Tak mi się wydawało, że przy dobrze znanej ewangelii zamiast przedstawiać jej treść (czy ściślej moje rozumienie tej treści), lepiej będzie, jeśli postawię parę pytań. Dopiero po zadaniu prostych pytań widać, że owszem osłuchaliśmy się z jej treścią, ale jednak nie wszystko jest tak zrozumiałe, jak na pierwszy rzut oka się wydaje.
Niestety okazało się, że tylko Basia chciała się w ten sposób bawić w dochodzenie do pełnego zrozumienia tekstu. Mało – kilka osób, które zaglądały (niektóre bardzo intensywnie – a odróżniam, czy ktoś zaglądał do notki moherkowej, czy do tej janowej) w ogóle się nie odezwały i to mimo, iż normalnie pozostawiają swój głos.
Wygląda więc na to, że nie był to najszczęśliwszy pomysł. Ale może do tego trzeba się po prostu przyzwyczaić?
Bardzo bym więc prosił, byście się w tej sprawie wypowiedzieli.
* * *
Jeśli chodzi o moje rozumienie spraw, to jestem przekonany (ale oczywiście bez żadnych dowodów), że ten znak, który zobaczył Jan, mógł zobaczyć każdy. Innymi słowy, że takie znaki, jak ten nad Jordanem, to nie jest coś, co jest tylko rodzajem jakiegoś złudzenia (wizji) wybiórczo zaadresowanego do konkretnych osób, lecz czymś, co obiektywnie się działo (w odróżnieniu od tzw. widzeń prywatnych), a co było odczuwane (bądź nie) przez konkretne osoby w zależności od indywidualnej gotowości do przyjęcia takich znaków.
Zwracam na to uwagę, bo to jest problem, który może dotyczyć bezpośrednio nas przy powtórnym przyjściu Chrystusa (pamiętacie o zapowiedziach fałszywych proroków – musimy umieć odróżniać).
To wspaniale, że Nela zdecydowała się opublikować swoje świadectwo – jak będziecie odczuwali coś takiego, jak Nela, to możecie być pewni, że to właśnie On. Po pierwsze On przychodzi niespodziewanie (jeśli mamy jakieś wyobrażenia dotyczące Jego przyjścia, to gdy te wyobrażenia zaczną się spełniać, możecie być pewni, że spotkaliście swoje własne myśli; gdy jednak dzieje się coś niepodziewanie, to jest olbrzymia szansa, że to właśnie On. Po drugie ważna jest w tym nieokreśloność – jednocześnie się wie i jednocześnie nie potrafi się tego jednoznacznie opisać. Próby opisu okazują się nieporadne. Ja również nie potrafię tego opisać – mogę tylko mówić o skojarzeniach, jakie mam z modlitwą (czuję to, co czuję, gdy ktoś się modli w mojej intencji) i jakie mam z miłością zanoszoną wprost przed Pana.
Komu może się objawić Duch Święty? Kto rozpozna Jego przyjście? – A z drugiej strony co sprawia, że stajemy się zamknięci?
Tu Basia przypominała to słynne ”Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.” Oczywiście to zdanie nie jest w żadnym wypadku pochwałą głupoty – to w ogóle nie o to chodzi. Rzeczywisty problem polega na tym, że człowiek (a facet w szczególności – stąd wyraźna dysproporcja między kobietami, a mężczyznami w kościele – mężczyzn jest zdecydowanie mniej, niż by to wynikało ze statystyki) ma tendencję do tego, by nad wszystkim sprawować kontrolę rozumu.
Jan usłyszał coś, czego nie był w stanie sobie wyobrazić, ale nie poddawał tego kontroli rozumu – po prostu przyjął, że tak będzie i już! A potem czekał, aż tak będzie. A gdy to przyszło, opowiadał o tym tak, jakby od pierwszego dnia jego życia każdego dnia doznawał czegoś podobnego.
Skoro Bóg coś zapowiedział, to dla Jana było jasne, że tak będzie. Kiedy będzie? – tego Bóg nie mówił, jednak było oczywiste, że na to trzeba zaczekać. I było jasne, że gdy to zacznie się spełniać, to Bóg już zadba o to, by on Jan wiedział, że to akurat jest ten właśnie moment.
Oczywiście do takiej gotowości konieczna jest pokora – to nie ja mam najlepszy plan na swoje życie, jak wielu z nas sądzi, lecz Bóg ma taki plan. Po ludzku ten plan może nawet wyglądać zupełnie do kitu – ale to Jego plan jest najlepszy, a nie mój.
Jan już miał ustabilizowane życie – chodził sobie w tych śmierdzących skórach, sympatii nie budził (taki anty-idol), a jednak to do niego przychodziły tłumy. Jego życie miało głęboki sens. I on to czuł, on to wiedział.
Aż nad Jordan przyszedł Jezus – już następnego dnia odeszli od niego dwaj ulubieni uczniowie. Po ludzku klęska, niepowodzenie. A jednak Jan czekał na tę chwilę i cieszył się z niej, gdy przyszła.
I tego wszystkiego i wam życzę.