wtorek, 29 lipca 2008

Podłoga – epilog

Wiele osób było zadziwionych tym, że nagle mój blog zaczął przyciągać tak wielką liczbę czytelników. Wyjaśniam więc, że był to wynik rekomendacji onet-u (zdarzyło się to mi po raz pierwszy w historii obu blogów). Charakterystyczne jest jednak, że żadna z tych ponad pięciuset osób, które w ten sposób zajrzały (jest to liczba unikalnych odwiedzin w dniu rekomendacji – liczniki pokazywały ponad 600, ale to liczba odsłon; liczba osób była mniejsza), nie została tu na dłużej. Ba, nawet sama dyskusja toczyła się nade wszystko w gronie stałych bywalców. Blog rzeczywiście się ożywił – jak to zauważyła Malbia „No, no… 51 komentarzy… Prozą życia pobudziłeś Leszku lud do dyskusji i refleksji. Jak to nigdy nie wiadomo o czym ludzie chcą pogadać.”


O czym to jednak świadczy? – o tym, że to, o czym normalnie piszę, tak na prawdę nikogo nie wciąga. Owszem, od czasu do czasu ktoś napisze jakiś komentarz, no bo to tak wypada… Ale wśród moich czytelników raczej nie ma tych, którzy dopiero szukają drogi; moimi czytelnikami są ci, którzy już dawno wybrali tę wąską ścieżkę, na którą i ja wskazuję. Nic nowego, nic odkrywczego (a nawet jeśli zdarzy się, że w jakimś spojrzeniu w czymś się różnimy, to i tak każdy pozostaje przy swoim).


W gruncie rzeczy gdybym przestał pisać, nikt by tego nie zauważył… (no, ale pisać nie przestanę).

 

A co z podłogą?

Piła okazała się znacznie tańsza, niż przypuszczałem (86 zł), więc ją nabyłem i przyciąłem drzwi. Niestety żona i tak była niezadowolona i chce, aby przełożyć podłogę – chodzi jej o to, by listwa nie wypadała pod drzwiami. Rzeczywiście chyba jest tak, że moje wyobrażenie o pracach wykończeniowych zatrzymały się gdzieś na standardach z lat 80-tych tak, jak twierdzi moja żona. Od samego początku chciała, by prace wykonywały ekipy, a nie ja. Położę jeszcze podłogę w pokoju syna (bo mu to obiecałem), może jeszcze w pakamerze na półpiętrze (abym sam miał gdzie spać) i tyle. Dalsze moje roboty nie mają sensu – nie jestem w stanie robić tak, by żona była zadowolona (zresztą większość dyskutujących wskazywała na to, że kobiety zwracają uwagę na szczegóły, których mężczyźni nie zauważają). Ba – nie jestem nawet w stanie nadzorować ekip, bo gdyby ekipa zrobiła te podłogi tak, jak ja je zrobiłem, to przecież ja byłbym zadowolony (zresztą skoro do tej pory brakowało pieniędzy na materiały, a drugie tyle biorą ekipy, to będę musiał jeszcze dłużej siedzieć w pracy – a więc nie będę miał na to czasu (teraz średnio pracuję 9 godzin dziennie)).

Może tak długo upierałem się przy tym, że sam to wszystko zrobię, bo to była ostatnia rzecz, przy której wydawało mi się, że jestem dla swojej żony przydatny? Pora uznać fakty, że pożytku ze mnie nie ma żadnego:(

 

 

 

 

31 komentarzy:

  1. 1. nawet jeśli każdy z nas Twoich czytelników jest już na tej wąskiej ścieżce jak to napisałeś – to nie jest to koniec. Kazdy z nas, myślę, że Ty również, potrzebuje siły, potwierdzenia, że to co robimy, czujemy, piszemy – to nie szaleństwo lecz sens życia. Na Twoim blogu znajduję wiele cennych rzeczy, ale przede wszystkim potwierdzenie, umocnienie. I nawet jeśli nie piszę komentarzy, to nie dlatego, że notka nudna. A jeśli już piszę, to też nie z grzeczności.2. Podłoga, ekipa, praca, pieniądze… a pies z tym wszystkim. Zabierz swoją wiecznie niezadowoloną żonę na lody, może to WAM poprawi nastroje! I usmiechnij się. Z podłogą czy bez … przecież jesteś szczęśliwy!Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dołączam się do Malbii :) Leszku -wstrząsam Cię!!! Bo już nie mam cierpliwości! Uzgodnij coś wspólnie z żoną i tego się trzymaj. A jak Ci nie wyjdzie to zrób jej awanturę.Z mojego osobistego doświadczenia (jako żony męża co wykonuje różne prace budowlane -ale tylko w swoim domu) wynika, że ekipy robią różnie -jak im się uda (tzn. raz bardzo dobrze a raz niedobrze).

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak jeszcze raz napiszesz, że nie ma z Ciebie pożytku -to popadniesz nam gorzej, niż żonie :) :) :) *

    OdpowiedzUsuń
  4. Po tym pierwszym, co napisałaś, autentycznie poczułem się głupio – przepraszam wszystkich, którzy poczuli się dotknięci tym, co napisałem – proszę mi wierzyć, absolutnie nikomu nie chciałem zrobić przykrości. Jeszcze raz przepraszam.A z tym drugim niestety tak dobrze nie jest nie czuję się szczęśliwy:( Jest to niewątpliwie dowód na to, że cały czas jestem daleko od Pana. Rzeczywiście przed laty będąc pod podobnym obstrzałem niezadowolenia żony, czułem się szczęśliwy, bo wierzyłem, że kroczę dokładnie tą drogą, jaką Bóg mi wyznaczył. Teraz nie mam takiej pewności zarówno w odniesieniu do dnia dzisiejszego, jak i tamtych wydarzeń, które ukształtowały moją wiarę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze to wiem, bo jak raz korzystaliśmy z ekipy, to wylała strop tak, że aż się zawalił. No ale i tak w świadomości żony tamten okres, to okres szybkiego powstawania domu, a okres mojej samodzielnej pracy, to okres ślimaczenia się robót. A więc dla niej moja praca to synonim guzdrania się i jednocześnie źle wykonanej roboty.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ żona na prawdę nie ma ze mnie żadnego pożytku – nie ma ani jednej dziedziny, w której pożytek by miała. Tak, jak napisałem, długo starałem się pokazać, że pożytek ze mnie jest przynajmniej taki (skoro nie ma innych), że nie mając pieniędzy dzięki mojej pracy można się pobudować. Tyle tylko, że to moje spojrzenie nie uwzględniało zmiany standardów, jakie nastąpiły od początków naszego małżeństwa – to, co ja dawałem swoją pracą, to nie jest współczesny dom, lecz kurna chata i to na dodatek na kurzej łapce. Tak, jak żona wstydzi się zaprosić kogokolwiek do naszego mieszkania, tak też wstydzić się będzie zapraszać do tego domu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Leszku – jak tak będziesz nadal marudził na żonę, to naprawdę się wkurzy i wymieni Cię na nowszy model. Jak czytam te Twoje narzekania to jakbym słyszała mojego męża. On uważa mnie za ciągle niezadowoloną, więc czasami aby miał rację specjalnie udaję niezadowoloną. Ja tam wolę, żeby w domu wszystko robił mąż [ on woli żeby robiły ekipy, bo miałby problem z głowy] Chociaż nie zrobi tego jak fachowiec, ale fachowcy również aby się nauczyć to ileś tam robót musieli spaprać, a jeszcze wzięli za to forsę. Jak nam fachowiec zrobił tynki [ według tynkarza super proste] to potem nie można było łazienki wykafelkować. A ja zachodziłam w głowę, co jest powodem takiej popularności Twego bloga. Ciekawe czy mój blog Onet też kiedyś poleci i co bym na nim musiała napisać aby temat wzbudził zainteresowanie ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie marudzę na żonę, lecz po prostu stwierdzam fakt, że żona miała rację, iż wszystko powinni robić fachowcy. Moje wyobrażenia o tym, jak co powinno wyglądać zatrzymały się na latach 80-tych i zupełnie nie przystają do dzisiejszych wyobrażeń.

    OdpowiedzUsuń
  9. A jeśli chodzi o wymianę na nowszy model, to jak sądzę na razie to nie nastąpi, bo córka jest jeszcze za mała; natomiast później jest to wielce prawdopodobne – żona rzeczywiście nie ma ze mnie żadnego pożytku.

    OdpowiedzUsuń
  10. A z popularnością swojego bloga nie narzekaj, bo tym grzeszysz. W końcu oba są na pierwszej stronie najpopularniejszych.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wczoraj czytałam na balkonie, ciepło więc wyszłam na balkon, tam oddycham.”Ten dystans między nami”Maggie O`Farrell.Znalazłam tam opis podłogi tej szpary w podłodze więc jako epilog dopisuję także.Strona 141.czytam -”Kiedy Caroline opuszcza dom, wyjmuje szkatułkę z matczyną biżuterią ze schowka-zza luźnego kawałka listwy przypodłogowej we frontowym pokoju.Zamierza wziąć coś ze sobą, może broszkę w kształcie łabędzia- nie, żeby ją nosić, ale dlatego, by ją mieć.Kiedy jednak wyjmuje szkatułkę, otwiera i patrzy na biżuterię, której nie oglądała przez dziesięć lat, opuszcza ją determinacja.Nie może tego zrobić.Nie potrafi.Nie weźmie ani jednej z tych rzeczy, które matka kocha tak, że trzyma je w kryjówce i nigdy nie nosi.Zatrzaskuje puzderko i wsuwa z powrotem na miejsce.Nie zabierze nic z tego domu, nic z tego miejsca.Tylko samą siebie.Łapie autobus do Cardiff.Całą drogę zalewa się łzami, szlocha tak spazmatycznie i głośno, że kierowca pyta, czy nic jej nie jest….Uczy się zaokrąglać samogłoski, łagodzić R,powściągać T.Nie chce pochodzić z jakiegoś konkretnego miejsca, nie chce być naznaczona w żaden sposób.Zwrot, który nieustannie przychodzi jej do głowy podczas dyskusji prowadzonych w ich mieszczącej się w suterenie komunie, to „dziecko wszechświata”.Nie wypowiada go głośno, bo pochodzi on z jakiejś modlitwy, której oprawiony tekst matka powiesiła na ścianie kuchni.Nie zdawała sobie sprawy, że cokolwiek z tamtego życia mogło się w niej trwale zachować.Nosi te słowa w sobie, kiedy poznaje ulice Londynu, ucząc się jednocześnie topografii swojego nowego życia.”I dąż do szczęścia”, kończy się tamta modlitwa.”

    OdpowiedzUsuń
  12. To piękne jak teraz po tej lekturze książki słucham „Sacrum” w radio gra.Czytam teraz jednocześnie kilka książek.”Przekroczyć próg Nadziei”JP II, „Dar i tajemnica” JP II i ks.Twardowskiego wiersze „Który stwarzasz jagody”.Tyle lat były na półce , na regale mojej biblioteczki w domu.Czas na lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak człowiek, który nie jest szczęśliwy może dawać szczęście innym? Jeśli chcesz uszczęśliwić choćby swoją rodzinę (żonę) zacznij zmieniać świat od siebie… Ja wiem, że szczęścia nie da się zmusić by było, ale… Szczęście dają także rzeczy proste, małe… Nie czekaj na to ostatnie szczęście, bo Twoje życie minie w mrocznej atmosferze. Szukaj małych radości, wyrzuć z siebie chłód i rezerwę. Wesel się i raduj z rzeczy oczywistych, a smuć, gdy spotka Cię coś trudnego. Zobacz – ile dobra jest wokół Ciebie. Budujesz dom, który już z definicji powinien być miejscem szczęśliwym, bezpiecznym. Jak ma to się stać skoro budujesz go z niezadowolenia, poczucia porażki, zwątpienia. Wyrzuć zły budulec i użyj takiego, który rozjaśni Wasz dom i będzie dawał mile wspomnienia. Spójrz – ilu życzliwych ludzi spotykasz choćby tu, na swoim blogu. Myślę, że rozpętała się burzliwa dyskusja na temat podłogi właśnie dlatego, że było to dla Ciebie ważne – ta podłoga. Przygnębiło Cię. Każdy z piszących chciał Cię pocieszyć, dać trochę szczęścia, pokazać możliwości i dobre strony. Jesteś ważny dla innych, chcą Ci pomóc. Czy to nic dla Ciebie nie znaczy? Nie daje zadowolenia? A od zadowolenia do małego szczęścia tylko kroczek. Wytrwałości w poszukiwaniu szczęścia, pomnażaniu go i przekazywaniu innym.

    OdpowiedzUsuń
  14. Leszku – bo miałeś uczyć się „fachostwa” w latach 80- tych to dziś byłbyś już „szpenio”. A to Ty nie wiedziałeś, że żony mają zawsze rację [jak szef w pracy] ? Dobrze się mówi, że od wszystkiego są fachowcy, gdy ma się „furę” forsy, ale kiedy wiążesz koniec z końcem, to domowa „złota” rączka jest tym wiązadłem końców. pozdrawiam :) :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie mam wątpliwości, że te lektury przyniosą wiele rozkoszy duchowych :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Może i ta moja szpara będzie tak cudowna?

    OdpowiedzUsuń
  17. Przygnębiła mnie nie sama podłoga, co uświadomienie sobie, że już nie mam żadnych szans na danie czegokolwiek swojej żonie, z czego ona będzie zadowolona – to jest pewna różnica. A ponieważ w tym samym czasie były i inne wydarzenia przygnębiające, to nic dziwnego, że nie mogłem czuć się szczęśliwy. Zresztą to chyb wcale nie chodzi o to, by czuć się szczęśliwym – wg mnie ważne jest jedynie to, by mieć poczucie wartości swojego życia, mieć poczucie, że swoim życiem dało się coś innym ludziom. I nie jest ważne, czy to poczucie będę nazywał szczęściem, czy nie – ważne, bym jej miał (szkoda, że właśnie teraz je tracę).

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz tak myślę, że człowiek jest taką podłogą po której chodzą inni ludzie dlatego pewno tak bardzo chcesz, by ona była czysta,piękna, bez pęknięć po to by ludzie chodząc po niej nie łamali sobie po drodze nóg.I to jest piękne, pracowite dłonie.Ale nie każdy jest mistrzem w każdej dziedzinie .Każdy zatem ma swój zawód,zdolności, sprawności nabyte w drodze doświadczeń wielorakich, mniejszych i większych…Nie na wszystkim się znamy, więc jak ktoś położy tę podłogę lepiej od Ciebie, mam na myśli fachowiec, to może jednak pozwolić mu tę podłogę zostawić w jego fachowym ręku.Takim mistrzem duchowej „podłogi” odnowy w nas ludziach jest Chrystus.Też Chrystusa wielokrotnie deptano przecież i depcze się dalej .Chrystus zna każde podłoże ludzkiej egzystencji.Ale tylko Chrystus, nie żona może oceniać, więc w czym problem. Żona niby najlepiej Cię zna i pewno wie , co mówi.Ale jest tylko człowiekiem tez omylnym.Ja nie oceniam staram się cieszyć i widzieć dobro położone już.Bo sama nie potrafiłabym wykonać takiej pracy.Dlatego szanuję każdego rzemieślnika na mojej drodze.Zawsze powtarzam odwiedzającym mnie fachowcom, że są w jakiejś mierze „cudotwórcami”.tak jak wy na blogu także.Nie wykształcenie czyni z nas dobrych ludzi, nie słowa także, ale serce okazane,mądre serce wspieranie dobrym słowem za dobrze wykonaną pracę.No cóż ,kobiety są różne.Maja jednak intuicję.Może żona nie chce by łamano nogi na jej podłodze, he,he.Jak wiesz ja nie przywiązywałabym do tej szpary takiej uwagi. Może więc za mało zwracam uwagę na takie drobiazgi.To tez nauka dla mnie.A może nie jestem kobietą ? Nie gdybam dalej, bo to dojdzie do absurdu.A może cieszy mnie każda drobna ludzka pomoc.Ja na remont mojego mieszkania czekałam 11 lat.Nie miałam środków finansowych, fachowców, ale powierzyłam tę sprawę Bogu.I środki się znalazły w najmniej oczekiwanym momencie.Trochę długo to trwalo 11 lat od separacji ale widzę jej owoce.Mąż od czasu mojego wyjazdu do Włoch a może dzięki niemu (nocował w naszym mieszkaniu by być z synem) to stwierdził: rzeczywiście trzeba tu wyremontować.Jak ty możesz żyć w takich warunkach.Wcześniej nie widział, ale przejrzał jak sam musiał nocować prawie że na podłodze naszej.Tak więc we wszystkich naszych działaniach jest jakaś korzyść i wola Boża.I tu uśmiecham się do Ojca Pio dziękując temu świętemu, że chociaż na moment mogłam chodzić po włoskiej ziemi, podczas gdy mój mąż chodził po mojej codziennej podłodze w naszym mieszkaniu.Tylko tydzień starczył, by zmienił zdanie. Tak, moja praca z dziećmi przyniosła owoce (ten wyjazd służbowy do włoskiej szkoły to była nagroda za pracę w szkole) dał mi też remont mojego mieszkania- w różnym kontekście pojmując ten remont.Ufność w Bożą pomoc gdy coś wydaje się niemożliwe , to staje się to możliwe i przynosi dary duchowe i materialne także.Ja to wiem, bo doświadczam tego w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Biedronko -tak mądrze odpisałaś Leszkowi, że złagodniałam. Nie mnie osądzać czyjąś podłogę :) Ale kochani looknijcie na notkę pt. „Łazienka” z 29.08. 2007r.Całkiem porządna ta łazienka w wydaniu leszkowym, po prostu ładna i nie ma się czego wstydzić.Leszku -bardzo dobrze sobie radzisz :)

    OdpowiedzUsuń
  20. To dlatego Moherku, bo jesteś zawsze blisko mojej podłogi życia.;)))***

    OdpowiedzUsuń
  21. Przeczytałam i roześmiałam się :) :) :) W takim razie -jak mawiali moi dziadkowie: do nóg się ścielę :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Oj Moherku, teraz to Ty mnie rozśmieszyłaś,he,he.Jak to „z igły robi się widły” przy interpretacji tak przyziemnego słowa.Małe słowo a takie duże w znaczeniu i przestrzeni mieszkalnej,-podłoga,he,he.Rozwijasz tę wełenkę uśmiechu…jeszcze się śmieję -szczerze, słowem dobrze, że jesteś.Widły jakoś też mają złe skojarzenia,hm, może jednak ta podłoga wymiata inne posty, bo skoro i prolog do niej został dodany,hmm. :) ))-ten uśmiech też dla Leszka i Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Leszku – czyżbyś nawet w niedzielę poprawiał to nieszczęsną podłogę, bo nie ma Cię na blogu ? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. A co się stało, że zamilkłeś ? czyżbyś zrywał podłogę i układał od nowa ? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  25. Witaj Leszku to WSZYSTKO, co czytam jest pełne smutku .To , co zrobiły Twoje ręce odnośnie podłogi powinno przynieść całej rodzinie radość a Tobie pochwałę. Piszesz o niezadowoleniu żony z Twojej pracy… piszesz również, że mieliście również w tym czasie inne przykrości. Może właśnie te „przykrości” spowodowały, że żona nie ma „humoru”… bo podłoga wygląda PIĘKNIE .Nie powinno być małżonce wstyd przed gośćmi… chyba , że ma się zbyt wygórowane mniemanie o sobie i swojej majętności… Osobiście mam w domu trzy „złote rączki”…do niczego nie biorę fachowców z czego bardzo się cieszę i jestem z nich bardzo DUMNA nawet wtedy, gdy coś zrobią nie tak, jak trzeba Jestem może zbyt MAŁO WYMAGAJĄCA ale cieszę się tym , co mam i nie proszę o więcej . Jestem szczęśliwa ze swoimi …CZASEM „partaczami” Pozdrawiam serdecznie i powtarzam – naucz się cenić samego siebie…nie czekając na pochwały , bo masz w sobie WIELKIE WARTOŚCI…!!!

    OdpowiedzUsuń
  26. Aniu -tak się cieszę, że to napisałaś :) Gdybyśmy to nagrały i odtwarzały Leszkowi pod przymusem codziennie na śniadanie, obiad i kolację -to może w końcu by zapamiętał.Ale on i tak niedługo napisze po swojemu…:( hmmm…

    OdpowiedzUsuń
  27. Tzn. chciałabym by Leszek zapamiętał że ma w sobie Wielkie Wartości -jak pisze Ania. A resztę kom. Ani -też warto zapamiętać – to jest taka piękna mądrość serca :)

    OdpowiedzUsuń
  28. bzdurzenie@op.pl6 sierpnia 2008 20:18

    z ostanim zdaniem – to przesadziłeś…żaony maj to do siebie – że bywają niezadowolone :) niestety tyko na chwilkę zaglądamprzeczytam wszystko co napisałeś jak wrócę;dziś tylko odpowiedziałam na mailaza wszystko bardzo dziękujęi pozdrawiam ciepłoKaśka

    OdpowiedzUsuń
  29. Jak będziesz się tak obijał i zaniedbywał pisanie bloga, to my też nie będziemy mieli z Ciebie pożytku – żartuję. Ale mógłbyś się już pojawić – co ? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  30. Co do podłogi to się na razie nie chcę wypowiadać, bo bardziej zainteresował mnie poczatek notki.To nie jest tak, ze ludzi nie interesuje o czym piszesz, ale ludzie nie zauwazaja Twojego bloga. prawda jest taka, ze setki ludzi dziennie moze czytac Twojego bloga z zainterowaniem, ale najpierw musisz im go pokazac i poczytac ich blogi;]. takie jakby prawoi dzungli;).ps. bardzo ‚zaczechajacy’ opis pod Twoim zdjęciem :) Ciekawie psizesz i mysle, ze bede tutaj wpadała czesciej;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  31. Zycze ze by dla Ciebie ten urlop zdawal sie takim dlugim jak i dla nas twa nieobecnosc na blogu. Wracaj, czekamy.

    OdpowiedzUsuń