piątek, 3 lipca 2015

Raduję się z moich słabości

(6) Jeśli więc chciałbym się chlubić, nie byłbym szaleńcem, bo mówiłbym prawdę. Powstrzymuję się jednak, bo ktoś mógłby oceniać mnie ponad to, co może u mnie dostrzec lub ode mnie usłyszeć  (7) na podstawie ogromu objawień. Dlatego, abym nie unosił się pychą, w moim ciele doświadczam słabości. Została mi ona dana jako wysłannik szatana, który mnie policzkuje, abym nie unosił się pychą.  (8) Dlatego trzykrotnie zwróciłem się do Pana z prośbą, aby od­dalił ją ode mnie.  (9) Pan jednak mi odpowiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem doskonali się w słabości". Wolę więc chlubić się raczej moimi słabościami, aby zstąpiła na mnie moc Chrystusa.  (10) Dlatego ze względu na Chrystusa raduję się z moich słabości, zniewag, niedostatków, prześladowań i uci­sków. Kiedy bowiem jestem słaby, wtedy jestem mocny. (2Kor 12)

Kim to ja już nie byłem? - a to człowiekiem czyhającym na naiwne, młode dziewczyny, a to człowiekiem manipulującym Bogiem dla swoich korzyści, a to człowiekiem szukającym belki w oku bliźniego, a to... - to wszystko tu, na blogu. I co najciekawsze wszyscy, którzy głosili te i podobne brednie szczerze wierzyli, że obnażają mnie w prawdzie...
Dlatego ze względu na Chrystusa raduję się z moich słabości, zniewag, niedostatków, prześladowań i uci­sków. Kiedy bowiem jestem słaby, wtedy jestem mocny.

12 komentarzy:

  1. Dla mnie najważniejsze jest tu zdanie: "Moc doskonali się w słabości....."
    Rozumiem to tak, że kiedy wydaje mi się, że jestem silna Bogiem, że wszystko mam poukładane-wtedy pojawia się swego rodzaju "zadowolenie" z siebie samej, od którego już bardzo blisko do pychy:( Wtedy nawet potrzebna mi jest dawka upokorzenia/przykrości, żeby moje samozadowolenie podciąć....., żeby się oczyścić.
    Przypominają mi się tutaj słowa piosenki: Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie oczyścić Panie, byś pozostał tylko Ty....
    Trudne to słowa i aż cierpnie od nich "grzbiet" bo cała natura kurczy się na myśl o cierpieniu, ale mnie to przywołuje do porządku. :)

    Z drugiej strony wciąż uczę się cierpliwości, łagodności i wyrozumiałości. Staram się pamiętać, że ludzie często atakują u innych swoje własne wady.... to potwierdza psychologia, więc może nie warto tak wszystkiego brać sobie do serca. Najważniejsze żeby być w porządku wobec Boga i ludzi, a ocena tych ostatnich musi być wliczona w koszty doświadczenia, które nazywa się
    Życiem.
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawa może nie jest aż tak prosta, jak to napisałem w notce - skutki takich pomówień dotykają prawdziwego życia, jak choćby w przypadku tej siostry zakonnej, o której niedawno wspominałem. Ktoś, kiedyś puścił w świat taką opinię i ta opinia żyje, funkcjonuje, wpływa na postępowanie ludzi. I przed taką opinią nie można się nawet bronić ze względu na jej niejawność, brak jakiejkolwiek argumentacji - ot, wyraża się pewną opinię i ta opinia już zaczyna żyć swoim życiem. Ktoś, kto uległ tej opinii, nawet nie przyzna się, gdzie taką opinię usłyszał, ani jaka jest jej treść. Nie można więc jej przeciwdziałać. Paradoksalnie jednak im bardziej ona jest niedorzeczna, tym łatwiej jest tym się nie przejmować.

      Usuń
    2. Tak powstaje plotka, którą rzeczywiście może zacząć żyć swoim życiem, jeśli znajdzie podatny grunt.... Stąd grzech odmowy, która choć może z pozoru nieszkodliwa, to jednak taką jest. Nie sądzić innych- jakie to proste-i trudne zarazem. Mamy prawo do własnego zdania i wolny wybór czy wchodzić w relacje takie czy inne, taka "ocena" na własny użytek jest potrzebna, natomiast sądzić kogoś publicznie to zaczyna być groźne. Tu zaczyna się "faryzeizm", przeciwko któremu tak ostro reagował Pan Jezus.
      Bronić się przed pomówieniami nie można, a może nawet nie trzeba....? Niewinny nie musi się bronić ( nawet jeśli to boli)- podobno :)
      Ale mam dla Ciebie coś od samego Benedykta XVI. Czytam często jego książki bo jest dla mnie często olsnieniem; potrafi w niewielu słowach powiedzieć tak wiele. Leszku, dla Ciebie:

      "Tobie powierzyłem swoją sprawę".
      Taka jest postawa ufności wobec Boga;
      ona to powinna podtrzymywać chrześcijanina w godzinie cierpień i prześladowań.
      "Sługa nie jest większy od swojego Pana,
      Jeśli mnie prześladowali, to i was będą prześladować".
      Kto postanawia żyć szczerze Ewangelią, bronić prawdy, czynić dobrze, nie może uniknąć sprzeciwu tego świata, który przeciwstawia się Chrystusowi. Niezrozumienie może pochodzić nawet że strony najbliższych ludzi; dobrych przyjaciół, krewnych.
      Chrześcijanin nie gorszy się. Wie, że krzyż jest istotną cząstką dziedzictwa i naśladowania Chrystusa.
      Benedkt XVI, były papież.
      Pozdrawiam wszystkich, życzę miłego weekendu i duuuuużo słońca:) K.

      Usuń
    3. Ba, żeby to była plotka - to ostrzeganie przede mną płynie przecież z troski o te osoby, które się ze mną zetknęły. Jeśli ktoś widzi we mnie narzędzie szatana, to czy można się dziwić, że stara się każdego, kogo może, przede mną ostrzec? - to przecież naturalne! Ba, przecież ja sam nie wiem, czy czasami nie jestem takim narzędziem (wierzę, że nie jestem, ale przecież nie wiem). Być może takie ostrzeżenia rzeczywiście są potrzebne - nie znam owoców, jakie po mnie zostają; być może ta osoba je zna i te ostrzeżenia są konieczne! - ja tego nie wiem.
      Jedyne, przeciw czemu występuję, to oskarżanie mnie o manipulowanie Bogiem. Jeśli jestem sługą szatana, to nieświadomie - moim Panem jest Jezus Chrystus i nie chcę innego! Jest przy tym bardzo czytelne kryterium, po którym można poznać, czy ktoś Bogiem manipuluje, czy nie manipuluje - ważne jest czy kryje się przed Bogiem (jak pierwsi rodzice po wygnaniu ich z raju), czy ze wszystkim idzie do Boga - tak, jak o tym pisał BXVI. Ktoś, kto manipuluje Bogiem, sam stara się wykreować na jakiegoś guru i nade wszystko odwraca się od Kościoła - nie chce, by ktokolwiek weryfikował to, co on głosi.
      W poprzedni poniedziałek u św. Anny usłyszałem genialne stwierdzenie: Bóg jest Bogiem rzeczy niemożliwych! Nie naszą jest więc sprawą oceniać, czy coś jest, czy nie jest możliwe - mamy iść tam, gdzie nam to On właśnie wskaże! To, czy to rzeczywiście On wskazał tę drogę można poznać po tym, czy ten wezwany ukrywa się na tej drodze przed Bogiem, czy nie ukrywa, a nie po tym, czy to możliwe, czy niemożliwe! (pierwszy raz w życiu sformułowałem tę myśl, a sądzę, że to bardzo mądra myśl - przekraczająca moją mądrość; dziękuję Ci, że Duch Święty miał się kim posłużyć, by mnie na nią naprowadzić :)).

      Usuń
  2. Leszku, Ty miałbyś być narzędziem szatana - to niedorzeczne.
    Wystarczy poczytać to co piszesz, żeby się przekonać.
    Natomiast na onecie, w komentarzach, które ludzie zostawiają pod artykułami dotyczącymi wiary, czy życia religijnego Polaków, aż roi się od szataństwa plującego na Kościół Chrystusowy i uczniów Chrystusa. Czasami zastanawia mnie skąd w tych ludziach tyle nienawiści..... Odpowiedź może być tylko jedna; są narzędziem w mocy zła, które nie może ścierpieć - jak powiedziało pewne afrykańskie dziecko do misjonarki , że - "Pan Bóg jest wszechmocny i nikt Mu nie podskoczy." :) :)
    Przypomina mi się scena końcowa z filmu "Pasja" Mella Gipsona; kiedy Chrystus konając powiedział " Wykonało się" doprowadzając swoją misję do końca. Pamiętasz jak zachował się wtedy szatan? Kipiał z wściekłości i kipi nadal tam, gdzie Chrystus ma swoich apostołów. Diabeł posługuje się ludźmi, żeby dokuczyć tym, którzy dają świadectwo, że Chrystus zwyciężył.

    Powtórzę; "Jeśli mnie prześladowali, to i was prześladować będą."

    Ufaj Panu i przed zwątpieniem wiej,
    Bóg sam wystarczy, :)
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie prymitywy plujące na Kościół owszem szatanowi też są potrzebne, ale tylko dla tworzenia ogólnej atmosfery. Znacznie bardziej atrakcyjny dla niego jest ktoś taki, jak np. Tadeusz Bartoś. Wśród moich znajomych blogowych jest m.in. Alba, której spowiednikiem był właśnie (wówczas) o. Bartoś. I ponoć był wyśmienitym spowiednikiem i wiele jego pouczeń Alba stosuje do dziś. Nikt z nas nie jest niezagrożony - każdy może stać się obiektem zainteresowania szatana. Gdy więc do dziś nie poznałem owoców tego, gdy poszedłem za Bogiem rzeczy niemożliwych, nie mogę mieć pewności, czy rzeczywiście poszedłem za tym, za kim myślałem, że idę. Nie mogę z góry zakładać, że te oskarżenia są kompletnie bezzasadne. Na pewno nigdy nie próbowałem manipulować Bogiem - tylko tego mogę być pewnym.
      (ale oczywiście wierzę, że wcale tak nie jest - nie oburzam się jedynie, gdy ktoś sądzi, że właśnie nie rozpoznałem, za kim idę).

      Usuń
  3. Na owoce trzeba często czekać bardzo długo i nie nam oceniać naszą skuteczność. Obserwujemy rzeczywistość z naszego, wąskiego wycinka czasowego i prawdopodobnie nic nie zobaczymy. Perspektywa Boża jest inna..... no przecież nie muszę tego pisać :)
    To co mnie trochę niepokoi u Ciebie- nie chcę zrobić Ci przykrości, więc z góry przepraszam, jeśli czujesz się dotknięty-
    niepokoi mnie Twój smutek. Ten nie może pochodzić od Boga.
    Masz szczęście -napisałeś, bywać w kościele św Anny. Ks Pawlukiewicz też o tym mówi. Nie wolno być "smutasem" ;) Nie możemy liczyć na rezultaty, czy wręcz nagrodę za to co robimy. Pisaliśmy już chyba o tym.....?
    Nagrodą jest to że Chrystus jest blisko, jest to stan "nieba" już tu na Ziemi, a swoją radością z tego udowadniamy ludziom, że to prawda.

    Kup żonie kwiaty i usmiechnij się, nie musisz nic mówić...
    Pozdrawiam, wybacz jeśli napisałam coś nie tak, nie mam zamiaru Cię obrażać. Bardzo lubie Twoj Blog:) k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie w tę niedzielę byłem u św. Anny na mszy o 21:00 (córka, gdy wróciła z OPENER-a, była tak śpiąca, że poszliśmy właśnie na tę mszę - kiedyś była to moja ulubiona msza (jeszcze za czasów ks. Zygmunta Malackiego). Tę mszę odprawiał właśnie ks. Piotr :) - a więc znowu przypomniały mi się stare dzieje :) (ks. Pawlukiewicz mieszka przy mojej parafii, ale msze najczęściej odprawia nadal właśnie u św. Anny).
      Na koniec zamiast ogłoszeń opowiedział anegdotę:
      Na suchej gałęzi jakiś mężczyzna przerzuca sznur.
      - Na pewno się zaraz powiesi - komentuje inny.
      - Pan zapewne jest księdzem!
      - A po czym pan to poznał?
      - Słusznie pan mówi, z czego jednak nic nie wynika!
      (obawiam się, że mam coś z księdza - choć nim nie jestem)

      Usuń
    2. :) , a jednak potrafisz się śmiać:) k
      Ps. Nie mogłam teraz nic napisać; ciągle mnie "wyrzuca" z Twojego bloga..?

      Usuń
    3. Niestety mam świadomość, że kiepskie daję świadectwo m.in. przez to, iż nie ma we mnie radości (innymi słowy, że wg kryteriów "Arki Noego" na pewno świętym nie jestem). Rzecz jednak w tym, że ostatnio zajmowałem się bilansem ostatnich lat, przeczytałem niemal wszystko, co w tym czasie napisałem i starałem się odczytać, co z tego wynikło. Ten smutek niestety jest jak najbardziej uzasadniony.

      Usuń
  4. Ale jak się już tak nasmucisz, to weź uciesz się, bo też jest czym!
    A może wpierw pomódl się o radość...
    Też to z Tobą dla Ciebie uczynię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się nasmuciłem - aż tak źle, jak to sobie wyobrażałem, chyba nie jest. W każdym razie w ostatnim okresie parę osób przekonywało mnie, że w dobrych zawodach wystąpiłem. Mnie co prawda brakuje takiej pewności, jaką miał św. Paweł, ale może nic mi się nie przewidziało i rzeczywiście komuś to moje pisanie się przydało?
      A z drugiej strony ostatnio bardzo się cieszyłem udanym debiutem mojego syna na OPENER-ze - występował tam wraz ze swoim kolegą z liceum. Ich koncert był bardzo dobrze przyjęty zarówno przez publiczność, jak i przez krytykę. Bardzo lubi tworzyć muzykę i ma sporą szansę na to, by w swoim życiu robić to, co naprawdę lubi.

      Usuń