sobota, 12 maja 2012

Miłość jest z Boga

(7) Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. (8) Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. (9) W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. (10) W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. (1J 4)

Miłość jest wszystkim - człowiek spełnia się tylko wtedy, gdy w sobie odnajduje miłość, o której Jan pisze  ponieważ miłość jest z Boga. 
Ale Jan pisze o miłowaniu wzajemnym - czy to oznacza, że tylko ci, którzy odnaleźli swoje drugie połówki mogą zaznać spełnienia?

Niewątpliwie to nie jest przypadek, że Bóg stworzył nas mężczyznami i kobietami - po to jesteśmy różni, byśmy się dopełniali. Mało - mężczyzna w pełni staje się mężczyzną tylko wobec kobiety, a kobieta staje się w pełni kobietą tylko wobec mężczyzny. A więc nie tylko się dopełniamy, ale także wzrastamy dzięki temu, że jesteśmy mężczyznami i kobietami.

Przez chwilę wyobraźmy sobie, jakby wyglądał świat samych mężczyzn i jak samych kobiet - okazałoby się, że nie jest to świat miłości. 
Czy to oznacza, że miłość może istnieć tylko między kobietą, a mężczyzną? 
Doskonale wiemy, że nie (bo jest choćby miłość rodzicielska - jedna z najwspanialszych i najmocniejszych) - jednak w naszej nauce miłości ciągle byśmy raczkowali, gdyby nie to, że jesteśmy mężczyznami i kobietami.

Myślę więc, że Bóg tak to wymyślił, by nam było łatwiej, byśmy bardziej pragnęli, byśmy tak szybko się nie zniechęcali, byśmy się wzajemnie wspierali... Ale przecież każda  miłość jest z Boga . A więc nie ma płci. To, jak umiemy kochać, oznacza u każdego z nas jedynie to, jak ta osoba daje się prowadzić Duchowi Świętemu. Nic więcej. Spełniona miłość wzajemna ułatwia nam to, by dać się Jemu prowadzić, ale nie jest warunkiem koniecznym. Dawać się prowadzić może każdy - również ten, kto nie znajduje wsparcia w drugiej osobie - ważne jest tylko by pragnąć kochać, by nie uciekać od miłości, by przyjmować każdą miłość, którą Pan nam ześle. Każdą powinniśmy przyjąć i wypełniać (oczywiście stosownie do tego kim samemu się jest i kim jest ta osoba, którą się kocha) - choćby nawet ta miłość nie rodziła żadnych perspektyw, była nieodwzajemniona, nie miała szans na spełnienie. W każdej miłości człowiek może znaleźć swoje spełnienie (o ile tylko nie dorzuci do tych pragnień niczego ponad to, do czego wzywa go Bóg).




29 komentarzy:

  1. przeczytaj sam sobie ostatni akapit :) jak czytelnik kogoś innego ;) p.s. lubię styl Jana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kombinujesz - ewidentnie te myśli, które miałem wcześniej (już ich nie mam) miały mnie przygotować do napisania tej notki.

      Usuń
    2. no proszę :) a dziś na mszy się zagubiłam, jakoś nie zauważyłam ze ten tekst to czytanie nie ewangelia i potem miałam drugą ewangelię ;)

      Usuń
    3. Ano nie Ewangelia, choć dzisiejsza Ewangelia zawierała te same sformułowania.

      Usuń
  2. Wspaniale napisalesz Leszku. "Myślę więc, że Bóg tak to wymyślił, by nam było łatwiej, byśmy się wzajemnie wspierali"
    Wlasnie osoby innej plci potrafia najlepej pociesyc, podtrzymac, dac skrzydla a czasem skrydala znisczyc(nistety).
    ""(o ile tylko nie dorzuci do tych pragnień niczego ponad to, do czego wzywa go Bóg). no tak dorzyczamy a pozniej placzemy.

    Nela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "by przyjmować każdą miłość, którą Pan nam ześle." i tut bym dodala slowa z iednego kazania ktore usluszalam lat 10 temu - i zachovac milosc navet tam gdzie milosci nie ma.
      Nela

      Usuń
    2. Właśnie osoby innej płci potrafią najlepiej pociesyć, podtrzymać, dać skrzydła a czasem skrzydła zniszczyć (niestety) - dokładnie tak! Nikt nie doda takich skrzydeł mężczyźnie, jak kobieta, którą on kocha, ale zarazem nikt tak tych skrzydeł nie podetnie, jak właśnie ona. I na odwrót - dokładnie taki sam wpływ ma mężczyzna, którego kocha kobieta.
      Oby wszyscy mieli tych, którzy te skrzydła dają.

      Usuń
  3. Pozwolę sobie na wprowadzenie fermentu. Niech nie będzie tak przyjemnie i bezproblemowo. Bo o ile zgadzam się z komentarzem do tego fragmentu ewangelii, o tyle sam fragment ewangelii budzi we mnie demony. Ofiary przebłagalne w Starym Testamencie był składane ze zwierząt, zabijane okrutnie i prawdę pisząc, niczego nie dostrzegam tutaj z miłości. Zatem wydanie swego syna na okrutną śmierć, dalej nie wydaje mi się dowodem miłości.

    Cały problem bierze się znowu z zasadniczego pytania: jak mamy traktować Chrystusa? Bo jeśli jako Boga, który wszedł między ludzi, to z jednej strony taki dowód z własnego poświęcenia wydaje się sensowny i niewątpliwie jest dowodem miłości, to z drugiej strony ciągle jest dowodem okrucieństwa. Te dwa obrazy muszą się ze sobą przeplatać i budzić ambiwalentne odczucia. Jeśli zaś Chrystus był tylko człowiekiem, to dał dowody miłości do Boga i do ludzi, dokonał pewnego wyboru, budzącego z jednej strony podziw, ale z drugiej strony poważne wątpliwości. Bo czego miałby taki akt dowodzić?

    Zbyszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Załamać się można - to ja piszę tu bardzo ważną notkę, a Ty zadajesz pytania, które z tą notką nie mają nic wspólnego:(
      Jezus miał podwójną naturę - od zawsze był Bogiem, ale w okresie swego życia ziemskiego miał jednocześnie naturę ludzką - wszystko odczuwał tak, jak człowiek i jak człowiek podlegał różnym dylematom. Jedyna różnica to taka, że mógł pozostawać w pełnej jedności z Bogiem-Ojcem. Dla nas jest to niedostępne, bo taka jest konsekwencja grzechu pierworodnego, ale On w takiej jedności pozostawał. Jednak nie przez cały czas, czego najlepszym dowodem są słowa wypowiedziane już na krzyżu "Boże, Boże, czemuś mnie opuścił" - ta jedność dotyczy zapewne tych momentów modlitwy, której opisy są tak częste w Ewangelii. To wtedy rodziły się Jego wszystkie najważniejsze decyzje, bo pragnął, by Jego życie było w pełni wypełnieniem Jego woli. Ale to On decydował - znał wolę Ojca, ale decydował sam. My również sami decydujemy, ale nie zawsze dobrze rozpoznajemy Jego wolę.
      Wyobraź siebie, jako tego, który wie, że godząc się na okrutne cierpienie, na haniebną śmierć i na coś, czego nie potrafimy nawet opisać (te trzy dni do Zmartwychwstania), przywróci ludziom możliwość ich pierwotnej jedności z Bogiem-Ojcem (to nie byłaby tylko Twoja nadzieja, że tak się stanie, ale pewność!) Twój Ojciec nie żądałby od Ciebie na to zgody - jedynie ukazałby Ci, co by ludzie zyskali, gdybyś Ty wybrał taką drogę.
      I teraz spytaj siebie, czy gdyby Ojciec przedstawił Ci taką możliwość, uznałbyś, że jest okrutny, że zaprzecza tym swojej miłości?
      W moim przekonaniu zaprzeczyłby swojej miłości, gdyby tę możliwość ukrył.

      Usuń
  4. Mnie niepokoi co innego. Pewna ciągłość i konsekwencja Starego Testamentu. Bowiem niewątpliwie Chrystus stał się Barankiem ofiarnym. Czy jednakże nie niepokoi Ciebie, że za grzechy ludzkie, prawdziwą ofiarę poniosły ofiarne zwierzęta? Chrystus, tak samo. Będąc niewinnym i bez grzechu ponosi śmierć za grzeszników. Po prostu, gdzieś umyka poczucie sprawiedliwości, gdy za cudze grzech pokutują inni.

    Ten problem nie jest tylko moim spostrzeżeniem. To samo przytrafiło się Mahometowi, który takową koncepcję, pokuty za cudze grzechy, odrzucił.

    W tym miejscu, rozumiem Chrystusa, który podejmuje się ratowania grzeszników, nie rozumiem Ojca, który decyduje, aby za grzechy jednego brata ponosił konsekwencje inny brat.

    Zbyszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie rozumiem Ojca, który decyduje, aby za grzechy jednego brata ponosił konsekwencje inny brat - a możesz powiedzieć, w oparciu o co twierdzisz, że Bóg-Ojciec tak decyduje? W moim opisie jest mowa jedynie o ukazaniu drogi - dlaczego twierdzisz, że to nie ukazanie drogi, lecz decydowanie, by tak było?

      Usuń
    2. Bo bez ofiary przebłagalnej nie byłoby zmiłowania.

      W tym tekście jest wiele wątków. Po pierwsze wątek pępowiny, która łączy Stary Testament z Nowym Testamentem. Pępowiny do okrutnego Boga ze Starego Testamentu i zapytanie, czy ta pępowina nie ogranicza naszego postrzegania Miłości.

      Następne pytanie wynikające z całości Testamentu.
      Czy bóg jest doskonały, czy tylko obraz Boga skażony antropocentryzmem jest niedoskonały. Wszak Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Zatem niedoskonałość człowieka jest odbiciem niedoskonałości Boga? Wiele fragmentów ST sugeruje, że Żydzi nie traktowali Boga jako istoty doskonałej. Miał inne przymioty, był sprawiedliwy, potężny, wszechmogący, zazdrosny itp, ale nie znajduję słowa doskonały, na opisanie atrybutów Boga.

      Być może Bóg doskonały uznał, że powinien być bardziej ludzki, a mniej doskonały.

      Zbyszek

      Usuń
  5. Janowego "miłujmy się wzajemnie", jak i Chrystusowego "przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem" ("po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi") nigdy nie kojarzyłam z miłością oblubieńczą, czyli z miłością między kobietą i mężczyzną. Oczywiście także i miłość oblubieńcza niejako zakłada wzajemność, ale czy w powyższych cytatach idzie o miłość oblubieńczą jako taką? Wg mnie słowa te są kierowane do uczniów Chrystusa - do nas wszystkich, do Kościoła jako wspólnoty, a nie do poszczególnych małżeństw...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że te słowa nie odnoszą się tylko do miłości oblubieńczej, ale z drugiej strony nie masz prawa powiedzieć, że jej nie dotyczą - te słowa dotyczą KAŻDEJ miłości. A ja starałem się wykazać, dwie rzeczy - jedną, że ta wzajemność, o której była mowa, nie oznacza jakiegokolwiek bilansu - dzisiejsze wezwanie Jezusa powtarzane przez Jana nie ma nic wspólnego z marzeniami księgowych, by strona winien była zbilansowana ze stroną ma - w moim przekonaniu to wzajemnie oznacza, każdy do każdego. I drugą, która tak na prawdę w ogóle miała się nijak do dzisiejszych czytań, że akurat miłość oblubieńcza jest siłą napędową w naszej nauce miłości (wszelkiej) - ale również przy niej nie obowiązuje zasada bilansu obu stron księgowania.

      Usuń
  6. "z drugiej strony nie masz prawa powiedzieć, że jej nie dotyczą" - a czy ja to powiedziałam? Wręcz przeciwnie - powiedziałam: "także i miłość oblubieńcza niejako zakłada wzajemność".
    To, że w miłości nie ma rachowania czy bilansowania jest oczywiste - miłość jest bezinteresowna, z natury.
    PS
    Info: Mimo że Blogger mnie nie widzi, a Onet wykreślił mnie z listy, nadal jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przepraszam - nie pomyślałem, że te automaty skanujące google mogą mieć problemy z otwieraniem, a przez to nie zauważać nowych notek. Już pobiegłem, ale znowu nie wiem, czy skutecznie dodałem komentarz, bo się nie pojawił :(
      A z tym wykreśleniem, to rozumiem, że chodzi Ci o to, że na żadnej sensownej stronie w kategorii Religia Cię nie ma? No to mogę Ci powiedzieć, że zapuściłem w końcu zgrywanie swojego bloga. Kilka dni to trwało, w sumie ponad 8800 odsłon, no a jestem na 17 stronie. Miałem zawsze opory przed zgrywaniem bloga, bo to zawsze skutkowało niezasłużonym awansem na pierwszą stronę - więc od kilku lat tego nie robiłem, ale widać, jak im padło, to wszystko - również te rankingi. Zapuszczę procedurę (tylko nie teraz), która sprawdzi na której jesteś stronie.

      Usuń
    2. Aniu, szukasz Siebie nie na tej liście co trzeba. Jesteś w pierwszej dziesiątce :)

      Zbyszek

      Usuń
    3. Nie strasz mnie, Zbyszku - dbam o to, by nie znaleźć się w pierwszej setce (mam powody :)), ale na liście blogów (w ogóle) dotąd byłam. Zniknęłam kilka dni temu (z dnia na dzień) i mnie NIE MA. Chyba nie o moim blogu mówisz...
      Sorki za off top, Leszku, ale wiem, że znacie się na tych sprawach i trochę z tą myślą o tym wspomniałam...

      Usuń
    4. Niewątpliwie Onet ma problemy, albo chce mieć problemy. Rankingi Onetu są różne. Przykładowo Leszek, w jednym z rankingów (nazwijmy globalnych) był w pierwszej setce przed księdzem Tomaszem.

      Jeśli idzie o Ciebie Aniu, to rzeczywiście mogę mylić blogi, ale cóż robić, gdy się ma tak skąpe dane z profilu :)

      To czego człowiek nie wie, zawsze sobie dopowie.

      Natomiast zmienił się regulamin Onetu. Przykładowo blogi "dla dorosłych" automatycznie były wykreślone z blogów religijnych. Ponadto wczoraj zauważyłem, że wiele blogów straciło kategorie. Trzeba je na nowo sprawdzić w profilu i być może na nowo zdefiniować. Ja zaś ze swej strony proponuję przeprowadzkę. Czas Onet i lewaków wykończyć.

      Zbyszek

      Usuń
  7. Jeszcze pociągnę wątek (sorry, Leszku), bo wyszło, że się ukrywam. W profilu 'koniczynkowym' nie podałam adresu mojego bloga (w profilach na innych portalach też go nie podaję), bo jw., ale w linkowniach jestem (tutaj jako 'Blog Anny').
    Nie wiedziałam o tej zmianie regulaminu - dzięki. I szok.
    Niemniej póki się da, zostanę na Onecie, trochę z przekory (ale nie tylko). Coraz bardziej skłaniam się do opinii, że to, co się dzieje na Onet.blog ma swój cel - pozbyć się blogerów. Po co zabraniać blogowania (i narażać się na protesty), skoro można doń zniechęcić czy je wręcz uniemożliwić?... Niemniej mam świadomość, że jeśli dalej tak pójdzie, to i tak nas skasują. Toż blogi to bastion wolności słowa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyszku - dziękuję! Rzeczywiście o to chodziło - wykasowano mi wszystkie kategorie! Co gorsza, opcje wyboru były puste. Żeby zdefiniować kategorie od nowa, musiałam przekwalifikować blog z 'Dla dorosłych' na 'Dla każdego'... Ciekawe, czy teraz wrócę na listę.
      I jak tu nie wierzyć w tzw. teorie spiskowe...?

      Usuń
    2. Rzeczywiście sprawdź, czy nie utraciłaś kategorii Religia - zapuściłem procedurę, by szukała do 200 strony listy i rzeczywiście Ciebie nie znalazła:(

      Usuń
    3. Natomiast niezależnie od tej walki myślę, że warto przynajmniej na jakiś czas się przenieść na bloggera (jak ja), czy mieć równolegle dwa (jak s. Małgorzata - choć i ona w praktyce się poddała i ostatnio notki umieszcza już tylko na blogspocie). Powrócić zawsze będzie można - ja np. swoje notki zamieszczam na onecie, ale jako szkice - później będę mógł je opublikować, a daty będą miały szkiców.

      Usuń
  8. Bardzo dziękuję, Leszku. No właśnie utraciłam kategorie - wszystkie. I - jak napisałam wyżej - musiałam przekwalifikować blog, by móc je ustawić na nowo. I ustawiłam. I wróciłam na listę.
    Na razie nie myślę o przeprowadzce. Idzie mi gównie o to, by móc zamieszczać notki. Oczywiście bardzo cenię dyskusje z komentatorami (bywają niesamowite), ale co zrobić? Taki czas... Jeśli skasują mi blog (nam blogi), to notki mam zapisane, a komentarzy i tak nie przeniosę...
    Poza tym wiesz, że mam ambicję odzyskać Onet :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym przenoszeniem komentarzy rzeczywiście jest kiepsko i ja po prostu kopiuję całe komentarze wraz z podpisem (by było widać kiedy był wystawiony) i podpisuję nickiem osoby wystawiającej komentarz. Bardzo siermiężne to rozwiązanie, ale skuteczne.

      Usuń
    2. Tyle że nie przeniesiesz tzw. nicka stałego - jako zalogowanego. Np. ten mój przenosisz (siłą rzeczy) jako niezalogowany, ale i niedokładnie (brak jednej kreski). Tymczasem nie bez powodu ZAWSZE się loguję...
      Może lepiej by było, gdybyś robił to pod swoim nickiem (stałym), a nasze podpisy (z autentyczną datą) umieszczał w ramach przenoszonego komentarza, pod tekstem tegoż komentarza. Taki sposób wyklucza możliwość podszywania się przez postronnych (po to jest logowanie, po to są stałe nicki).
      To tylko spostrzeżenie, nie postulat.

      Usuń
    3. Cała różnica polega tylko na tym, że postulujesz, by te "zewnętrzne" podpisy zawsze były moje (no bo wewnętrzne i w moim wykonaniu i w Twojej propozycji są oryginalnymi podpisami). Wydaje mi się, że dzięki tym zewnętrznym lepiej się widzi kto z kim dyskutuje (na bloggerze widać całe komentarze, ale na onecie z dłuższych widać tylko początek) - a więc lepiej jest, gdy podpisuję się czyimś nickiem; autentyczność wypowiedzi potwierdza i tak podpis wewnętrzny.

      Usuń
  9. Przyznam że tutaj mi się ciężej komentuje, ale rozumiem problemy techniczne. Zamieszczone czytanie o miłości odbieram podobnie jak Anna, czyli nie wysuwając na pierwszeństwo miłości oblubieńczej. Chrystus umiłował wszystkich i za wszystkich się ofiarował. Dziwny ten pomysł z wyobrażaniem sobie świata jednopłciowego - ale jeśli byłby taki świat, to z pewnością Boża miłość byłaby w nim taka sama jak i w naszym obecnym (a może JEST na jakiejś planecie X w mgławicy Y). Bóg jest miłością - więc byłby nią i dla samych mężczyzn i dla samych kobiet :)
    A teraz sprawa dylematów Zbyszka - dlaczego Stary Testament ma być ważniejszy od Nowego? Przepraszam, ale nie potrafię uwierzyć w to, że to złożenie ofiary z jakiegoś siłą zaciągniętego na rzeź zwierzęcia miało gwarantować wyczyszczenie rachunku win u Pana Boga... Zwyczajnie nie wierzę i już. Te dawne ofiary to dla mnie coś zupełnie podobnego do średniowiecznego handlu odpustami. Ofiarę Jezusa nie można z tym żadną miarą porównywać, choć nazywanie Go Barankiem może nieco mieszać w głowie.

    OdpowiedzUsuń
  10. To prawda "Miłość jest z Boga" i rzeczywiście trzeba nam dać się prowadzić Duchowi Świętemu abyśmy zrozumieli prawdziwą Miłość przez duże "M" . Piękna notka i bardzo pouczająca jak zawsze:) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń