niedziela, 2 sierpnia 2009

Krysia

Mój przyjaciel będąc jeszcze studentem (studiował polonitykę na UW), prowadził w Lelewelu kółko teatralne. Pierwszy spektal oparty był na tekstach pisanych przez młodzież. Mój udział sprowadzał się wówczas tylko do roli technicznej podczas samego przedstawienia. W drugim opartym o wiersze Zbigniewa Herberta (a był to okres, gdy na Herberta był zapis w cenzurze) uczestniczyłem od samego początku. Nie tylko recytowałem jego wiersze, nie tylko pomagałem licealistom zrozumieć ich treść, ale napisałem też kilka piosenek, w tym najpięknieszą z nich Do Marka Aurelego ze wstępem w iście chopinowskim stylu (nieco wcześniej był konkurs chopinowski – ten, na którym zabłysnął Krystian Zimmerman; tak się wówczas nasłuchałem Chopina, że pozostawił we mnie trwały ślad).
Wtedy to poznałm Krysię. Ta znajomość nie miała jakiegokolwiek podtekstu erotycznego – jeśli kto wątpi, czy możliwa jest przyjaźń między chłopakiem i dziewczyną, to był to znakomity przykład tego, iż to jest możliwe.
Bezpośrednio przed ślubem zerwałem wszystkie swoje przyjaźnie z dziewczynami – wydawało mi się, że to tak trzeba (teraz wiem już, że tak nie wolno – nie tylko, że nie trzeba).
W tym roku poprzez naszą-klasę Krysia mnie odnalazła. Sama przed wielu laty wywędrowała do Florencji za swoim mężem. Tam urodziła się jej córka, tam wykłada na uniwersytecie.
Przyjechali właśnie do Polski. Spotkaliśmy się całymi rodzinami. Spotkanie miało być krótkie, bo tego samego dnia byli umówieni na wieczór, jednak tak im było miło u nas, że kilka razy się podnosili do wyjścia, ale jakoś wyjść nie mogli.
Gdy już poszli, syn podsumował to tak, zwracając się do mamy: Czy to nie charakterystyczne, że nawet wtedy, gdy przychodzą znajomi taty, to mówisz tylko ty i ja?


Rzeczywiście to charakterystyczne. Bardzo miło było mi ich gościć, z dużą przyjemnością przysłuchiwałem się rozmowie, ale gdy sam miałem się odezwać, jąkałem się, mówiłem nieskładnie… Tak to właśnie jest — niewiele mam do powiedzenia, a jak już próbuję się odezwać, to lepiej, bym tego nie robił.
Ale mimo to, Krysia wyściskała mnie zarówno na przywitanie, jak i na pożegnanie – i to tak, jak od wielu lat nikt mnie nie wyściskał. Pozostanie po mnie to, co kiedyś ludziom dałem…


  Leszek


 


PS: Na tym konkursie chopinowskim siedziałem dokładnie za plecami Witolda Małcużyńskiego. Studiowałem jeszcze, więc nie miałem problemu z tym, by codziennie biec do filharmonii i pamiętam, jak obiecywałem sobie, że przy następnych konkursach będę brał urlop, by przeżywać je równie głęboko, jak ten. Niestety nigdy tej obietnicy nie wypełniłem.


 


 


 


7 komentarzy:

  1. barbara2212@poczta.onet.pl3 sierpnia 2009 07:12

    Leszku – to nic, że nieskładnie się wypowiadasz [nie dane mi było słyszeć] ale za to bardzo mądrze piszesz i wcale się nie dziwię, że Krysia Cię wyściskała – czy ja też mogę to uczynić? bez podtekstu erotycznego a po przyjacielsku ????????? jeśli nawet nie potrafisz się „sprzedać” to przecież mogę Ci jedynie pozazdrościć wielu uzdolnień [nie jestem melomanem, nie pisałam piosenek,] więc mam powód popaść w kompleksy jeśli Ty tak nisko cenisz siebie; pewnie w towarzystwie inni nie dopuszczają Cię do głosu……. a Ty jak już się dorwiesz do głosu to wiedząc że masz niewiele czasu w pośpiechu gadasz różnie – czy tak ? no bo jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy……..nie przejmuj się – mój mąż także jest małomówny; a na mnie źle działa grobowa cisza w towarzystwie więc się jej boję; ale też nie lubię i unikam towarzystwa osób, które „zagadałyby na śmierć”;

    OdpowiedzUsuń
  2. Basiu, skoro syn na to zwrócił uwagę, to widać to innym przeszkadza – nie mogę się więc nie przejmować. A świadczy to o tym, że się uwtórniam. To są już zmiany nieodwracalne, z którymi muszę się pogodzić. Fakt pozostaje faktem, że nie spełniam nawet najprostszych, najbardziej elementarnych oczekiwań innych w stosunku do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. barbara2212@poczta.onet.pl4 sierpnia 2009 15:22

    Leszku – dam Ci radę ;> Basiu, skoro syn na to zwrócił uwagę, to widać to innym> przeszkadza – nie mogę się więc nie przejmować. następnym razem w towarzystwie naładuj gościom na talerze pełno jedzenia a sobie nie; wtedy oni z pełnymi ustami nie będą zabierać głosu, a Ty będziesz miał dużo czasu aby się nie „uwtórniać” tylko wstawić swój monolog; to dopiero będzie szok – co ?A świadczy> to o tym, że się uwtórniam. To są już zmiany> nieodwracalne, z którymi muszę się pogodzić. Fakt> pozostaje faktem, że nie spełniam nawet najprostszych,> najbardziej elementarnych oczekiwań innych w stosunku do> mnie.gdybyś nie miał kompleksów, to nie przejmowałbyś się oczekiwaniami innych, tylko był sobą; jestem jaki jestem; nie każdy może być Demostenesem; ale każdy może być sobą; a z drugiej strony – czy takie spotkanie [rozmowa] z przyjaciółką nie powinno odbyć się w cztery oczy, bez świadków, abyś nie czuł się skrepowany świadkami ? w końcu to Twoja przyjaciółka, a nie rodziny;

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego chciałabyś wystraszyć moich gości? – nie chciało im się wychodzić, bo przyjemnie się im gadało! Jak by byli zmuszeni do słuchania mojego dukania, to uciekliby czym prędzej. A spotkanie w dużym gronie to był mój pomysł i uważam, że bardzo dobry, szczególnie, że chcieliśmy, by nasze dzieci się poznały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja to troche z innej beczki :) hmm napisz mi na moim blogu wszystkie adresy swoich blogów :) //martusia19sloneczko.blog.onet.pl/Lubię Cię czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi miło, że lubisz mnie czytać. Cieszy mnie to, że znajdyujesz tu coś dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Aagat - co uciekła z doliny tęczy17 sierpnia 2009 17:25

    aż nie wierzę, że milczysz… Twoje otocznie dużo traci

    OdpowiedzUsuń