sobota, 20 września 2014

Ostatni będą pierwszymi

(1) Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. (2) Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. (3) Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, (4) i rzekł do nich: Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam. (5) Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.(6) Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie? (7) Odpowiedzieli mu: Bo nas nikt nie najął. Rzekł im: Idźcie i wy do winnicy. (8) A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych. (9) Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. (10) Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. (11) Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, (12) mówiąc: Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekotę. (13) Na to odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? (14) Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. (15) Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? (16) Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. (Mt 20) 


Często się zdarza, że cytujemy ostatnie zdanie w oderwaniu od kontekstu, jako rodzaj pocieszenia dla tych, którzy pierwszymi nie są. Niestety u Łukasza to samo zdanie (choć ilustrowane innymi przykładami) brzmi: (30) Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi. (Łk 13)
Obawiam się więc, że jak jestem ostatni, tak też będę ostatni.



30 komentarzy:

  1. Nie wiesz, który będziesz! Ja też nie wiem.
    Daj się zaskoczyć Gospodarzowi życia. I nie obawiaj się!
    Żyj i kochaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest - nie wiem. Dlatego zacząłem zdanie od tego Obawiam się, bo rzeczywiście się obawiam - tak sugerują ostatnie wydarzenia w moim życiu, które rzucają mi światło na to, co do tej pory było niewiadomą.

      Usuń
  2. Jakie to ma znaczenie- czy będziemy pierwszymi czy ostatnimi? byle znaleźć się w obecności Pana. Bóg jest wszechmocny, wszechwidzący więc dostrzeże mnie nawet wtedy gdy będę ostania i obdarzy mnie/nas po równo swą miłością miłosierną, bo UFAM MU, że nie zamknie mi bram Nieba przed nosem. Jezus nigdy nie odtrącał ani tych pierwszych ani tych ostatnich. Nie wystarczy wyścig szczurów do stołków; mamy jeszcze urządzać wyścig do Miłości, aby być lepszymi i pierwszymi?
    Pragnę kochać i kochaną być,
    bo bez miłości nie sposób jest żyć.
    Także już tu na ziemi nie sposób żyć bez Miłości Jezusa Chrystusa, dlatego często wzdycham;
    JEZU UFAM TOBIE,
    że Jesteś ze mną każdej porze,
    bo Twoja Miłość wiele może
    nawet przyjmie mój grzech.
    Po co więc zawracać sobie głowę tym- czy będę pierwsza czy ostatnia? zadowolę się pozycją wyznaczoną mi przez Pana, bo Jemu UFAM..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, masz całkowitą rację - dokładnie o to chodzi w tym czytaniu: to nieważne, czy w winnicy ktoś był "od zawsze", czy wszedł w ostatniej godzinie - ważne, że tam był. Miłość Boża jest nieskończona i każdy, kto jest z Nim, dozna zbawienia.
      Tyle, że to ostatnie zdanie z tego czytania funkcjonuje również w oderwaniu od swojego kontekstu, jako takie przekonanie, że ci, którym coś w życiu nie wychodzi, już w tamtym życiu "się odkują", że Bóg innym pokaże, że to właśnie są tymi pierwszymi (zwróć uwagę, że przy tej okazji następuje zmiana znaczenia słowa "pierwszy"). Pokazałem, cytując Łukasza, że Jezus niczego takiego nie mówił i że ja w tym innym (niż w tym czytaniu) znaczeniu słowa "pierwszy", jak byłem ostatni, tak będę ostatni.

      Usuń
    2. Leszku- ta obietnica, że ostatni będą pierwszymi, że się"odkują"; może mieć różne skutki, których nawet nie jesteśmy w stanie przewidzieć z powodu swego ograniczonego pojmowania Miłości Boga. Podobnie jak nie jesteśmy obecnie w stanie stwierdzić- czy jesteśmy teraz pierwsi czy ostatni; ani tym bardziej - kim będziemy potem. To leży w gestii Boga, a Ty już teraz wyrokujesz za Niego, że jesteś ostatni i będziesz ostatni. Nie wiem co chcesz, tym zaglądaniem w Boże wyroki, osiągnąć? co chcesz przez to udowodnić? o czym to świadczy? Leszku- bądź sobą i staraj się pełnić wolę Bożą bez takiego oceniania siebie, bo takim postrzeganiem siebie urągasz Bogu- jakbyś miał żal do Niego, że nie uczynił Cię innym, abyś był przydatny, abyś oddziaływał na innych swym głoszeniem Słowa Bożego, aby inni naśladowali Ciebie ...etc. Bóg ma wobec Ciebie swój plan, a Ty jesteś niezadowolony z siebie- dlaczego?
      Dziś w mojej parafii pierwszy odpust a zarazem kiermasz.
      W czasie sumy odpustowej łzy same ciurkiem płynęły po policzkach z radości i wdzięczności Bogu, bo przecież dzięki Jego woli i w Jego rękach jako nieużyteczne narzędzie przyczyniłam się w jakimś minimalnym stopniu do powstania tej świątyni. Wyobraź sobie z jakim wzruszeniem serca wyśpiewałam Bogu; Ciebie Boże Wielbimy, czyli śląskie
      Te Deum. Tu masz dowód, że nawet najbardziej nieudolne narzędzie w rękach Boga może z ostatniego, nieprzydatnego, odrzuconego stać się dla Niego potrzebnym.

      Usuń
    3. Basiu, spytaj mojej żony, czy jestem pierwszy, czy ostatni?! Ja niczego Panu nie wyrzucam, nie mam żadnych pretensji, że jestem, jaki jestem - wręcz przeciwnie, dziękuję Mu, że właśnie taki jestem i że On mnie kocha i to dokładnie takiego, jakim jestem!
      A czy rzeczywiście jestem ostatni?
      Gdyby były osoby, którym prawdziwie coś dałem, to mimo wszystko nie byłbym ostatni. I tu chodzi o osoby, a nie o jakieś abstrakcyjne dzieła (choćby nie wiem, jak wielkie) - miłość, to dawanie siebie innym; na tyle więc jesteśmy naśladowcami Chrystusa, na ile przyczyniamy się do wzrostu innych ludzi. Syn po bierzmowaniu odszedł od Kościoła. Córka w Kościele jest, ale np. do przeczytania "Listów o miłości" nie udało mi się jej namówić (link na desktopie w jej laptopie jest nadal, ale nie czytała). Żona wraz z synem po jego bierzmowaniu, na którym była świadkiem, swój związek z Kościołem również zakończyła.
      Myślę, że dużo dawałem innym w swoich czasach harcerskich - ale te zakończyły się dla mnie 35 lat temu! (potem była "Solidarność") Najważniejszy okres w moim życiu, to okres pisania "Listów..." - ale najprawdopodobniej to tylko subiektywne odczucie płynące z tego, że sam wówczas przeżyłem swoje nawrócenie, ale obawiam się, że nawet wtedy nikomu nic nie dałem.
      Skoro więc nie ma nikogo, komu prawdziwie bym coś dał, to chyba jednak jestem ostatni (i pozostanę ostatni).
      (nie zamierzałem tego wszystkiego tu przedstawiać, ale skoro robisz mi zarzut, że urągam Bogu, to nie miałem innego wyjścia - Basiu, nie urągam - skoro rzeczywiście jestem ostatni, to gdzie tu urąganie?)

      Usuń
    4. Oj Leszku- nie będę licytować się z Tobą czy jesteś pierwszy czy ostatni?. Dla mnie to nie ma znaczenia, a nawet gdyby, to i tak Pan inaczej patrzy niż człowiek [ „Bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1 Sm 16,7).] więc cóż ja mogłabym rzec w tej sprawie???
      Nie wiem - dlaczego jest tak w Twojej rodzinie [Twoim małżeństwie] i nie mnie zabierać głos w tej sprawie. Jedno mogę stwierdzić w oparciu o Twe zwierzenie; dałeś życie synowi i córce; czy jest dar cenniejszy od życia? Oni zostali obdarowali przez Boga wolną wolą i rozumem, więc niech tego używają. Nie możesz przeżyć życia za nich. Nie możesz ich uszczęśliwić na siłę, to ich wybór. Skąd ta pewność, że rzeczywiście jesteś ostatni? bo takie jest Twoje widzi mi się? skoro jesteś wizjonerem, to może widzisz- czy ja jestem przed Tobą, czy może za Tobą? żartuję, ponieważ to Twoje utyskiwanie i pesymistyczne postrzeganie swej roli nasuwa mi obawy; czy aby przez to nie bluźnisz wcielając się w rolę Boga? pozostaw to Jemu, a zaakceptuj miejsce, jakie On Ci wyznaczył czy wyznaczy; pierwsze, drugie...ostatnie; mnie nasuwa się w takiej sytuacji kwestia z Zemsty Fredry;
      "niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgodzić trzeba" i...finał.

      Usuń
    5. No proszę, zaczęło się od tego, że urągam Bogu, a teraz doszło już do tego, że bluźnię. Żałuję, że zacząłem Tobie odpowiadać, bo za chwilę Izabela wykorzysta to, by mi dokopać (tak jak ostatnio wykorzystała do tego to, co napisałem u s. Marty), a dla Ciebie to, co napiszę i tak nie ma żadnego znaczenia. Skąd Ci się wzięło to zalecenie, bym zaakceptował miejsce, jakie On mi wyznaczył, skoro całkowicie jednoznacznie napisałem Ja niczego Panu nie wyrzucam, nie mam żadnych pretensji, że jestem, jaki jestem - wręcz przeciwnie, dziękuję Mu, że właśnie taki jestem i że On mnie kocha i to dokładnie takiego, jakim jestem!

      Usuń
    6. Leszku, piszesz: "Gdyby były osoby, którym prawdziwie coś dałem..." sugerując w ten sposób, że nie ma takich osób i podając jako przykład swoją rodzinę. Nie wnikam w to, ja chciałam Ci powiedzieć, co mnie ostatnio dałeś, nawet o tym nie wiedząc. W sumie to już dwa dni temu powinnam to napisać...
      Tak, to było dwa dni temu, w piątek. Wracałam po południu do domu i rozmyślałam o różnych moich problemach, zwłaszcza o jednym - wyczerpałam już wszelkie możliwości rozwiązania go, poradzenia sobie z nim, no impas, nawet nie problem a ściana, mur nie do przebycia przede mną. Sprawa ważna i ... beznadziejna już w tej chwili. Poszłam do kościoła pomodlić się, nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać... Prosiłam: "Boże, zabierz to ode mnie, uwolnij mnie od tego, ja już nie daję rady, nie mam siły!". Wróciłam do domu, wieczorem włączyłam komputer i zajrzałam na Twój blog. Przeczytałam Twoją odpowiedź dla Basi (piątek 19-go godz. 18.05) i z początku aż nie wierzyłam... To była odpowiedź dla mnie, odpowiedź na moją prośbę, na moją modlitwę! Wtedy dopiero poczułam ulgę i spokój - Bóg nie pozwoliłby mi dźwigać krzyża ponad moje siły. A więc dam radę!
      Basia pisała o narzędziach w rękach Boga... Dziękuję że nim byłeś - na tamtą chwilę na pewno pierwszym, nie ostatnim :) Chociaż to faktycznie bez znaczenia :)
      Iga.
      P.S. A Izabelą się nie przejmuj. Jeśli rzeczywiście wykorzysta coś, co pisałeś prosto z serca tylko po to, żeby Ci "dokopać", będzie to świadczyć tylko o jej małości.

      Usuń
    7. Igo, bardzo Ci dziękuję za to, co napisałaś – to bardzo ważne WIEDZIEĆ, że przynajmniej czasami się jest narzędziem w rękach Pana. Niczego bardziej nie pragnę, niż właśnie tego. A akurat w przeddzień tego komentarza, o którym mówisz, wydarzyło się coś, czego do dziś nie potrafię zrozumieć. Z jednej strony okazało się, że być może miałem jakiś udział w tym, że ktoś dostał pracę (i to nie byle jaką - Oxford University Hospitals NHS) – co oczywiście cieszy, ale z drugiej zburzył mi się pewien obraz, jaki już miałem, a nikt, kto by mógł, nie chciał mi tego wszystkiego rozjaśnić. Pozostałem więc w niewiedzy i w poczuciu, że ciągle gdzieś błądzę, żyję jakimś życiem, którego nie ma.
      Gdy więc odpowiadałem Basi, odpowiadałem z tego konkretnego wydarzenia – choć sam byłem w takiej sytuacji, w której pokusą było odrzucenie krzyża, to wiedziałem, że w tym krzyżu objawia się miłość Boża – i o tym pisałem Basi. Odpowiadając Basi nie “teoretyzowałem” (“Docent nie teoretyzuj”), lecz pisałem z tego, co poruszało mnie dogłębnie.
      Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za to, co napisałaś (że napisałaś :)).

      Usuń
    8. Leszku- znowu po swojemu interpretujesz moją wypowiedź; napisane jest wyraźnie; "nasuwa mi obawy; CZY aby przez to nie bluźnisz wcielając się w rolę Boga?" to zdanie zakończone jest znakiem zapytania. Nie mnie oceniać- czy bluźnisz, czy urągasz etc ...tylko sygnalizuję abyś się nie zapędził z tym kompleksem na punkcie swej osoby.
      Leszku- od dłuższego czasu nie potrafimy porozumieć się. Co mnie obchodzi Isabella, z którą podejmujesz polemikę, "zakumplowujesz się" oburzając się, że narzucam Ci z kim możesz dyskutować a z kim nie [to nie było narzucanie lecz przestroga];, by za chwilę wyznać, że "za chwilę Izabela wykorzysta to, by mi dokopać ". Mnie nic do tego - z kim się zadajesz. Logicznym dla mnie jest, że gdybyś nie wywołał wilka z lasu, to by się nie pojawił.
      Nie umiem pojąć - dlaczego jesteś przewrażliwiony na swoim punkcie i tak się przejmujesz tym, co ktoś powie? a "nasypali piasku" - co mnie obchodzi- kto do czego się przyczepi, wszak ludzie mają różne chimery, fobie; przeżywają różne frustracje i czasami muszą odreagować swe niepowodzenia.
      Spójrz na siebie oczami Igi;s.Marty i innych, którzy szanują Ciebie. Gdybym niczego Ci nie zawdzięczała, to bym na Twoim blogu nie pisała. A przecież wciąż tu wracam w nadziei, że rozważanie Słowa Bożego doprowadzi nas do celu jednego- do Syna Bożego.

      Usuń
    9. IGO> to prawda; "Bóg nie pozwoliłby mi dźwigać krzyża ponad moje siły. A więc dam radę!".
      Wielu z nas bywa narzędziem w ręku Bożej Opatrzności zaś nasze działania to"ogniwka" które tworzą niejako łańcuch w planach Bożych. Spójrz na ten przykład; nie pisałam na blogu Leszka od dłuższego czasu, bo się obraziłam na niego, a przełamałam się i zamieściłam komentarz, na który Leszek odpisał słowami, które Tobie pomogły. Czyż to nie jest działanie Ducha Św. który się nami posłużył? Ostatnio wiele o tym myślę, gdyż to nie pierwsze takie zdarzenie w moim otoczeniu. Oto inne świadectwo;
      w piątek pojedziemy na pielgrzymkę dziękczynną do Włoch; do grobu J.P.II i śladami św. Ojca Pio- patrona naszej parafii.
      Przyszło na mnie natchnienie, aby udać się do kancelarii i zamówić intencję mszy św. na tej pielgrzymce. Proboszcz szczerze wyznał, że nie myślał wcale o tym. Zamierzał odprawiać wszystkie msze św. w intencji ogólnej, ale spodobała mu się ta moja prośba i przystał na moją propozycję, aby przyjąć też intencje indywidualne. Ucieszyłam się, bo akurat będzie rocznica ślubu syna a obie synowe są w stanie błogosławionym , więc mamy o co się modlić i za co dziękować Bogu; ale... to natchnienie miało szerszy zasięg, bo dotyczyło też innych osób, o czym wtedy nie wiedziałam.
      Otóż w kancelarii niedawno pojawiła się osoba równocześnie z moją znajomą, której bardzo zależało na mszy św. a nie było już wolnych terminów i bardzo prosiła przy księdzu znajomą, aby ta odstąpiła jej swój termin mszy św.
      Znajoma, która jedzie również na pielgrzymkę, nie bardzo była chętna, gdyż akurat to rocznica śmierci jej rodziców. Wówczas Proboszcz przypomniał sobie o mojej wizycie i prośbie. Powołując się na mnie, zaproponował znajomej odstąpienie terminu tamtej osobie, w zamian za intencję indywidualną na pielgrzymce. Znajoma bardzo się z tego ucieszyła i zadzwoniła do mnie z podziękowaniem, że "przetarłam" jej drogę do tej "okazji", gdyż to zarówno dla niej jak i dla jej śp.Mama wielka radość, gdyż jej Mama była wielką czcicielką św.Ojca Pio, więc to jakby natchnienie i działanie Ducha Św. a może i św.Ojca Pio. Nadmienię tylko, że jej śp.Mama bardzo mnie lubiła i dla mnie to także radość, że mogłam w jakimś stopniu przyczynić się do radości tej zmarłej kobiety. A przecież byłam jedynie narzędziem w ręku Ducha Św. który ongiś podsunął taką myśl i taka potrzeba zakiełkowała w sercu matki czyli moim. Okruch serca matczynego stał się zalążkiem do tego aby i inni mieli radość.
      Mnie to nie daje spokoju- jak bardzo dobro rodzi dobro, a czasami nawet nie jesteśmy świadomi, jakie będą tego owoce.
      Czyż to nie jest piękne ???

      Usuń
    10. Basiu, a jakie to ma znaczenie, czy użyjesz słowa CZY, czy go nie użyjesz? Nikt rozsądny nie pisałby inaczej, niż tak właśnie, jak napisałaś. Takie sformułowanie oznacza poddanie w wątpliwość zdania przeciwnego. Wyraża więc Twoją opinię, że właśnie tak jest. To nie oznacza Twojego wahania "Czy on bluźni, czy nie bluźni?", lecz wyraża Twoje przekonanie, że bluźnię, a pytanie stawiasz mi, bym się zastanowił nad tym, czy aby przypadkiem to nie Ty masz rację. Tak to w języku polskim funkcjonuje. Jeśli byś chciała pisać o swoich wahaniach, to musiałabyś to wyraźnie zaznaczyć zastanawiam się, waham - gdy niczego takiego nie było, inaczej tego zdania nie dało się zrozumieć, jak je zrozumiałem.
      Przyjmuję jednak, że to była tylko pewna niezręczność językowa, ale intencje miałaś jak najlepsze. Dzięki serdeczne :)
      A co do Izabeli, to zbytnio się tym nie przejmuję - ale niektórzy ludzie już tak mają, właśnie Izabela, ale też np. Marek Jan, że wykorzystują takie informacje by od razu wbić szpilę. Akurat ten przypadek był bardzo wyraźny - Izabela przeczytała mój poprzedni wpis na blogu s. Marty i prosto stamtąd przybiegła do mnie, by abstrahując od notki i od tego, co Tobie napisałem, po prostu mi dowalić (mój licznik nie pokazuje skąd kto przyszedł, ale IPnoid przekazuje takie informacje - choć z drugiej strony nie poradził sobie w rozpoznaniu komputera; mój licznik pozwala komuś na to, by ukrył swoją tożsamość - IPnoid nie, ale sam algorytm rozpoznawania komputera u mnie jest lepszy (a pomysł, by coś takiego było wziąłem właśnie z IPnoida)). A skoro wiem, że to tak było, to tym łatwiej mi przyjąć taki wpis, ale jednak zawsze to trochę boli.

      Usuń
    11. Leszku-Znak zapytania kończy zdania pytające, a ujęty w nawiasy podaje w wątpliwość część zdania do której się odnosi. Czy w mojej wypowiedzi znak zapytania jest ujęty w nawiasy? mój język jest prosty; jeśli ktoś doszukuje się w nim drugiego dna, to już jego sprawa.
      Leszku- najpierw pozwalasz Isabeli szarogęsić się na Twoim blogu, a potem dziwisz się, że Ci dowala. Skoro jej komentarz/odzywka nie dotyczyła tematu notki, to ja bym taki komentarz zignorowała, a kiedy Ci na to zwróciłam uwagę, to mnie zbeształeś. Twój wybór, tylko potem nie marudź, że ona zachowuje się tak, a nie inaczej. Ja ją ignoruję. Pycha ją zżera, a pogarda dla innych to jej obsesja. Jednak Ty ongiś bardziej ceniłeś sobie dyskusję z nią nie na temat, niż ze mną na temat notki. Jakoś Isabela nie odzywa się, gdy temat notki dotyczy czytania Ewangelii, lecz zjawia się, gdy piszesz o innych, bo wtedy ma pole do popisu. Twój blog i Twój wybór.

      Usuń
    12. Basiu, bardzo szczegółowo Ci opisałem, jakie było znaczenie słów, których użyłaś, a to w jaki inny sposób można poddać coś w wątpliwość, nie ma nic do rzeczy.
      A jeśli nie rozumiesz, dlaczego normalnie rozmawiałem z Izabelą, to doczytaj do końca tamten dialog (po którym zresztą na długo zniknęła) - a znajdziesz odpowiedź.

      Usuń
  3. A mnie to wszystko jedno, którą będę, byle bym miała mały kącik w niebie. Dlatego nie martw się Leszku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. (Mt 20,16)
    Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi. (Łk 13,30)
    Leszku, zacytowałam obydwa fragmenty. Pismo Święte mówi o dwóch możliwościach zmiany położenia człowieka. Ty zaś wprowadziłeś "swoją" stagnację - bez zmian i to Twój błąd. Zakładaj tak jak mówi Słowo - zmianę położenia i to Ty musisz ocenić, w którym jesteś miejscu. Niech Duch Święty Cię prowadzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy, gdy to pisałem, nade wszystko chodziło mi o to, by pokazać, że interpretacja-pocieszenie jest nadużyciem, bo to tylko możliwość. Zasadnym więc jest pytanie o własny wzrost (którego wcale być nie musi). Właśnie w tym czasie przekonałem się, że moje rozpoznanie rzeczywistości całkowicie się z tą rzeczywistością rozminęło. Tymczasem Bóg prowadzi nas z tego miejsca, w którym jesteśmy, a nie z tego, w którym chcielibyśmy być. Jeśli więc jesteśmy zupełnie innym miejscu, niż nam się wydawało, to Bóg nie miał szans nas poprowadzić! - my sami nie pozwoliliśmy na to! To ja nie pozwoliłem Panu, by mnie prowadził - żyłem w kompletnej nieprawdzie. Obiektywnie dałem się zwyczajnie wkręcić, a więc może moja wina nie jest zbyt wielka - nie zmienia to jednak faktu, że byłem zupełnie gdzie indziej, niż mi się wydawało - a więc Bóg nie miał szans mnie prowadzić. Stwierdzenie, że jak byłem ostatni, tak ostatnim pozostanę, było jak najbardziej uzasadnione.
      W tym roku sytuacja jest o tyle podobna, że choć już bardziej realnie patrzyłem, to na koniec znowu gdzieś popłynąłem i znowu zderzyłem się z rzeczywistością; na tyle jednak różna, że nikt nie musiał mnie wkręcać...
      No ale jest też i ta różnica, że Ty przyszłaś do mnie z opowieścią o noszeniu wody koszykiem. Opowieść ta idealnie pasowała do mojej sytuacji, a przecież wymowa była jednoznaczna - mam nosić!
      Może więc mimo braku rozeznania (a więc mimo tego, że jestem w zupełnie innym miejscu, niż mi się wydaje), jednak mimo wszystko daję się Mu prowadzić?
      Zresztą w podobnym tonie u siebie na blogu napisała do mnie Barka. Może więc nie jest wcale tak źle?

      Usuń
  5. Jesteś Leszku zbyt analityczny, nie wszystko w twojej wypowiedzi zrozumiałam i nie próbuj mi nawet wyjaśniać. Stwierdzenie " a więc Bóg nie miał szans mnie prowadzić." jest nie właściwe, bo Bóg zawsze działa.( nasze rozeznanie czy właściwe czy nie, nie jest przeszkodą dla Boga) Jedyną sytuacją w której Bóg nie może w nas działać, jest nasze zamknięcie na Jego łaskę, nasze odrzucenie Jego miłości i łaski) a Ty tego przecież nie zrobiłeś,bo ciągle szukasz, analizujesz Pismo, no i chyba się modlisz, prosisz o pomoc. Leszku nie odpowiadaj mi, bo nie będę do Ciebie zaglądać. Życzę Ci Bożego błogosławieństwa w nowym roku, w całym Twoim życiu. Niech Boża Rodzicielka pomaga, wspiera i prowadzi do Jezusa Twoją i moją rodzinę. Szczęść Boże.

    OdpowiedzUsuń
  6. Badam historię prześladowań różnych mniejszości do dziś i są grupy uznane przez ludzi jako ci ostatni, najgorsi, najbardziej pogardzani. Żydzi w Oświęcimiu byli takimi ale dziś są to grupy spod znaku tęczy, np. posłanka Anna Grodzka. Co o tym myślicie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimie, myślę nade wszystko, że stawianie znaku równości między pogardą Niemców do Żydów, a stosunkiem większości Polaków do grupy spod znaku tęczy jest po prostu absolutnie niedopuszczalnym (wręcz skandalicznym) nadużyciem. Odmienne jest podłoże obu zjawisk i odmienne są bezpośrednie przyczyny - jedno z drugim po prostu nie ma nic wspólnego.
      Podłożem dla antysemityzmu w całej przedwojennej Europie (bo nie tylko w Niemczech) był brak integracji Żydów z tymi, wśród których żyli. Przecież zdecydowana większość Żydów w Europie posługiwała się jedynie i wyłącznie jidisz, Żydzi mieszkający w Polsce w swej zdecydowanej większości nie znała w ogóle języka polskiego (tu podaję przykład Polski, a nie Niemiec, bo z niemieckim jest nieco inaczej - kiedyś czytałem opowiadania Izaaka Singera po niemiecku, gdzie zdania wypowiadane w jidisz były tłumaczone na niemiecki, ewidentnie było widać skąd jidisz się wziął). Ci, którzy SĄ obcy, są traktowani jako obcy - to jest naturalne zjawisko. Pytanie jest tylko, jakie warunki muszą być spełnione, by do tego naturalnego traktowania obcych, jako obcych, przyplątała się najpierw pogarda, a potem nienawiść? (no ale na temat faszyzmu literatura jest tak bogata, że nie ma powodu bym to wszystko powtarzał)
      Tymczasem jeśli chodzi o grupy spod znaku tęczy wszystko od samego początku jest czymś kompletnie odmiennym. Już samo pojęcie grupy w tym przypadku jest czymś nienaturalnym - odmienności seksualne były zawsze, ale dziś stały się krzykliwe; mój stosunek do konkretnych osób jest zupełnie inny, niż do owych GRUP, które istnieją tylko po to, by czynić wokół siebie hałas. Do nich odczuwam zdecydowaną niechęć.

      Usuń
  7. Do dziś wszystkich zabiera śmierć na spoczynek jak Szczepana, jesli narodze sie na nowo to wejdę do królestwa przed tymi ktorzy teraz spoczywaja w smierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście jedną z płaszczyzn, na których można czytać to czytanie, jest następstwo czasowe. Ale umówmy się, że dla nikogo nie będzie ono już tak istotne, skoro mówimy o tym momencie, w którym czas przestanie istnieć. Trzeba przyznać, że jest w tym pewien paradoks.

      Usuń
  8. Nie ma paradoksu bo istniejemy w jednym czasie na ziemi i mamy drzwi otwarte. Przykładem jest Eliasz do którego sa listy w Apokalipsie a nie do siedmiu kościołów które są w Azji. Wyjasnie Ci przypowiesc Bog powołał Izraelitow wczesnym rankiem, nastepnie Buddystow, Chrzescijan i Muzulmanow o jedenastej przyjdzie Eliasz wiec beda odnowiciele ci ostatni godzine zbierac beda za królestwo jak Izraelici ktorzy mieli o to do Boga pretensje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że masz pewne problemy w zrozumieniu tekstów biblijnych. Rzeczywiście, to potwierdzam, wg opisów ci, którzy żyją, wejdą do królestwa przed tymi co pomarli – i to jest niewątpliwie opis następstwa czasu. Tyle że wraz z końcem świata przestanie istnieć czas – tak, jak Bóg jest poza czasem, tak i my będziemy. A więc to następstwo czasowe, na które się powołujesz, nie będzie już miało żadnego znaczenia (bo wręcz go nie będzie). Przestań doszukiwać się w Piśmie rzeczy, których tam nie ma, ale jednak staraj się rozumieć to, co czytasz, bo Biblia jest fascynująca 😊 Jest czym się zachwycać (choćby właśnie tym paradoksem, którego nie dostrzegłeś).

      Usuń
  9. Chrystus objawil sie juz światu ze czegoś nie zrozumiałem? Eliasz dopiero nadejdzie i godzina jest dla niego jak najbardziej istotna przeczytaj listy to zrozumiesz o co mi chodzi . Tez moge Ci pisac ze Bog jest w czasie i na czasie i mozemy sobie bredzic . Fakt jest taki ze Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko i nie był nim Jan Chrzciciel bo Chrystus nie objawil sie swiatu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez moge Ci pisac ze Bog jest w czasie i na czasie i mozemy sobie bredzic - no właśnie bredzisz, dajesz temu dobitnie wyraz, kompletnie nie rozumiesz tego, o czym mówisz, ale jako anonim nie czujesz jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, co mówisz. Daruj już sobie, nie kompromituj się już dłużej...

      Usuń
  10. Wyjasnilem Ci ze w ostatniej godzinie jak narodze sie na nowo to bede w krolestwie przed tymi ktorzy sa w smierci? Podalem Ci religie które musza sie pojednac! Udowodniłem ze Jan Chrzciciel nie byl Eliaszem . A Ty mi piszesz ze mam problemy w zrozumieniu tekstow biblijnych może podasz mi moral przypowiesci o synu marnotrawnym ja tez ci go podam i ocenia inni kto tu czego nie rozumie !?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę szalenie tchórzliwy anonimie, że choć tchórzem jesteś, to pychy Ci nie brakuje - kompletnie nie rozumiesz tego paradoksu, który Ci pokazałem, a jesteś przekonany, że wszystko rozumiesz.

      Usuń
  11. Opisz przypowiesc podam ci imie nazwisko i adres

    OdpowiedzUsuń