sobota, 23 lutego 2013

Bunt


Na blogu s. Małgorzaty Marek Jan sprowokował dyskusję stwierdzeniem, że bunt wobec Boga jest wyrazem żywej wiary osoby zbuntowanej. Po jakimś czasie wtrąciłem się do dyskusji następującą wypowiedzią:

Osoba dojrzała niczego bardziej nie pragnie niż tego, by dobrze rozpoznać wolę Bożą wobec niej i wypełnić tę wolę - bo dojrzała osoba dobrze wie, że Bóg dla każdego pragnie jego dobra.
Każdy bunt wobec Boga jest oznaką niedojrzałości i niczym więcej.
Buntownik może się pocieszać tym, że jego bunt jest dowodem na to, iż jeszcze całkiem nie umarł - i to jest prawda - jest tego dowodem. Ale to, że ktoś jeszcze żyje, nie gwarantuje tej osobie jakiegokolwiek dojrzewania. Ktoś, kto żyje, ma szansę dojrzewać - ale równie dobrze może do końca swoich dni na ziemi tkwić w swojej pysze i wykazywać Bogu, że lepiej by ten świat urządził.

Jakie są elementy tej wypowiedzi?
  • Bóg jest Miłością
  • Skoro jest Miłością, to kocha każdego człowieka
  • Skoro kocha, to pragnie dobra tego człowieka 
  • Te pragnienie wyrażone w konkretach nazywamy wolą Bożą (Bóg nie pragnie naszego dobra abstrakcyjnie, lecz bardzo konkretnie)
  • Dojrzały człowiek zdaje sobie sprawę ze swej niedoskonałości, więc wie, że nie ma lepszej drogi dla niego, niż ta, która jest zawarta w Bożych pragnieniach / w Bożej woli
  • A skoro tak, to nade wszystko stara się rozpoznać wolę Bożą wobec siebie i tę wolę wypełniać

Jak się do tego, co napisałem, ma bunt człowieka wobec Boga? Kiedy się pojawi?

  • warunek konieczny: "Ja wiem lepiej"

Człowiek dojrzały może czegoś nie rozumieć, może mu się wydawać, że coś powinno być zupełnie inaczej, ale przyjmuje, że to "Bóg wie lepiej" i czeka na moment, w którym Bóg pozwoli mu zrozumieć, dlaczego tak jest jak jest. 
Jeśli komuś tej dojrzałości brakuje, pozostanie przy tym, że to on wie lepiej, a wówczas może dojść do buntu.
A więc to "Ja wiem lepiej", to warunek konieczny, ale jednak niedostateczny.

Kiedy nie dojdzie do buntu mimo, iż człowiek należy do tych, którzy zawsze wszystko wiedzą lepiej?

Nie dojdzie do buntu, jeśli człowiek odczuwa przed Bogiem strach.

A więc jest to sytuacja człowieka, który co prawda wie lepiej, ale który czuje respekt przed Bogiem i zwyczajnie brakuje mu odwagi, by się zbuntować.
W Biblii znajdziemy wiele cytatów, które chwalą człowieka za ten respekt, a więc należy się spodziewać, że mimo iż ten brak buntu nie wypływa z dojrzałości, to jest lepszy dla człowieka niż bunt. Niemniej przyznaję, że jakoś odpowiada mi czystość sytuacji - Nie zgadzam się z Tobą Boże, to Ci o tym mówię. Ba, podejrzewam, że jeśli tylko ta osoba ma w sobie odpowiednią gotowość i nie przyjmuje z góry, że ona zawsze ma rację (a więc w danej chwili jest "Ja wiem lepiej", ale ta osoba nie jest zadufana w sobie), to poprzez jawny sprzeciw może szybko przejść do dojrzałości (w tej konkretnej sytuacji przyjmie myśli Boże za swoje - zrozumie, dlaczego coś jest tak, a na przyszłość będzie ostrożniejsza i wyzbędzie się tego "Ja wiem lepiej"). 
Chcę jednak jedną rzecz bardzo wyraźnie podkreślić - tak czy inaczej bunt wobec Boga jest jedynie oznaką niedojrzałości - niczym więcej. ZAWSZE! Natomiast ten bunt może u konkretnych osób przyczynić się do osiągnięcia dojrzałości. Z drugiej jednak strony sam bunt tej dojrzałości nie zapewnia - człowiek zadufany w sobie zawsze będzie uważał "Ja wiem lepiej", ciągle będzie się buntował, a dojrzałości nie osiągnie nigdy.


* * *

Myślę, że wyczerpująco przedstawiłem swoje stanowisko i muszę przyznać, że nawet bez takiego komentarza kilka osób kupiło te słowa z blogu s. Małgorzaty jak swoje (dokładnie tak samo, jak i ja - przecież ja taki mądry nie jestem, to Bóg mi musiał je podsunąć, a one urzekły mnie swoją oczywistością). Jednak kilka innych osób uparcie twierdziło, że może to podważyć, choć przez tydzień żadna z nich tego nie uczyniła.

Dlaczego twierdzę, że na gruncie chrześijaństwa nie da się tych słów podważyć?
  • Bóg jest Miłością, to jest założenie, które przyjmują wszystkie kościoły chrześcijańskie. Bóg, który nie jest miłością, występuje jedynie w relilgiach niechrześcijańskich i to tylko tych, które nie są oparte o Biblię. Dokładnie w takim brzmieniu Bóg jest Miłością to zdanie występuje w pierwszym liście św. Jana - 4:8 oraz 4:16. Ale zwrócę uwagę również na Księgę Sofoniasza na werset 3:17 Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą, odnowi [cię] swoją miłością, wzniesie okrzyk radości. Rzeczywiście dopiero w NT co krok spotykamy się z tym, że miłość jest osią tego, w co wierzymy, ale Bóg kochający wszystkich ludzi i ożywiający ich swoją miłością, to wcale nie jest wymysł Nowego Testamentu - Stary też o tym mówi.

Jeśli w dyskusji ktoś by podważył ten fundament, iż Bóg jest Miłością, owszem podważyłby to, co napisałem, ale mówiłby o zupełnie innym Bogu, a nie tym, w którego my wierzymy (Marek Jan chciał udowodnić, że bunt wobec Boga jest wyrazem żywej wiary osoby zbuntowanej, nie mógł więc podważać samego Boga chrześcijan - bo wówczas niczego by nie udowodnił; to jest powód, dla którego nie wszedł ze mną w polemikę - starał się wyśmiać moje poglądy, ale wiedział, że na gruncie chrześcijaństwa nie da się ich obalić).

A co z pozostałymi elementami tego rozumowania? Może w nich jest fałsz?
Zastosujmy najprostszą metodę - zaprzeczmy poszczególnym elementom. Otrzymamy wówczas:
  • Skoro jest Miłością, to NIE kocha każdego człowieka
  • Skoro kocha, to pragnie ZŁA tego człowieka 
  • Te pragnienie NIE SĄ wyrażone w konkretach, które nazwalibyśmy wolą Bożą (Bóg pragnie naszego dobra abstrakcyjnie, a NIE bardzo konkretnie)
  • Dojrzały człowiek JEST DOSKONAŁY, NIE MUSI WIĘC SZUKAĆ drogi zawartej w Bożych pragnieniach
  • Choć Bóg pragnie dobra w konkretach naszego życia, to i tak człowiekowi znajomość tych konkretów nie jest do niczego potrzebna.

Czy z którymkolwiek z tych zdań człowiek wierzący może się zgodzić?

Był taki okres, gdy podważano, czy Bóg w ogóle interesuje się człowiekiem (Bóg pragnie naszego dobra abstrakcyjnie, a NIE bardzo konkretnie), ale od samego początku było to uznane za herezję - a więc na gruncie chrześcijaństwa to zdanie też jest nie do przyjęcia. Na żadne z tych zdań człowiek wierzący nie może się zgodzić - po większości widać od razu ich niedorzeczność, ale nawet to, które nie wywołuje takiej reakcji i tak na gruncie chrześcijaństwa jest nie do przyjęcia.

A więc podtrzymuję to, co napisałem u s. Małgorzaty i przyznaję, że nie spodziewam się, by ktoś prawdę tego zdania podważył. I żadnym wypadku nie kryje się za tym rzekome moje zadufanie w sobie - to zdanie było mi dane i przyjąłem je jak swoje dokładnie tak samo, jak wiele osób po mnie. Bóg jest znacznie bliżej nas, niż powszechnie się sądzi i każdemu (nie tylko wybranym) stara się pomóc w dojrzewaniu. Nic nie może zrobić tylko wtedy, gdy człowiek rzeczywiście jest zadufany w sobie i nie słucha niczego, poza tym, co sam mówi - Bóg może do niego mówić, a on i tak nie słucha.

21 komentarzy:

  1. Tak Bóg jest Miłością i kocha każdego z nas MIŁOŚCIĄ WIELKĄ. Dlatego jako dzieci Boże wypada nam kochać się wzajemnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Mało - to przecież każdy/każda z nas przynosi tę Jego miłość tym, których On postawił na naszej drodze.

      Usuń
  2. Wow dużo tego, przeczytam może trochę później jak będę miała więcej czasu. A na razie pozdrawiam. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam Twoje komentarze pozostawione na blogu s. Marty i po przeczytaniu owej notki dochodzę do wniosku, że naprawdę już dawno powinieneś zawiesić tego bloga.
    Stawiasz siebie na piedestale, choć nie jesteś mądrzejszy o tych, dla których piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Angeliko, masz rację, już dawno powinienem zawiesić tego bloga i już dawno to uczyniłem. Odezwałem się po śmierci kard. Józefa Glempa, by przyłączyć się do pożegnania i odezwałem się teraz, by nie było, że stawiam się na piedestale, gdy twierdzę, że tej myśli, którą przytoczyłem, nie da się obalić. Z jednej strony przedstawiłem dokładnie całe rozumowanie, by uargumentować tę tezę, a z drugiej strony, by ułatwić innym próby obalenia.

      Usuń
  4. Nie bardzo mogę się zgodzić z tezą: "Ja wiem lepiej" w przypadku Marka Jana. Marek Jan wyraźnie zaznaczył w dyskusji, że uważa Pana Boga za Supermatematyka, Superkonstruktora itd., a więc w żadnym razie nie może uważać, że sam wie lepiej niż Ów Superbyt. Owszem mogę się zgodzić z tezą, której tu nie przytoczyłeś, ale podałeś na blogu S.Małgorzaty (pewnie nie dosłownie, ale chyba zgodnie z duchem): "Na świecie jest tyle zła, więc to daje mi prawo do buntu przeciw Tobie Boże - Stwórcy tego świata". Przy czym w przypadku Marka Jana nie musi chodzić w ogóle o całe zło tego świata, ale zło, które Jego bezpośrednio dotyka - wielokrotnie się przecież skarżył, że nieraz trudno idzie mu wytrzymać i chyba jakieś sprawy depresyjne miał na myśli.
    I nie uważam, że jest zadufany w sobie, ani że nie szuka. Bardziej wydaje mi się, że się boi, że: "Bóg jest znacznie bliżej nas, niż powszechnie się sądzi ...", a on ma w środku jakąś blokadę, której nie umie (?), nie może(?) przełamać. Woli tego Boga, który jest wielki, ale tam gdzieś daleko.
    Bo po co by tracił czas i komentował na blogu S.Małgorzaty, bajerując przy okazji panie, które też tam komentują? Jeśli dla celów towarzyskich, to przecież jest tyle różnych atrakcyjnych portali randkowych i trudno przyjąć, że Marek Jan o tym nie wie.
    Przepraszam, że tutaj przeniosłam tę dyskusję, ale tamto forum już daleko od aktualnych notek Siostry, więc trochę głupio tak do tyłu wracać.
    Pozdrawiam
    MR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MR> podzielam Twoje zdanie; ludzie na różny sposób poszukują Boga, jak różne drogi do Niego wiodą; jedni docierają do Niego poprzez modlitwę, pokorę i jałmużnę, a inni poprzez bunt [wyrzucając z siebie rozpacz w sposób jak potrafią], łzy i rozgoryczenie. Przecież nawet Jezus na krzyżu wyraził żal; Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił". Jezus, który był SYNEM i widział Ojca, a co mają uczynić ludzie, którzy Ojca nie widzieli, a swego krzyża udźwignąć nie mogą? Tu nie ma ani mądrzejszych ani lepszych, ani jaśnie oświeconych - tu jest samo życie; jakże często brutalne, nie do zniesienia i nie do wytrzymania - o czym świadczą samobójstwa także katolików. Tu nie ma co się wymądrzać, lecz sprawę należy powierzyć Bogu.

      Usuń
    2. Przyznaję, że już jestem zmęczony dyskusją na temat Marka Jana. Co prawda wydaje mi się, że mógłbym znaleźć konkretne jego wypowiedzi, które potwierdzają moje spojrzenie. Jednak nie będę tego robić m.in. z tego powodu, że co innego mówić prosto w oczy, a co innego gdzieś za plecami. Gdy Marek Jan czytał, to co pisałem, była jakaś szansa, że nad tym się zastanowi.
      Nie sądzę, by serwisy randkowe były dla niego atrakcyjniejsze, bo nie sądzę, by ta wiedza, którą on posiada, była tam w ogóle ceniona.
      A jeśli chodzi o to, czy jest człowiekiem otwartym, poszukującym, czy też nim nie jest, widać po jego reakcjach, gdy coś przeczy jego tezom. Można co najwyżej zastanawiać się, co doprowadziło go do takiej postawy - obawiam się jednak, że o tym zupełnie nic nie możemy powiedzieć.
      Ale bardzo ciekawe jest to, co napisałaś:
      Bardziej wydaje mi się, że się boi, że: "Bóg jest znacznie bliżej nas, niż powszechnie się sądzi ...", a on ma w środku jakąś blokadę, której nie umie (?), nie może(?) przełamać. Woli tego Boga, który jest wielki, ale tam gdzieś daleko.
      i myślę, że o tym warto pogadać, abstrahując przy tym od Marka Jana - może właśnie w ten sposób będziemy mogli mu pomóc?

      Usuń
    3. Jeszcze jedno - myślę jednak, że u s. Małgorzaty nie będę się odzywał, chyba że w takich sytuacjach, jak ta ostatnio, gdy znowu jakiś Anonim gdy tylko w kimś zacznie się rodzić dojrzała wiara:
      Dziękuję za tekst o tym jak kochać Bliźniego. Mocny i trafiający w samo sedno! To jest (był?) mój wielki problem. Jak ich wszystkich kochać? Jak kochać nieprzyjaciół? Po przeczytaniu tego tekstu wszystko stało się proste i jasne. Ależ tak! Własnie tak. Trzeba zmienić perspektywę. Nie JA mam ich kochać, swoim wysiłkiem, lecz pozwolić by ON ich kochał przeze mnie... Przez wzgląd na Niego-kochać.Dziękuję
      nie omieszka przywalić buciorem:
      No jasne, bez Twojego pozwolenia i bez Ciebie jako medium Bóg nie może kochać! Tylko pogratulować.
      (a tak na marginesie, czy ten styl nie wydaje Ci się znajomy?)

      Usuń
    4. Może jeszcze w uzupełnieniu - już były takie przypadki, że Marek Jan się nie podpisywał; to pewnie dobry prognostyk, że ma świadomość niegodziwości swego postępowania i w tych najcięższych przypadkach brak mu odwagi (chyba że to tylko maskowanie się, by nikt nie mógł wprost obarczyć go odpowiedzialnością).

      Usuń
  5. Widziałeś Leszku wypowiedzi Józefa, S.Małgorzaty i Marka Jana po Twojej do mnie ostatniej odpowiedzi? O buncie?
    Siostra pisze, że bunt przeciwko cierpieniu jest jednak uzasadniony.
    MR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki, że mi na to zwróciłaś uwagę, bo już tam nie zaglądałem. Już tam odpowiedziałem. Dzięki:)

      Usuń
    2. A tak przy okazji dopiero teraz widać, jak to trudny jest temat i jak opacznie można zrozumieć czyjąś wypowiedź. Siostra zaczęła od następującego zdania: Dojrzała wiara to nie przyjmowanie losu jako karmy! To walka razem z Bogiem o miłość.
      Siostra napisała dokładnie to samo, co ja - człowiek dojrzały działa razem z Bogiem, a nie buntuje się przeciw Bogu (sama zresztą napisałaś o buncie przeciwko cierpieniu, a nie przeciwko Bogu).

      Usuń
    3. Oj MR, napisałaś u Siostry I jeśli nawet przez jakieś przeoczenie tak Ci się Marku Janie napisało (choć mam nadzieję, że nie), to proszę, nie prostuj tego, niech tak, jak jest, pozostanie. - marzycielka niepoprawna, tak byś chciała, by rzeczywiście tak było, ale przecież ciut wyżej właśnie Marek Jan napisał z kolei:
      Skoro Bóg jest wszechmocny i jest przyczyną sprawczą wszystkiego, nie może nie odpowiadać za zło jakie istnieje na świecie.
      Marek Jan w niczym swoich poglądów nie zmienia - wygraża Bogu pięściami, bo sam jest sędzią nad Bogiem i to Jego obarcza odpowiedzialnością za zło.
      Tobie taka pycha nie mieści się w głowie, nie potrafisz wyobrazić sobie, by jakikolwiek człowiek mógł sobie przypisywać rolę sędziego nad Bogiem! A jednak...

      Usuń
    4. Widzisz Leszku marzyciele tak mają, że czasami z głową w chmurach chodzą i rzeczywistość marzeniami (choć w tym przypadku to za mocne słowo, ale innego mi chwilowo brak) "korygują". Powiedziałam "sprawdzam" i na wynik testu czekam. Choć zdaję sobie sprawę, że test trochę spaliłam, bo zasugerowałam, jaki wynik by mi się podobał.
      Natomiast muszę stwierdzić, że pięknie te różnice między buntami wypunktowałeś. I zgadzam się, że to trudny temat i o niezrozumienie łatwo.
      Zwłaszcza, że nikt tak naprawdę nie wyszedł od definicji buntu, każdy może to trochę inaczej rozumieć, np. czy spór z Panem Bogiem, jako moja niezgoda na jakieś przykre doświadczenie życiowe to już bunt, czy jeszcze nie? A jeśli nie, to gdzie jest granica, za którą to już nie spór, ale ten bunt może być? Zwłaszcza, że w emocjach to się dość łatwo rozmywa.
      I dziękuję za instrukcje dla Jana z L. o tych czcionkach, bo już sama miałam Cię prosić, jak to można zrobić.
      MR

      Usuń
    5. Miłość Ci wszystko wybaczy
      Smutek zamieni Ci w śmiech.

      Miłość tak pięknie tłumaczy:
      Zdradę i kłamstwo i grzech.

      Choćbyś ją przeklął [bunt] w rozpaczy,
      Że jest okrutna i zła,

      Miłość Ci wszystko wybaczy
      Bo miłość, mój miły, to ...Bóg.

      Usuń
  6. Może zmienię temat , ale każdy z nas kieruje swoje kroki do jednego celu - do NIEBA :)Warto o tym pomyśleć i pomedytować .

    OdpowiedzUsuń
  7. Janie z L., masz całkowicie rację, że dyskusja powinna zawierać jako podstawę chrześcijańską wizję i Boga i człowieka - uczestnicy mogli by mieć prawo podważać to spojrzenie, ale ono powinno być podstawą całej dyskusji. Tymczasem z tego, co pisała A, ja na przykład w ogóle nie rozumiem, po co w tym wszystkim miałaby uczestniczyć Siostra i zaproszeni przez nią księża - przecież A nie dopuszcza wręcz prezentacji poglądów ludzi wierzących, które płynęłyby z wiary. Przykładowo dopuszcza mówienie o Jezusie, ale pod warunkiem, że nie będzie się wspominać o tym, że był On Bogiem (i o wszelkich konsekwencjach z tego płynących). Z dyskusji ograniczonej takimi warunkami (co ciekawe warunki miałyby ograniczać jedynie i wyłącznie wierzących - z drugiej strony żadnych ograniczeń), nie mogłyby wypłynąć jakiekolwiek wnioski.
    Siostra jednak przeciw temu nie oponuje - mało, wycofała się z wcześniejszego warunku, by w dyskusji nie podważać samego istnienia Boga.
    Wydaje mi się, że Siostrze zależy na tym, by potencjalni zainteresowani nie mogli się zasłaniać, iż założenia tego spotkania były takie, że oni nie mogli ich zaakceptować.
    Zwróć uwagę, że Marek Jan deklarując się cały czas jako człowiek otwarty, poszukujący prawdy, nie zadeklarował swojego uczestnictwa.
    To w ogóle będzie sukces, jeśli do takiego spotkania dojdzie.

    OdpowiedzUsuń
  8. dobra -bunt jest zły, a pytania dlaczego? albo chwilowy żal do BOga? albo bezsilność i bezsensownośc zawierzona? moim zdnaiem czasem potrzebne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agato, bronisz prawa człowieka do buntu - no i fajnie. Napisałęm przecież m.in.
      Ba, podejrzewam, że jeśli tylko ta osoba ma w sobie odpowiednią gotowość i nie przyjmuje z góry, że ona zawsze ma rację (a więc w danej chwili jest "Ja wiem lepiej", ale ta osoba nie jest zadufana w sobie), to poprzez jawny sprzeciw może szybko przejść do dojrzałości (w tej konkretnej sytuacji przyjmie myśli Boże za swoje - zrozumie, dlaczego coś jest tak, a na przyszłość będzie ostrożniejsza i wyzbędzie się tego "Ja wiem lepiej").
      Ale to wszystko nie zmienia faktu, że bunt przecie Bogu zawsze będzie oznaką niedojrzałości (no bo człowiek dojrzały w wierze nigdy nie ma wątpliwości, że Bóg pragnie dla niego dobra) - w żadnym więc wypadku siła buntu nie jest miarą siły wiary.

      Usuń