czwartek, 29 grudnia 2011

„Wszedł do Niej”

W odpowiedzi Mirkowi:


Dlaczego zwracam taką uwagę na to, czy anioł się ukazał, czy jedynie wszedł do Niej?
Gdy anioł się ukazuje, to już to widzenie obiektywizuje samo wydarzenie – nie grozi to, co zawsze w takich przypadkach jest największym zagrożeniem, że człowiek spotka samego siebie! Gdy ukazuje się anioł wiemy, że za tym wydarzeniem stoi ktoś większy od nas samych – najprawdopodobniej sam Bóg!


(choć oczywiście pewności nie ma – to może być sztuczka szatana)


 


Umówmy się jednak, że większości z nas nigdy żaden anioł się nie ukaże!


 


To bardzo charakterystyczne, że w najważniejszym w historii ludzkości objawieniu anioł również się nie ukazał!


Jak pisze Łukasz Anioł wszedł do Niej i rzekł.
Osoba, która doznaje takiego objawienia słyszy słowa swego anioła dokładnie tak samo, jak własne myśli. Czuje, że te myśli pochodzą od Ducha Świętego (bo to się czuje, choć większość księży mówi, iż czuje się tylko skarpetki, a w wierze niczego się nie czuje), ale tak na prawdę te myśli nie różnią się niczym od własnych myśli.


Przypomnijmy, co mówił anioł – Bądź pozdrowiona, pełna łaski. Pan z Tobą. Maryja słyszy te myśli, czuje, że to przemawia Duch Święty…


Ale czytajmy, co pisze Łukasz – Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Jej umysł pracuje na wielkich obrotach i stara się zobiektywizować to wydarzenie – doskonale pamięta to, o tych skarpetkach, a przez to wie, że swoim rozumem, musi rozstrzygnąć, czy to jej myśli, czy też rzeczywiście myśli pochodzące od Ducha Świętego? To jest przecież największe zagrożenie życia wiarą – że zamiast spotkać Ducha Świętego, spotka się samego siebie!


Wysłannik Boży doskonale wyczuwa to zaniepokojenie i zaczyna od łagodnych słów: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Początek brzmi nieźle i rzeczywiście uspokaja. Ale dalsze słowa burzą to kompletnie: Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On …
To jest ten moment, w którym owa weryfikacja rozumem nie przechodzi! Jaki syn! Co to ja nie wiem, skąd się biorą dzieci!. U Łukasza te słowa zostały zapisane jako Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?. To nie jest pytanie do anioła – to jest wynik weryfikacji własnym rozumem zdarzenia, o którym Maryja pierwotnie czuła, że jest spotkaniem z Duchem Świętym (A jednak kapłani z tymi skarpetkami mają rację!)


Wydawać by się mogło, że misja anioła przegrana. A jednak anioł się nie poddaje i po prostu odpowiada na pytanie, które było jedynie pytaniem retorycznym: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego.
To, co wcześniej rozum Maryi odrzucił jako nielogiczne (a przez to nie mogące pochodzić od Boga – pamiętajmy Bóg jest ponad naszą miarę logiczny), nagle okazuje się, że jest przepełnione wewnątrzną logiką!


No tak – to mówi Bóg! I jeszcze te szczegóły dotyczące Elżbiety – jakby to nie był wysłannik Boży, jakby to było kłamstwo, to nie mówiłby takich rzeczy, bo przecież są one łatwo sprawdzalne!
To w tym momencie Maryja swoim rozumem ostatecznie zweryfikowała, iż rzeczywiście do Niej przemawia nie kto inny, lecz sam Duch Święty!


Ta konstatacja oznaczała jedno – zgodę Maryi Oto ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa. To FIAT było natychmiastowe (nie zadawała już żadnych innych pytań) i było bezwarunkoweo (no dobrze, niech już tak będzie, ale… – niczego takiego nie było). Misja anioła zakończona – jak napisał Łukasz Wtedy odszedł od Niej anioł.


W tym czytaniu, które przypadało na tamtą niedzielę, nie było już hymnu Magnificat, ale przypomnę, że właśnie bezpośrednio po owym FIAT, Maryja odśpiewała ten hymn. To bardzo ważny szczegół, bo obrazuje on, jak nasza zgoda na wypełnienie woli Bożej (choćby po ludzku najstraszniejszej – bo po ludzku patrząc zgoda Maryi oznaczała dla niej śmierć), wypełnia nas bezgraniczną radością.


* * *


Zwracałem uwagę, że to bardzo charakterystyczne, że najważniejsze w historii ludzkości objawienie niczym w swej istocie nie różniło się od tych naszych objawień, jakie sami przeżywamy…


Jaki z tego wyciągam wniosek? – że było tak, bo Bóg chciał, by Maryja była dla nas naszym największym wzorem!
Pamiętajmy, do każdego z nas Bóg może przyjść, może przedstawić Swoją wolę wobec nas, a my powinniśmy postępować dokładnie tak, jak Maryja – czując, że to mówi do nas Duch Święty, powinniśmy starać się własnym rozumem zweryfikować, czy to rzeczywiście On (szukając w tych myślach jakiś sprzeczności, nielogiczności), a gdy przekonamy się ostatecznie, iż to rzeczywiście przyszedł Duch Święty, powinniśmy natychmiastowo i bezwarunkowo wypowiedzieć swoje FIAT.


Ostatecznym potwierdzeniem stanie się wielka radość, która nas ogarnie.


 


 


środa, 28 grudnia 2011

Post scriptum

Kochani, staracie się przekonać mnie, że nie nadaję się do prowadzenia bloga, mało, że nie nadaję się do jakichkolwiek kontaktów z ludźmi – ale nie bardzo wiem, po co?


Jestem, jaki jestem i mój blog jest taki, jaki jest. Uznałem, że przynosi więcej zła, niż dobra, więc pora go zamknąć. 18 grudnia minęło właśnie 5 lat od pierwszej notki – a więc i tak dochodzenie do tej decyzji zajęło mi sporo czasu – ale dodatkowo nie musicie mnie przekonywać.


Wyraźnie podkreślam, że wbrew temu, co napisał Lekuś, nie szukam pretekstu do tego, by zamknąć blog ze względu na zniechęcenie w jego prowadzeniu, wynikające z małej liczby czytelników – jeśli już miałbym szukać pretekstu, to do jego prowadzenia, bo istnieją poważne powody, dla których chciałbym go nadal prowadzić. Jedyny powód, dla którego przestałem pisać jest taki, że z mojego pisania wynika więcej zła, niż dobra. Właśnie w tej chwili dostałem maila od Moherka, który napisał: Napiszę tylko tyle: przeproś Matkę Bożą. Jest za co. A jeśli  chodzi o blog to tym razem przyznaję Ci rację. Nie można czytać z zaufaniem komentarzy do czytań z Pisma Św. pisanych przez człowieka, który interpretuje postać Maryi tak jak Ty to robisz. Więc masz rację, że nie piszesz dalej.


Nie zgadzam się z Moherkiem, że mam za co Maryję przepraszać – Maryja jest dla mnie największym wzorem gotowości do przyjęcia Boga, który przychodzi do nas i wywraca do góry nogami nasze życie. Przychodzi i ma dla nas najlepszy plan, który jest też najlepszy dla całego świata. I wcale taki plan wcale nie musi oznaczać ciepełka i ogólnego szczęścia – najczęściej przewraca kompletnie nasze życie. A my możemy ten plan przyjąć i wypełnić, a możemy też odrzucić – Bóg dał nam przecież wolność.


Maryja powinna być dla każdego/każdej z nas wzorem, który mamy naśladować. I nie możemy się tu wymawiać, że Maryja to co innego, że gotowość do rezygnacji z własnych planów dotyczyła tylko Maryi, a nie nas, bo ona była wyjątkowa, a my jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi. Nie możemy się tak usprawiedliwiać… Nie wolno nam! 


Jeśli Pan przychodzi do nas z planem na nasze życie, to choćby ten plan całkowicie wywracał nasze o nim (życiu) wyobrażenia, to On daje nam siłę, by go wypełnić.


Tego wszystkiego jestem absolutnie pewien.


Absolutnie jestem pewien, ale okazuje się, że to moje spojrzenie jest zupełnie nie do przyjęcia dla osób na prawdę głęboko wierzących. 


Bardzo wysoko sobie cenię Moherka i wiem, że to co Moherek napisał, płynie z głębokiej troski. Reakcja Basi, choć ogólnie nie do przyjęcia, płynęła też z jej przekonań i wg niej była konieczną obroną Maryi.


Z tym wszystkim muszę się liczyć.


Jestem absolutnie pewien swojego spojrzenia, ale póki co jest ono dla innych nie do przyjęcia. Tak, jak napisał Moherek, lepiej będzie, jeśli nie będę pisał dalej – nikogo już niepotrzebnie nie sprowokuję do gniewu i nikogo nie urażę swoimi sformułowaniami.


(a za pół roku onet wykasuje bloga)


 


 


sobota, 17 grudnia 2011

Jakże się stanie…

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.
Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski. Pan z Tobą”.
Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.
Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.
Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”.
Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.
Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.


(Łk 1,26-38)


 


Zawsze zachwycało mnie to, że Maryja była taka pyskata (Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? – dzieckiem przecież nie była, miała kilkanaście lat i dobrze wiedziała, stąd się biorą dzieci), a jednak potrafiła zawierzyć aniołowi. Jej pokora nie była taka bezwolna, płynąca ze zwykłej ciapowatości - to była pokora osoby bardzo młodej, ale osoby, która szła przez życie z podniesionym czołem, która potrafiła przyjąć każde objawienie (nawet sprzeczne ze wszelkim doświadczeniem), gdy tylko czuła, że za tym objawieniem stoi sam Bóg.


 


Lubimy Maryję tytułować w najwymyślniejszy sposób, ale prawdziwa jej wielkość tkwi w tym co najprostsze – właśnie w tym, że to, co słyszała uszami wiary, było dla niej ważniejsze od tego, co mówił jej rozum (niezaleznie od tego, że zapewne ceniła sobie swój rozum).


 


wtorek, 13 grudnia 2011

Co zauważyła Anna

Przy okazji mojej notki na bardzo ciekawą rzecz zwróciła Anna__:
„Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu” – też zwróciłam uwagę na te właśnie słowa w czasie dzisiejszej Mszy Świętej. Tyle że mnie uświadomiły to, że Jan chrzcił tam, gdzie mieszkali Łazarz, Marta i Maria – przyjaciele Jezusa. Jakoś nigdy wcześniej tego nie skojarzyłam. 
Jeszcze nie wiem, dlaczego akurat ten szczegół mnie ‚dotknął’…
Anna____, 2011-12-11 22:55


Od razu się przyznałem, że:
Ponieważ ja nie jestem taki biegły w topografii, to gdyby nie Twoje wyjaśnienie, tego bym nigdy nie zauważył (a oczywiście masz rację). Ale skoro tak, to jest to dowód na to, jak ważne było przygotowywanie ludzi przez Jana na przyjście Jezusa. Skoro do Jana ściągali ludzie z całego Izraela, to przecież w pierwszej kolejności ci, którzy mieszkali w pobliżu. Jest oczywiste, że całe rodzeństwo zostało odpowiednio przygotowane na przyjście Jezusa – i to tak, że wszyscy stali się Jego przyjaciółmi.
A zatem odnosząc to do nas, wskazuje to na wagę w naszym przyjmowaniu Janów Chrzcicieli, którzy do nas przychodzą – z jednej strony sami mamy być Janami Chrzcicielami, ale z drugiej musimy umieć przyjmować Janów Chrzcicieli, którzy do nas przychodzą. Bez tego grozi nam, iż nie zauważymy samego Chrystusa, gdy powtórnie przyjdzie.
~Leszek, 2011-12-11 23:16


Bardzo mi było miło przeczytać po tym:
Dzięki za podpowiedź, Leszku :)
Anna____ 2011-12-11 23:26


 


Bardzo to fajne, jak ktoś mi zwróci uwagę na coś, czego sam nigdy bym nie zauważył:)


 


 


sobota, 10 grudnia 2011

Głos wołającego…

Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz [posłanym], aby zaświadczyć o światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?” Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?” Odparł: „Nie!” Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?” Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?” Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.    (J 1, 6-8 19-28)


 


To końcowe zdanie Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu., służy jednemu tylko celowi – chodzi w nim o to, by podkreślić, iż to, co zostało opowiedziane wcześniej, zdarzyło się naprawdę, że to jest opis konkretnych zdarzeń.
Jednak prawdą jest również to, co pisałem przed tygodniem o tym, że „Wszyscy jesteśmy Janami Chrzcicielami”. Powinniśmy więc być głosem wołających na pustyni (czy na puszczy – jak było w tłumaczeniu ks. Wujka) i zapowiadać ponowne przyjście tego, któremu nie jesteśmy godni odwiązać rzemyka u Jego sandała.


 


 


sobota, 3 grudnia 2011

Wszyscy jesteśmy Janami Chrzcicielami

Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni:
Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego”.
Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy.
Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”.


(Mk 1,1-8)


Wszyscy jesteśmy Janami Chrzcicielami. Każdy z nas i każda z nas jest do tego powołany, by zapowiadać przyjście Jezusa.
Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym – i to, jak sądzę, sprawiało, że był dla innych wiarygodny. Gdy wystąpił na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów jego słowa i jego wygląd stanowiły jedno…
Wszyscy jesteśmy Janami Chrzcicielami. Też mamy wzywać do nawrócenia, a nasz wizerunek ma być czytelnym znakiem, że sami jesteśmy na tej drodze…