niedziela, 22 grudnia 2013

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak

(18) Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. (19) Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. (20) Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. (21) Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów. (22) A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: (23) Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy Bóg z nami. (24) Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie (Mt 1)
Czy Józef mógł nie uwierzyć aniołowi, że z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło
Też pytanie - to wręcz należy uznać za cud, że uwierzył. Czy kto słyszał o podobnym przypadku? - to, co Józef usłyszał, nikomu zdrowo myślącemu nie mogło się pomieścić w głowie! A jednak on uwierzył. 
Myślę, że jak już ktoś jest wrażliwy na to, co do niego mówi Bóg, jeśli w swoim życiu szuka tego, co jest wolą Bożą i pragnie tę wolę wypełniać, to wtedy, gdy to się dzieje, taki człowiek nie ma najmniejszych wątpliwości, że oto przyszedł do niego Bóg.
Dlatego Józef podjął się tego, co po ludzku wydaje się być niemożliwym - zrezygnował ze swych planów, które po ludzku wydawały się szlachetne. Zdecydował się na to, że wraz z Marią będzie tematem plotek, obgadywania, być może drwin... Bo on zawsze szukał woli Bożej i niczego nie pragnął bardziej, niż tego, by ją wypełnić.
Ale czy Józef później nie miał wątpliwości (tak, jak miał je św. Jan Chrzciciel)?
Tego nie wiemy - nie zostało to opisane. Ale jak musiał się czuć np. wtedy, gdy 12-letni Jezus pozostał w Jerozolimie? Maria przynajmniej wiedziała, że jest Jego matką - wiedziała więc przynajmniej tyle, że jako matka ma prawo stawiać Jezusowi pewne wymagania. Ale Józef? - co on musiał wtedy czuć?
Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.

wtorek, 17 grudnia 2013

Tyś jest mój Syn umiłowany... (2)

W wielu miejscach już o tym pisałem - i u Basi, i u s. Marty, a ostatnio u Baranki, tylko nie u siebie - wczoraj wycofałem się ze swojego wcześniejszego spojrzenia. I może posłużę się tym, co napisałem u Baranki:

Przyznaję, że już wczoraj się wycofałem ze swojego spojrzenia, a to za sprawą s. Marty, która na swoim blogu napisała takie oto zdanie o Janie Chrzcicielu: Chwieje się, nie jest pewien czy jego misja była prawdziwa, szuka potwierdzenia... To zdanie mnie powaliło - w nim odnalazłem klucz do całej sytuacji - tak głęboko ono było prawdziwe. Jan Chrzciciel nigdy nie zwątpił w Boga - zwątpił w siebie, zwątpił w to, czy dobrze rozpoznał drogę, którą miał pójść. Patrzył na to, w jakim miejscu się znajduje, na to, co zostało z tego, co robił w całym swoim dorosłym życiu i pytał sam siebie, czy dobrze rozpoznał wolę Bożą, czy rzeczywiście miał to czynić, skoro nic z tego nie zostało? Pamiętał ten głos z nieba, bo trudno go nie pamiętać, ale nie miał pewności, czy tego zdarzenia sobie nie wymyślił, czy nie była to tylko jakaś wizja, której on uległ – miał wątpliwości, czy to działo się na prawdę...
Poznacie ich po ich owocach (Mt 7,16) – skoro tych owoców nie widział, miał prawo zwątpić to, czy rzeczywiście dobrze rozpoznał drogę, którą miał iść... Wysłał więc uczniów do Jezusa, bo tylko Jezus mógł powiedzieć Janie, nic ci się nie przyśniło – to wszystko działo się na prawdę. Szedłeś tą drogą, którą Ci wskazał mój Ojciec.

Każdemu życzę, by nawet wtedy, gdy przyjdzie na niego takie zwątpienie, by usłyszał ten głos Jezusa z wczorajszej Ewangelii: 
(6) A szczęśliwy jest ten, kto nie zwątpi we Mnie.
Możemy zwątpić w siebie, ale jeśli nie zwątpimy w Niego, to niz złego nam się nie stanie.

sobota, 14 grudnia 2013

Tyś jest mój Syn umiłowany...

Dziś nietypowo, bo zacznę od przytoczenia tekstu z zupełnie innego czytania, niż niedzielne: 
(6) Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. (7) I tak głosił: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. (8) Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym. (9) W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. (10) W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. (11) A z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie. (Mk 1)
Zwracam więc uwagę, że Jan Chrzciciel dobrze wiedział, kto do niego przyszedł. Tymczasem w  aktualnym czytaniu mamy:
(2) Tymczasem Jan, skoro usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów (3) z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? 
Dobrze wiedział, a jednak wysłał do Jezusa swoich uczniów:
(4) Jezus im odpowiedział: Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: (5) niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. (6) A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie. 
O co więc chodziło Janowi Chrzcicielowi? - jak sądzę, chodziło mu o to, by przedstawić Jezusowi swoich uczniów. 
Skoro do to niego wcześniej Jezus przyszedł, by zostać przez Jana ochrzczonym, to nie dziwią nas słowa z dzisiejszego czytania, w których Jezus mówił o nim:
(7) Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: Coście wyszli obejrzeć na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? (8) Ale co wyszliście zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. (9) Po co więc wyszliście? Zobaczyć proroka? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. (10) On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby przygotował Ci drogę. (11) Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. (Mt 11)
Ale Janowi chodziło to, by ci jego uczniowie służyli teraz Jezusowi. No i w końcu było tak, że pierwszym powołanym apostołem był Andrzej - uczeń Jana Chrzciciela; do tych pierwszych powołanych należał też inny jego uczeń - Jan. 

* * *
Myślę, że warto to zapamiętać - uczniom Jana Chrzciciela wydawało się, że mają wypełnić ostatnią już przysługę swojemu mistrzowi, a tymczasem to o nich samych chodziło... 

piątek, 6 grudnia 2013

Bóg, który daje cierpliwość

(4) To zaś, co niegdyś zostało napisane, napisane zostało także dla naszego pouczenia, abyśmy dzięki cierpliwości i pociesze, jaką niosą Pisma, podtrzymywali nadzieję. (5) A Bóg, który daje cierpliwość i pociechę, niech sprawi, abyście wzorem Chrystusa te same uczucia żywili do siebie (6) i zgodnie jednymi ustami wielbili Boga i Ojca Pana naszego, Jezusa Chrystusa. (7) Dlatego przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was – ku chwale Boga. (8)Albowiem Chrystus – powiadam – stał się sługą obrzezanych dla [ukazania] wierności Boga i potwierdzenia przez to obietnic danych ojcom (9) oraz po to, żeby poganie za okazane sobie miłosierdzie uwielbili Boga, jak napisano: Dlatego oddawać Ci będę cześć między poganami i śpiewać imieniu Twojemu (Rz 15,4-9)

Oczywiście główna myśl listu do Rzymian wskazuje na to, że Bóg z jednej strony wypełnia obietnicę daną Izraelowi, ale jednocześnie przychodzi do wszystkich ludzi - także do pogan.
Ja jednak zwrócę uwagę na jedno zdanie, które jest odległe od głównej myśli:
A Bóg, który daje cierpliwość i pociechę, niech sprawi...
Człowiek ze swej natury jest niecierpliwy. Tylko Bóg jest cierpliwy, bo tylko On jest poza czasem!
Nam brakuje właściwej perspektywy, niebezpiecznie ją skracamy do granic naszego życia tu na ziemi, a przez to stajemy się niecierpliwi.
Prawdziwie cierpliwi możemy się stać tylko wtedy, gdy własne życie zakotwiczymy w Bogu, bo tylko On może nam dać tę cierpliwość - A Bóg, który daje cierpliwość...

sobota, 30 listopada 2013

A jak było za dni Noego

(37) A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. (38) Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, (39) i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. 
Nie lubimy myśleć o tym, że żyjemy w czasach ostatecznych i to za naszego życia może nadejść powtórne przyjście Jezusa - a przecież:  
(40) Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. (41) Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. 
a więc:  
(42) Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. (43) A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. (44) Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. 
(Mt 24)

sobota, 23 listopada 2013

wybaw sam siebie

(35) Lud zaś stał i patrzył. A członkowie Sanhedrynu szydzili: Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli jest Mesjaszem, Bożym Wybrańcem. (36) Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, (37) mówiąc: Jeśli ty jesteś Królem żydowskim, wybaw sam siebie. (Łk 23)

Nie tak dawno ci sami ludzie śpiewali Hosanna, cieszyli się, gdy wjeżdżał do miasta. Nie tak dawno chodzili za Nim tłumnie, wsłuchiwali się we wszystko, co mówił, spijali z Jego warg każde słowo. 
A dziś - Szydzili z Niego.
Tak to właśnie z nami jest - lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy najmądrzejsi, najwspanialsi; możemy się więc zachwycać słowem, jakie ktoś nam przyniósł, ale gdy tylko ktoś inny potwierdzi, że tamten w czymś nie miał racji, przyłączamy się do jego ataków i razem z nim zaczynamy z tamtego szydzić. Sanhedryn orzekł, że Jezus się wywyższał, to teraz ci sami ludzie, którzy byli zachwyceni, tym co mówił, szydzili z Niego - wydawało im się, że w ten sposób oni sami stają się więksi.
Tacy jesteśmy...

sobota, 16 listopada 2013

Będzie to dla was sposobność ...

(5) Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział: (6) Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony. (7) Zapytali Go: Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to się dziać zacznie? (8) Jezus odpowiedział: Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: To ja jestem oraz: Nadszedł czas. Nie podążajcie za nimi! (9) I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec. (10) Wtedy mówił do nich: Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. (11) Wystąpią silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. (12) Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. (13) Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. (14) Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. (15) Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić. (16) A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. (17) I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. (18) Ale włos z głowy wam nie spadnie. (19) Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie. (Łk 21,5-19)

Czytając opisy końca świata koncentrujemy się na kataklizmach, wojnach i przewrotach... A ja zwrócę uwagę na jedno tylko zdanie: Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa.
Nie ma nic ważniejszego, niż dawanie świadectwa - tego oczekuje od nas Jezus. I to oczekuje zawsze - także i dziś...
Zwracam też uwagę na to, że dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić - a więc nie powinniśmy się bać, że sobie nie poradzimy! (choć akurat to jednocześnie dowodzi, iż nie są to jeszcze te czasy - moje pisanie budzi u innych przekonanie, że się wywyższam, że jestem przemądrzały, że manipuluję... - przekonywać nieprzekonanych mnie się nie udaje) 




wtorek, 12 listopada 2013

Tęcza

Informacja tvn24:

Tęcza została podpalona w czasie, gdy przez plac Zbawiciela przechodził Marsz Niepodległości (według planu, marsz miał iść ulicą Waryńskiego). Spłonęła całkowicie. Według świadków, osoby które podpaliły instalację, nie dopuściły do niej następnie strażaków. PAP informuje, że zostali oni obrzuceni kamieniami. Po kilkunastu minutach tęcza była całkowicie spalona.

Zilustrowano to filmikiem, na którym już pierwsza klatka pokazywała te tłumy:


Tymczasem wpadła mi w ręce taka oto fotografia:

Plac Zbawiciela pusty - tylko kilku podpalaczy i kilku policjantów spokojnie oglądających, jak tym podpalaczom idzie ich robota... Właśnie spokój (mimo czarnego dymu) emanuje z tego zdjęcia... Nawet te kilka radiowozów stojących na placu nie błyska swoimi światłami... Niby tęcza płonie, a jednak nic się nie dzieje... Spokój...



sobota, 9 listopada 2013

Którego z nich będzie żoną?

27 Wówczas podeszło do Niego kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go 28 w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu. 29 Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. 30 Wziął ją drugi, 31 a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. 32 W końcu umarła ta kobieta. 33 Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę». 34 Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. 35 Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. 36 Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. (Łk 20)
  
Odpowiedź prosta i wydawałoby się, że jednoznaczna. Przyznam jednak, że zawsze miałem z nią pewien kłopot. Początek jest bowiem rzeczywiście prosty - widać te ciała, jakie będziemy mieli po zmartwychwstaniu, będą na tyle inne, iż w mowie ciała nie będziemy się stawać mężem i żoną. 
Ale przecież miłość, jaka łączy małżonków (a w każdym razie winna ich łączyć), to coś znacznie więcej, niż sama miłość wyrażana w mowie ciała, a tymczasem odpowiedź Jezusa choć akcentowała ten aspekt, to jednak nie pozostawiała złudzeń, iż w ogóle nie będzie można mówić o mężu i żonie. Z tego trzeba by było wyciągnąć wniosek, iż wszelka miłość tam nie jest miłością wyłączną. Innymi słowy iż każdy jest jest jedną ze stron tej miłości, którą będzie tam przeżywał. Każdy ja i każdy każdy..
A jak wy to rozumiecie?

Taką notkę napisałem przed trzema laty i przyznaję, że to cały czas trudny dla mnie temat. Bo obiektywnie to wspaniała perspektywa, gdy do każdej mijanej osoby będzie się czuło taką niewyobrażalnie wielką miłość:)
Jednak nasze myślenie ukształtowane jeszcze tu na ziemi taką miłość potrafi sobie wyobrazić tylko w odniesieniu do tej jednej, jedynej, wybranej osoby... Taka miłość jest wybraniem i zarazem świadomością, że samemu zostało się wybranym - gdy więc tego nie zaznało się w życiu tu na ziemi, pragnienie takiej miłości przenosi się na wieczność. A tymczasem z tego czytania dowiadujemy się, że tak nie będzie. I dlatego to takie trudne dla mnie czytanie:(
To oczywiście świadczy o mojej niedojrzałości. Tak, przyznaję - jestem niedojrzały:(

piątek, 1 listopada 2013

Jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy

(1) Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. (2) Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest. (3) Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty. (1J 3,1-3)

Dwie rzeczy - po pierwsze św. Jan tłumaczy nam, dlaczego jesteśmy tak niezrozumieni przez innych - Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. 
I druga - będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest; dziś nie jest dostępny naszemu poznaniu, ale kiedyś będzie i dopiero wtedy upodobnimy się do Niego!
Ale najważniejsze jest to, że my, ci niezrozumieni i sami nie mogący poznać Jezusa, mamy jednak przed sobą perspektywę:
Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.

poniedziałek, 28 października 2013

Mój premier

W tym czasie, w którym Tadeusz Mazowiecki był premierem, co niedziela uczestniczyłem w najpóźniejszej mszy w Warszawie, która odprawiana była o 21:00 w św. Annie.
Na tę samą mszę zawsze przychodził również on. Siadał podobnie, jak ja, gdzieś w końcu kościoła - bliżej organów, niż ołtarza.
Zawsze gdy mijałem go przy przystępowaniu do komunii, patrzyłem mu głęboko w jego mądre oczy i myślałem To jest mój Premier!


sobota, 26 października 2013

W dobrych zawodach wystąpiłem

Krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego. Pospiesz się, by przybyć do mnie szybko. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mię wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone! Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mię, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie [Ewangelii] i żeby wszystkie narody [je] posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa. Wyrwie mię Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mię, przyjmując do swego królestwa niebieskiego; Jemu chwała na wieki wieków! 
Amen. (2Tm 4,6-9 16-18)

Z samego czytania łatwo się domyśleć okoliczności napisania tego listu – Paweł siedzi w więzieniu w Rzymie, odbyła się już pierwsza rozprawa – wie, co zeznają świadkowie, ma świadomość, że z tego więzienia już nie wyjdzie... Mało – ma świadomość, jaka będzie kara Krew moja już ma być wylana na ofiarę. Boli go to, że wszyscy go opuścili, ale nie ma o to do nikogo pretensji W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mię wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone!
Po ludzku przegrał swoje życie, a jednak mówi W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem.
Tak mówi, bo sam szukał wsparcia u Pana i wiedział, że Pan stanął przy mnie i wzmocnił mię

Myślę, iż nam się zdarza nawet w obiektywnie nieporównywalnie lepszych okolicznościach, niż te, w których był św. Paweł, że czujemy się kompletnie przegrani... A przecież wystarczy tak niewiele – wystarczy powierzyć siebie i wszystko to, co nas przerasta, Panu, a On stanie przy nas i nas wzmocni...



sobota, 19 października 2013

Gender

Basia po przeczytaniu komentarzy Moherka (ach, od ilu lat Moherka u mnie nie było :( ) napisała notkę na temat ideologii geder – bardzo zachęcam do przeczytania.

Sam się również odezwałem, a po mnie m.in. MR-ka. Między nami rozpoczęła się drobna polemika - ja-MariaR. Chcę tu przytoczyć moją końcową odpowiedź, bo wydaje mi się, że w prostych słowach wytłumaczyłem, dlaczego chrześcijanin nie może się z tą ideologią utożsamiać. Napisałem tak:

MR, prawdę powiedziawszy jednak szkoda mi czasu na czytanie definicji wg WHO - wierzę w to, że wiernie tę definicję tu przedstawiłaś. Sam jednak opieram się na tym, co mówiła Kazimiera Szczuka. Jakoś wolę się opierać o to, co mówią wyznawcy, a nie o to, jak to opisuje WHO (za to kompletnie nie mam pojęcia, co w tej sprawie mówią hierarchowie - ale tego też nie zamierzam poznawać). A istotą jej spojrzenia jest to, że płeć jest uwarunkowana kulturowo. 
Żeby było do końca jasne - ja nie neguję wpływu kultury na pełnienie wszelkich ról społecznych - w tym roli mężczyzny i roli kobiety. Ale w tym moim spojrzeniu jest coś, na co Kazimiera Szczuka nigdy się nie zgodzi - otóż twierdzę, że istnieje jakaś matryca, wg której Bóg obmyślił nas mężczyzną i kobietą (ta kolejność, w jakiej wymieniam, oczywiście nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek wyższością, jednej płci nad drugą - trzymam się po prostu kolejności wg Księgi Rodzaju – Bóg najpierw stworzył Adama, a dopiero później Ewę) i dopóki nie odkryjemy tej matrycy, dopóki nasza kultura nie będzie kształtować nas wg tej matrycy, dopóty ciągle będziemy nieszczęśliwi... Człowiek staje się tym, kim jest, poprzez wychowanie (kulturę); ale oprócz tego, kim jest, jest jeszcze kim powinien być - a tego nie ma w ideologii gender; mało - ta ideologia właśnie to odrzuca! Rozumiesz tę różnicę?
To jest ta sama różnica, która dotyczy prawdy - jeśli przyjmiemy, że prawda jest uwarunkowana kulturowo, to mamy to, o czym Ty pisałaś, że jeden ma taką prawdę, a inny inną... Jeśli jednak poważnie traktujemy wiarę, to wiemy, że prawda zawsze jest jedna - i zna ją Bóg, a my potrafimy lepiej lub gorzej do niej dotrzeć. Ale może być nawet i tak, że zaczniemy nazywać prawdą coś, co prawdą nie jest... I znowu - dla chrześcijanina najważniejsze jest to, że prawda istnieje i człowiek powinien dążyć do jej odkrycia. Jednak dla tego, dla kogo prawda jest uwarunkowana kulturowo, takie dążenie jest bezsensowne, bo nie ma jak tego rozstrzygnąć, która prawda jest prawdziwsza – każda jest tak samo prawdziwa; prawda w ogóle nie istnieje.

Myślę, że po tych słowach staje się jasne, dlaczego chrześcijanin nie może się godzić na ideologię gender – tej ideologii nie da się pogodzić z wiarą w Boga. Bóg jest Absolutem. On zna prawdę - sam jest Prawdą. I nie jest tak, że wszystkie zdania są tyle samo warte – ważne jest to, na ile oddają one prawdę. Chrześcijanin może się mylić, może błądzić, ale wie, że prawda istnieje i nawet gdy teraz jej nie zna, to pozna ją, gdy już będzie razem z Nim.
Sama ideologia gender nic nie mówi o prawdzie, w ogóle nią się nie zajmuje, jednak odrzuca jej istnienie, twierdząc, że płeć jest uwarunkowana kulturowo (a więc jest kwestią umowy).

niedziela, 13 października 2013

Trędowaci

(11) Zmierzając do Jeruzalem, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. (12) Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka (13) i głośno zawołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami! (14) Na ten widok rzekł do nich: Idźcie, pokażcie się kapłanom! A gdy szli, zostali oczyszczeni. (15) Wtedy jeden z nich, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił, chwaląc Boga donośnym głosem, (16) padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin. (17) Jezus zaś rzekł: Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? (18) Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec? (19) Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła. (Łk 17,11-19)

Tylko jeden uzdrowiony wrócił. A był to Samarytanin - to kluczowe zdanie, które pozwala nam zrozumieć, co się wówczas stało. Żydzi pogardzali Samarytanami, uważali ich za gorszych i Samarytanie czuli się gorsi... To jednak miało na nich zbawienny wpływ, bo w przeciwieństwie do Żydów, nie uważali wcale, że wszystko im się należy. Wrócił tylko Samarytanin, bo tylko on w swoim uzdrowieniu widział coś, co dostał w nagrodę za nic. Żydom to samo uzdrowienie wydawało się być czymś, co im się po prostu należało (nie czuli się jakimiś szczególnymi grzesznikami, za co mieliby być karani trądem; a więc uzdrowienie im się należało).
Jakże łatwo i nam przychodzi przekonanie, że nam coś/wszystko się należy... 


czwartek, 10 października 2013

Robaczek

(5) Jonasz wyszedł z miasta, zatrzymał się po jego wschodniej stronie, tam zrobił sobie szałas i usiadł w cieniu, aby widzieć, co się będzie działo w mieście. (6) A Pan Bóg sprawił, że krzew rycynusowy wyrósł nad Jonaszem, by cień był nad jego głową i żeby mu ująć jego goryczy. Jonasz bardzo się ucieszył [tym] krzewem. (7) Ale z nastaniem brzasku dnia następnego Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew, tak iż usechł. (8) A potem, gdy wzeszło słońce, zesłał Bóg gorący wschodni wiatr. Słońce tak prażyło Jonasza w głowę, że zasłabł. Życzył więc sobie śmierci i mówił: Lepiej dla mnie umrzeć, aniżeli żyć. (Jon 4)
Jonasz pragnął oglądać owoce swego działania, do którego posłał go Bóg  (2) Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam. Przemierzył całe miasto (co zajęło mu trzy dni)  (4) ... i wołał, i głosił: Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona. (Jon 3)  

I już po wyjściu z miasta, z daleka chciał patrzeć na owoce swego działania - i dlatego zrobił sobie szałas. W pierwszym dniu Pan sprzyjał zamiarom Jonasza i by było mu przyjemniej sprawił, że nad nim wyrósł wspaniały krzew.
Jednak następnego dnia Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew - pragniemy oglądać owoce swego działania, chcielibyśmy poznać te owoce (szczególnie wtedy, gdy nie mamy pewności, kto nas posyła - jedynie po owocach można to przecież poznać).
Ta konkretna historia Jonasza ukazuje nam przepaść, jaka dzieli Boże myślenie, od naszego. Jonasz w gruncie rzeczy oczekiwał zburzenia Niniwy - głosił przestrogę, ale oczami swej wyobraźni widział już zagładę miasta i czekał na to, że te jego wizje spełnią się w realu. Czuł się więc zawiedziony, gdy tego obrazu nie mógł oglądać...
Ja również pragnę oglądać owoce swego działania, do którego, szczerze w to wierzę, wezwał mnie Pan. A u źródeł tego mojego pragnienia leży miłość. A jednak również do mnie Pan posyła robaczka... Mnie to tak trudno pojąć, a przecież i w tym moim robaczku zawarta jest Boża troska o mnie... Chciałbym widzieć owoce, a jednak lepiej jest dla mnie, gdy ich nie znam... Ledwie uchylił rąbka tej tajemnicy w niedawnym dialogu tu w blogosferze z Żoną. Ale i tu zesłał robaczka...
Czy to aż taki jest rozdźwięk między moimi intencjami, a tym co niosłem swoim życiem?

11 października:
Gdy znajdowałem w tym, co sam napisałem ćwierć wieku temu, takie słowa, o których wiedziałem, że są dokładnie w tym momencie potrzebne Żonie, nie miałem najmniejszych wątpliwości, że to moje pisanie miało sens. A ten sens potwierdziła Żona swoimi wypowiedziami - krzew się rozrósł. Ale chwilę po tym Żona zamknęła swego bloga powołując się właśnie na to, co jej wcześniej napisałem. A więc robaczek - nie mogłem już liczyć na następne zdarzenia, w których widać by było, że to moje pisanie sprzed ćwierćwiecza było potrzebne. 
Dlaczego robaczek?
Napisałem przed chwilą, że wtedy, gdy odszukałem te słowa, wiedziałem, że właśnie są one potrzebne - a więc ja WIEM; nie wymyślam sobie tego, lecz prawdziwie WIEM - i Pan mi to właśnie ukazał, a ja powinienem to dobrze zapamiętać. Ten robaczek był po to, bym uwierzył w końcu w to, że to Pan mnie prowadzi - powinienem pozwolić się Jemu prowadzić, a nie oglądać ciągle na innych.

środa, 2 października 2013

Świętych Aniołów Stróżów

(20) Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. (21) Szanuj go i słuchaj jego głosu. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym, gdyż nie przebaczy waszych przewinień, bo imię moje jest w nim. (22) Jeśli będziesz wiernie słuchał jego głosu i wykonywał to wszystko, co ci polecam, będę nieprzyjacielem twoich nieprzyjaciół i będę odnosił się wrogo do odnoszących się wrogo do ciebie. (23) Mój anioł poprzedzi cię i zaprowadzi do Amoryty, Chittyty, Peryzzyty, Kananejczyka, Chiwwity, Jebusyty, a Ja ich wytracę. (Wj 23, 20-23)

Dziś dzień szczególny, bo patroni tego dnia szczególni. Tak często o nich zapominamy, a przecież trudno przecenić to, co oni dla nas robią. 
Choć muszę przyznać, że akurat dziś mnie nie ustrzegli - wychodziłem ze Świątyni Opatrzności po porannej mszy (na której całe kazanie ksiądz im poświęcił) i jak nie wyrżnę! Sam nie wiem, jak to się stało - prosta droga, a coś mną zachwiało, jeszcze pomyślałem, że trzeba zacząć biec, by złapać równowagę, ale to już nic nie dało (próbowałem biec, ale zdążyłem zrobić tylko kilka kroków). Poleciałem jak długi na chodnik. Nic mi się nie stało, tylko dłonie poharatałem. Tak teraz wyglądają:


Jakim to trzeba być nieudacznikiem, by doprowadzić się do takiego stanu na prostej drodze (i to w tak szczególnym dniu i w tak szczególnym miejscu).
A oto to miejsce (z tym, że ja szedłem w przeciwnym kierunku, niż jest zrobione to zdjęcie):

sobota, 21 września 2013

Bóg i Mamona (Łk)

(1) Powiedział też do uczniów: Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. (2) Przywołał więc go do siebie i rzekł mu: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządzania, bo już nie będziesz mógł zarządzać. (3) Na to rządca rzekł sam do siebie: Co ja pocznę, skoro mój pan odbiera mi zarządzanie? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. (4) Wiem już, co uczynię, żeby mnie ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę odsunięty od zarządzania. (5) Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: Ile jesteś winien mojemu panu? (6) Ten odpowiedział: Sto beczek oliwy. On mu rzekł: Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt. (7) Następnie pytał drugiego: A ty ile jesteś winien? Ten odrzekł: Sto korców pszenicy. Mówi mu: Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt. (8) Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie ludźmi niż synowie światłości. (9) Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków.
(10) Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w bardzo małej sprawie jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. (11) Jeśli więc w zarządzaniu niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, to kto wam prawdziwe dobro powierzy? (12) Jeśli w zarządzaniu cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, to któż wam da wasze? (13) Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie (Łk 16)

To bardzo charakterystyczne, że przypowieść zaczyna się od historii nieuczciwego zarządcy - Jezus odwoływał się w swojej przypowieści do tego, co Żydom było doskonale znane, Jego słuchacze niewątpliwie byli pełni podziwu dla sprytu bohatera przypowieści. I Jezusowi zależało na tym podziwie słuchaczy, by dopiero na koniec ustawić właściwą hierarchię - w mamonie nie ma niczego złego; ważne jest jednak, by to Bóg był na pierwszym miejscu. Gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu (św. Augustyn). Mamona również.

W ostatnich dniach komentowane są słowa Papieża: Często zdarza się, że ten, kto przychodzi prosić o sakrament, otrzymuje formularz, a nawet gorzej, proszony jest o pieniądze. Tak nie powinno być.

Bywa, że nadawana jest im fałszywa interpretacja: Myślę jednak, że udzielanie sakramentów powinno być bezpłatne tak, jak to postuluje papież Franciszek ...

Jest to wypowiedź Marka Jana na blogu Basi - ludzie mają taką tendencję, by w czyiś wypowiedziach doszukiwać się swoich własnych myśli. Franciszek nic nie mówił o tym, by sakramenty były darmo, jak to zrozumiał Marek Jan (jakby tak należało rozumieć słowa Papieża, to trzeba by było konsekwentnie twierdzić, że apelował również o to, by nie podawać żadnych danych osobowych (sic!)) - mówił o tym, co jest główną myślą dzisiejszego czytania:

Człowiek, który przychodzi prosić o sakrament, musi czuć, że to Bóg jest na pierwszym miejscu - a więc ta pierwsza, najważniejsza rozmowa powinna dotyczyć jego relacji z Bogiem, dotyczyć samego sakramentu... Jak Bóg będzie na pierwszym miejscu, to i wszystko będzie na swoim miejscu - i te dane, które przecież kiedyś trzeba podać (wypełnić formularz), i te pieniądze, w których zbieraniu nie ma niczego zdrożnego... Wszystko!



niedziela, 15 września 2013

Syn marnotrawny

Powiedział też: "Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: "Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada". Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie . Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Lecz ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: "Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego". Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: "Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę". Lecz on mu odpowiedział: "Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się" (Łk 15, 1-32)

Jak zwykle w tej przypowieści odnajduję siebie w postaci starszego brata (już kilka razy o tym pisałem). 
A co to oznacza?
- że mam duszę niewolnika! Nie jestem człowiekiem wolnym, nie czuję się dziedzicem swego ojca, nie traktuję tego, co należy do ojca, że to jest także moje...
Młodszy brat nadużywał wolności, uważał, że wszystko, co należy do ojca, należy się jemu już teraz, natychmiast... A potem zachłysnął się swym nadmiarem wolności, gdy obdarowany przez ojca, chodził swoimi drogami... - to nie jest mój przypadek; mój to zaprzeczenie tamtego.
Jeśli jednak bliżej się temu przyjrzeć, to obie postawy mają swój wspólny mianownik - przecież ani ten, kto nadużywa wolności, jak i ten, kto jest niewolnikiem, nie jest człowiekiem wolnym!
I dalej - tylko ten, kto jest prawdziwie wolny, może nauczyć się kochać! A kochać nie potrafił nie tylko młodszy syn (co każdy widzi wyraźnie), ale także starszy - przecież on zwyczajnie zazdrościł młodszemu! (przynajmniej po jego powrocie, ale być może również wcześniej)

* * * 
Uczciwie mogę powiedzieć o sobie, że nikomu nie zazdroszczę, ale czy mogę powiedzieć Ja umiem kochać!? - nie mogę. Gdybym umiał, moja miłość byłaby dla innych samą tylko radością; a czy niewolnik może innym przynosić radość?



sobota, 7 września 2013

Kto nie wyrzeka się wszystkiego

A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: "Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: "Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć". Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. (Łk 14, 25-33)

Już kilkakrotnie mówiłem o tym, że gdy mowa w tym tekście o nienawiści, powinniśmy pamiętać o semickiej skłonności do przerysowywania pewnych sformułowań, które służy jedynie temu, by uwypuklić główną myśl.  W tym wypadku nie chodzi o nienawiść do swoich rodziców - chodzi o to, że nawet oni, ci najbardziej ukochani, nie mogą nas odgradzać od Jezusa. Dla każdego wierzącego Jezus ma być pierwszy - i tylko ci, którzy szczerze mogą powiedzieć, że On jest pierwszy i nikt, ani nic nie jest przed Nim - tylko ci mogą się uważać za Jego uczniów. 
Akurat w tym tygodniu na blogu s. Małgorzaty rozgorzała dyskusja pod hasłem wszystkie religie są sobie równe. Tylko Jerzy M próbował wykazać, że to nieprawda, ale to jedynie rozgrzewało oponentów do walki. Aż dziwne, że s. Małgorzata się nie odezwała (ale może akurat nie zaglądała w tym czasie na swojego bloga) - w każdym razie to skłoniło mnie do tego, by jednak się odezwać mimo, iż nie jestem tam mile widziany. Jedyny zysk z tego był taki, że Jerzy M się nie załamał, jednak nikogo nie przekonałem - pożytek ze mnie żaden... 
Dlaczego o tym mówię?
Proszę zwrócić uwagę kiedy i do kogo mówił Jezus? - otóż mówił do tych, którzy tłumnie za nim chodzili. Wiemy jednak, że tłumy te później bardzo mocno się przerzedziły. Łatwo przychodzą nam różne deklaracje wtedy, gdy wygłaszamy je w tłumie - ale Jezus wie, ile one są warte, jeśli jest cokolwiek, co dla tej osoby jest ważniejsze niż On.
W tej dyskusji wskazywałem skoro to Syn Boży przedstawiał nam Swego Ojca, to ten obraz jest obrazem po stokroć wierniejszym (bo tylko ograniczonym naszą percepcją) od obrazu w innych religiach, co jednak nikogo nie przekonywało, bowiem dla współczesnego człowieka słowo "wierniejsze" jest to kategoryzacja "wyższe-niższe", "lepsze-gorsze" (jak to usłyszałem), a najwyższym współczesnym dogmatem jest to, że taka kategoryzacja zjawisk, idei (a nie tylko osób) jest niedopuszczalna (dogmatem ponad wszelkie dogmaty wiary).
Czy gdy przyjdzie ten czas, że w Europie będziemy przymuszani do przejścia na islam (a żyjemy w czasach ostatecznych i jest wielce prawdopodobne, że właśnie to nas czeka), czy nie rozproszymy się wszyscy, jak ten tłum, który wędrował za Jezusem? (Skoro wszystkie religie są sobie równe, to w imię czego mam narażać swoje życie, gdy islam prowadzi mnie do tego samego Boga?)

sobota, 31 sierpnia 2013

Kto się wywyższa

(1) Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili.
(7) Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: (8) Jeśli cię ktoś zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by przypadkiem ktoś znamienitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. (9) Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: Ustąp temu miejsca, a wtedy musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. (10) Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. A gdy przyjdzie ten, który cię zaprosił, powie ci: Przyjacielu, przesiądź się wyżej. I spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. (11) Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony. (12) Do tego zaś, który Go zaprosił, mówił także: Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. (13) Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. (14) A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych. (Łk 14)
Ewangelia znana doskonale - rzekłbym wręcz aż do znudzenia... Ja jednak zwrócę uwagę na końcowe wersy, które pozostają w cieniu tych pierwszych, a które są kluczem dla całej przypowieści - przecież cały ten tekst jest o tym, byśmy w życiu przyjmowali właściwą perspektywę! 
Jezus nie mówi o tym, że samo oczekiwanie, że od innych dostanie się to, co samemu się daje, jest czymś niewłaściwym; mówi jedynie, że takich rachunków nie należy prowadzić w stosunkach bilateralnych (używając języka dyplomacji) - to raz; a dwa - że to dobro, które ma do nas przyjść, nie musi przyjść natychmiast.
Innymi słowy Jezus namawia nas do nabrania właściwej perspektywy - dla swojego życia powinniśmy się wznosić ponad tu i teraz. Ponad tu - to dobro, które ty dostaniesz, może przyjść od kogoś zupełnie innego, niż od tego, komu ty dajesz; ponad teraz - to dobro, które ty dajesz, nie musi wrócić do ciebie zaraz po tym, gdy ty dałeś - najcenniejsze jest wręcz to, które wróci już po tamtej stronie życia.