piątek, 27 lutego 2009

Alkoholizm

Wyraźnie ostatnio inspiruje mnie telewizja. Tym razem TVP Kultura. Do studia zostały zaproszone cztery osoby zajmujące się leczeniem z alkoholizmu, w tym rosyjski profesor, który od 15 lat działa w Polsce, wykorzystując opatentowaną przez siebie metodę terapii.

Wstępem do dyskusji był felieton filmowy, w którym opierając się o opinie jakiś amerykańskich ekspertów, podważano terapię 12-krokową. W zamyśle prowadzącego było skonfrontowanie właśnie tej metody, która w Polsce jest najpopularniejsza, z metodami, które uchodzą za bardziej naukowe. Pomysł okazał się przedni, jako że tę metodę 12-krokową reprezentował terapeuta z 30-letnim stażem (aż wstyd się przyznać, że nie zapamiętałem, jak się nazywa), który mówił tak prosto, tak przekonywująco, że od samego początku było widać, po której stronie jest racja.

Powiedział on, że do niego najczęściej trafiają ludzie, którzy oczekują od niego, że on, jako specjalista sprawi, iż znikną wszystkie ich problemy związane z alkoholizmem (a więc, że w pracy nie będą mieli problemów, że żona przestanie gderać) i że znowu będą mogli pić, ale już w sposób kontrolowany. Tymczasem on nie jest w stanie im pomóc; jedyne co może robić, to pomagać w tym, by sami uczyli się rozwiązywać swoje problemy.

Dlaczego ludzie piją?

Bo w ten sposób coś sobie rekompensują – redukują lęki, nabierają odwagi, postrzegają siebie jako lepszych, doskonalszych, do których świat należy…

Od niedawna istnieją lekarstwa (i oparte o nie terapie), które sprawiają, że człowiek mimo wypitego alkoholu nic takiego nie odczuwa; ich działanie bazuje więc na tym, że alkoholik nie odczuwając już takiej satysfakcji, pije znacznie mniej i zaczyna kontrolować swoje picie.
Na czym polega bezsens takiej metody?

Na tym, że ten człowiek nadal nie potrafi rozwiązywać swoich problemów. Być może rzeczywiście przestanie pić, ale w zamian za to popadnie w hazard, manię zakupów, sexoholizm, czy pracoholizm…

Podstawą terapii 12-krokowej jest uznanie swojej bezsilności i oparcie się na Bogu (z tego co pamiętam, autorami metody było dwóch lekarzy, z których jeden był protestantem, a drugi katolikiem, ale sama metoda nie narzuca chrześcijańskiego oglądu świata, choć wyraźnie jest nim inspirowana); zwraca uwagę na konieczność uznania, że są sprawy, na które my nie mamy wpływu i oddzielanie ich od tych, w których możemy coś zrobić i w których powinniśmy coś zrobić. Własna przemiana może się dokonać jedynie za sprawą Boga, ale my musimy być na to rzeczywiście gotowi, musimy na prawdę tego chcieć. Im bliżej będziemy Boga, tym ta przemiana będzie pełniejsza. Z drugiej jednak strony musimy uczyć się spostrzegać swoje błędy, zauważać krzywdy, jakie inny wyrządziliśmy (i nadal wyrządzamy), a te krzywdy powinniśmy wynagradzać. Ale krzywdy wyrządzane innym, to tylko część prawdy o nas – w nas jest również dobro i to dobro możemy nieść innym. Taki realny obraz samego siebie jest tym, co w procesie trzeźwienia powinniśmy uzyskać i na czym powinniśmy budować dalsze życie.

Przepraszam, jeśli kogo znudziła ta moja nieco przydługa prezentacja metody – już wracam do dyskusji. Otóż najpiękniejsze zdanie było takie, że właśnie dzięki tej terapii, która silą rzeczy jest terapią rozłożoną na lata, ludzie stają się lepsi, niż byli zanim się zostali alkoholikami; często lepsi od tych, którzy zawodowo zajmują się terapią.
(w kościele mówi się błogosławiona wina)


* * *

W Radiu „Józef” co sobotę o 22:00 jest audycja „Poradnia uzależnień”, której sam lubię słuchać, bo przecież takie trzeźwienie jest potrzebne każdemu – również tym, którzy nie zauważają, że są nietrzeźwi.

30 komentarzy:

  1. po alkoholizmie mamy, która nałóg przypłaciła śmiercią, ojca, który nadal ruinuje sobie życie, męża…nie piję od dwóch miesięcyw ogólejakby ktoś wypusćił mnie z klatkiKtoś…choć opuścić ją trzeba jednak po troszę samemu

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam do wspólnego odmawiania jednej Stacji Drogi Krzyżowej, //www.drogakrzyzowa.kapucyni.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Leszku – po przeczytaniu tej notki nasunęła mi się taka refleksja;muszę przestać gderać, aby to nie stało się pretekstem do wpadnięcia w alkoholizm innych. Moim „alkoholizmem” czyli uzależnieniem jest co innego i też muszę podjąć metodę, ale nie 12 krokową. U mnie jest potrzebne drastyczne cięcie – raz kozie śmierć;, powiedzieć sobie – nie i już ! może uda mi się tego dokonać w tym okresie Wielkiego Postu;

    OdpowiedzUsuń
  4. Ze swojego doświadczenia wiem, że z alkoholem trzeba ostrożnie, a najlepiej jak najdalej od niego. Nie zawsze wypada odmówić wypicia „jednego” w towarzystwie, ale wtedy trzeba się po prostu zastanowić: Bóg, rodzina, zdrowie, czy koledzy, impreza, dobra zabawa? Odpowiedzieć każdy sobie potrafi… Nie mówię tutaj o nałogowych alkoholikach, bo oni częstokroć nie potrafią sobie poradzić, mimo, że szczerze tego pragną. Ale nikt nie rodzi się jako alkoholik, a aby nie znaleźć się w takiej trudnej sytuacji trzeba od młodości być świadomym czyhającego zagrożenia.Pozdrawiam i zapraszam:www.na-sciezkach-pana.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Istotą sprawy nie jest jednak uzależnienie od substancji, lecz uzależnienie od zachowań. Uzależnienie od substancji o tyle tylko zmienia sytuację, że dodatkowo jest potrzebny detoks, ale istotą leczenie jest leczenie od uzależnienia od zachowań.

    OdpowiedzUsuń
  6. W prawdziwym uzależnieniu nie ma lepszej metody, niż 12-krokowa. Jedyny wyjątek, to nikotynizm, bo to bardziej uzależnienie od substancji, niż od zachowań.

    OdpowiedzUsuń
  7. „Jakby ktoś wypusćił mnie z klatki” – to daje dużo do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  8. s.aneta@op.pl2 marca 2009 16:46

    to niszczy nie tylko pijącego, ale i całe rodziny. Można temu zaradzić, ale jest to wielkie wyzwanie dla tego, kto wpadł w ten nałóg. W ostatnich latach przeżywałam wyjście z alkoholu jednego z członków mojej rodziny. Wszelkie rozmowy, namowy, prośby do skończenia z nałogiem, były jak poranna mgła, która szybko znika. Dopiero wielka tragedia, związana z małymi dziećmi i z wkroczeniem MOPS-u i Policji, dała wiele do myślenia, a co za tym poszło, pozwoliła na ustabilizowanie życia moich bliskich.Każdy przypadek trzeba rozwiązywać indywidualnie i zawsze należy mieć należny człowiekowi szacunek. Nawet wtedy i zwłaszcza wtedy, gdy ten człowiek sam do siebie już tego szacunku nie ma.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak to niestety jest, że każdy ma swoje dno; u każdego jest ono inne. I rzeczywiście żadne namowy, perswazje nie odnoszą żadnych skutków; dopiero osiągniecie tego dna wszystko odmienia – to sam uzależniony musi dojść do wniosku, że chce z tego wyjść. I rzeczywiście szacunek dla osoby jest bardzo ważny – brak szacunku dla samego siebie jest tym, dzięki czemu szatan trzyma człowieka w uzależnieniu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Leszku Uważam, że najłatwiej uzależnia MAMONY, która doprowadza człowieka do CAŁKOWITEJ niewoli. CUDEM można tylko z niej się uwolnić. Z nią człowiek traci swoje człowieczeństwo.Pozdrawiam życząc miłego dnia :) ))

    OdpowiedzUsuń
  11. A mnie się wydawało, że nie tak łatwo się uzależnić od kasy, bo najpierw trzeba ją mieć w takich ilościach, by można się było od niej uzależnić.

    OdpowiedzUsuń
  12. …nie trzeba mieć dużo pieniędzy aby się od nich uzależnić …właśnie ciągły ich brak często uzależnia i zniewala człowieka. Wiesz, Leszku znam bardzo bogatych i bardzo biednych… obydwa przypadki to uzależnienie od mamony.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oczywiście troszkę sobie żartowałem. Ale już tak na poważnie, to mamy do czynienia z dwoma różnymi przypadkami. Jeden to niewłaściwe ustawienie hierarchii wartości (i myślę, że o tym pisałaś) i drugi, który jest sensu stricte uzależnieniem – to takie kupowanie sobie czegoś dla poprawienia humoru. Myślę, że każdy to zna, a to właśnie jest drogą do uzależnienia – człowiek może nie rozwiązywać swoich problemów, a niepowodzenia rekompensować sobie poprzez zakupy. W tym pierwszym wypadku żadne terapie niczego nie zmienią; w tym drugim, gdy już człowiek zda sobie sprawę z tego, że jest uzależniony, terapia 12-krokowa okaże się bardzo owocna.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam brata alkoholika i nic nie moge zrobic oprócz modlitwy …Nivc do niego nie dociera….Nie chce sie leczyc…..pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. …dałeś Leszku LEKKI przykład uzależnienia np.od zakupów…oczywiście to pewnie można wyleczyć ale wyobraź sobie taką sytuację. BIEDNY człowiek długie lata bardzo poważne choruje. Przechodzi ciężkie choroby: rak, białaczka , zawały…znów rak…Próbuje się ratować więc uzależnia się od bogatego sponsora, który w zamian za posłuszeństwo ZŁEMU finansuje JEDYNIE jego leczenie. Bóg kilkakrotnie CUDEM ratuje biedakowi życie… a on nawet nie myśli wyjść z uzależnienia od Mamony…. przykład z życia wzięty.Pozdrawiam :) ))

    OdpowiedzUsuń
  16. „Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.”

    OdpowiedzUsuń
  17. Leczenie alkoholizmu religią może być skuteczne – to zastępowanie jednego „narkotyku” innym. Co ciekawe – wychodzi na to, że wśród katolików – jakże idealnych – bywają alkoholicy! Ja zaś jako ateista – czyli źródło wszelkiego zła i człowiek bez zasad nie jestem alkoholikiem. Dlaczego? A może ja jestem winny alkoholizmu biednych katolików?

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak widzę masz problemy w zrozumieniu czytanego tekstu. A ja miałem Ciebie za człowieka inteligentnego! Taki zawód:(

    OdpowiedzUsuń
  19. No właśnie – to jest chyba najtrudniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  20. No to ciekawy przykład.

    OdpowiedzUsuń
  21. Niestety każdy swoje dno ma gdzie indziej – i każdy musi dojść do swojego dna, by zapragnąć z tego wyjść. Twarda miłość i modlitwa, to jedyne, co możesz dać.

    OdpowiedzUsuń
  22. Drogi A., zawsze śmieszyło mnie takie uogólnianie czy twierdzenie „on jest katolikiem a ma problem z alkoholem, ja jestem ateistą i tego problemu nie mam”, dlaczego mnie śmieszy? bo popadanie w alkoholizm to nie kwestia wyznania religijnego w którym się jest. Ludzie nie umiejący sobie poradzić z własnymi problemami, zaczynają się gubić, próbują uciekać od problemu – wpadają w różne uzależnienia.Wśród ateistów pewnie też znajdują się osoby mające problem z jakimś uzależnieniem. Czytam Twoje komentarze na innych blogach, ale to co tutaj napisałeś – ośmieszyło Cię, pokazało że chyba jednak nie jesteś tak inteligentny…

    OdpowiedzUsuń
  23. Tyle że na dnie widnieją wyłącznie dwie drogi do wyboru – albo odbijanie się od dna, albo śmierć… co ktoś wybierze to już jego wybór… Co do leczenia, to jest też opcja skrajna – kierowanie przez sąd na leczenie, jednak gdy dana osoba sama nie będzie chciała podjąć leczenia to nic z tego nie wyniknie…

    OdpowiedzUsuń
  24. Mówiąc dokładnie, Leszku, Billy W., który sam był leczącym się alkoholikiem (i wcześniej „zwiedził” chyba wszystkie istniejące ówcześnie terapie) stwierdził, że podstawą wyjścia z nałogu jest oparcie się na „Sile Wyższej niż on sam” – jest to formuła, którą mogą przyjąć ludzie wszystkich wyznań a także niewierzący. Choć, oczywiście, w naszym kręgu kulturowym spotkania AA często odbywają się przy kościołach – formalnie sam ruch nie jest związany z żadną religią.

    OdpowiedzUsuń
  25. Mówiąc dokładnie, Leszku, Billy W., który sam był leczącym się alkoholikiem (i wcześniej „zwiedził” chyba wszystkie istniejące ówcześnie terapie) stwierdził, że podstawą wyjścia z nałogu jest oparcie się na „Sile Wyższej niż on sam” – jest to formuła, którą mogą przyjąć ludzie wszystkich wyznań a także niewierzący. Choć, oczywiście, w naszym kręgu kulturowym spotkania AA często odbywają się przy kościołach – formalnie sam ruch nie jest związany z żadną religią.

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak jest – punkt drugi brzmi następująco „2. Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.”. W krokach następnych pojawia się słowo „Bóg”, które z tych audycji, na które się powołuję, kojarzy mi się z natychmiast dodawanym sformułowaniem „jakkolwiek go pojmujemy” (czego akurat w wersji, do której dałem linka nie ma) – to jest właśnie ta otwartość. Umówmy się przy tym, że zdecydowana większość uzależnionych trafiających do AA jest co najwyżej nominalnie chrześcijanami – ich wiara dopiero rodzi się w wyniku pracy 12-krokowej. Niejednokrotnie spotykałem się ze świadectwami ludzi, którzy dopiero wtedy odkrywali swoje człowieczeństwo zakorzenione w Bogu i z perspektywy czasu do swojego nałogu podchodzili jak do „błogosławionej winy”. To jest na prawdę budujące, jak Pan potrafi przemienić człowieka, o ile tylko ten człowiek tego rzeczywi~ście chce.

    OdpowiedzUsuń
  27. No właśnie – to ciekawe, na ile Ateista tylko udaje przygłupa; wcześniej wydawało mi się, że jest inteligentny; dziś sądzę, że na zasadzie fotograficznej pamięci nauczył się paru sformułowań i teraz szermuje nimi nie mając nawet w pełni świadomości tego, co mówi; i to prowadzi go do takiego ośmieszania siebie, jak teraz.No cóż – nieszczęśliwy to człowiek. Trzeba się za niego modlić.

    OdpowiedzUsuń
  28. bzdurzenie@op.pl9 marca 2009 12:10

    gdzie jesteś?Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  29. Jestem zapracowany, ale jestem.

    OdpowiedzUsuń