W tej ostatniej drodze szedł wielki tłum, jak pisał o tym Ewangelista. Większość z ciekawości, dla fałszywej atrakcji - ale przecież nie wszyscy. Byli też tacy, którzy widzieli wielką niesprawiedliwość w wyroku, jaki zapadł i chcieli przynajmniej tyle, by okazać Jezusowi, że są z Nim.
Być może w tym tłumie była to mniejszość, ale były i takie osoby. Nade wszystko kobiety, bo to one bardziej ulegają emocjom i postępują tak, jak im te emocje nakazują - płakały, ale szły.
Jezu, Ty to wszystko wiedziałeś, a jednak powiedziałeś im: Córki Jeruzalem, nie płaczcie nade Mną! Płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! (Łk 23,28)
Tyś tylko raz zapłakał, a było to, gdy zbliżałeś się do Jerozolimy (por. Łk 19,41), bo znałeś przyszły los tego miasta. Nie pozostawią w tobie kamienia na kamieniu, dlatego żeś nie poznało czasu twego nawiedzenia (Łk 19,44). Teraz o tym samym mówiłeś niewiastom, opisując jaki los je czeka - je i ich dzieci.
Ileż to razy każdy z nas płakał i za każdym razem powód był najistotniejszy pod słońcem. A ile z nich dziś pamiętamy?
Ale nawet te powody, które były naprawdę ważne, są niczym wobec naszego zbawienia. A więc najważniejsze jest to, by nie przegapić czasu nawiedzenia.
Jezu, spraw proszę, abym nie przegapił czasu swego nawiedzenia, bym zawsze rozpoznał ten moment, w którym Ty Jezu do mnie przychodzisz. Bym zawsze wybrał tę drogę, na którą Ty wskazujesz...
Panie, Ty wiesz ile razy lały się łzy z moich oczu, mówię lały bo tak było. Dziś wracając do tych sytuacji wstyd mi, bo ja bardziej Ciebie zraniłam niż ktoś mnie. A, TY mimo wszystko opiekowałeś się mną i tuliłeś mnie w Ramionach, teraz to widzę. Potrzeba jednak czasu abyśmy zrozumieli jaka jest Twoja Wola względem każdego z nas. Dziękuję Ci Jezu za wszystko i przepraszam,że byłam taka jaką mnie znałeś, a jednak pokochałeś.
OdpowiedzUsuńPowracam do blogosfery. Gdybyś miał ochotę - zapraszam :)
OdpowiedzUsuńhttp://po-drugiej-stronie-duszy.blogspot.com/
Leszku, proszę zapisz w linkowni adres do bloga Angeliki. Łatwiej będzie ją odwiedzać, kiedy coś napisze.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tu napisałam, ale nie bardzo wiedziałam, gdzie indziej byłoby lepiej.
Ponieważ komentarz nie w temacie notki, to proszę usunąć, jak przeczytasz. :)
MariaR
Teoretycznie masz rację, ale póki co wprowadziłem ten adres, jako kanał RSS (zarówno dla samych notek, jak i komentarzy) - no i nic :(
UsuńObawiam się, że to był tylko chwilowy kaprys - jest notka o założeniu blogu, ale nie ma ani jednej z jakąś konkretną treścią oraz są dwa komentarze, które nie doczekały się odpowiedzi.
Jak coś zacznie się tam dziać, to oczywiście dodam do linkowni.
Ach jednak to nie kaprys ;)
OdpowiedzUsuńNo i zanim się tu wpisałaś, już do linkowni dodałem (zaraz po ukazaniu się poprzedniej notki)
Usuń