak z tego wynika, że nadal ten zakaz obowiązuje?

Nie, bo nie musi – Kościół jest Kościołem Pielgrzymującym. Jest to tak mocno wryte w świadomość wierzących, że żadne posągi i świątynie tego już nie zmienią.

Nie, bo niczym to już nie grozi. W dzisiejszych czasach już nie grozi to, by ludzie np. moc sprawczą cudów upatrywali w obrazie, a nie w Bogu (za czasów Lutra w Europie nie było to może jeszcze takie oczywiste i dlatego on powracał do tego wątku); jak ktoś doznaje uzdrowienia np. Lourdes to nie jakąś mocą figurki Matki Bożej, lecz mocą Bożą za sprawą modlitwy wstawienniczej samej MB (a nie figurki przecież). (A tak przy okazji coś z tego lęku w kościele pozostało – prawie że nie ma wizerunków Boga-Ojca, co najwyżej Syna, bo On był zarazem człowiekiem, a zdecydowana większość wizerunków dotyczy zwykłych ludzi z Matką Boską na czele)

Tymczasem wielu osobom wizerunek pomaga skupić się na modlitwie, pomaga unikać rozproszeń. Sama zresztą spróbuj – zapraszam Ciebie na swój blog poświecony modlitwie (//modlitwa-kontemplacyjna.blogspot.com/)

piątek, 10 października 2008

Królestwo Boże będzie wam zabrane

42 Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach. 43 Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce. 44» (Mt 21)


Te słowa wielokrotnie były wykorzystywane jako uzasadnienie antysemityzmu. Myślę, że nade wszystko należy na nie patrzeć, jako na na próbę wstrząśnięcia faryzeuszami, a w drugiej kolejności, jako próbę wstrząśnięcia nami – dziedzicami faryzeuszy, którzy, jak to faryzeusze, nie poczuwają się do tego, że nimi są.


Przymierze zawarte z Izraelem jest nieodwołalne – choć to wydaje się być całkowicie nierealne, będziemy jeszcze stanowić z naszymi starszymi braćmi w wierze, jeden Kościół.

środa, 8 października 2008

O nic się już zbytnio nie troskajcie

6 O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! 7 A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.  (Flp 4)

Jeśli wydaje się nam, że to my jesteśmy panami naszego życia, to nikogo o nic prosić nie będziemy; jeśli jednak prawdziwie uznamy, że to On jest naszym Panem, to w KAŻDEJ sprawie będziemy zdawać się na Niego.

poniedziałek, 6 października 2008

Owoce w winnicy

1 Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi
    pieśń o Jego miłości ku swojej winnicy!
    Przyjaciel mój miał winnicę
    na żyznym pagórku.
2 Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni
    i zasadził w niej szlachetną winorośl;
    pośrodku niej zbudował wieżę,
    także i tłocznię w niej wykuł.
    I spodziewał się, że wyda winogrona,
    lecz ona cierpkie wydała jagody.
(Iz 5)

Jakim jestem owocem? Czy aby nie cierpką jagodą?

sobota, 4 października 2008

Wszystko podlega Twej władzy

ANTYFONA NA WEJŚCIE                                   
Est 13, 9. 10-11

Panie, wszystko podlega Twej władzy * i nikt nie może sprzeciwić się Twej woli. * Ty bowiem stworzyłeś wszystko: * niebo i ziemię, i cokolwiek istnieje w przestworzach niebios. * Ty jesteś Panem wszechświata.

Czasami wydaje się nam, że to my stworzyliśmy świat, że wszystko podlega naszej władzy, że to my jesteśmy panami świata.

Czasami Pan nie ma innego wyjścia niż sprawić, by wszystko szło nam jak po grudzie, byśmy zauważyli, że to jednak On jest Panem.

czwartek, 2 października 2008

Podobnym do ludzi

lecz ogołocił samego siebie,
    przyjąwszy postać sługi,
    stawszy się podobnym do ludzi.
    A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
8  uniżył samego siebie,
    stawszy się posłusznym aż do śmierci –
    i to śmierci krzyżowej.


 


(Flp 2)


 


Niedawno u Basi była notka nt. boskości Jezusa – tu mamy kolejny cytat, który nie pozostawia żadnych wątpliwości. Św. Paweł pisze wyraźnie, że Chrystus był jedynie „podobnym do ludzi”;  pisze też „A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka”. Skoro „podobnym do ludzi”, to sam człowiekiem nie był, skoro „A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka”, to człowiekiem nie był.


 


 


 


niedziela, 28 września 2008

Dopełnijcie mojej radości

2 dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, 3 a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. 4 Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! (Flp 2)

Pan każdemu daje jakiś talent – każdemu inny. Jednemu intelekt, drugiemu umiejętność odnajdowania istoty rzeczy, trzeciemu intuicję etyczną, czwartemu żarliwość w modlitwie… Każdy z nich ma prawo czuć się lepszy od innych, bo rzeczywiście w czymś nad innymi góruje. A jednak Paweł mówi wyraźnie w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie

Barbara początkowo gościła jedynie na innych blogach – swojego zaczęła prowadzić dopiero od początku roku. Szybko się okazało, że jej blog stał się najwyżej stojącym w rankingach onetu w grupie blogów o tematyce religijnej, zdecydowanie wyprzedzając blogi tych, którzy Barbarę namawiali do jego założenia. Teraz właśnie trwa zmasowany atak na Barbarę; prym wiedzie Ateista, ale do ataku przyłączyli się i inni. W tych atakach wykorzystywane jest to, co Basię boli najbardziej – okazywanie wyższości w stosunku do niej ze względu na jej brak wykształcenia. A przecież Paweł mówi wyraźnie w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie.  A Barbara przewyższa nas wszystkich żarliwością swojej wiary. Właśnie prostota w najlepszym znaczeniu tego słowa, płynąca z tego nakazu 37 Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. (Mt 5) sprawia, że tyle osób do niej przychodzi i tak ceni sobie to, co ona pisze. Z drugiej jednak strony drażni to innych – tych, którzy chcieliby trzymać rząd dusz…

sobota, 27 września 2008

Wy mówicie

25 Wy mówicie: „Sposób postępowania Pana nie jest słuszny”. Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne? 26 Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. 27 A jeśli bezbożny odstąpił od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. 28 Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze.  (Ez 18)


 


Czego każdemu życzę.


czwartek, 25 września 2008

Gdy więc przyszli pierwsi

10 Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. 11 Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, 12 mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty”.  (Mt 20)


Czy i my nie szemramy? (no bo inni mądrzejsi, zdolniejsi, młodsi?) Dzielnie znosiliśmy trudy życia, nie skarżyliśmy się, a Ty nie masz dla nas specjalnej nagrody, specjalnego wyróżnienia?

środa, 24 września 2008

Łańcuszek

No i wpadłem w łańcuszek – wywołała mnie Iza. Do tej pory wszelkim łańcuszkom dawałem odpór, ale tym razem ze względu na stawiane pytania:
Dlaczego piszę bloga?
Co daje mi blog?
Jak blog zmienił moje życie?
sądzę, że powinienem odpowiedzieć. Czas stawiania tych pytań wypada niemal dokładnie w drugą rocznicę mojego blogowania (startowałem 3 września 2006 roku) – pora więc na jakieś podsumowania.

Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to łatwo mi odpowiedzieć, jak to się zaczęło: Od jakiegoś czasu przeczesywałem inetrnet w poszukiwaniu „Listów o miłości”; ponieważ od samego początku były one tekstem publicznym, mogłem przypuszczać, że ktoś już je umieścił w internecie. Tak jednak nie było. W tym czasie otrzymałem maila od osoby, która nazywała się tak samo, jak adresatka listów (ale która była zupełnie inną osobą) - zapraszała mnie do odwiedzenia pewnego bloga. Blog ten mnie nie zachwycił. ale wtedy odkryłem bloga Angeliki (niestety, już go nie prowadzi) – przekonałem się, że blog, to całkiem sympatyczna forma.

Dlaczego założyłem swojego bloga? – bo chciałem innych zarażać swoim spojrzeniem na Boga i miłość.
Nie mogę napisać, że go pisałem, bo przecież ten tekst powstawał dwadzieścia lat wcześniej! Ale przez to istotna była druga decyzja – co dalej?, gdy już „Listy..” się skończyły. Wydawało mi się wówczas, że nie mogę tego bloga tak po prostu zamknąć, że są ludzie (i co dla mnie ważne – ludzie młodzi), którzy przyzwyczaili się do tego, co piszę i chcieliby móc to czytać nadal.

Co więc dawał mi blog?
Dawał poczucie, że to, co robię, komuś służy; poczucie, że pomagam w zrozumieniu sensu naszego pobytu tu na ziemi, że pomagam w nabraniu właściwej (bo nieskończonej) perspektywy do własnego życia, bo pokazuję, że nie sposób sensownie mówić o miłości, nie mówiąc o Bogu..

Czy rzeczywiście tak było?
Myślę, że to tylko moje marzenia. Sam doprowadziłem do tego, że się nigdy nie spełniły – za dużo pisałem o sobie, o swoich problemach… Sam odstraszyłem wszystkich, których „Listy..” przyciągnęły. Nie ma już nikogo z tych pierwszych czytelników – wiele osób odeszło po angielsku, ale częste były również huczne rozstania.

Jak więc blog zmienił moje życie?
Zdemaskował mity. Nie pozwolił na utrzymywanie w sobie przekonania, że świat ptrzebuje mnie takiego, jaki jestem, że mam co dawać… Mój czas już minął…

* * *
Do kogo teraz kieruję te pytania?
- Do Basi-Ewy,
- Metonimii,
- Paola,
- Malbii
- i Czardasza.

Jest więcej osób, którym chętnie zadałbym te pytania, ale albo nigdy nie prowadziły swoich blogów (jak Moherek, czy Nela), albo ich blogi zamierają (nowych notek albo nie ma wcale, albo pojawiają się sporadycznie), lub też małe jest prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie do mnie zajrzą (do dwóch ostatnich grup należy wspomniana wcześniej Angelika, należy Paulinka, należy Gwiazdeczka, Teri, Kamisia, Anna, Ania, Angel, Iwka czy Tadeusz nie mówiąc już o tych, których od dawien dawna tu nie było). Ale oczywiście jakby ktoś z nich, lub ktoś, kogo w ogóle nie wymieniłem, podjąłby ten łańcuszek, to byłoby mi bardzo miło. Wszyscy mogą się czuć przeze mnie zaproszeni.

poniedziałek, 22 września 2008

Wzywajmy

Ps 145, 2-3, 8-9, 17-18
Refren: Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.
Każdego dnia będę Ciebie błogosławił *
i na wieki wysławiał Twoje imię.
Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały, *
a wielkość Jego niezgłębiona.


Refren: Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.
Pan jest łagodny i miłosierny, *
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest dobry dla wszystkich, *
a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył.

Refren: Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.
Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach *
i łaskawy we wszystkich swoich dziełach.
Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, *
wszystkich wzywających Go szczerze.

Refren: Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.


Wzywajmy Go!

sobota, 20 września 2008

Szukajcie Pana


6 Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, 
    wzywajcie Go, dopóki jest blisko! 
7 Niechaj bezbożny porzuci swą drogę 
    i człowiek nieprawy swoje knowania. 
    Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, 
    i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu. 
8 Bo myśli moje nie są myślami waszymi 
    ani wasze drogi moimi drogami – 
    wyrocznia Pana. 
9 Bo jak niebiosa górują nad ziemią, 
    tak drogi moje – nad waszymi drogami 
    i myśli moje – nad myślami waszymi.
                                                                   (Iz 55)


Czy to możliwe, by Pan nie pozwolił się znaleźć?
Czy to możliwe, by Pan nie był blisko?


* * *


Zagrożeniem dla nas samych są nasze myśli, nasze pragnienia – łatwo wybieramy nie te drogi, które Pan nam wskazuje, lecz te, które nam wydają się atrakcyjniejsze. Myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami; nie szukamy tych właściwych dróg, lecz szukamy własnych. Wydaje nam się, że wybieramy to, co najlepsze, a tymczasem narażamy się na to, że już nigdy nie usłyszymy Boga, który stoi obok nas i do nas woła…

środa, 17 września 2008

ale po to, by świat został przez Niego zbawiony

17 Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. (J 3)

Posłuchajmy zresztą dalej (czytanie niedzielne kończyło się w tym miejscu):

18 Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. 19 A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. 20 Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. 21 Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu».


Tym razem przedstawiłem dalszy ciąg ewangelii, by zwrócić uwagę na pewną bardzo istotną sprawę - to, że Chrystus zbawił świat nie zmienia faktu, że nasze zbawienie zależy jednocześnie od nas samych. Jezus nas zbawił, ale jednak ostateczna decyzja leży po naszej stronie.

poniedziałek, 15 września 2008

Aby na imię Jezusa …

9 Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył
    i darował Mu imię
    ponad wszelkie imię,
10 aby na imię Jezusa
    zgięło się każde kolano
    istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.

(Flp 2)


Jeśli czasami wydaje Ci się, że jesteś całkowicie bezbronna (bezbronny), to dobrze:) Bo to przed Nim zegnie się każde kolano; nawet wtedy, gdy jesteś bezbronna (a wręcz szczególnie wtedy) Twoją mocą, Twoim oparciem, Twoją siłą jest Chrystus!

sobota, 13 września 2008

Uniżył samego siebie

6 On, istniejąc w postaci Bożej,
    nie skorzystał ze sposobności,
    aby na równi być z Bogiem,
7 lecz ogołocił amego siebie,
    przyjąwszy postać sługi,
    stawszy się podobnym do ludzi.

    A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, 8 uniżył samego siebie,
    stawszy się posłusznym aż do śmierci –
    i to śmierci krzyżowej.    (Flp 2)



My przeciwnie – wolimy się wywyższyć, udając, że jesteśmy równi Bogu.

niedziela, 7 września 2008

Nikomu nie bądźcie nic dłużni

 8 Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. (Rz 13)

Nam prawo kojarzy się z kodeksem karnym. Tymczasem dla Żydów Prawo, to coś znacznie więcej niż paragrafy wymagające wypełnienia – to przepis na dobre życie. Jeśli więc św. Paweł pisze Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo, to pisze, że taki człowiek wypełnił sens swojego życia.