1 Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi
pieśń o Jego miłości ku swojej winnicy!
Przyjaciel mój miał winnicę
na żyznym pagórku. 2 Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni
i zasadził w niej szlachetną winorośl;
pośrodku niej zbudował wieżę,
także i tłocznię w niej wykuł.
I spodziewał się, że wyda winogrona,
lecz ona cierpkie wydała jagody.
(Iz 5)pieśń o Jego miłości ku swojej winnicy!
Przyjaciel mój miał winnicę
na żyznym pagórku. 2 Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni
i zasadził w niej szlachetną winorośl;
pośrodku niej zbudował wieżę,
także i tłocznię w niej wykuł.
I spodziewał się, że wyda winogrona,
lecz ona cierpkie wydała jagody.
Jakim jestem owocem? Czy aby nie cierpką jagodą?
Uznam to pytanie za retoryczne. Nie wydaje się, by był Pan cierpką jagodą.
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, że każdy z nas może być cierpką bądź słodką jagodą. W porównaniu do Boga -zawsze będziemy cierpcy. Ale jesteśmy tylko ludźmi. Potrafimy byś słodkim owocem, radującym serce Pana. Lecz potrzebujemy pasterzy, wspólnoty.Nie takiej://marcin-to-ja.blog.onet.pl/2,ID345059200,index.htmllecz takiej jak w końcówce opowiadania. Polecam.Marcin[marcin-to-ja]
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że pisząc „ja”, liczyłem na to, że każdy sobie zada to pytanie – w żadnym wypadku nie chciałem siebie postawić w centrum zainteresowań blogowiczów. Byłoby to cokolwiek dziwne.
OdpowiedzUsuńOdesłałeś mnie do swojego opowiadania, bym tam szukał odpowiedzi na pytanie, czy jesteś cierpkim owocem, czy nie, a ja (być może przez to, że jestem już zmęczony) nadal wiem, jaki jesteś. Wydaje mi się jednak, że zarzucając komercję, sam podchodzisz jak typowy konsumpcjonista. Ty w tym opowiadaniu jesteś jedynie obserwatorem, który opisuje, jak to niezgodnie z Twoimi oczekiwaniami zostały wypełnione usługi kościelne – poczynając od niewłaściwego doboru klienteli. To w końcu do usługodawcy należy zapewnienie odpowiedniego poziomu świadczonych usług, a Ty, jako konsument, masz prawo zgłaszać reklamacje. No i zgłaszasz. Myślę, że onet doceni Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńJestem nie wiem czy jestem samam nie wiem jak sobie poradzic z zyciem wiec pewnie jestem cierpka jagoda…..Leszku jesli moge prosic o modlitwe Pozdrawia serdecznie
OdpowiedzUsuńJasne, że będę się modlił. Ale Ciebie również zachęcam i to może „o oczko” wyżej, niż zwykle. Zostałem namówiony do tego, by opisać modlitwę serca – założyłem cały blog. Dziś będzie następna notka. Zapraszam //modlitwa-kontemplacyjna.blogspot.com/ – to też jest dla Ciebie. Może dzięki tej modlitwie znajdziesz rozwiązanie wszystkich swoich problemów (piszę „może”, ale wiem na pewno, że znajdziesz).
OdpowiedzUsuńAlino Weroniko – chcę dołączyć się do modlitwy Leszka, jeśli pozwolisz? W życiu każdego z nas są chwile, kiedy staje na „rozstaju dróg” i nie wie jak sobie poradzić z życiem. Nie jesteś jedyną z takim problemem.Są łzy, co jak ognie w sercu palą.Są serca, co się nikomu nie żalą.Są krzywdy, na które nie ma sędziego.Zaufaj Miłości Jezusa Miłosiernego. „Ja wiem, w Kim mam nadzieję, gdy słabnie ducha moc. To Ten, przed Którym światło migoce dzień i noc. On moim szczęściem w życiu, On światłem w zgonu dzień. Zwycięża mroki grzechu, rozprasza śmierci cień.”
OdpowiedzUsuńJakim jestem owocem ? Trudne pytanie, bo nieważne jak ja siebie oceniam, lecz jak mnie postrzega Bóg. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak się wymiguje od odpowiedzi;) Oczywiście nie przymuszam Ciebie, być określała siebie publicznie, ale jednak sama przed sobą nie uciekaj od takich pytań.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziekuję Basiu mam łzy kiedy czytam te słowa….Pozdrawiam serdecznie i choc łzy zasłaniaja ekram=n kompa czuej te moc modlitwy…
OdpowiedzUsuńNie ważne czy doceni czy nie. Chociaż chciałbym by więcej ‚wierzących’ to przeczytało i zastanowiło sie nad własnym życiem. Nie udawali bogobojnych i swiętojebliwych, ale wprowadzili w zycie prawdziwą miłość.Jestem cierpkim owocem, ale CHCĘ być słodkim. Ci, na których patrzę, o których piszę, (staram się nie osądzać) są cierpkimi owocami bez świadomości. Są i tacy pozostaną bo im to tak wygodnie. Smutne
OdpowiedzUsuńWitaj, Leszku, ciekawy temat. I tak sobie myślę, że nie da się na niegojednoznacznie publicznie odpowiedzieć. Zauważyłam też, że niektórzy Twoi czytelnicy, nie do końca zrozumieli, o co chodzi?To jakim widzi nas Bóg – to tylko jeden aspekt zagadnienia. Tu bardziejchodzi o odpowiedź, jakim jestem Owocem już teraz póki żyję?Powiem o sobie, staram się być dobrym, żyć dla Boga i ludzi, ….ale jak mówi Biblia, (piszę z pamięci) „mój grzech jest zawsze przede mną”…i mogę tylko zaufać Miłości Bożej.Leszku, wiem, że często się różnimy, ale nam z Arturem też się denerwujemy na antyboże polecane przez onet blogi z celowością obmyśloną, że tak powiem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńGdyby Twoje obserwacje prowadziły Ciebie do refleksji – ja nie chcę taki być, to byłoby wszystko w porządku. Tymczasem Ty chcesz zmieniać innych, a nie siebie, a każdy jest wolnym człowiekiem, każdy ma prawo do własnej tożsamości – a zatem nie można zmieniać innych – zmieniać można tylko siebie. Ty byś chciał zmieniać innych – o sobie nie wspominasz. Tak to widać przez pryzmat Twojego opowiadania i tak to widać przez pryzmat tej Twojej wypowiedzi.Tylko żeby nie wyszło, że ja Ciebie potępiam – wskazuję Ci jedynie że wpadasz w pewną pułapkę. Mam nadzieję, że ta wskazówka wystarczy, byś w nią nie wpadł.
OdpowiedzUsuńA ja tam myślę, że rzadko się różnimy – że zdecydowanie więcej nas łączy, niż dzieli (co przejawiło się choćby w tym, że na tym blogu na temat modlitwy jedyną wypowiedź, jaką chciałem zacytować, była wypowiedź Artura (widziałaś już?)). Ale to tak tylko na marginesie. A jesli chodzi o sam komentarz do notki, oczywiście się zgadzam z Tobą, że tak publicznie nie tak łatwo pisać o tym, jakim owocem się jest. Ważne, by tę odpowiedź uczciwie dawać samemu sobie.A jesli chodzi o Marcina, to po prostu ulega pewnej modzie i nie należy się temu dziwić. Ale skoro jest wrażliwym człowiekiem (a wierzę, że jest), to sam zobaczy, że rzeczywiście każdy ma prawo do tego, by decydować o tym, jakim chce być – a więc to podejście „ludzie przezytajcie, opamiętajcie się” jest mało skuteczne. Wierzę, że doprowadzo go to do pytań, na ile może kształtować swoje życie.Pozdrawiam Cię Aniu gorąco :)
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuńkurcze i teraz sie będę zastanawiać nad sobą przez to zdanie wieńczące notkę …
OdpowiedzUsuńJoanna-Nadzieja..wróciła..
OdpowiedzUsuńNo to dobrze – każdy powinien powracać do tego pytania.
OdpowiedzUsuńLeszku – myślę, że wystarczająco zostałam obnażona publicznie ze swych owoców życia dlatego zdaję się jedynie na miłosierdzie Boże. Nieodłącznie towarzyszą mi słowa pieśni ; Być blisko Ciebie chcę…… Tobie mój śpiew, Tobie daję swój grzech. Ty zamienisz na dobre, co złe………..pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tę wiadomość :)
OdpowiedzUsuńups, moja wina.moze dlatego, ze ja piszę pamietnik… i pisze za siebie a nie za innych, probuje tak samo interpretowac blogi innych jak i moj jest interpretowany:Pprzepraszam
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie masz za co przepraszać – przecież absolutnie nic się nie stało :)
OdpowiedzUsuńFragment księgi Izajasza czytany w niedzielę. Wydaje mi się, że ten fragment jest kierowany do ludzi, którzy nie przyjęli od BOGA szansy rozwoju swojej sfery duchowej… zrezygnowali z dojrzałości duchowej by w wieku 40lat nie przejmować się grzechami i powtarzać sobie ‚przecież ja nie mam grzechów, a jeśli już są, to takie małe co powtarzają się przez całe życie’. Za tych ludzie trzeba się modlić… Złość i pogarda nic nie zdziała, ale miłość tak…!POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńBardzo trafna uwaga „Złość i pogarda nic nie zdziała, ale miłość tak..” Zasadniczo zmieniać możemy tylko siebie; nie uda nam się zmienić kogokolwiek. Możemy się jednak przyczynić do czyjejś zmiany – stanie się jednak tylko wtedy, jeśli kieruje nami miłość (czasami twarda, jak przy wyciąganiu ludzi z uzależnień, ale koniecznie miłość).
OdpowiedzUsuńStraszne to -być winnica ukochaną, która nie odpowiada na miłość i rodzi cierpkie owoce.Przez całe życie w jakimś stopniu -większym i mniejszym na przemian-niszczę pracę Boga w winnicy -we mnie.Bo jest tak, że co jakiś czas dostrzegam nowe sposoby dojrzewania i nie potrafię pokonać siebie na tyle by dojrzewać.Nigdy chyba nie będę dojrzała na tyle na ile mogłabym…
OdpowiedzUsuńhe he -jakoś mi się wymieszały te owoce z winnicą :) Ale tak chyba jest: jestem winnicą i owocami tej winnicy :) serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW końcu Pan dał na to całe życie :)
OdpowiedzUsuńOczywiście że jesteśmy i owocem i winnicą (choć można też spojrzeć na to, że winnica to Izrael, a owoc to konkretna osoba).
OdpowiedzUsuń