sobota, 4 października 2014

O nic się już nie martwcie

(6) O nic się już nie martwcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. (7) A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie. (8) Na koniec, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – to bierzcie pod rozwagę. (9) Czyńcie to, czego się nauczyliście, co przejęliście, co usłyszeliście i co zobaczyliście u mnie, a Bóg pokoju będzie z wami. (Flp 4,6-9)


Bardzo mi były potrzebne te słowa...


20 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. "O nic się już nie martwcie ..." Ciebie i Twoje sprawy zostawiałam na swym szlaku pielgrzymim począwszy od Bazyliki św. Marka w Wenecji,przez Loreto i Bazylikę Świętego Domku Maryi, przez Manopello gdzie znajduje się "chusta św.Weroniki"; Lanciano- pierwszy cud eucharystyczny; San Giovani Rotondo u Ojca Pio w Bazylice z grobem Świętego oraz w kościele w Pietrelcinie;,w Monte San Angelo w grocie św. Michała Archanioła, w klasztorze św. Benedykta i na cmentarzu na Monte Casino; przy grobie św.J.P.II w Rzymie; w BazyliceMatki Bożej Większej w Rzymie, w bazylice św. Jana na Lateranie; u św. Rity w Cassia; w Asyżu u św. Franciszka oraz u św. Klary; a w Padwie u św. Antoniego została odprawiona msza św. w moich intencjach z jakimi wybrałam się na pielgrzymkę. Tymi intencjami zostałeś objęty Ty, s.Marta; Barka, Moherek, Zbyszek, Mirek, Anna i wszyscy blogowi znajomi;
    przekazuję tą wiadomość abyście się już o nic nie martwili - reszta w rękach Boga i Świętych, którym Was poleciłam. Ufam Panu, że wysłucha moich modlitw i próśb; gdyż dołączyłam do tego trud pielgrzymowania, a maraton był potworny; pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wspaniała pielgrzymka! Cieszę się bardzo, że mogłaś w niej uczestniczyć. Takie "ocieranie" się o świętych na pewno owocuje w naszej osobistej świętości, a więc to nade wszystko Ciebie dotyczą te słowa z dzisiejszego czytania A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie. Tego więc Ci życzę, by ten pokój już w Tobie pozostał.

      Usuń
    2. Dziękuję Leszku za to życzenie; pozdrawiam

      Usuń
    3. P.S. nadmienię jeszcze, że modląc się w kościele św. Klary w Asyżu nie mogłam nie wspomnieć o naszej wspólnej znajomej blogowej o nicku Klara; a przesiedziałam w tym kościele najdłużej. Ona modliła się za mnie na pielgrzymce do Ziemi Świętej, więc ja tylko spłacałam dług wdzięczności. Pewnie nigdy się nie dowiem - czy znajoma Klara czuła to moje gorliwe wsparcie modlitewne???

      Usuń
    4. Ale za to ona się o nim dowie, bo tu zagląda. Powiem więcej - podejrzewam, że to ona Cię ściągnęła tu, byś dopisała to Post Scriptum (tak więc wzajemnie na siebie działacie, choć o tym nie wiecie - zapewne Klara właśnie to wsparcie już odczuła, choć nie wiedziała, skąd ono się wzięło).

      Usuń
  3. Dziękuję, Basiu.
    Myślę, że to wsparcie było dla mnie odczuwalne, chociaż nie wiedziałam, że byłaś jego przyczyną. W ciągu ostatnich tygodni pośród burzliwych wydarzeń wydarzyło się wiele dobrego, jakby z Nieba wyciągały się do mnie pomocne ręce. Uchwyciłam się ich jak ostatniej deski ratunku - i trzymam.
    Jeszcze raz dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. K> nie ma za co dziękować; ja tylko spłacałam swój dług wdzięczności Tobie; długo tam w kościele św. Klary w Asyżu rozmyślałam o tym- dlaczego obrałaś taki właśnie nick -Klara, dlaczego właśnie ta święta Klara cieszy się takim Twoim szacunkiem; na tym rozmyślaniu zeszło mi tak długo, że aż kościelny zamknął nas [4 osoby, które zdały się na moje prowadzenie] w kościele. Dopiero jak mi pokazał klucze pojęłam, że mamy opuścić kościół.
      Miło mi wiedzieć, że odczułaś moje modlitewne wsparcie, to jest wielka Łaska od Boga;którą niektórzy nazywają telepatią, a ja wiem swoje, że to posłańcy Boży jednoczą nasze myśli; pozdrawiam

      Usuń
    2. No właśnie, to o. Pio, jak nie miał, jak się skontaktować, to wysyłał swojego anioła stróża do anioła stróża tej osoby, z którą chciał się skontaktować i miał problem rozwiązany. Tak to działa zawsze, choć mało jest osób, które tak świadomie z tego korzystają, jak o. Pio.

      Usuń
    3. Basiu, to proste. Obrałam tamten nick dlatego, że św. Klara była wielką przyjaciółką św. Franciszka, a to mój ulubiony święty. Pociąga mnie w nim umiłowanie stworzenia (jestem wielką miłośniczką przyrody) i ta radosna afirmacja życia, ubogiego i prostego.

      Usuń
  4. "O nic się już nie martwcie ".
    Napiszę trochę podobnie jak Basia.
    Pewnego dnia, gdy mi się już z powodu różnych problemów "górą przelewało" i nie bardzo wiedziałam, co robić z tym całym chłamem, który zaczął mnie przerastać, zaczęłam grzebać w Internecie i szukać czegoś, co mnie natchnie (nawet nie bardzo wiedziałam, czego szukam), natrafiłam na jednym z portali katolickich na poradę, aby zrzucić z siebie całe jarzmo, z którym nie możemy sobie poradzić, u stóp Jezusa Miłosiernego i powiedzieć: "Zrobiłam, co mogłam, teraz martw się Ty", "Jezu, Ty się tym wszystkim zajmij". Tak też wtedy zrobiłam i tak robię od czasu do czasu, gdy "nie ogarniam" wszystkiego sama. Jest to znakomita forma zawierzenia Panu Bogu, a co najważniejsze - skuteczna. On zawsze ma jakiś dobry pomysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak; to prawda- Bóg ma zawsze dobry pomysł na rozwiązanie wielu gordyjskich węzłów jakie oplatają nasze życie; pozdrawiam

      Usuń
    2. Klaro, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się odezwałaś:) Miałem poważne wątpliwości, czy ten blog jest jeszcze komukolwiek potrzebny, a tu proszę - przydał się wam, byście się na nowo odnalazły :)

      Usuń
    3. Leszku- nie miałam śmiałości wspomnieć na Twoim blogu o Klarze, [na żadnym innym bym tego nie uczyniła] gdyż zapamiętałam ostre słowa Marka Jana skierowane do mnie na blogu s.Małgorzaty, że mam więcej nie biadolić i nie wspominać Klary, gdyż ona sobie nie życzy kontaktu ze mną; skąd Marek Jan o tym wiedział - nie wnikałam; uznałam jednak, że przecież modlitwy nikt mi nie zabroni i tak modlitwa znowu nas do siebie zbliżyła, a to dzięki łasce Pana, bowiem tylko On zna szczerość serc.
      Dzięki Leszku, że mogę korzystać z Twego bloga do wyrażenia tego, co czuje serce; pozdrawiam .

      Usuń
    4. Leszku, nie miałam oporów, aby się odezwać na Twoim blogu, choć z oporem odzywam się w tym momencie do Ciebie. Nie wiem, czy masz świadomość, skąd on się bierze. Po prostu mocno mnie zraziłeś do siebie wtedy, gdy w mailach usiłowałeś mi wmówić coś, co uznałeś za pewnik, a co wcale prawdą nie było. W sumie teraz to już nieważne, ale uraz pozostał.
      Bardzo nie chcę wracać do starych zatargów ani wywoływać nowych. Internet zniechęcił mnie do siebie tym, że tyle w nim hałasu, zgiełku i przepychanek, a ja jestem miłośniczką ciszy i ten jazgot mnie męczy. Stąd wolałam milczeć nawet wtedy, gdy miałabym coś do powiedzenia (w sensie merytorycznym, a nie w sensie prowadzenia niekończących się kłótni). Jednak... ciągnie wilka do lasu :-) I być może Twój blog "wygrał" właśnie tą ciszą.

      Usuń
    5. Basiu, nie można nie odpowiedzieć w takim momencie. Nie można milczeć, gdy ktoś ofiaruje za nas swoją modlitwę. Masz rację, ona ludzi zbliża i jednoczy (doświadczam tego również w "realu", nie tylko w świecie wirtualnym). W ubiegłym roku modliłam się za Ciebie w Fatimie, w tym roku Ty pomyślałaś o mnie. wielkie dzięki raz jeszcze!
      Tym, co lubię w Twoich komentarzach, jest niezawodne odwoływanie się do sedna wszystkiego, tzn. do wiary i Pana Boga. Bardzo mi przeszkadzają kłótnie, spory, udziwnione dyskusje - nie wiem, może się starzeję, ale wycofuję się z takich miejsc, gdzie się toczą. W tym momencie blog Leszka wygrywa, bo Autor pisze o Bogu i rozważa fragmenty Ewangelii, a niewielka liczba komentujących mu w tym nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - odnoszą się do tematu. I to mi się podoba. Czuję się zmęczona życiem (praca mnie bardzo wyczerpuje) i problemami życia codziennego, więc jedyne, czego szukam, to wytchnienie, a tego spory i zgiełk nie dają. Odpoczynek jest tam, gdzie cisza, gdzie modlitwa, gdzie spokój. Tutaj je znajduję.

      Usuń
    6. Widzisz Klaro, tak to już jest, że w takich przypadkach człowiek sam sobie zaprzecza. Całkiem niechcący rozdrapałem jakąś Twoją ranę – nie pamiętam już szczegółów, ale napisałem coś, co obiektywnie nie powinno budzić jakichkolwiek emocji, a je wzbudziło – to zawsze oznacza, że niechcący rozdrapało się czyjąś ranę. I w takim przypadku są możliwe dwie reakcje tego, który rozdrapał – albo udawać niewiniątko (o co łatwo, bo przecież obiektywnie nie zrobiło się tego świadomie), albo drążyć sprawę, by uświadomić tej osobie, że w tym miejscu nosi ranę (a z ranami tak właśnie jest, że jeśli są jedynie zaleczone, a nie wyleczone, to choćby z wierzchu wyglądały nie najgorzej, to jednak zawsze grożą tym, że pod nimi wda się gangrena). Wybrałem tę drugą drogę, mając przy tym pełną świadomość, że w ten sposób poruszam się po linie i bardzo łatwo mogę spaść.
      No i spadłem.
      Wtedy nawet nie chciałem, byś mi tę ranę ukazywała, chciałem jedynie byś sama przed sobą przyznała się do tego, że ją masz, ale i tak spadłem.
      Co teraz mogę powiedzieć? – mogę jedynie przeprosić, ale oczywiście rozumiem, że ten uraz jest i że już pozostanie. Dlatego cieszę się tylko z tego, że wam pomogłem się na nowo odnaleźć :) i mam nadzieję, że mój blog dobrze będzie wam obu służył.

      Usuń
    7. Leszku,
      musisz wziąć pod uwagę, że wachlarz możliwości jest większy, niż Ci się wydaje. Oprócz Twojej teorii istnieje jeszcze obiektywny fakt. Taki mianowicie, że od dziecka byłam wściekle wrażliwa na wmawianie mi czegoś, co nie miało miejsca. Głównie dotyczyło to zarzutu, że skłamałam, wtedy, gdy nie kłamałam, a nie bardzo miałam jak lub po prostu nie umiałam (bo miałam niewiele lat) udowodnić, że powiedziałam prawdę. Towarzyszyło temu uczucie bezsilności i wściekłość na tego kogoś, że wmawia mi coś nieprawdziwego i że tak o mnie myśli, podczas gdy ani nie było tak, jak myślał, ani nie umiałam mu tego udowodnić. Przeważnie byli to rodzice i rówieśnicy z podwórka. Wychodzi na to, że zależało mi (nie tylko w dzieciństwie) bardzo na opinii innych i na tym, żeby być postrzeganą zgodnie z prawdą.
      Tym razem miało miejsce to samo. Stąd moja wściekłość. Tym bardziej, że jesteś de facto osoba obcą i nie wiesz nic o tym, co i jak było w moim życiu. Owszem, noszę w sobie ranę i to wielką jak dziura po amunicji z Grubej Berty (wciąż nie zagojoną), ale zupełnie nie związaną z tym, co sobie wymyśliłeś. Nawet nigdy nie kryłam, jaka to rana, więc może pamiętasz. Nie jest to żadna mrożąca krew w żyłach tajemnica.
      O jedno dziś jestem mądrzejsza (a może już zobojętniała?): nie odczuwam już tej dawnej potrzeby udowadniania nikomu, że nie jestem wielbłądem. No bo w sumie jakie to ma znaczenie, co myśli o mnie obcy człowiek, z którym pewnie nigdy nie połączą mnie losy w realu? Pewnie, że przyjemniej by było, gdyby wszystko było jasne, klarowne, bez niedomówień, podejrzeń, przypuszczeń, a więc i bez urazów. Doświadczenie jednak wskazuje, że mogę tylko próbować zaakceptować rzeczywistość, bo zmienić jej się nie da.
      Wszystko to nie ma wpływu na fakt, że w dalszym ciągu widzę tu miejsce dla siebie - no chyba, że pewnego razu pojawią się tłumy i zaczną się kłócić o duperele. Tego nie zniosę! :-) Chyba naprawdę zaczynam się starzeć albo jestem bardzo przemęczona (a jestem). Święty spokój to coś, co zaczęłam cenić sobie najbardziej.

      Usuń
    8. Klaro, szukając swojej korespondencji z s. Martą wpadła mi w ręce tamta korespondencja sprzed dwóch lat. Przeczytaj sobie to jeszcze raz, a jak nie masz, to powiedz, to Ci to prześlę, bo naprawdę niczego Tobie nie wmawiałem, a jedynie namawiałem, byś sama przed sobą (kilkukrotnie pisałem wręcz, że wolałbym, byś mnie tego nie przedstawiała) poszukała tych swoich ran, byś je sama przed sobą odkryła. Pisałem ... niczego się nie dopatruję i niczego nie dorabiam w Twojej biografii - zachęcałem jedynie do tego, byś sama przed sobą poszukała odpowiedzi (wręcz nie chcę jej znać), co jest tym tak czułym punktem, bo skoro tak Cię drażnię, to dotykam tego, co Tobie nie pozwala żyć w pokoju. Ta uczciwie sobie samej dana odpowiedź jest potrzebna Tobie (i tylko Tobie). I Twój świat od razu zrobi się piękniejszy, gdy uczciwie sobie udzielisz tej odpowiedzi.
      Czego z całego serca Ci życzę:)

      Wtedy pisałaś, że Ci wmawiam rany (to dopiero trzeba mieć tupet, żeby coś komuś wmawiać), a dziś przyznajesz, że jednak masz (i to cały czas niezagojoną) - może więc jednak na coś tamto moje pisanie się przydało?

      Usuń
    9. Leszku, pamiętam, o co chodzi i pamiętam, o czym byłam wtedy przekonana. Wściekło mnie nie samo twierdzenie o istnieniu jakiejś rany, lecz konkretny jej przykład. Być może po prostu źle Cię zrozumiałam, a może Ty nie dość zręcznie się wyraziłeś. Otóż rozumiałam to tak, że twierdzisz, iż ktoś kiedyś skrzywdził mnie na podłożu seksualnym (bo generalnie tych spraw dotyczyła nasza rozmowa). Tymczasem miałam przeszczęśliwe dzieciństwo i młodość, nikt mnie nie molestował, nie zostałam zgwałcona, nie wiem, co to "zły dotyk", współżycie rozpoczęłam w stosownym wieku i całkiem dobrowolnie, seks zawsze dawał mi satysfakcję. No i w tym momencie ktoś twierdzi, że zostałam skrzywdzona na podłożu seksualnym i nijak mu nie idzie wytłumaczyć, że nic takiego nie miało miejsca... No, nie wściekłbyś się na moim miejscu? Ale tak jak napisałam - być może źle Cię zrozumiałam. Należy Ci się trochę po uszach - masz wybitny dar gmatwania! :-) Natomiast co do pewnego poharatania, to ono istnieje i nigdy tajemnicy z niego nie robiłam, pisałam o nim na dawnym, dawnym blogu. Blizna pozostanie na zawsze, natomiast żywą raną już nie jest.
      W sumie to chyba dobrze się stało, że mnie tu przyniosło i że Basia wywołała mnie do tablicy. Odezwałam się i dzięki temu chyba już sobie wyjaśniliśmy to nieporozumienie, przynajmniej ja tak uważam.

      Usuń