Kapłan żydowski w swojej świątyni sprawował ofiarę, z którą przychodzili bogobojni Żydzi, czyli np. piekł baranka, z którym, jako ofiarą, przyszła jakaś rodzina. Tego upieczonego baranka spożywał i on (co lepsze kąski), i ta rodzina – odbywała się uczta. Św. Piotr mówi wyraźnie, że jesteśmy wezwani do tego, by sprawować taką ofiarę, ale już nie ze zwierząt, lecz ofiarę duchową. Każdy z nas jest tą świątynią i każdy z nas jest wezwany do składania w tej świątyni ofiary duchowej.
Czymże jest dla Ciebie ofiara duchowa? Na czym polega składanie ofiary duchowej?
Ofiara to niekiedy ja sama jestem. I niekoniecznie duchowa! A tak poważnie, to myślę, że my często innym i Bogu również ofiarowujemy… ochłapy, a więc to, czego mamy dużo, w nadmiarze. A prawdziwa ofiara to oddać to co najcenniejsze, najwspanialsze i najważniejsze w życiu. Czy w tym kontekście nadal mam ochotę składać ofiarę? Trudne…
OdpowiedzUsuńNo właśnie tu jest zawarte podstawowe pytanie, czy my przypadkiem nie mamy zniekształconego wyobrażenia o ofierze? Świadomie odstąpiłem od zadawania krótkiego pytania, na rzecz opisu, jak wyglądała pierwotnie ofiara z tym niemal nieodłącznym elementem, jakim była uczta (wyjątkowo rzadkie były ofiary całopalne – tylko wtedy nie było uczty). Nam ofiara kojarzy się z tym, że pozbywamy się czegoś, bezpowrotnie to tracimy, a może to jest fałszywy obraz? Wyobraź sobie, jak Żydzi się cieszyli w dniu składania ofiary – może my też tak powinniśmy?
OdpowiedzUsuńNie robie nic na pokaz Ofiarowuje innym pomoc ale tak by sami nie poczuli sie z tym źle .Myslę ,ze mamy wiele na tej ziemi do zrobienia ,wystraczy sie rozejrzec.Leszku miłego dnia pelnego usmiecu i radosci
OdpowiedzUsuńostatnio – próbą podołania obowiązkom :) jak się okazało nieraz najtrudniejsz modlitwa, czy ofiara, jest wtedy, gdy nie można czegoś zrobić, gdzieśpójść, wziąć w czymś udział – tylko wziać sie do pracy i w ten sposób modlić się- dniem codziennym;czasem jest przekonywaniem samej siebie, ze rozmowy są potrzebne, czasem – próbą milczenia;pozdrawiam ciepło i przepraszam za milczenie (kłopoty z Internetem)
OdpowiedzUsuńKiedy patrzyłam w szpitalu na cierpienie chorych, na ich łzy bólu i jęki, zrozumiałam jak wielka jest ich ofiara duchowa. Tam bezsilność, bezradność i niemoc wyciska z ust słowa – Boże jedyna nadzieja w Tobie. W każdym tym bolejącym człowieku widzi się cierpiącego Jezusa i prosi się Boga – o Boże skróć te męki. Boże uczyń mnie narzędziem Twego pocieszenia. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że akurat się rozłożyłem. Szczęśliwie to zwykłe przeziębienie, no ale i tak trudno o uśmiech :)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że się odezwałaś, bo już zaczynałem się martwić.
OdpowiedzUsuńOby ci wszyscy, o których piszesz, potrafili odnaleźć radość w tej swojej ofierze.
OdpowiedzUsuńLeszku – jest rzeczą niemalże niemożliwą odnaleźć radość w cierpieniu. Kiedy ból wyciska morze łez, kiedy nie mozna ulżyć mękom cielesnym, to wtedy pozostaje tylko zawierzenie Bogu. To On pozostaje wówczas naszą radością. pozdrawiam
OdpowiedzUsuń