czwartek, 30 grudnia 2010

Na Nowy Rok

3 Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa,
    On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym
    na wyżynach niebieskich - w Chrystusie.
4 W Nim bowiem wybrał nas przez założeniem świata,
    abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.
    Z miłości 

5 przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,
    według postanowienia swej woli,
6 ku chwale majestatu swej łaski,
    którą obdarzył nas w Umiłowanym.

15 Przeto i ja, usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, 16 nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. 17 [Proszę w nich], aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. 18 [Niech da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych (Ef 1)


On nas wybrał, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa. Święty nie jestem, ani nieskalany, a jednak chcę być już przed Jego obliczem. Może tam się bardziej przydam, niż tu (tu pożytku ze mnie nie ma żadnego)?

W tym nadchodzącym roku życzę każdemu, by umiał odnaleźć to swoje miejsce, w którym jest niezastąpiony – to miejsce, w którym postawił go Bóg, tego jednego, jedynego, niepowtarzalnego… ([Niech da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja)

piątek, 24 grudnia 2010

Wigilijnie

Czasami brak nam sił, czasami czujemy, że czas przez palce ucieka – gdzieś ginie ta nadzieja, która żyliśmy przez wiele lat…

Ale przecież to dziś

narodzi się Boży Syn!


  

czwartek, 23 grudnia 2010

wtorek, 21 grudnia 2010

Prezenty

Czterech na pięciu (81%) Polaków zamierza w tym roku roku obdarować swoich bliskich prezentami z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Łącznie na urządzenie Świąt i prezenty Polacy zamierzają w tym roku wydać aż 22,2 mld zł, czyli o 1,5 mld zł więcej niż planowali wydać rok temu i o 1,7 mld zł mniej niż faktycznie przed rokiem wydali.


(z informacji OBOP-u)


Przyznam, że w tym roku wydam zdecydowanie mniej, niż w zeszłym.



sobota, 18 grudnia 2010

Juda

2 Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci (Mt 1) 

1 Jakub przywołał swoich synów mówiąc do nich: «Zgromadźcie się, a opowiem wam, co was czeka w czasach późniejszych. 2 Zbierzcie się i słuchajcie, synowie Jakuba,słuchajcie Izraela, ojca waszego! 

8 Judo, ciebie sławić będą bracia twoi,twoja bowiem ręka na karku twych wrogów!Synowie twego ojca będą ci oddawać pokłon! 9 Judo, młody lwie, na zdobyczy róść będziesz, mój synu:jak lew czai się, gotuje do skoku,do lwicy podobny – któż się ośmieli go drażnić? 10 Nie zostanie odjęte berło od Judyani laska pasterska spośród kolan jego,aż przyjdzie ten, do którego ono należy,i zdobędzie posłuch u narodów! (Rdz 49)

Juda był dopiero czwartym synem Jakuba. Przed nim byli Ruben (3 Rubenie, synu mój pierworodny, tyś moją mocą i pierwszym płodem mojej męskiej siły, górujący dumą i górujący siłą4 Kipiałeś jak woda: nie będziesz już górował, bo wszedłeś do łoża twego ojca, wchodząc zbezcześciłeś moje łoże!), Symeon i Lewi (5 Symeon i Lewi, bracia, narzędziami gwałtu były ich miecze. 6 Do ich zmowy się nie przyłączę, z ich knowaniem nie złączę mej sławygdyż w gniewie swym mordowali ludzi i w swej swawoli kaleczyli bydło). Ale to on stał się dziedzicem. Powołani byli inni, ale został nim on.



* * *

Powołany jest każdy z nas. Ale czy zostaniemy dziedzicami?

sobota, 11 grudnia 2010

Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść?

2 Tymczasem Jan, skoro usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów 3 z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» 4 Jezus im odpowiedział: «Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: 5 niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. 6 A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi».  (Mt 11)



Zwróćcie uwagę, jak odpowiedział Chrystus – nie mówił Tak, to ja; powiedział «Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: 5 niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię.» Pan chce, byśmy sami Go odkrywali w tym, co po sobie zostawia…


* * *

Dokładnie tak samo jest z nami – to nieważne, co o sobie sami mówimy, ani co inni o nas mówią; ważne jest dobro, które po nas zostaje. To ono świadczy o tym, kim jesteśmy.

wtorek, 7 grudnia 2010

Trwajcie więc cierpliwie

7 Trwajcie więc cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. 8 Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie. 9 Nie uskarżajcie się, bracia, jeden na drugiego, byście nie popadli pod sąd. Oto sędzia stoi przed drzwiami. 10 Za przykład wytrwałości i cierpliwości weźcie, bracia, proroków, którzy przemawiali w imię Pańskie. (Jk 5)


W dzisiejszych czasach brakuje nam cierpliwości. Wszystko chcielibyśmy już, natychmiast i najlepiej, by to nas nic nie kosztowało…

Tymczasem Jakub podaje nam świetny wzór – rolnik na efekt swojej pracy musi czekać co najmniej rok. Pośpiech tu się nie zda na nic – jest czas siewu i czas żniw… Co raz mniej jest ludzi, którzy wyrastają w tym rytmie, którzy ten rytm rozumieją… 

Tymczasem ten sam rytm obowiązuje, gdy chcemy wyjść naprzeciw miłości. Każdej miłości. W tym tej największej – Jezusa Chrystusa.

Trwajcie więc cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana.

sobota, 4 grudnia 2010

Siekiera przyłożona

7 A gdy widział, że przychodzi do chrztu wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów, mówił im: «Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? 8 Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, 9 a nie myślcie, że możecie sobie mówić: „Abrahama mamy za ojca”, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. 10 Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. 11 Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. 12 Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym». (Mt 3)

To ważne , by czuć te dobre owoce. Gdy ich brak, za chwilę poczujesz chłód ostrza siekiery…







sobota, 27 listopada 2010

A jak było za dni Noego

37 A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. 38 Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, 39 i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. 40 Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. 41 Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. (Mt 24)


Rano szykuję sobie śniadanie do pracy, następnie biegnę do kościoła. Odwożę córkę do szkoły i jadę do pracy. Po przyjeździe pierwszy posiłek, no i praca… Wracam do domu, odgrzewam obiad. Trochę rozmów, trochę pomocy w nauce i mnóstwo telewizji. A potem spać.

Dzień podobny do dnia. Nic się nie wydarzy…

środa, 24 listopada 2010

Za czym tęsknimy?

Dziś drobny przerywnik – ciekawostki, jakie przysłał mi OBOP:

Za czym tęsknimy?

Za najszczęśliwszy w życiu okres Polacy uważają czasy swojej młodości – wynika z badania, które zrealizowaliśmy dla firmy Krakus. Wracając myślami do dzieciństwa najczęściej tęsknimy do podwórkowych zabaw (35%), zapachu choinki (31%), wakacji (28%) oraz pierwszej miłości (18%). Z kolei zwyczajami z przeszłości, które najbardziej chcielibyśmy zachować, są tradycyjne wytwarzanie żywności (35%), rodzinne obiady (32%) i … całowanie kobiet w rękę (18%). Zapytaliśmy Polaków także o tęsknoty kulinarne. Okazuje się, że smaki z przeszłości, do których najbardziej tęsknimy to domowe przetwory (43%), wędliny (31%) oraz chleb (28%).

sobota, 20 listopada 2010

Polskie piekiełko

35 A lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: «Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym». 36 Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, 37 mówiąc: «Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie». (Łk 23)

Mówi się „polskie piekiełko”, ale patrzcie – tu jest to samo. Żydzi nie mogli darować Jezusowi, że wyrasta ponad nich. Gdy uzdrawiał, byli tym zachwyceni, ale jednocześnie rosła w nich zawiść, że On może, a oni nie. I właśnie teraz dali upust swej zawiści. 
- Znacie to?
- Znamy.

niedziela, 14 listopada 2010

Dam wam wymowę i mądrość

5 Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział: 6 «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony». 7 Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?»


8 Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „Ja jestem” oraz: „Nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi! 9 I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec». 10 Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. 11 Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. 


12 Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. 13 Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. 14 Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. 15 Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. 16 A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. 17 I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. 18 Ale włos z głowy wam nie zginie. 19 Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie. (Łk 21)


Szczególną uwagę zwrócę na następujące słowa: 14 Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. 15 Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.

Współczesny człowiek uwierzył, że wszystko sobie zawdzięcza; tymczasem chrześcijanin powinien wiedzieć, że wszystko co ma, pochodzi od Boga. Mało – powinien ufać, że Pan wyposaży każdego w to, co rzeczywiście jest potrzebne we właściwej porze.

czwartek, 11 listopada 2010

Dzień palący jak piec

19 Bo oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień, mówi Pan Zastępów, tak że nie pozostawi po nich ani korzenia, ani gałązki. 20 A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach. Wyjdziecie [swobodnie] i będziecie podskakiwać jak tuczone cielęta. (Ml 3) 


Nadchodzi ten dzień, gdy nie pozostanie po mnie najmniejszy ślad..

sobota, 6 listopada 2010

Którego z nich będzie żoną?

27 Wówczas podeszło do Niego kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go 28 w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu. 29 Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. 30 Wziął ją drugi, 31 a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. 32 W końcu umarła ta kobieta. 33 Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę».
34 Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. 35 Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. 36 Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. (Łk 20)


Odpowiedź prosta i wydawałoby się, że jednoznaczna. Przyznam jednak, że zawsze miałem z nią pewien kłopot. Początek jest bowiem rzeczywiście prosty – widać te ciała, jakie będziemy mieli po zmartwychwstaniu, będą na tyle inne, iż w mowie ciała nie będziemy się stawać mężem i żoną. 

Ale przecież miłość, jaka łączy małżonków (a w każdym razie winna ich łączyć), to coś znacznie więcej, niż sama miłość wyrażana w mowie ciała, a tymczasem odpowiedź Jezusa choć akcentowała ten aspekt, to jednak nie pozostawiała złudzeń, iż w ogóle nie będzie można mówić o mężu i żonie. Z tego trzeba by było wyciągnąć wniosek, iż wszelka miłość tam nie jest miłością wyłączną. Innymi słowy iż każdy jest jest jedną ze stron tej miłości, którą będzie tam przeżywał. Każdy ja i każdy każdy..

A jak wy to rozumiecie?

sobota, 30 października 2010

Drzewo sykomory


1 Potem wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. 2 A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. 3 Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. 4 Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. (Łk 19)


A czy Ty rozglądasz się za jakąś sykomorą, na którą mógłbyś się wspiąć?




piątek, 22 października 2010

Faryzeusz

 9 Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: 10 «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. 11 Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. 12 Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. 13 Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” 14 Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony». (Łk 18)


Przykład idzie z góry. Jak więc dobrze, że w państwie, w którym mieszkam, Prezydent nie zachowuje się jak ten faryzeusz. Wręcz przeciwnie – on mówi Przepraszam. Co prawda nie wiadomo kogo i za co przeprasza, ale zapytany od razu wyjaśnia Za Palikota, za Kurskiego, za Maciarewicza… - prawdziwie otwarty i odpowiedzialny za wszystkich w państwie. Faryzeusz mówiłby Jak to dobrze, że nie jestem taki, jak oni, a Prezydent inaczej – ich winę bierze na siebie, bo przecież on odpowiada za wszystkich.

Przykład idzie z góry. Jak to dobrze, że mam takiego Prezydenta… Jak dobrze…

niedziela, 17 października 2010

I czy będzie zwlekał w ich sprawie?

1 Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: 2 «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. 3 W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!” 4 Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, 5 to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie”». 6 I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. 7 A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? 8 Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?» (Łk 18)

Nie tak dawno na blogu Agnieszka poprosiła mnie o wsparcie modlitewne. Do modlitwy włączyła się i Basia i Moherek. Agnieszka prosiła we wtorek w południe, a już w czwartek wieczorem na jej blogu pojawiła się notka, z której było widać, że ta modlitwa okazała się bardzo skuteczna (mój udział zapewne najmniejszy, ale też był) - i czy będzie zwlekał w ich sprawie?

sobota, 9 października 2010

Nam się należy..

11 Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. 12 Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka 13 i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» 14 Na ich widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni. 15 Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, 16 upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. 17 Jezus zaś rzekł: «Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? 18 Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec». 19 Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła». (Łk 17)

Jakże często uważamy, że wszystko nam się należy. Gdy przychodzą jakieś trudne sytuacje w życiu, czujemy się tym pokrzywdzeni – przecież na to nie zasłużyliśmy!
Gdy więc to przeminie, choćby w sposób cudowny, jak w przypadku tych trędowatych, to wcale nie myślimy o tym, by za to dziękować – przecież to nam się należało!
Z tych dziesięciu wrócił tylko Samarytanin, bo on, przedstawiciel narodu pogardzanego przez Żydów, wcale nie uważał, by to uzdrowienie mu się należało..

sobota, 2 października 2010

Gdybyście mieli wiarę

Apostołowie prosili Pana: «Przymnóż nam wiary!» Pan rzekł: «Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: „Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!”, a byłaby wam posłuszna. Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: „Pójdź i siądź do stołu?” Czy nie powie mu raczej: „Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił?” Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? 10 Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”». (Łk 17)

Nie mam tej wiary – żadnej morwy nie przeniosłem... Oj, nieużyteczny ze mnie sługa i nawet nie wiem, czy rzeczywiście wykonałem to, co powinienem był wykonać :(  

piątek, 1 października 2010

Rydz

Tak zimno, że już nie spodziewałem się żadnych grzybów – a tu proszę, jeszcze jeden rydz w tym roku na naszej działce:


  

sobota, 25 września 2010

Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają

31 Odpowiedział mu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”».

Zaniedbałem Świadków… a choć im nie uwierzą, to może jednak warto próbować..



sobota, 18 września 2010

Kto w drobnej rzeczy

10 Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. 11 Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? 12 Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? (Łk 16)

Pytasz, dlaczego we wszystkim jesteś pomijany? A może po prostu w drobnej rzeczy nie okazałeś się wierny?

sobota, 11 września 2010

Nagroda dla ciebie

25 Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. 26 Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. 27 Ten mu rzekł: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. 28 Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. 29 Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. 30 Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. 31 Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. 32 A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się”». (Łk 15)

Każdy jest powołany do wolności. Każdy. Jednak bywa, że mentalnie jesteśmy niewolnikami tak, jak starszy syn: „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi.30 Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę” On nie czuł się dziedzicem tego, co mu Ojciec przygotował, lecz na wszystko patrzył w kategoriach kary i nagrody.

A czy Ty oczekujesz nagrody za swoje życie?

piątek, 3 września 2010

kto nie wyrzeka się wszystkiego


25 A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: 26 «Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. 27 Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. 28 Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? 29 Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: 30 ”Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. 31 Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? 32 Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. 33 Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.  (Łk 14)

Ach, ten semicki sposób wyrażania myśli – u nas obowiązuje polityczna poprawność, a tu Chrystus mówi tak, by każdemu w pięty poszło.

«Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego…

Mało – sugeruje, że to podstawa, że od tego trzeba zacząć

Bo któż z was, … nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?  

Albo który król, … nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu?

A jak to się ma do przykazania miłości?

Czy aby przypadkiem nie ma tu sprzeczności?

W żadnym wypadku tak być nie może – to właśnie na te słowa należy patrzeć przez pryzmat przykazania miłości! „Będziesz miłował  Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego, jak siebie samego” (Łk 10:27) - miłość do siebie samego (proszę nie mylić tego z tzw. miłością własną – ta żadną miłością nie jest) ma być miarą mojej miłości do innych ludzi (i co ważne, wcale nie musi być pełna, doskonała), ale z drugiej strony ta miara ma być niczym wobec miłości do Boga (tylko w odniesieniu do miłości do Boga mamy to powtarzające się słowo cały – całym sercem, całą duszą, całą mocą – to powtrzające się słowo ma wyrażać pełnię).

W dzisiejszym czytaniu mamy dokładnie to samo – ta sama miłość, która jest miarą naszego człowieczeństwa, ma być niczym wobec miłości do Boga:

„kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.”




(4 września 9:29)
Ponieważ okazało się, że napisałem nieczytelnie,  to jeszcze raz cały tok rozumowania: 

Miłość do siebie samego ma być miarą mojej miłości do innych ludzi; przy czym ta miłość nigdy nie jest (i tu na ziemi nigdy nie będzie) pełna (nigdy nie będę mógł powiedzieć „ja umiem kochać”) – ja w tej miłości mam dopiero wzrastać, mam się uczyć kochać (i to uczyć przez całe życie). Tymczasem miłość do Boga ma być miłością pełną – wykraczającą ponad miłość do ludzi.  

To wszystko, co napisałem, to jest przykazanie miłości. I jak już się tak patrzy, trzeba na to nałożyć obraz z czytania niedzielnego.
W tym czytaniu na sposób semicki jest przedstawiona ta różnica, jakiej Pan od nas oczekuje w miłości do Niego i w miłości do ludzi – moja miłość do Niego nie ma być odmierzana miarą miłości do siebie samego (to nie jest zresztą potrzebne, bo On sam jest miłością i nas nie skrzywdzi), lecz ma być miłością wykraczającą poza siebie – najbardziej pełną, na jaką mnie stać! Nie oznacza to, że mam nienawidzić matki – mam ją kochać; jeśli jednak matka stanęłaby między mną a Bogiem – mam wybrać Boga! Dokładnie tyle znaczą te słowa (semici mają tendencję do przesady w swoich sformułowaniach, ale robią to po to, by wyostrzyć samą główną myśl – tu główną myślą jest to, że nic nie ma prawa oddzielać mnie od Boga; by wyostrzyć tę myśl, Jezus powiedział, że mamy mieć w nienawiści wszystkich tych, o których Jego słuchacze wiedzieli, że mają ich kochać – to jest tylko zabieg retoryczny).


poniedziałek, 30 sierpnia 2010

OSTATNI WYWIAD Z KS. ZYGMUNETM MALACKIM

Czas jest wielkim darem

Z ks. Zygmuntem Malackim, proboszczem parafii św. Stanisława Kostki, rozmawia Milena Kindziuk

Milena Kindziuk: – Coraz częściej powtarza Ksiądz w kazaniach, że od cierpienia, od krzyża, nie wolno uciekać ani się go bać. Dlaczego?
Ks. Zygmunt Malacki: – Bo jest ono nieodłączne od ludzkiego losu. Nie ma żadnego życia bez krzyża, cierpienia, bólu, ofiary. Jeżeli czyjeś życie nie jest krzyżem, to jest nieprawdziwe, nierealne. Trzeba się wtedy zacząć zastanawiać i starać się coś w życiu zmienić.

- Krzyż kojarzy się również z samotnością. Czy czuje się Ksiądz samotny?
- Tak naprawdę nigdy nie jestem sam, chociaż zawsze wracam do pustego mieszkania, w którym – oprócz rybek w akwarium – nikt na mnie nie czeka. 
Mam świadomość, że towarzyszy mi zawsze Bóg. I że On jest. Ale też są ze mną moi bliscy zmarli, przede wszystkim rodzice. Czuję ich obecność. Dusze w czyśćcu cierpiące, do których się modlę codziennie, także są ze mną. I mój Anioł Stróż. Także moi przyjaciele, których nie ma fizycznie obok mnie, ale wiem, ze są ze mną. Oni wszyscy wypełniają moją samotność.

- Ale samotność jest w życiu jakoś nieunikniona?
- Tak. I każdy się musi na nią przygotować.

- Bo zawsze umieramy samotnie, czy tak?
- Dokładnie tak. Nadejdzie przecież w naszym życiu moment totalnej samotności, kiedy ani żona nie pomoże mężowi, ani matka dziecku, zostaniemy sam na sam z Bogiem. Tę samotność ukazał nam Chrystus, który wołał z krzyża: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? On też sam przekraczał próg z doczesności do wieczności.
Kiedy patrzę na wszystko z perspektywy czasu, wyraźnie widzę, że moje życie jest reżyserią Pana Boga. Dlatego wszystko, nawet to, czego nie pojmuję, ma w nim sens. I to napełnia mnie spokojem i radością. Ponadto, każdy dzień jest przecież kolejną szansą. Może inną, ale szansą. 
Oczywiście, dzisiaj, coraz częściej zastanawiam się nad tym, co jest przede mną, i wyraźniej widzę, że moje życie zaczyna się kurczyć. Zadaję sobie pytanie dotyczące ostatecznego spotkania z Bogiem, robię dokładniejszy rachunek sumienia, zastanawiam się, czy dobrze wykorzystałem każdy dzień, każdy rok, czy mogłem coś zrobić lepiej, czy nie zmarnowałem czasu, darów, talentów, czy nie zawiodłem Boga i ludzi. Ilu może ludzi odepchnąłem od Boga, ilu nie pomogłem, a mogłem pomóc na ich drodze wiary.

- Nie przeraża Księdza to, że życie się kurczy?
- Nie. Bo wierzę, że po drugiej stronie życia czeka na mnie kochający Ojciec. A spotkanie z Ojcem nie może przerażać. Sądzę, że wielu ludzi boi się przemijania, gdyż na siłę szukają odpowiedzi do końca.


- Czy znaczy to, że w życiu są pytania, na które nie ma odpowiedzi do końca? Jak pisał Karol Wojtyła: „Bywa nieraz, że w ciągu rozmowy stajemy w obliczu prawd, dla których brakuje nam słów, brakuje gestu i znaku…”.
- Boga nie można zrozumieć właśnie dlatego, że jest Bogiem, a nie człowiekiem. Dlatego tutaj, na ziemi, nie ma odpowiedzi do końca. Nie możemy też zrozumieć wszystkich sytuacji, jakie zdarzają się w naszym życiu. Stąd, np. w obliczu choroby nowotworowej – buntujemy się, rozpaczamy: „Panie Boże, powiedz mi, dlaczego ja? Dlaczego teraz, gdy jestem tak szczęśliwa, mam trójkę dzieci, męża, dobrą pracę?”. Pamiętam mężczyznę, którego spowiadałem i przygotowywałem na śmierć. Dorobił się sporego majątku i mówił: niech ksiądz popatrzy, zbudowałem dom, mam pieniądze, mógłbym teraz dopiero zacząć żyć, a muszę odchodzić z tego świata; dlaczego?

- Co odpowiada Ksiądz ludziom w takich sytuacjach?
- Temu mężczyźnie starałem się uświadomić, że całe jego dotychczasowe życie było naprawdę piękne, żył uczciwie i nie zmarnował swego czasu na Ziemi. Pozostawił po sobie dobro – także w wymiarze materialnym, z którego może korzystać rodzina. Szczęśliwie, był to człowiek wierzący. Kiedy więc mówiłem mu, że idzie do domu Ojca, który jest samą miłością, on w to wierzył. Ale generalnie, są to bardzo trudne rozmowy. Gdy analizuję z kimś jego życie w perspektywie wiary, staram się podpowiedzieć, że być może warto swoje cierpienie ofiarować za innych: za członków rodziny, za przyjaciół, może za bezimiennych? Trudne wydarzenia hartują, powodują, że kolejne życiowe problemy przyjmiemy już inaczej. W perspektywie woli Bożej.

- Tylko jak ją przyjąć?
- Z pewnością jest łatwo, gdy wszystko się powodzi, na przykład ktoś jest sportowcem i bije rekord świata. Trudniej, gdy ktoś ulega wypadkowi i pozostaje inwalidą do końca życia. Ale właśnie na tym polega bycie człowiekiem wierzącym, że w takich sytuacjach, ekstremalnych, Bóg staje się głównym odniesieniem i nadaje sens mojemu życiu. Bo jeżeli wierzymy w to, że jest Bóg, wtedy nasze życie nabiera sensu. I wszystko, co się składa na to życie, ma sens. Także cierpienie. Przede wszystkim ono.

- Jak zgodzić się na przemijanie, na świadomość, że – jak mówi Kohelet – „to, co było jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie”? Co to znaczy „przemijać” po chrześcijańsku?
- Najpierw trzeba sobie uświadomić, że czas jest wielkim darem. I że nie wolno czasu marnować. Trzeba go wykorzystać zgodnie z wolą Bożą. I wtedy człowiek nie musi się bać przemijania. Pomaga w tym modlitwa. Gdy się modlę, wiem, że własnymi siłami nie pozbędę się lęku przed śmiercią i przemijaniem, ale że Bóg daje moc i siłę, bym się nie bał. 
Pomaga też na pewno świadomość, że moje życie, takie jakie jest, ma wielką wartość w oczach Boga. Tymczasem bardzo często ludzie pragną czynić to, czego nie czynią. Ciągle chcą idealizować rzeczywistość, marzą o czymś, co nie istnieje i nigdy nie istniało i chcą być kimś innym. I to ich wewnętrznie rozbija. Ważne, by człowiek cieszył się z tego, kim jest i jaki jest. I by za to dziękował. Akceptacja siebie i zdarzeń, jakie nas spotykają, przynosi pokój i pomaga w akceptacji przemijania.

- Jan Paweł II w „Tryptyku Rzymskim” pisał: „zatrzymaj się, to przemijanie ma sens, ma sens…, ma sens…, ma sens”. Wiara podpowiada zatem, że przemijanie ma sens?
- Chrześcijanin postrzega swoje życie w perspektywie Boga. To On jest sensem, celem życia, całe życie jest do Niego odniesione. Dla mnie Bóg jest sensem życia, tego, co jest radosne po ludzku, szczęśliwe, ale przede wszystkim tego, co jest bolesne, tragiczne. I na co nie znajduję odpowiedzi, czego sobie i innym nie potrafię wyjaśnić. Ale wierzę, że to wszystko ma sens, bo Bóg dał nam Chrystusa. W tajemnicy krzyża i zmartwychwstania odnajduję sens przemijania.

- Ksiądz się boi spotkania z Bogiem?
- Po ludzku się boję, oczywiście. Ale wiara podpowiada mi, by się nie bać. Bo idę na spotkanie z Ojcem, a Ojca się bać nie mogę. Wiem jednak, że to spotkanie z Ojcem ma wymiar ostateczny. I nie do końca jestem przygotowany na spotkanie z Panem. Tymczasem ważne jest, by każdego dnia być gotowym. Modlimy się: od nagłej, niespodziewanej śmierci wybaw nas Panie… To znaczy: nie pozwól, bym odchodził z tego świata nieprzygotowany. Jeżeli człowiek jest przygotowany wewnętrznie, jeżeli żyje w stanie łaski uświęcającej, to nie ma nagłej śmierci. Oczywiście, każda śmierć po ludzku jest nagła, szczególnie dla tych, co zostają na ziemi po odejściu kogoś bliskiego. Ale Bóg wobec każdego z nas ma swoje plany.

- Jak czytać plany Boga w życiu?
- Na kolanach i w modlitwie. Jest to bardzo trudne. Każdy musi to czynić po swojemu. Nie da się odczytać woli Bożej bez pokory. Musimy zrezygnować z domagania się, by Bóg czynił naszą wolę. Bo jakże często, szukając woli Bożej, chcemy tak naprawdę, by Pan Bóg zaakceptował naszą wolę, by życie się toczyło tak jak my chcemy. Natomiast dopiero autentyczne zaakceptowanie woli Bożej daje prawdziwe szczęście.

- Czy Ksiądz jest szczęśliwy?
- Tak. Dzięki Bogu i wielu wspaniałym ludziom, których Bóg wciąż stawia na mojej drodze.

- Na czym polega szczęście?
- Na akceptacji życia. Takiego, jakie jest. Tak jak czytamy w słynnej modlitwie o pogodę ducha: Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

- Ale są też ludzie nieszczęśliwi…
- Tak, gdy nie chcą zaakceptować swego życia i wciąż szukają czegoś nierealnego, czego nie można osiągnąć. A chrześcijaństwo jest bardzo realistyczne, uczy chodzić po ziemi, przyjmować życie takie, jakie jest.
- Czy wiara pomaga być szczęśliwym?
- Tak, gdyż tak naprawdę na Ziemi nie można być do końca szczęśliwym. Pełnię szczęścia człowiek może odnaleźć tylko w Bogu.

- Czy szczęście oznacza brak cierpienia?
- Niekoniecznie. Można dźwigać krzyż, potwornie cierpieć i być szczęśliwym. Bo szczęście nie polega na tym, że w moim życiu nie ma problemów, łez, trudności. Tylko na tym, że ja to wszystko staram się ofiarować jako dar. Bez modlitwy jest to niemożliwe. Potocznie rozumiane szczęście – że mi się coś udało, zdałem egzamin, itd. – przemija. A w chrześcijaństwie chodzi o taki rodzaj szczęścia, który jest trwały. O stan, który nie mija, bez względu na to, co się w moim życiu dokonuje.
Tu, na ziemi, jedyne, co nie przemija – to miłość, którą włożyliśmy wykonując swoje życiowe zadania. To ona jest najważniejsza.


Jest to fragment ostatniego wywiadu, jakiego ks. Z. Malacki udzielił Milenie Kindziuk, redaktor prowadzącej warszawską edycję Tygodnika „Niedziela”, współpracującej z ks. Malackim m.in. przy projektach związanych z beatyfikacją ks. Popiełuszki



Źródło: //www.archidiecezja.warszawa.pl/archiwum/?a=4468

sobota, 21 sierpnia 2010

Kryzys kapłaństwa

Kryzys kapłaństwa nie jest czymś abstrakcyjnym, jedynie wymyślonym – on istnieje naprawdę. 

Można tego nie zauważać i nic nie robić; jeśli jednak się go dostrzeże (a w końcu nie tak znowu dawno zakończył się rok kapłański, który przecież nie wziął się z niczego), to mamy jeszcze dwie drogi – albo odpowiadać sobie na pytanie, jaki powinien być kapłan w XXI w. (i w tym nurcie widzę rok kapłański), albo mówić, że nie ma się nad czym zastanawiać – jeszcze przed Soborem Watykańskim II nie było takich problemów – należy po prostu wrócić do tamtego punktu. 

Dwa spojrzenia, dwóch kapłanów. Jeden będzie mówił o miłości, że tylko z niej będziemy rozliczani po swoim życiu, drugi powie OGIEŃ SIARKI NA TAKIE… i nawet nie zauważy, że złorzeczy.. Będzie za to mówił, że to on głosi całą Ewangelię, a tamten ją cenzoruje. Wykrzyknie też na tamtego ‚Judasz’, gdy tamten pójdzie na pogrzeb osoby, na który on by nie poszedł, a nawet ‚mason’ na biskupa, bo ten biskup myśli inaczej, niż on.

Jedno z podstawowych pytań szczegółowych, jakie różni obu księży, dotyczy stosunku do świeckich. Całe wieki kościoła ukształtowały relację pochyłą, która po cichu zakładała, że ksiądz, jest kimś więcej, niż zwykłym człowiekiem (co widać choćby po proporcjach w liczbie świętych wśród duchownych i wśród świeckich). Obawiam się, że większość księży ciągle jeszcze trwa w tym przekonaniu – tak byli ukształtowani w seminarium i tak już im zostało (a nie wszyscy przeszli przez lekcję pokory).

Tymczasem w dzisiejszych czasach potrzebni są kapłani, którzy w kontaktach z innymi przyjmują relację równości. 

Dlaczego to takie ważne? – Jeśli ktoś przyjmuje postawę NAD, to nie będzie słuchał tego, co mówi do niego ten, który jest tylko owieczką. 

Jeśli tak poza tym jest świetnym kapłanem, to jest wielka szansa na to, że sam rozpozna, co jest potrzebne owej owieczce i to tej owieczce da. Będzie się starał, by dotrzeć do umysłu owej owieczki – będzie robił wszystko, by ta owieczka przyjęła jego punkt widzenia, zaangażuje się w praktyczne działania na rzecz tej owieczki (np. skieruje na odpowiednią terapię), zaangażuje się, by rozwiązać problem tej owieczki (to bardzo charakterystyczne sformułowanie – owieczka ma problem)… Chcę to bardzo wyraźnie podkreślić – taki ksiądz może czynić mnóstwo dobra! I niejeden taki ksiądz czyni mnóstwo dobra!

Nieszczęście tkwi jednak w tym, że nikt nie jest nieomylny – każdy czasami się myli – ksiądz również. Również ksiądz może czasami nie rozpoznać woli Bożej. Gdyby był otwarty na innych (w tym sensie płaszczyzny równości), to te przypadki błędnego rozpoznania spraw, nie rodziłyby żadnych negatywnych skutków. A tak?

A tak taki ksiądz może kogoś skrzywdzić, bo on zawsze wszystko wie lepiej, on jest nieomylny (a każdy jego sukces umacnia go tylko w przekonaniu o swej nieomylności) i tę swoją nieomylność zaczyna odnosić do każdego spotkanego w życiu człowieka. To stąd każdy, kto inaczej myśli jest chory umysłowo i wymaga leczenia (to w najłagodniejszej formie), aż do tego, że ten inaczej myślący jest ‚Judaszem’, czy ‚masonem’. Taki ksiądz swoją postawę NAD, w której został ukształtowany wobec świeckich, zaczyna przenosić na wszystkich – łącznie z innymi księżmi, a nawet z biskupami (o ile tylko nie potrafi ich zrozumieć). A wspiera go w tym pewna ideologia – kościół był mocny, póki nie zaczął się reformować! 

Wracamy więc do punktu wyjścia – ten podział na tych, którzy pytają o to, jaki powinien być ksiądz w XXI wieku i tych, którzy mają na to gotową odpowiedź, pozostaje w ścisłym związku z tym, jaką postawę przyjmuje dany ksiądz wobec świeckich.

A jakie są dalsze konsekwencje takiej postawy NAD?

Ci księża, którzy sami przyjmują postawę NAD, uczą takiej postawy tych, którzy pozostają pod ich wpływem. W oparciu o poglądy księdza wytwarza się zasada odrębności – ci, którzy myślą dokładnie tak, jak ksiądz, są nasi; ci, którzy myślą inaczej (choćby w drobnej sprawie) to chorzy umysłowo, Judasze, masoni – należy ich demaskować i piętnować; nawet nie trzeba przedstawiać im żadnych argumentów – oni są wrogami, których należy zniszczyć, bo zagrażają kościołowi!

Czyż to nie paradoks, że taki ksiądz, który sam czyni mnóstwo dobra, poprzez swoją postawę kształtuje ją u innych, czyniąc ich narzędziami szatana?

Tak niewiele trzeba, by tacy księża czynili samo dobro, ale paradoksem jest także to, że właśnie im najtrudniej jest dostrzec, że rozsiewają również zło.



PS: Obraz takiego księdza budowałem z kilku księży – proszę więc nie przypisywać wszystkiego do jednej tylko osoby. Szczególnie, że nie chodzi mi o osobę, lecz o problem. Zwracam też uwagę, że nie brakuje nam takich kapłanów, którzy patrzą daleko do przodu – takich, jak pomawiany o to, że jest masonem abp Kazimierz Nycz, czy ten, którego niestety już pożegnaliśmy przed tygodniem – ks. Zygmunt Malacki.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Ks. Zygmunt Malacki – pożegnanie

Pożegnaliśmy już ks. Zygmunta.
Uroczystości przewodniczył abp Kazimierz Nycz.


(proszę zwrócić uwagę na krzyż – kamienie przywiązane do tego krzyża złotym sznurem, to autentyczne kamienie, którymi był obciążony ks. Jerzy Popiełuszko w wodach Wisły)
W uroczystkości brała udział m.in. mama ks. Jerzego. Bardzo pięknie nawiązał do tego abp K. Nycz. Powiedział, że tak jak ks. Zygmunt przy każdej uroczystości poświęconej ks. Jerzemu prowadził jego matkę (jak Jan Matkę Boską), tak teraz ona odprowadza jego – jak drugiego syna.
(tak rzeczywiście było – ks. Malacki zawsze towarzyszył Matce ks. Jerzego; zawsze)
Ks. Jerzy i ks. Zygmunt poznali się jeszcze w seminarium – mało, mieszkali w jednym pokoju. Od tego zaczęła się ich przyjaźń i trwała do ostatnich dni. Na krótko przed zamordowaniem, ks. Jerzy odwiedził ks. Zygmunta i mówił o i swoich obawach, i o swoim zmęczeniu, i o tych naciskach ks. Prymasa, by wyjechał na studia do Rzymu…
Odkąd ks. Zygmunt został proboszczem u św. Stanisława Kostki, rozpoczął się nowy etap tej przyjaźni – choć oficjalnie ks. Zygmunt nie był postulatorem procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego, to gdyby nie on i jego osobiste działania, na beatyfikację jeszcze długo byśmy czekali.
Jeśli się wczytać w to, co ks. Zygmunt napisał do mnie w tym mailu, który umieściłem na blogu, to widać wyraźnie, że te jego łzy były łzami radości, bo Pan obiecał mu, że doczeka beatyfikacji.
(tak tu mieszam to, co mówił abp K. Nycz ze swoimi myślami, ale sądzę, że w ten sposób bardziej oddaję to, co się działo pod kościołem św. Stanisława Kostki, niż gdybym nawet najwierniej przekazał słowa arcybiskupa)
A mowa była jeszcze:
- o tym, że przejmując po ks. Maju pielgrzymkę akademicką tak ją zreformował, że stała się wzorem dla wszystkich innych pielgrzymek,
- o tym, że to ks. Zygmunt był pomysłodawcą i realizatorem Drogi Krzyżowej ulicami Starówki,
- o tym, że tak był oddany swoim studentom, że był dla nich i ojcem, i kapłanem i przyjacielem, a oni nazywali go „wujasem”,
- o tym, że to dzięki jego zdolnościom organizatorskim powstał dom pielgrzyma i muzeum ks. Jerzego,
- o tym, że każdego potrafił zjednać do swojej myśli,
- o tym, że wsłuchiwał się w innych (tu mogę podać przykład – napisałem kiedyś, że to, co mnie łączy z żoną, to wspólna fascynacja o. Górą, to co zrobił ks. Zygmunt? – ściągnął go na poprowadzenie rekolekcji (niestety żona i tak nie chciała pójść); to po tych rekolekcjach było pierwsze spotkanie lednickie, którego współorganizatorem był ks. Zygmunt (tego nikt nie wspomniał, ale tak było – jedynym pomysłodawcą był o. Góra, ale to pierwsze organizowali razem; do dziś nie mogę sobie darować, że zabrakło mi odwagi, by tam pojechać; w innym liście napisałem, że to byłoby wspaniale tak przejść w pierwszej parze przez bamę – rybę, a teraz wiem, że gdybym tam pojechał, to tak właśnie by było (i proszę nie poczytywać sobie tego, jako moją  megalomanię))),
- o tym, że każdemu dawał to, co w dzisiejszym świecie jest najcenniejsze – swój czas,
- o tym, że w swoim stosunku do świeckich powinien być wzorem dla każdego prezbitera całej archidiecezji,
- o tym, że swoim cierpieniem nikogo nie epatował – i to aż tak, iż bardzo wiele osób, które go znały, nawet nie wiedziało, że od trzech lat walczył z rakiem, a z kolei że ci, którzy wiedzieli o chorobie, nie mogli się nadziwić, jak bardzo ks. Zygmunt przeżywał swoją chorobę w łączności z Chrystusem.
Bardzo bym chciał, by ktoś pomyślał o beatyfikacji ks. Zygmunta.

sobota, 14 sierpnia 2010

On rozprasza ludzi…

51 On przejawia moc ramienia swego,
    rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich. 

52 Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. (Łk 1)


Miałem taki zamysł na blogu ks. Tomasza, by ks. Tomasz zauważył, że choć nie jest im winien, to jednak on sam jest źródłem linczów na swoim blogu. 

Teraz jestem wrogiem nr 1 (większym od Attonna), Moherek już do mnie nie przychodzi, a ks. Tomasz na pośrednictwem Marty powiedział mi, bym na przyszłość najpierw przeczytał to, co on przeczytał, zanim się odezwę…

Pyszniłem się swoim zamysłem…

środa, 11 sierpnia 2010

Jako ostatni wróg

20 Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. 21 Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. 22 I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, 23 lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. 24 Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. 25 Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. 26 Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. (Kor 1)


Chciałbym zatrzymać się przy ostatnim zdaniu 26 Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć.

Śmierć jest tu nazwana wrogiem, co na pierwszy rzut oka wydaje się być oczywiste. Jednak z drugiej strony dzień śmierci w liturgii beatyfikacyjnej jest określany jako dzień narodzin dla nieba. A więc dlaczego tu śmierć jest nazywana z kolei naszym wrogiem?

Trzeba przypomnieć, że śmierć pojawiła się dopiero po grzechu pierwszych rodziców; śmierć jest skutkiem tego grzechu, gdyby nie ten grzech, śmierci by nie było (bo nie było jej w pierwotnym planie Bożym) – śmierć to niewątpliwie nasz wróg. 

Jednak z drugiej strony – uwaga, bo powiem coś, co być może was zdziwi – to, że podlegamy śmierci, to wcale nie jest kara! Śmierć pierwotnie nie była potrzebna, bo pierwotnie zachowywaliśmy jedność z Bogiem-Ojcem; to grzech pierwszych rodziców sprawił, iż oni tę jedność utracili, a my nigdy jej nie zaznaliśmy – gdyby nie śmierć, nie moglibyśmy jej nigdy odzyskać. A więc prawdą jest również, że nasza śmierć jest rzeczywiście dniem narodzin dla nieba (może nie dla wszystkich, ale jest).

Jako ostatni wróg - pokonanie tego wroga Bóg zostawił sobie na koniec. Dlaczego?

Wydaje mi się, że odpowiedź może być tylko jedna – wcześniej byłoby to niemożliwe! A więc dopiero wtedy, gdy [Chrystus] pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc

my będziemy zdolni do pierwotnej jedności! Okazuje się więc, że skutki grzechu pierworodnego są trwałe – odkąd pierwsi rodzice zjedli owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego (sami zaczęli nazywać, co jest dobre, a co złe), my już zawsze będziemy podatni na podszepty szatana; odzyskujemy pierwotną jedność z Bogiem tylko tam, gdzie szatan nie ma wstępu (a tak jest w Królestwie Niebieskim). U końca dziejów będziemy mogli ją odzyskać dopiero wtedy, gdy Chrystus ostatecznie pokona szatana. 

I wreszcie ostatni fragment zostanie pokonana śmierć.

Co to znaczy pokonać śmierć? Czy to w ogóle możliwe? Jak to możliwe?

I znowu wydaje mi się, że odpowiedź może być tylko jedna – śmierć jest tylko wtedy, gdy jest czas; poza czasem nie ma śmierci! Bóg jest poza czasem – pokonanie śmierci oznacza, że my również będziemy poza czasem.