sobota, 28 maja 2011

Zapowiedź Pocieszyciela

(15) Jeśli Mnie miłujecie, będziecie zachowywali moje przyka­zania.  (16) A Ja będę prosił Ojca i da wam innego Wspomoży­ciela, aby pozostał z wami na zawsze,  (17) Ducha Prawdy, któ­rego świat nie jest w stanie przyjąć, ponieważ ani Go nie widzi, ani nie zna. Wy Go znacie, bo przebywa wśród was i będzie w was.  (18) Nie pozostawię was sierotami, lecz powró­cę do was.  (19) Jeszcze trochę, a świat już Mnie nie zobaczy. Wy jednak będziecie Mnie widzieć, ponieważ Ja żyję i wy bę­dziecie żyć.  (20) W owym dniu poznacie, że Ja jestem w moim Ojcu, wy we Mnie, a Ja w was.  (21) Kto zna moje przykazania i postępuje według nich, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie mi­łuje, doświadczy miłości mego Ojca i Ja także go umiłuję i mu się objawię". (J 14)

Znamienne dla dzisiejszych czasów jest to, że z takim trudem i tak rzadko zdarza nam się, znaleźć tę drugą osobę, z którą odnajdujemy wzajemne zrozumienie, z którą dzielimy nasze radości i która tak, jak nikt inny potrafi pocieszyć w chwilach naszego zwątpienia…

Wczoraj ktoś odwiedził Świadków… i przypomniał mi tę oto notkę (gorąco zachęcam jej przeczytania) – jest w niej mowa m. in. o tym, jak to ci, którzy są już po tamtej stronie życia, starają się nam pomagać; ale też o tym, kiedy ta pomoc okazuje się nieskuteczna – „kiedy poddajesz się złym myślom, depresji, zniechęceniu, rozpaczy, nasza łączność rwie się i zanika. Wtedy nie mogę ci już tak pomagać, a to jest duży „ból” ”

Skoro tyle mogą zwykłe dusze czyśćcowe, to o ileż więcej może Duch Pocieszyciel. Ale pamiętajcie On też jest ograniczony naszą wolą, On też nie może nic wbrew naszej woli…

środa, 25 maja 2011

Ja jestem krzewem winnym

Dziś nietypowo, bo czytanie ze środka tygodnia – ale czego się nie robi dla stałych czytelników:




1 Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który [go] uprawia. 2 Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. 3 Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. 4 Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. 5 Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. 6 Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. 7 Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. 8 Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. (J 15)



Ten tekst nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.


I dalej beze Mnie nic nie możecie uczynić.


I wreszcie Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.



Gdy więc w poprzedniej notce napisałem my, jako owe „żywe kamienie” o tyle tylko jesteśmy przydatni, o ile oparci jesteśmy o kamień węgielny. Sami z siebie do niczego nie jesteśmy przydatni, napisałem coś, co jest bardzo silnie umocowane w Piśmie Świętym. 



Czy tak ostro stawiana sprawa umniejsza naszą podmiotowość?



Absolutnie NIE – o naszej podmiotowości decyduje wolność, jaka została nam dana! To my wybieramy drogę i jesteśmy za ten wybór odpowiedzialni.







sobota, 21 maja 2011

Kamień węgielny

4 Zbliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, 5 wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa. 6 To bowiem zawiera się w Piśmie: Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, drogocenny, a kto wierzy w niego, na pewno nie zostanie zawiedziony. 7 Wam zatem, którzy wierzycie, cześć! Dla tych zaś, co nie wierzą, właśnie ten kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się głowicą węgła - 8 i kamieniem upadku, i skałą zgorszenia. Ci, nieposłuszni słowu, upadają, do czego zresztą są przeznaczeni. 9 Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła (1P 2).



Dziś, by zrobić fundamenty, w wykopanym rowie trzeba przygotować szalunek, ułożyć zbrojenie i zalać betonem. W czasach Chrystusa betonu jeszcze nikt nie znał i dla dobrego zrobienia fundamentów najważniejsze było położenie kamieni narożnych, czyli kamieni węgielnych (to określenie nie pochodzi od węgla, lecz od węgła, czyli narożnika). Wybierano na nie najlepsze kamienie, bo na nich wspierały się inne; moc całego fundamentu zależała właśnie od tych narożnych.

Przypominam o tym, bo bez tej wiedzy nie da się zozumieć listu Piotra. Budowniczowie rzeczywiście wybierali kamienie – ze wszystkich, jakie mieli, wybierali cztery najlepsze, które umieszczali w narożnikach fundamentu przyszłego domu. Chrystus był przez współczesnych Piotrowi odrzucony i stąd to określanie Chrystusa z jednej strony mianem kamienia odrzuconego, ale z drugiej określany mianem kamienia węgielnego – bo był „u Boga wybranym”.



Z tej samej perspektywy trzeba spojrzeć również na nas samych – my, jako owe „żywe kamienie” o tyle tylko jesteśmy przydatni, o ile oparci jesteśmy o kamień węgielny. Sami z siebie do niczego nie jesteśmy przydatni – jesteśmy budowani jako duchowa świątynia, by stanowić duchowe kapłaństwo, o ile wspieramy się na Chrystusie.



sobota, 14 maja 2011

Co bowiem za chwała?

20 Co bowiem za chwała, jeżeli przetrzymacie chłostę jako grzesznicy? – Ale to się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. 21 Do tego bowiem jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami. 22 On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu. 23 On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie. 24 On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości – Krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni. 25 Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych. (1 P 2) 



Jeszcze raz: Ale to się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani. 

sobota, 7 maja 2011

Droga do Emaus

(13) Tego samego dnia dwóch z nich szło do wsi zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem.  (14) Rozmawiali ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło.  (15) Gdy tak roz­mawiali i zastanawiali się, sam Jezus przybliżył się do nich i szedł z nimi.  (16) Lecz ich oczy były jakby przyćmione i nie mogli Go rozpoznać.  (17) Odezwał się do nich: „Cóż to za roz­mowy prowadzicie ze sobą w drodze?". Przystanęli smutni.  (18) Jeden z nich, któremu na imię było Kleofas, podjął rozmo­wę: „Jesteś chyba jedynym z przebywających w Jeruzalem, który nie dowiedział się o tym, co się tam w tych dniach sta­ło?".  (19) Zapytał ich: „O czym?". Wtedy Mu powiedzieli: „O Je­zusie z Nazaretu, proroku potężnym w czynie i słowie przed Bogiem i wobec całego ludu.  (20) Wyżsi kapłani i nasi przywód­cy wydali na niego wyrok śmierci i ukrzyżowali Go.  (21) A my mieliśmy nadzieję, że to On wyzwoli Izraela. Tymczasem upływa już trzeci dzień od tego wydarzenia.  (22) Co więcej, nie­które z naszych kobiet wprawiły nas w zdumienie. Gdy wcze­snym rankiem poszły do grobu,  (23) nie znalazły Jego ciała. Wróciły, mówiąc, że widziały aniołów, którzy zapewnili, że On żyje.  (24) Niektórzy spośród nas poszli do grobu i zastali wszystko tak, jak powiedziały kobiety, ale Jego nie widzieli".  (25) Wtedy On im powiedział: „O nierozumni i leniwi w sercu! Nie wierzycie w to wszystko, co powiedzieli prorocy!  (26) Czyż Chrystus nie musiał tego cierpieć i wejść do swej chwały?".  (27) I zaczynając od Mojżesza, przez wszystkich proroków, wy­jaśniał im, co odnosiło się do Niego we wszystkich Pismach.  (28) I zbliżyli się do wsi, do której zdążali, a On sprawiał wraże­nie, że idzie dalej.  (29) Lecz oni nalegali: „Zostań z nami, gdyż zbliża się wieczór i dzień dobiega końca". Wszedł więc, aby pozostać z nimi.  (30) Gdy zasiedli do stołu, On wziął chleb, od­mówił modlitwę uwielbienia, połamał i dawał im.  (31) Wtedy otworzyły się im oczy i rozpoznali Go. Lecz On stał się dla nich niewidzialny.  (32) I mówili do siebie: „Czy serce nie rozpa­lało się w nas, gdy rozmawiał z nami w drodze i wyjaśniał nam Pisma?".  (33) W tej samej chwili wybrali się i wrócili do Jeruza­lem. Tam znaleźli zgromadzonych Jedenastu i innych z nimi,  (34) którzy mówili: „Pan prawdziwie zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi".  (35) Także oni opowiadali o tym, co im się przyda­rzyło w drodze i jak dał się im poznać przy łamaniu chleba. 
(Łk 24)

A czy nam dzisiaj nie zdarza się dokładnie to samo, co uczniom idącym do Emaus? Tęsknimy za miłością, ale gdy przychodzi, kto z nas rozpoznaje w niej Chrystusa?