niedziela, 27 września 2009

Lucyfer

Sam nie zauważyłem, że jeszcze w czerwcu przygotowałem trzecią część notki o aniołach z blogu Świadkowie miłosierdzia. Wpisałem notki do końca lipca, czyli na czas urlopu, a przewidywałem, że w pierwszym tygodniu sierpnia, gdy wrócę do pracy, przygotuję następne. Do pracy wróciłem, ale tak mi brakowało na wszystko czasu, że za pisanie się nie wziąłem, a co gorsza zapomniałem o tej ostatniej części notki. Wpisałem ją dopiero teraz.

Notka ta zaczyna się od porównania aniołów do pryzmatów, które pełnię światła Bożego rozkładają na poszczególne barwy, nic nie pochłaniając.

I tak mi się skojarzyło, że przecież pierwsze imię diabła, to Lucyfer, czyli niosący światło. Prawda, że piękne imię?

Najpiękniejsze, bo miał on być pierwszym wśród aniołów. Będąc pierwszym, się zbutował.

Ktoś, kto nie jest pierwszym, z pokorą przyjmuje to, kim jest; w tym, który jest pierwszym, łatwo się rodzi pycha i pragnienie tego, by być jeszcze wyżej.

 

Czy i my nie znamy tego ze swojego życia?

 

środa, 16 września 2009

Cisza

Poprzednią notkę umieściłem 7 września. Liczba unikalnych odwiedzających wzrosła z 14 do 31. Następnego dnia jednak już tylko 13 i kolejnego 15. Gdy Ateista rozpoczął swoje ataki, liczba unikalnych odwiedzających znowu wzrosła - 34 osoby w czwartek, 31 w piątek, a w sobotę nawet 44.

To jednak jeszcze nic – w niedzielę liczba unikalnych odwiedzających nagle podskoczyła do 110 osób (liczba odsłon, czyli to, co normalnie widać na licznikach, 159 odsłon).

Skąd ten nagły wzrost?

Tajemnica kryje się w tym miejscu.

W mojej kilkuletniej historii pisania dopiero po raz drugi zdarzyło się, by onet coś mojego polecił (pierwszy raz pod hasłem prac w domu – opis łazienki; a więc merytorycznie tak na prawdę dopiero pierwszy raz kopnął mnie taki zaszczyt)
 .


A jak było w poniedziałek?

W poniedziałek znowu tylko 25 unikalnych odwiedzających, a we wtorek 14…


Co z tego wynika?

Ano to, że aczkolwiek reklama jest dźwignią handlu, to jednak jak towar jest kiepski, to nawet reklama nic nie da – ci, którzy tu zajrzeli dzięki reklamie onetu, już nie wrócili (język SQL pozwala w łatwy sposób zadać takie pytania – w poniedziałek tylko 3 czytelników z niedzieli zajrzało powtórnie; łatwo się domyślić, że to moi stali czytelnicy). Nowi niczego nie znaleźli dla siebie, nawet nie byli zainteresowani tym, co im odpisałem. A proszę pamiętać, że przychodzili tylko ci, których tematyka bloga przyciągała – przecież szukali czegoś, co onet poleca w kategorii Wiara i Kościół.


Moherku, z mojego pisania na prawdę nic nie wynika, choć dzięki onetowi wcale „nie zginąłem w tłumie”

poniedziałek, 7 września 2009

U ks. Tomasza

Nie tak dawno na blogu ks. Tomasza była ciekawa notka nt. pewnej pary, która podeszła do komunii, ale poprosiła jedynie o błogosławieństwo. Okazało się, że „On ma za sobą nieudane małżeństwo. Ona została porzucona przez męża, który wyjechał w nieznane.”

W tym czasie, gdy notka się ukazała, byłem na działce, ale po powrocie już czekał na mnie mail od Anki, którą zapewne pamiętają moi najstarsi czytelnicy, jako że kiedyś prowadziła świetny blog o tematyce religijnej, a u mnie była częstym gościem. Treść tego maila sprowokowała mnie, bym zabrał tam głos. A oto, co napisałem

Dziś pierwszy raz od trzech tygodni siedzę w internecie, a pierwsze, co przeczytałem, to pytanie a~: „a co Ty taki cichutki? u ks tomasza jest o miłości:)  może byś wpadł?”. No to wpadłem. Zwrócę uwagę na fakt, że miłość, którą ks. Tomasz rozpoznał u tych dwojga, zesłał nie kto inny, lecz sam Bóg, bo tylko On jest źródłem miłości (nie ma innego źródła). Zesłał, choć dobrze wiedział, iż nie będą mogli zawrzeć sakramentu małżeństwa. Czy to oznacza, że Kościół źle rozpoznaje Jego wolę odnośnie nierozerwalności małżeństwa? – nie, tu żadnych wątpliwości być nie może – Jezus powiedział to jednoznacznie. Jak sądzę, Pan zesłał na nich tę miłość, by na nowo potrafili uwierzyć, że są zdolni do miłości. Naszym zadaniem tu na ziemi jest nauka miłości; człowiek, który straci wiarę w to, że może kochać, jest przegrany. A oni na nowo uwierzyli. Trudna jest ta ich miłość, bo nie może się karmić sakramentami (jakże nie doceniają ich ci, którzy nie mają żadnych przeszkód). Jednak z drugiej strony łatwiejsza, bo w pełni świadoma tego, jak bardzo jest zależna od woli Bożej – nie grozi jej pycha „Jacy to my jesteśmy wspaniali”. Trwają przy Panu i w Nim szukają oparcia. I właśnie o to chodzi..

Wydawało mi się, że to ważne słowa, które pomagają w rozpoznaniu istoty rzeczy. Niestety tylko mi się wydawało – nikt z piszących po mnie nie odniósł się do tych słów; ci, którzy pisali, pisali tak, jak by ich w ogóle nie było. Przeważały wypowiedzi w stylu Kolejny problem w stylu „made by kościół katolicki”, czy ksiezoski wymysl!!!!!…2)beznadziejna przysiega.. Gdybym umiał pisać tak, by inni mieli ochotę to czytać, dalsza dyskusja byłaby inna. Ale nie umiem…