czwartek, 29 grudnia 2011

„Wszedł do Niej”

W odpowiedzi Mirkowi:


Dlaczego zwracam taką uwagę na to, czy anioł się ukazał, czy jedynie wszedł do Niej?
Gdy anioł się ukazuje, to już to widzenie obiektywizuje samo wydarzenie – nie grozi to, co zawsze w takich przypadkach jest największym zagrożeniem, że człowiek spotka samego siebie! Gdy ukazuje się anioł wiemy, że za tym wydarzeniem stoi ktoś większy od nas samych – najprawdopodobniej sam Bóg!


(choć oczywiście pewności nie ma – to może być sztuczka szatana)


 


Umówmy się jednak, że większości z nas nigdy żaden anioł się nie ukaże!


 


To bardzo charakterystyczne, że w najważniejszym w historii ludzkości objawieniu anioł również się nie ukazał!


Jak pisze Łukasz Anioł wszedł do Niej i rzekł.
Osoba, która doznaje takiego objawienia słyszy słowa swego anioła dokładnie tak samo, jak własne myśli. Czuje, że te myśli pochodzą od Ducha Świętego (bo to się czuje, choć większość księży mówi, iż czuje się tylko skarpetki, a w wierze niczego się nie czuje), ale tak na prawdę te myśli nie różnią się niczym od własnych myśli.


Przypomnijmy, co mówił anioł – Bądź pozdrowiona, pełna łaski. Pan z Tobą. Maryja słyszy te myśli, czuje, że to przemawia Duch Święty…


Ale czytajmy, co pisze Łukasz – Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Jej umysł pracuje na wielkich obrotach i stara się zobiektywizować to wydarzenie – doskonale pamięta to, o tych skarpetkach, a przez to wie, że swoim rozumem, musi rozstrzygnąć, czy to jej myśli, czy też rzeczywiście myśli pochodzące od Ducha Świętego? To jest przecież największe zagrożenie życia wiarą – że zamiast spotkać Ducha Świętego, spotka się samego siebie!


Wysłannik Boży doskonale wyczuwa to zaniepokojenie i zaczyna od łagodnych słów: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Początek brzmi nieźle i rzeczywiście uspokaja. Ale dalsze słowa burzą to kompletnie: Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On …
To jest ten moment, w którym owa weryfikacja rozumem nie przechodzi! Jaki syn! Co to ja nie wiem, skąd się biorą dzieci!. U Łukasza te słowa zostały zapisane jako Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?. To nie jest pytanie do anioła – to jest wynik weryfikacji własnym rozumem zdarzenia, o którym Maryja pierwotnie czuła, że jest spotkaniem z Duchem Świętym (A jednak kapłani z tymi skarpetkami mają rację!)


Wydawać by się mogło, że misja anioła przegrana. A jednak anioł się nie poddaje i po prostu odpowiada na pytanie, które było jedynie pytaniem retorycznym: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego.
To, co wcześniej rozum Maryi odrzucił jako nielogiczne (a przez to nie mogące pochodzić od Boga – pamiętajmy Bóg jest ponad naszą miarę logiczny), nagle okazuje się, że jest przepełnione wewnątrzną logiką!


No tak – to mówi Bóg! I jeszcze te szczegóły dotyczące Elżbiety – jakby to nie był wysłannik Boży, jakby to było kłamstwo, to nie mówiłby takich rzeczy, bo przecież są one łatwo sprawdzalne!
To w tym momencie Maryja swoim rozumem ostatecznie zweryfikowała, iż rzeczywiście do Niej przemawia nie kto inny, lecz sam Duch Święty!


Ta konstatacja oznaczała jedno – zgodę Maryi Oto ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa. To FIAT było natychmiastowe (nie zadawała już żadnych innych pytań) i było bezwarunkoweo (no dobrze, niech już tak będzie, ale… – niczego takiego nie było). Misja anioła zakończona – jak napisał Łukasz Wtedy odszedł od Niej anioł.


W tym czytaniu, które przypadało na tamtą niedzielę, nie było już hymnu Magnificat, ale przypomnę, że właśnie bezpośrednio po owym FIAT, Maryja odśpiewała ten hymn. To bardzo ważny szczegół, bo obrazuje on, jak nasza zgoda na wypełnienie woli Bożej (choćby po ludzku najstraszniejszej – bo po ludzku patrząc zgoda Maryi oznaczała dla niej śmierć), wypełnia nas bezgraniczną radością.


* * *


Zwracałem uwagę, że to bardzo charakterystyczne, że najważniejsze w historii ludzkości objawienie niczym w swej istocie nie różniło się od tych naszych objawień, jakie sami przeżywamy…


Jaki z tego wyciągam wniosek? – że było tak, bo Bóg chciał, by Maryja była dla nas naszym największym wzorem!
Pamiętajmy, do każdego z nas Bóg może przyjść, może przedstawić Swoją wolę wobec nas, a my powinniśmy postępować dokładnie tak, jak Maryja – czując, że to mówi do nas Duch Święty, powinniśmy starać się własnym rozumem zweryfikować, czy to rzeczywiście On (szukając w tych myślach jakiś sprzeczności, nielogiczności), a gdy przekonamy się ostatecznie, iż to rzeczywiście przyszedł Duch Święty, powinniśmy natychmiastowo i bezwarunkowo wypowiedzieć swoje FIAT.


Ostatecznym potwierdzeniem stanie się wielka radość, która nas ogarnie.


 


 


środa, 28 grudnia 2011

Post scriptum

Kochani, staracie się przekonać mnie, że nie nadaję się do prowadzenia bloga, mało, że nie nadaję się do jakichkolwiek kontaktów z ludźmi – ale nie bardzo wiem, po co?


Jestem, jaki jestem i mój blog jest taki, jaki jest. Uznałem, że przynosi więcej zła, niż dobra, więc pora go zamknąć. 18 grudnia minęło właśnie 5 lat od pierwszej notki – a więc i tak dochodzenie do tej decyzji zajęło mi sporo czasu – ale dodatkowo nie musicie mnie przekonywać.


Wyraźnie podkreślam, że wbrew temu, co napisał Lekuś, nie szukam pretekstu do tego, by zamknąć blog ze względu na zniechęcenie w jego prowadzeniu, wynikające z małej liczby czytelników – jeśli już miałbym szukać pretekstu, to do jego prowadzenia, bo istnieją poważne powody, dla których chciałbym go nadal prowadzić. Jedyny powód, dla którego przestałem pisać jest taki, że z mojego pisania wynika więcej zła, niż dobra. Właśnie w tej chwili dostałem maila od Moherka, który napisał: Napiszę tylko tyle: przeproś Matkę Bożą. Jest za co. A jeśli  chodzi o blog to tym razem przyznaję Ci rację. Nie można czytać z zaufaniem komentarzy do czytań z Pisma Św. pisanych przez człowieka, który interpretuje postać Maryi tak jak Ty to robisz. Więc masz rację, że nie piszesz dalej.


Nie zgadzam się z Moherkiem, że mam za co Maryję przepraszać – Maryja jest dla mnie największym wzorem gotowości do przyjęcia Boga, który przychodzi do nas i wywraca do góry nogami nasze życie. Przychodzi i ma dla nas najlepszy plan, który jest też najlepszy dla całego świata. I wcale taki plan wcale nie musi oznaczać ciepełka i ogólnego szczęścia – najczęściej przewraca kompletnie nasze życie. A my możemy ten plan przyjąć i wypełnić, a możemy też odrzucić – Bóg dał nam przecież wolność.


Maryja powinna być dla każdego/każdej z nas wzorem, który mamy naśladować. I nie możemy się tu wymawiać, że Maryja to co innego, że gotowość do rezygnacji z własnych planów dotyczyła tylko Maryi, a nie nas, bo ona była wyjątkowa, a my jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi. Nie możemy się tak usprawiedliwiać… Nie wolno nam! 


Jeśli Pan przychodzi do nas z planem na nasze życie, to choćby ten plan całkowicie wywracał nasze o nim (życiu) wyobrażenia, to On daje nam siłę, by go wypełnić.


Tego wszystkiego jestem absolutnie pewien.


Absolutnie jestem pewien, ale okazuje się, że to moje spojrzenie jest zupełnie nie do przyjęcia dla osób na prawdę głęboko wierzących. 


Bardzo wysoko sobie cenię Moherka i wiem, że to co Moherek napisał, płynie z głębokiej troski. Reakcja Basi, choć ogólnie nie do przyjęcia, płynęła też z jej przekonań i wg niej była konieczną obroną Maryi.


Z tym wszystkim muszę się liczyć.


Jestem absolutnie pewien swojego spojrzenia, ale póki co jest ono dla innych nie do przyjęcia. Tak, jak napisał Moherek, lepiej będzie, jeśli nie będę pisał dalej – nikogo już niepotrzebnie nie sprowokuję do gniewu i nikogo nie urażę swoimi sformułowaniami.


(a za pół roku onet wykasuje bloga)


 


 


sobota, 17 grudnia 2011

Jakże się stanie…

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.
Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski. Pan z Tobą”.
Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.
Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.
Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”.
Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.
Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.


(Łk 1,26-38)


 


Zawsze zachwycało mnie to, że Maryja była taka pyskata (Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? – dzieckiem przecież nie była, miała kilkanaście lat i dobrze wiedziała, stąd się biorą dzieci), a jednak potrafiła zawierzyć aniołowi. Jej pokora nie była taka bezwolna, płynąca ze zwykłej ciapowatości - to była pokora osoby bardzo młodej, ale osoby, która szła przez życie z podniesionym czołem, która potrafiła przyjąć każde objawienie (nawet sprzeczne ze wszelkim doświadczeniem), gdy tylko czuła, że za tym objawieniem stoi sam Bóg.


 


Lubimy Maryję tytułować w najwymyślniejszy sposób, ale prawdziwa jej wielkość tkwi w tym co najprostsze – właśnie w tym, że to, co słyszała uszami wiary, było dla niej ważniejsze od tego, co mówił jej rozum (niezaleznie od tego, że zapewne ceniła sobie swój rozum).


 


wtorek, 13 grudnia 2011

Co zauważyła Anna

Przy okazji mojej notki na bardzo ciekawą rzecz zwróciła Anna__:
„Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu” – też zwróciłam uwagę na te właśnie słowa w czasie dzisiejszej Mszy Świętej. Tyle że mnie uświadomiły to, że Jan chrzcił tam, gdzie mieszkali Łazarz, Marta i Maria – przyjaciele Jezusa. Jakoś nigdy wcześniej tego nie skojarzyłam. 
Jeszcze nie wiem, dlaczego akurat ten szczegół mnie ‚dotknął’…
Anna____, 2011-12-11 22:55


Od razu się przyznałem, że:
Ponieważ ja nie jestem taki biegły w topografii, to gdyby nie Twoje wyjaśnienie, tego bym nigdy nie zauważył (a oczywiście masz rację). Ale skoro tak, to jest to dowód na to, jak ważne było przygotowywanie ludzi przez Jana na przyjście Jezusa. Skoro do Jana ściągali ludzie z całego Izraela, to przecież w pierwszej kolejności ci, którzy mieszkali w pobliżu. Jest oczywiste, że całe rodzeństwo zostało odpowiednio przygotowane na przyjście Jezusa – i to tak, że wszyscy stali się Jego przyjaciółmi.
A zatem odnosząc to do nas, wskazuje to na wagę w naszym przyjmowaniu Janów Chrzcicieli, którzy do nas przychodzą – z jednej strony sami mamy być Janami Chrzcicielami, ale z drugiej musimy umieć przyjmować Janów Chrzcicieli, którzy do nas przychodzą. Bez tego grozi nam, iż nie zauważymy samego Chrystusa, gdy powtórnie przyjdzie.
~Leszek, 2011-12-11 23:16


Bardzo mi było miło przeczytać po tym:
Dzięki za podpowiedź, Leszku :)
Anna____ 2011-12-11 23:26


 


Bardzo to fajne, jak ktoś mi zwróci uwagę na coś, czego sam nigdy bym nie zauważył:)


 


 


sobota, 10 grudnia 2011

Głos wołającego…

Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz [posłanym], aby zaświadczyć o światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?” Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?” Odparł: „Nie!” Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?” Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?” Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.    (J 1, 6-8 19-28)


 


To końcowe zdanie Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu., służy jednemu tylko celowi – chodzi w nim o to, by podkreślić, iż to, co zostało opowiedziane wcześniej, zdarzyło się naprawdę, że to jest opis konkretnych zdarzeń.
Jednak prawdą jest również to, co pisałem przed tygodniem o tym, że „Wszyscy jesteśmy Janami Chrzcicielami”. Powinniśmy więc być głosem wołających na pustyni (czy na puszczy – jak było w tłumaczeniu ks. Wujka) i zapowiadać ponowne przyjście tego, któremu nie jesteśmy godni odwiązać rzemyka u Jego sandała.


 


 


sobota, 3 grudnia 2011

Wszyscy jesteśmy Janami Chrzcicielami

Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni:
Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego”.
Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy.
Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”.


(Mk 1,1-8)


Wszyscy jesteśmy Janami Chrzcicielami. Każdy z nas i każda z nas jest do tego powołany, by zapowiadać przyjście Jezusa.
Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym – i to, jak sądzę, sprawiało, że był dla innych wiarygodny. Gdy wystąpił na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów jego słowa i jego wygląd stanowiły jedno…
Wszyscy jesteśmy Janami Chrzcicielami. Też mamy wzywać do nawrócenia, a nasz wizerunek ma być czytelnym znakiem, że sami jesteśmy na tej drodze…


 


 


sobota, 26 listopada 2011

1Kor 1,3-9

Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa! Bogu mojemu dziękuję wciąż za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie brakuje wam żadnego daru łaski, gdy oczekujecie objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym.


(1Kor 1,3-9)


Czyż nie jest to wspaniałe wiedzieć, iż Jezus Chrystus „będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa”! Nie musimy wi,ęc się lękać, że to co nas spotka u końca świata, przerośnie nasze możliwości, że nie podołamy – tak nie będzie, bo „nie brakuje wam żadnego daru łaski”. Zwróćmy jednak uwagę iż tak jest, „bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was”.  A zatem po pierwsze musimy być otwarci na to świadectwo, a po drugie to wymaga czasu (utrwalić się coś może tylko to, w czym trwamy w czasie).


niedziela, 20 listopada 2011

Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym

Dziś tak znane czytanie, że zacytuję tylko fragment:


 


Wówczas zapytają sprawiedliwi: »Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?«.
Król im odpowie: »Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili«.


(Mt 25, 31-46)


Przypowieść o talentach pokazuje, że jesteśmy tylko dyspozytariuszami tej miłości, którą od Boga otrzymujemy, że naszą rolą jest rozdawanie jej wszystkim, których Bóg postawi na naszej drodze.


Dziś poznajemy, jak ta miłość „wraca” do Niego… Osądzeni będziemy tylko z tego, co zrobiliśmy z tą miłością, którą od Niego dostajemy…


 


środa, 16 listopada 2011

Przypowieść talentach

Ponieważ widziałem, że dużym zainteresowaniem cieszyła się moja odpowiedź na pytanie Agaty dotyczące przypowieści o talentach, to by na przyszłość było ją łatwiej znaleźć, dziś nietypowa, dodatkowa notka:


My mamy problem z tą przypowieścią, bo nasza mentalność jest zupełnie inna. Sam byłbym pierwszym, który zakopałby ów talent (jakbym stracił ten talent, to nie tylko sam do końca życia się nie wypłacił, ale nie wypłaciłyby się moje dzieci, i dzieci moich dzieci, i…).


Jezus opowiadał Żydom o Swoim królestwie tak, by poprzez to, co jest im znane z życia, potrafili wyobrazić sobie to, co niepojęte! Dla każdego Żyda było oczywiste, że pieniądz musi pracować, że ważne jest nie tyle posiadanie pieniędzy, co nimi obracanie.


Dokładnie tak samo jest w Królestwie Bożym – to nie jest ważne, że jesteśmy ukochanymi Dziećmi Bożymi – znaczenie ma dopiero ta miłość Boża, której nie zatrzymujemy przy sobie, lecz niesiemy ją innym. Każdy dostaje miłość od Boga, ale jeśli jej nie niesie innym, to jest sługą gnuśnym i nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego – odbiorą mu to, co miał. Jeśli jednak ktoś, kto dostaje tę miłość, natychmiast rozdaje ją innym, to sam trafi od razu przed oblicze Pana – zostanie napełniony miłością jeszcze bardziej, niż potrafił to sobie w ogóle wyobrazić.


Ot i cały sens przypowieści – banalnie prosty (ale pod warunkiem, że zacznie się ją odbierać tak, jak odbierali Żydzi).



 


piątek, 11 listopada 2011

„Pokój i bezpieczeństwo”

Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy.
Kiedy bowiem będą mówić: „Pokój i bezpieczeństwo”, tak niespodziana przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą. Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteście synami nocy ani ciemności.
Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi.


(1 Tes 5,1-6)


Jeszcze nie tak dawno Europa mówiła „Pokój i bezpieczeństwo”, a dziś? Hiszpania, Gecja, Włochy… Blady strach padł na Europę…


Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej.



Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi.


Poszczególne czytania układają się w jedną całość – tylko stawiając Boga na pierwszym miejscu, wchodząc w osobistą relację z Nim, stając się Jego narzędziem, w Nim tylko pokładając nadzieję, nie chodzimy w ciemnościach – tylko wtedy. Czuwamy. Jesteśmy trzeźwi. Będziemy gotowi, gdy oblubieniec przyjdzie, by urządzić dla nas wesele…


Ale jeszcze raz powtarzam – tylko wtedy, gdy to Duch Święty jest tym, który nas prowadzi, gdy dajemy Mu się prowadzić…



sobota, 5 listopada 2011

Panny roztropne

Wtedy podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: „Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie!” Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny. (Mt 25, 1-13)


Zastanawiam się, jaka oliwa jest dziś najbardziej potrzebna i widzę tu dwie rzeczy:
- po pierwsze to, co było treścią poprzedniej notki (zresztą ktoś, kto układał kiedyś czytania na poszczególne lata, pewnie tym właśnie się kierował – … jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. … jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. … jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus), a więc by we wszystkim zdawać się na Pana (a w żadnym wypadku nie zajmować Jego miejsca),
- po drugie zaś, w konsekwencji tego pierwszego (… jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście) tą oliwą jest przyjmowanie wobec innych postawy równości (a w żadnym wypadku postawy NAD).


Te panny, które tego nie zrozumieją, bądą wołać „Panie, panie, otwórz nam!”, lecz On im odpowie  „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”


wtorek, 1 listopada 2011

ks. Zygmunt

      


Jestem pewny, że to ten dzień


(a nie dopiero jutrzejszy)


jest tym właściwym do tego wspomnienia.


 






poniedziałek, 31 października 2011

Jakich słów boi się ks. Tomasz?


Zapewne większość moich czytelników zauważyła dyskusję, jaka się toczyła na blogu ks. Tomasza. Notka dotyczyła tych, którzy głosowali na Palikota i ks. Tomasz uważa, że wszyscy oni przez 4 lata (aż do wygaśnięcia kadencji) nie mają prawa przekroczenia progu świątyni. Ks. Tomasz uważa to za konsekwencję własnych czynów.


Jednak Ola z Galacji zadała pytanie o tych, którzy żałują swego kroku i chcieliby go naprawić. Odpowiedź sprowadzała się do tego samego – zaczekać do końca kadencji.


Mój wątek zaczął się w tym miejscu:




//ks-tomasz.blog.onet.pl/1255301,438554107,1,200,200,89943502,438621298,1238199,50,forum.html


Ostatnią moją wypowiedzią merytotyczną było:


Ależ Księże Tomaszu – nie używał Ksiądz żadnego argumentu, z którego by wynikało, że nastolatek może prawdziwie dojrzewać mimo odcięcia go od życia sakramentalnego – a więc nie używał Ksiądz żadnych kontrargumentów; jedynie mówił Ksiądz o tym, dlaczego uważa Ksiądz, że przez 4 lata nikt, kto głosował na Palikota, nie może nie tylko przystąpić do komunii, ale nawet nie może przekroczyć progu świątyni. A to coś zupełnie innego. A dezwałem się, bo skoro ks. Wojciech się do mnie zwrócił, to nie wypadało się nie odezwać.


Wątek zakończył wypowiedzią ks. Tomasza:


Po raz ostatni Cię proszę nie zmieniaj słów użytych w mojej wypowiedzi, bo to wypacza jej treść. Proszę też, byś przestał wałkować ten temat. Jeśli masz jakiś problem ze zrozumieniem, to napisz maila – w innym przypadku będę zmuszony Cię zablokować.


na którą odpowiedziałem tak:


Księże Tomaszu, bardzo mi przykro, jeśli zniekształciłem jakieś Księdza myśli – w żadnym wypadku nie było to moją intencją, ale sam Ksiądz musi przyznać, że różnymi woltami myślowymi (szczególnie, jak ujawniłem Darii, kim jestem) Ksiądz mi tego nie ułatwiał. Ale fakt pozostaje faktem, że Ksiądz nie pokazał, jak ten młody człowiek, który zbłądził i który chciałby wszystko naprawić, miałby czerpać ze Źródła wszelkiego dobra, jeśli byłby odsunięty od sakramentów. Może Ksiądz zna odpowiedź na to pytanie, ale jednak tej odpowiedzi Ksiądz nie ujawnił.



Tych słów u ks. Tomasza już nie ma.

 


piątek, 28 października 2011

Jeden jest…

Wówczas przemówił Jezus do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą , lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi . Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem ; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. (Mt 23,1-12)


… jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście.
… jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie.
… jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus


Oczywiście na te słowa trzeba patrzeć poprzez pryzmat semickiej przesady – jeden, nie oznacza, że rzeczywiście jeden i nikt więcej; oznacza raczej, że pierwszy, a potem długo, długo nic…
Przecież choćby drugim z tych wezwań, Jezus nie znosił przykazania „Czcij swego ojca i swoją matkę” (Pwt 5:16) – chciał jedynie, by do każdego dotarło, że to Bóg jest ponad wszystko. A więc nade wszystko by do mnie dotarło, że nikt nie kocha mnie tak, jak Bóg, że nikt, jak On wie, co jest dla mnie dobre, jaka droga jest dla mnie najlepszal wreszcie, że to w Chrystusa powinienem się wpatrywać i we wszystkim powinienem Go naśladować…
Ale zwróćmy uwagę w jakim kontekście padły te słowa – jest i druga strona tego samego spojrzenia:
To nie ja najbardziej kocham swoje dzieci, lecz Bóg-Ojciec. To nie ja wiem, co jest najlepsze dla moich dzieci, lecz wie to On. I wreszcie to nie we mnie dzieci powinny się wpatrywać i we wszyskim mnie naśladować, lecz w Chrystusa – to On powinien być ich Mistrzem!


* * *


A co, jeśli nie jest?


 


wtorek, 18 października 2011

Pokolenie JP

Pokolenie JPII zastąpiło pokolenie JP (Janusza Palikota).


Już Mikołaj Kopernik zauważył, że gorsza moneta wypiera lepszą…


 


 


sobota, 15 października 2011

Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara

Wtedy faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Go w mowie. Posłali więc do Niego swych uczniów razem ze zwolennikami Heroda, aby Mu powiedzieli: „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie?” Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: „Czemu Mnie wystawiacie na próbę, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową!” Przynieśli Mu denara. On ich zapytał: „Czyj jest ten obraz i napis?” Odpowiedzieli: „Cezara”. Wówczas rzekł do nich: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. (Mt 22,15-21)


 


Dzisiejsze czytanie należy do jednych z najbardziej znanych. Zazwyczaj komentarze odnoszą się do nas samych, ale mnie dziś zainteresuje odniesienie tego czytania do polityki. Mamy bowiem na naszej scenie politycznej pięć różnych modeli – rodzi się więc pytanie, który/które z nich jest/są jest rzeczywistą odpowiedzią na to czytanie?


Model 1 – Palikot: Sejm to domena Cezara, a więc krzyż należy stamtąd zdjąć. W polityce nie ma miejsca ani na poglądy, ani na symbole religijne.


Model 2 – PO: Polityka nie należy do Boga, a więc to nic dziwnego, że w tej samej partii są obok siebie osoby głęboko wierzące (takie jak H. Gronkiewicz-Walz, czy J. Fabisiak), jak i osoby bardzo dalekie od wiary; partia raczej się nie miesza do spraw, które są zależne od światopoglądu pozwalając każdemu posłowi głosować zgodnie z jego sumieneim.


Model 3 – PiS: Nasza tożsamość narodowa rodziła się w wierze katolickiej, a więc obowiązkiem partii jest stać na straży tego, co głosi Kościół (i to niezależnie od tego, iż głęboko wierzących w tej partii. jak mi się wydaje, nie ma – w każdym razie wśród głównych postaci).


Model 4 – Marek Jurek: Administrowanie państwem, to domena Cezara, ale nie polityka – tu wszystko powinno być przejrzyste – moje poglądy (czy to w sprawie aborcji, czy in vitro) mam obowiązek głosić wszędzie i zawsze ich bronić.


Model 5 PJN: Deklaracje światopoglądowe nie są potrzebne; ważne jest jednak wprowadzanie w życie nauki społecznej kościoła – choćby polityka prorodzinna, to nie jakieś głupawe becikowe, lecz polityka podatkowa.


 


piątek, 7 października 2011

Zwiążcie mu ręce …

A Jezus znowu w przypowieściach mówił do nich: „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?” Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”. (Mt 22,1-14)


 


W internecie można znaleźć mnóstwo porad dotyczących tego, jak się ubrać na wesele. Każdy, kto jest zaproszony, szuka porad, bo chce się odpowiednio do tego przygotować. W samym stroju ważny jest nie tyle strój, co właśnie te przygotowania. I właśnie o tym jest mowa w tej przypowieści. Kara, jaka spotkała biesiadnika, nie jest karą za wygląd, lecz karą za to nieprzygotowanie…
Jesteśmy zaproszeni na wesele Pana – możemy zlekceważyć to zaproszenie, jak ci pierwsi (bo mamy przecież tyle ważniejszych rzeczy do zrobienia), możemy je przyjąć, ale zupełnie się do niego nie przygotować, ale możemy też potraktować serio…


Wybór należy do nas.


 


 


sobota, 24 września 2011

,,,za wyżej stojących od siebie

2. dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, 3. a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie.  (Flp 2)


 


Po co ja jeszcze prowadzę blog? – przecież inni to robią lepiej!


Po co ja jeszcze kleję jakieś rury, bawię się w hydraulika, gdy przecież są na świecie prawdziwi hydraulicy?


A po co udaję, że jestem mężem i ojcem, gdy nim nie jestem?


 


Tylko pozornie stawianie tych pytań jest wypełnieniem pawłowego przesłania - to byłaby próżność, gdybym robił coś tylko wtedy, gdybym uważał, iż robię to lepiej, niż inni…


 


 


sobota, 17 września 2011

żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk

Bracia:
Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, cóż mam wybrać? Nie umiem powiedzieć.
Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, a pozostawać w ciele – to bardziej dla was konieczne. Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej.
 (Flp 1, 20-24,27)


 


Powracam do tematu, gdzie jest nasze miejsce?


A jednak św. Pawet wskazuje inne miejsce Na codzień myślimy, że jest tam, gdzie aktualnie mieszkamy. Co najwyżej może się zdarzyć, że ktoś tęskni za swoją małą ojczyzną, z której wyrósł, w której dojrzewał (kiedyś lubiłem oglądać rosyjską telewizję, wtedy chyba nawet sowiecką; kiedyś trafiłem na film, warty obejrzenia dla jednego zdania – dziadek tłumaczył wnukowi, gdzie jest jego ojczyzna – ojczyzna jest tam, gdzie ktoś przeżyje swoją pierwszą miłość; zaskakujące, ale chyba prawdziwe zdanie).


 


A jednak św. Paweł wskazuje inne miejsce – my wszyscy powołani jesteśmy do spotkania w Chrystusie. Dopiero tam staniemy się na prawdę sobą


 


sobota, 10 września 2011

Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie


Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywym. (Rz 14 7-9)


Nie żyjemy dla siebie, żyjemy dla innych. Jeśli wzrastamy, to nie wzrastamy dla siebie, lecz wzrastamy dla innych – by móc bardziej dawać siebie innym.


Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. (Mt 25:40)


To wydaje się proste i oczywiste.


A czy na własną śmierć potrafimy spojrzeć, jak na spotkanie z Panem? Czy za tym spotkaniem tęsknimy?


Czy nie jest przypadkiem tak, że mamy tysiące pomysłów na własne życie, które koniecznie musimy jeszcze zrealizować? Czy te pomysły nie są przypadkiem dla nas najważniejsze? Czy rzeczywiście Jego wola, staje się moją wolą?








 



sobota, 3 września 2011

Nikomu nie bądźcie nic dłużni


8 Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. (Rz 13)


 


Dziś przypomnę to, co napisałem przed trzema laty:


Nam prawo kojarzy się z kodeksem karnym. Tymczasem dla Żydów Prawo, to coś znacznie więcej niż paragrafy wymagające wypełnienia – to przepis na dobre życie. Jeśli więc św. Paweł pisze Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo, to pisze, że taki człowiek wypełnił sens swojego życia.


 


 



niedziela, 28 sierpnia 2011

Zejdź Mi z oczu, szatanie


21 Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. 22 A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». 23 Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki».


24 Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. 25 Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. 26 Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? 27 Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. (Mt 16)


 


Jakkże często dziś jesteśmy skłonni poprawiać Jezusa – w Biblii jest co prawda napisane coś innego, ale jestem pewien, że gdybyś dzisiaj żył, to myślałbyś tak samo, jak ja. Wiele rzeczy, o których mówiłeś, to przecież tylko uwarunkowanie kulturowe – nie mogłeś powiedzieć inaczej, bo by Ciebie ówcześni nie zrozumieli. Dziś Twoje słowa byłyby inne…


A wiec to nie był problem samego tylko Piotra!


Właśnie nie tak dawno zostałem przyrównany do Judasza, co uznałem za krzywdzące (chodziło o to słynne pytanie Judasza podczas Ostatniej Wieczerzy „Czy to ja Rabbi?”, a nie o zdradę – jednak przy takim porównaniu widzi się od razu całą postać).. A co by było, gdybym usłyszał to, co usłyszał Piotr?


Nota bene chwilę wcześniej Piotr usłyszał od Jezusa „Ty jesteś Skała i na tej Skale zbuduję Kościół mój”..


Może więc to jest tak, że dziś nie potrafimy przyjmować prawdy o sobie, bo na prawdę składa się pełny obraz – i tego co złe, ale i tego co dobre? Gdy takiej równowagi nie ma, to mamy skłonność do tego, by odrzucać opinie o sobie (choćby były najprawdziwsze)…


 


 


 



czwartek, 25 sierpnia 2011

Podwójne życie Weroniki

Dziś bardzo nietypowo – zacytuję Krzysztofa Kieślowskiego, który wypowiadał się o swoim filmie „Podwójne życie Weroniki”:

 

Ja myślę, że to jest jeden z takich najistotniejszych elementów w życiu, żeby można było spokojnie przeżyć do wieczora, to jest właśnie odpowiedzialność. Ponieważ to pojęcie trzeba troszeczkę rozszerzyć. My oczywiście jesteśmy, każdy z nas jest odpowiedzialny za siebie samego i za własne życie – to jest całkiem jasne, prawda – za to co zrobi, za własne uczynki, itd, itd, my ponosimy koszty tego, co zrobiliśmy źle, otrzymujemy rodzaj satysfakcji za to, co zrobiliśmy dobrze – to jest jasne; ta odpowiedzialność w sferze indywidualnej, w sferze osobistej jest jasna; w sferze tej uświadomionej osobistej…
Ale ja myślę, że jest też odpowiedzialność inna, to jest odpowiedzialność, o której w istocie nie mamy pojęcia, że w ogóle istnieje. To jest odpowiedzialność za innych ludzi, innych ludzi, których spotykamy, lub których nawet nie spotykamy. Ja głęboko wierzę w to, że sposób, w jaki żyjemy, sposób, w jaki postępujemy, ma wpływ na ludzi wokół nas. Wszystko jedno, czy ich znamy, czy nie.
Taką główną myślą tego filmu jest stwierdzenie „żyj uważnie”. Żyj uważnie, ponieważ nie wiesz, czym w istocie skończy się każdy twój krok. Co każde twoje zachowanie będzie znaczyło dla ludzi, których znasz, albo których nie znasz, a na których ten krok, to wydarzenie, które twoje postępowanie będzie miało wpływ. Żyj uważnie, ponieważ dookoła jest masa ludzi, których życie i poczucie sensu zależy od twoich kroków. I to dotyczy każdego z nas, ponieważ te drogi, te miejsca, ci ludzie, te losy, zawsze wszędzie się krzyżują. Czy mamy tego świadomość, czy jej nie mamy. To dla mnie znaczy odpowiedzialność, żyć uważnie, żyć ostrożnie, przyglądać się wszystkim dookoła, a przede wszystkim przyglądać się sobie.


niedziela, 21 sierpnia 2011

Klucz

22 Położę klucz domu Dawidowego
    na jego ramieniu;
    gdy on otworzy, nikt nie zamknie,
    gdy on zamknie, nikt nie otworzy.
23 Wbiję go jak kołek
    na miejscu pewnym;
    i stanie się on tronem chwały
    dla domu swego ojca. (Iz 22) 



13 Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» 14 A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków». 15 Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» 16 Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». 17 Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. 18 Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. 19 I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie». 20 Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem. (Mt 16)



Motyw przewodni dzisiejszych czytań to klucz. Gdy słyszymy słowo klucz, nade wszystko przed oczami ukazuje się zamek, który dzięki temu kluczowi możemy otworzyć. Ale jest też drugie znaczenie, które jedynie się wywodzi z pierwszego – słowo klucz używane jest w kryptografii – klucz pozwala odszyfrować tekst uprzednio zaszyfrowany…

Piotr otrzymał od Jezusa klucz i ten klucz przekazuje kolejnym papieżom… A ten klucz otwiera niebo – i w tym znaczeniu, że otwiera drogę do nieba, i w tym  znaczeniu, że pozwala zrozumieć, czym jest niebo…





 

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć

20 Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. 21 Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. 22 I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, 23 lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. 24 Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. 25 Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. 26 Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. (1 Kor 15)



Śmierci nie ma poza czasem – ona może istnieć tylko wtedy, gdy istnieje czas. Umrzeć można tylko wtedy, gdy wcześniej się żyło. Śmierć to nie tylko negacja życia – to także następstwo w czasie!

Co więc to znaczy, że jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć?

Znaczy nie co innego lecz to, że i my znajdziemy się wówczas poza czasem…



(por. Czas)



Innymi słowy zostaniemy uzdolnieni do tego, by widzieć czas „przestrzennie”.





piątek, 5 sierpnia 2011

Uczynki

1 Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje sumienie w Duchu Świętym, 2 że w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. 3 Wolałbym bowiem sam być pod klątwą [odłączony] od Chrystusa dla [zbawienia] braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami. 4 Są to Izraelici, do których należą przybrane synostwo i chwała, przymierza i nadanie Prawa, pełnienie służby Bożej i obietnice. 5 Do nich należą praojcowie, z nich również jest Chrystus według ciała, który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki. Amen. (Rz 9) 



W tym miejscu to czytanie się kończy, jednak dodam jeszcze zakończenie tego rozdziału – myślę, że dopiero ono daje właściwe światło dla zrozumienia całego tekstu:



30 Cóż więc powiemy? To, że poganie nie zabiegając o usprawiedliwienie, osiągnęli usprawiedliwienie, mianowicie usprawiedliwienie z wiary, 31 a Izrael, który zabiegał o Prawo usprawiedliwiające, do celu Prawa nie doszedł. 32 Dlaczego? Ponieważ zabiegał o usprawiedliwienie nie z wiary, lecz – jakby to było możliwe – z uczynków.



Tak, jak Paweł mówił to w odniesieniu do swych współbraci; to samo mówią nasi współbracia protestanci w odniesieniu do nas.



O co w tym chodzi? Z drugiej bowiem strony mamy: 



26 Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków. (Jk 2)



Istotą sprawy jest to, co z czego wynika – jeśli uważamy, że Królestwo Niebieskie (nagroda) czeka nas za nasze uczynki, to popadliśmy  właśnie w tę samą pułapkę, w jaką popadli współbracia św. Pawła. Nie można „zapracować sobie” na niebo; niebo (czyli stan bezpośredniego kontaktu z Bogiem) nie jest towarem, który można sobie kupić – i tu nie chodzi o cenę, lecz o samą możliwość! Do tej jedności z Bogiem możemy dojść tylko poprzez wiarę, poprzez ZAWIERZENIE siebie samego Chrystusowi. Oddając się Jemu, przemieniamy samych siebie tak, że naszemu życiu towarzyszą nieustannie dobre uczynki. Nie są one jednak formą monety, którą chcemy zapłacić za niebo, lecz po prostu dzieją się wokół nas, bo stajemy się co raz bardziej podobni do samego Chrystusa. Nie próbujemy Go nawet naśladować, a jednak okazuje się, że zaczynamy chodzić po Jego krokach…



 

* * *



Dziś był pogrzeb mamy mojej żony. Dziś pewnie jest u Pana, bo jej życie nie było gromadzeniem dobrych uczynków…









czwartek, 28 lipca 2011

Spojrzał w niebo

13 Gdy Jezus to usłyszał, oddalił się stamtąd w łodzi na miejsce pustynne, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim pieszo. 14 Gdy wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych.
15 A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: «Miejsce to jest puste i pora już spóźniona. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności!» 16 Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść!» 17 Odpowiedzieli Mu: «Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb». 18 On rzekł: «Przynieście Mi je tutaj!» 19 Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. 20 Jedli wszyscy do sytości, i zebrano z tego, co pozostało, dwanaście pełnych koszy ułomków. 21 Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. (Mt 14)



Zwrócę uwagę na jeden szczegół – to nie Chrystus rozdawał chleb (i ryby); czynili to Jego uczniowie. On jedynie spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i go połamał – reszta należała do nich. 

Jakim ja jestem uczniem, skoro nie potrafię nasycić tłumów mimo, iż daję im Jego słowa?









 

sobota, 23 lipca 2011

Skarb


44 Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. 45 Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. 46 Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.


47 Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. 48 Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. 49 Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych 50 i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. 


51 Zrozumieliście to wszystko?» Odpowiedzieli Mu: «Tak jest». 52 A On rzekł do nich: «Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare». (Mt 13) 



Skarb znaleziony w ziemi, należał do właściciela tej ziemi. Gdyby bohater pierwszej przypowieści zabrał ze sobą odkopany skarb, byłby złodziejem. To dlatego z powrotem go zakopał, sprzedał wszystko, co miał i kupił tę ziemię – wartość skarbu wielokrotnie przekraczała wartość pola, na którym był zakopany; nasz bohater chciał uczciwie stać się jego właścicielem. 


O tej uczciwości można by dyskutować, ale Jezus dobrze znał swoich współbraci i po prostu opisywał to, jak by się oni w takiej sytuacji zachowali. 


A czy my doceniamy ten skarb, jaki Pan dla nas przygotował i jesteśmy gotowi poświęcić wszystko, co mamy (a także to, co wydaje się nam, że posiadamy), by pójść tam, dokąd On nam wskaże? Czy rzeczywiście zauważamy, że droga, którą On nam wskazuje, zawsze jest drogą do Niego?


A może i nam potrzebna jest ta druga przypowieść, która przypomina nam, że jedyną alternatywą jest wyjście poza nawias? Może i nam jest potrzebny ten obraz pieca rozpalonego, gdzie płacz i zgrzytanie zębów?



Na koniec zwrócę uwagę na końcowe zdania Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare - nam się wydaje, że wszystko zaczęło się od Chrystusa, tymczasem sam Chrystus przypomina nam, że on jest tylko dopełnieniem historii zbawienia.





sobota, 9 lipca 2011

..oczekuje objawienia się synów Bożych

    18 Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, który ma się w nas objawić. 19 Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. 20 Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, 21 że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. 22 Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia.
    23 Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując <przybrania za synów> - odkupienia naszego ciała.
(Rz 8)




Na dzisiejszą niedzielę przypada przypowieść o siewcy – jedno z najbardziej znanych czytań, przy którym siłą rzeczy nie zauważa się innych. Wybrałem więc drugie czytanie.

Już pierwsze zdanie jest pełne treści, nade wszystko bowiem zawiera stwierdzenie, że cierpienie w naszym życiu jest nieodłącznym elementem tego życia. Ale Paweł od razu wskazuje nam na właściwą perspektywę - cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, który ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych

Czy to określenie synów Bożych, nie robi na was wielkiego wrażenia? Gdy słyszymy o sobie dzieci Boże, to do tego przywykliśmy, to nie robi takiego wrażenia – ale synów Bożych! To dopiero coś! Naszym przeznaczeniem jest pozostawanie w takiej samej relacji z Bogiem-Ojcem, w jakiej dziś jest Jezus Chrystus!







sobota, 2 lipca 2011

jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie

(25) W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.  (26) Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.  (27) Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.  (28) Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.  (29) Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.  (30) Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie. (Mt 11)

Jesteś utrudzona? (utrudzony?) Przygniatają Ciebie różnorakie ciężary?

Jeśli tak (a kto nie jest?), to te słowa są skierowane do Ciebie!

Weźcie moje jarzmo na siebie..

Co to jest jarzmo? – to uprząż dla bydła pociągowego. 

A więc mamy wziąć to, co On dla nas przygotował i to ciągnąć – nie mamy naprawiać, nie mamy wybierać „to pociągnę, a tego nie”, lecz mamy po prostu ciągnąć.

i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem..

Bunt przeciwko sytuacji, w której jesteśmy, niczemu nie służy. Tracimy siły, a my mamy ciągnąć. Pokora, to jest to, co pomaga w naszej sytuacji.

I co nas czeka?

a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie..

piątek, 17 czerwca 2011

A sąd polega na tym…

(16) Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.  (17) Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.  (18) Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. 

W tym miejscu kończy się czytanie z tej niedzieli, ja jednak przedstawię trzy następne wersy:

(19) A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.  (20) Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione.  (21) Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu. (J 3)

Wielokrotnie pisałem, że sąd, jaki nas czeka po śmierci, to sąd, jaki sami na siebie wydamy. Tu jest właśnie o tym mowa:
Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła… Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła…

To my sami, albo zbliżymy się do światła, albo od niego uciekniemy w nienawiści do niego. Na to, co wybierzemy, zapracujemy całym swoim życiem. Już jako harcerz śpiewałem Wszystko, co złe, to szuka cienia; do ognia dobro garnie się („Już rozpaliło się ognisko”) – to jest echo tego właśnie czytania. Ale będąc w wojsku przez dziurę w płocie wynosiłem plakat zrobiony z materiałów, będących własnością wojska:

Żądamy niezwłocznej rejestracji NSZZ „Solidarność”.

Czy to światło (bo po właściwej stronie), czy może cień (bo kradzież)?

A co będzie w dniu mojego sądu? Co wybiorę? Już dziś są tacy, którzy widzą we mnie narzędzie szatana – ja się do tego nie przyznaję, w moim subiektywnym odczuciu służę Chrystusowi, ale to może oni widzą, kogo wybiorę w dniu swojej śmierci? Może jedyną dla mnie szansą jest to, by Pan nie zwlekał z powołaniem mnie do siebie – bo teraz choć służę szatanowi, to pragnę Jezusowi; być może jutro odmienię to pragnienie

(dziś dwukrotnie – rano i po pracy – miałem krwotoki; absolutnie nie zagrażały mojemu życiu, ale wydaje mi się, że Pan potwierdził to rozumowanie).

sobota, 11 czerwca 2011

Różne są dary łaski

(3) Piotr i ten drugi uczeń wyruszyli więc i udali się do grobu.  (4) Obydwaj biegli ra­zem, lecz ten drugi uczeń wyprzedził Piotra i jako pierwszy znalazł się przy grobie.  (5) A gdy się pochylił, zobaczył leżące płótna. Nie wszedł jednak do środka.  (6) Przybył także idący za nim Szymon Piotr i on wszedł do grobowca. Tam spostrzegł leżące płótna  (7) oraz chustę, która była na Jego głowie. Nie le­żała ona razem z tamtymi płótnami, lecz zwinięta osobno w in­nym miejscu. 
...
(12) i zobaczyła, że tam, gdzie spoczy­wało ciało Jezusa, siedzi dwóch aniołów w białych szatach. Jeden w miejscu głowy, a drugi w miejscu nóg.  (13) Zapytali ją: „Kobieto, dlaczego płaczesz?". Odpowiedziała im: „Zabrano mojego Pana i nie wiem, gdzie Go złożono". (J 20)

Cóż byłoby warte to, co czynię, gdyby nie On?

sobota, 4 czerwca 2011

Lednica

17 [Proszę w nich], aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. 18 [Niech da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych 19 i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły. 20 Wykazał On je,
    gdy wskrzesił Go z martwych
    i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich,
21 ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem,
    i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym
    nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym.
22 I wszystko poddał pod Jego stopy,
    a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła,
23 który jest Jego Ciałem,
    Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami. (Ef 1)


Dziś 15-ta już Lednica. Z tej okazji w TVP1 w relacji spod Bramy-Ryby wspominano tę pierwszą. Pokazano Anię z Poznania, którą natychmiast poznałem jeszcze zanim przedstawiono ją, jako tę dziewczynę, za którą w drugie tysiąclecie wkraczała polska młodzież. Pokazano Czarka z Warszawy, który szedł z nią w tej pierwszej parze. Oboje skromni, normalni ludzie, ale do dziś tamto wydarzenie zostawiło na nich swoje piętno.

A ja do dziś nie mogę sobie darować, że wtedy zabrakło mi odwagi, by tam pojechać (wszak ja od dawien dawna studentem już nie byłem). Ta pierwsza Lednica była organizowana przez dwa duszpasterstwa akademickie – oprócz poznańskiego o. Góry, również przez stołeczne ks. Zygmunta Malackiego.

sobota, 28 maja 2011

Zapowiedź Pocieszyciela

(15) Jeśli Mnie miłujecie, będziecie zachowywali moje przyka­zania.  (16) A Ja będę prosił Ojca i da wam innego Wspomoży­ciela, aby pozostał z wami na zawsze,  (17) Ducha Prawdy, któ­rego świat nie jest w stanie przyjąć, ponieważ ani Go nie widzi, ani nie zna. Wy Go znacie, bo przebywa wśród was i będzie w was.  (18) Nie pozostawię was sierotami, lecz powró­cę do was.  (19) Jeszcze trochę, a świat już Mnie nie zobaczy. Wy jednak będziecie Mnie widzieć, ponieważ Ja żyję i wy bę­dziecie żyć.  (20) W owym dniu poznacie, że Ja jestem w moim Ojcu, wy we Mnie, a Ja w was.  (21) Kto zna moje przykazania i postępuje według nich, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie mi­łuje, doświadczy miłości mego Ojca i Ja także go umiłuję i mu się objawię". (J 14)

Znamienne dla dzisiejszych czasów jest to, że z takim trudem i tak rzadko zdarza nam się, znaleźć tę drugą osobę, z którą odnajdujemy wzajemne zrozumienie, z którą dzielimy nasze radości i która tak, jak nikt inny potrafi pocieszyć w chwilach naszego zwątpienia…

Wczoraj ktoś odwiedził Świadków… i przypomniał mi tę oto notkę (gorąco zachęcam jej przeczytania) – jest w niej mowa m. in. o tym, jak to ci, którzy są już po tamtej stronie życia, starają się nam pomagać; ale też o tym, kiedy ta pomoc okazuje się nieskuteczna – „kiedy poddajesz się złym myślom, depresji, zniechęceniu, rozpaczy, nasza łączność rwie się i zanika. Wtedy nie mogę ci już tak pomagać, a to jest duży „ból” ”

Skoro tyle mogą zwykłe dusze czyśćcowe, to o ileż więcej może Duch Pocieszyciel. Ale pamiętajcie On też jest ograniczony naszą wolą, On też nie może nic wbrew naszej woli…