wtorek, 17 kwietnia 2012

Odwieczne pytanie

Może dziś nietypowo - na blogu s. Małgorzaty (gorąco polecam) pewien czytelnik zadał następujące pytanie:

W tyle głowy pewnie wielu ma odwieczne pytanie, dlaczego Bóg dopuszcza nieszczęścia, katastrofy, ludobójstwa, holokausty i wszystko to, co nam nie na rękę na czemu nieraz zmuszeni jesteśmy stawić czoła. Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi a zwłaszcza wielki kłopot mają z tym ludzie wierzący. Ateiści tego problemu nie mają, bo nie muszą Bogu niczego zarzucać, skoro go nie ma. A zło jest tak samo oczywiste, jak dobro, jedno bez drugiego nie istnieje. Bo czym by było dobro, gdyby nie było zła ? Nawet wierzącym nie zaszkodzi szczypta ateizmu.


Przyznam, że dałem się nabrać, wierząc, że ten człowiek chce rzeczywiście znaleźć odpowiedź na zadawane przez siebie pytanie. Ale to nieważne - może na moim blogu znajdzie się ktoś, komu ta moja odpowiedź się przyda. A była ona następująca:


Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi a zwłaszcza wielki kłopot mają z tym ludzie wierzący. Odpowiem, jako wierzący - a czy Ty uznasz tę odpowiedź za dobrą, czy nie? - tego nie wiem...
W każdym razie dla mnie, jako osoby wierzącej, jest oczywiste, że celem mego istnienia jest sam Bóg - to, co mnie czeka, jeśli osiągnę zbawienie, to pozostawanie w takiej samej relacji z Bogiem-Ojcem, w jakiej teraz jest Jego Syn. Po to, by ta relacja była możliwa, ja muszę nauczyć się kochać (bo ta relacja, jest relacją miłości) - i całe życie tu na ziemi mam na to, by się tego nauczyć. Miłości może się uczyć tylko człowiek wolny (człowiek zniewolony, a nawet tylko z ograniczoną wolnością, nigdy nie nauczy się kochać) - i dlatego Bóg dał człowiekowi wolność. W swojej wolności człowiek może wybrać zło (które podpowiada mu szatan) - no i często wybiera, a Bóg, choć Go to rani, może się temu tylko przyglądać, bo On nie może ograniczać wolności żadnego człowieka (mógłby, gdyby chciał, ale nie może, bo nie po to dał człowiekowi wolność, by jej teraz nie szanować - bez tej wolności człowiek nie miałby szans nauczyć się kochać). 
I to wszystko - to cała tajemnica istnienia w tym świecie zła. I to nie ma nic wspólnego z tym, co napisałeś, że jedno bez drugiego nie istnieje. Jesteś wielkim pesymistą, skoro tak uważasz, bo przy tym założeniu niemożliwe by było zwycięstwo dobra nad złem.


35 komentarzy:

  1. a może Ci się tutaj spodoba Leszku? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobać, to mi się podoba, ale np. K. na blogspocie nie komentuje - z samego założenia - przykładowo u s. Małgorzaty bywa tylko na onecie i bardzo wyraźnie napisała, że na blogspota nie chce chodzić. W sumie zawsze było tak, że na onet trafia więcej ludzi, to tylko teraz, jak są problemy z napisaniem notki, a jeszcze większe ze wstawieniem komentarza, to się trochę odwróciło. Podejrzewam jednak, że tylko chwilowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a coś jest złego w blogspocie?

      Usuń
    2. Leszku, żartujesz sobie z nas? Onet traci systematycznie czytelników. Po raz pierwszy, od początku swego istnienia zrównał się z liczbą użytkowników WP. http://www.press.pl/newsy/internet/pokaz/28087,W-rankingu-witryn-informacyjnych-wciaz-najpopularniejszy-jest-Onet_pl

      Gdyby nie sentyment do Romana Kluski nigdy bym w Onet nie wszedł, bo sentymentu do Waltera nigdy nie miałem.

      Tutaj jest tak sympatycznie, że sam mam ochotę założyć bloga. Jak tylko blogger przejdzie pomyślnie wprowadzaną modernizację, to dostanie takie funkcjonalne możliwości, o których inni tylko będą mogli pomarzyć. Już dzisiaj, większość profesjonalnych blogów jest zakładana na WordPressie albo tutaj oraz na onetowym xxx.blog.pl. Przyszłość blogów należy jednak do tych profesjonalnych. Zatem sądzę, że to tylko kwestia czasu i jedynie ludzka inercja sprawia pozostawanie w starych koleinach.

      Usuń
    3. Nie żartuję sobie z was - wystarczy zajrzeć na stary blog s. Małgorzaty i przeczytać, co tam Klara napisała.
      Natomiast zastanowiłbym się nad tym, co napisała Anna__, że być może to jest świadome działanie onetu, by wykurzyć stąd blogerów. Być może to przypadek, ale jednak zachowanie onetu jest co najmniej dziwne - kompletna cisza. Nawet na forum blogowiczów, gdzie funkcjonowanie onetu jest tematem numer jeden, ta cisza jest co najmniej dziwna.

      Usuń
  3. "to, co mnie czeka, jeśli osiągnę zbawienie, to pozostawanie w takiej samej relacji z Bogiem-Ojcem, w jakiej teraz jest Jego Syn"
    - znowu się z Tobą nie zgadzam, Leszku.
    Relacje międzyosobowe w Trójcy Świętej są dla stworzeń nieosiągalne. Jezus nigdy nie powiedział o Bogu Ojcu "nasz Ojciec". Mówił albo "mój Ojciec" albo "wasz Ojciec".
    Chyba że tak rozumiesz słowa "Ja rzekłem: Bogami jesteście?" (J 10,34), ale...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1J 3:2 "Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest." Myślę, że te słowa nade wszystko są po to, byśmy się nie ograniczali w swej wyobraźni. Gdy mówię, że będziemy pozostawali w tej samej relacji z Bogiem-Ojcem, w jakiej teraz jest Jego Syn, nie mówię, że będziemy Bogami - mówię tylko że będziemy w tej samej miłości i to w PEŁNI tej miłości. Gdybyśmy dziś znaleźli się w tej miłości, to całkowicie byśmy się wypalili - dziś to jest po prostu niemożliwe. Ale kiedyś będzie to możliwe.

      Usuń
    2. Napisałeś, że jeśli osiągniesz zbawienie, to czeka Cię "pozostawanie w TAKIEJ SAMEJ relacji z Bogiem-Ojcem, w jakiej teraz jest Jego Syn".
      Twierdzę, że tak powiedzieć nie można, delikatnie mówiąc. Tylko tyle i aż tyle.

      Usuń
    3. A ja twierdzę, że będziemy uczestniczyć w życiu wewnętrznym Trójcy Świętej. To jest tylko tyle - bo wcale nie będziemy Bogami! Ale zarazem aż tyle, bo teraz ta miłość Boża (tj. Duch Święty) przychodzi do nas z zewnątrz i bardzo delikatnie (łatwo Go nawet nie zauważyć). Te porównania do powiewu wiatru są nieprzypadkowe, bo jest w tym i ta delikatność i ta zewnętrzność (wiatr nas nie przeniknie). Tymczasem gdy już nastąpi to upodobnienie nas do Niego, to już ten sam Duch nie będzie dla nas zewnętrzny, lecz będzie nas całkowicie przenikał - będziemy całkowicie przeniknięci tą miłością, jaka jest między Ojcem, a Synem (tak samo przeniknięci, jak dziś jest przeniknięty Boży Syn).
      Bogami bylibyśmy wówczas, gdyby to ta miłość między nami, a Bogiem-Ojcem uosabiała się w Duch Świętym - tak nie będzie; w Duchu Świętym uosabiać się będzie zawsze miłość między Ojcem, a Synem, ale różnica będzie taka, że my będziemy tą miłością całkowicie przeniknięci, ta miłość będzie nas przenikać dokładnie tak samo, jak przenika Jezusa.
      Mam nadzieję, że teraz już troszkę lepiej mnie rozumiesz, choć oczywiście mam świadomość, że tego wszystkiego nie da się dobrze opisać.

      Usuń
    4. Milosc do Boga otrzymujemy od Boga.

      Jako oddzieleni od Boga grzesznicy, nie jestesmy w stanie prawdziwie kochac.
      Potrafimy o tej milosci w pieknych slowach rozprawiac. Czynic tych slow nie potrafimy.
      Dlaczego? Dlatego, poniewaz milosc pochodzi od Boga, w nas nie ma prawdziwej milosci.
      Nasza milosc jest zawsze pragmatyczna. Szuka jakiejs nagrody, wzajemnosci, pochwaly.

      Moze bedzie nam sie tylko wydawac, ze kochamy, ale bedzie to sentymentalne uczucie emocji naszych zmyslow, nie milosc agape.

      Aby otrzymac milosc od Boga przez Jego Ducha Swietego, nalezy uczynic wszystko wedlug Slowa Boga.

      To znaczy:

      Odwrocic sie od grzechu,

      Zwrocic sie do Boga,

      Szukac Boga w Jego Slowie do nas,

      Przyjac dla siebie, w wierze ofiare Pana Jezusa na krzyzu i poprosic o wybaczenie grzechow na mocy tej drogocennej ofiary,

      Ochrzcic sie przez calkowite zanurzenie ciala w wodzie, aby zamanifestowac przed swiatem widzialnym i niewidzialnym, ze umiera sie z Panem Jezusem i powstaje sie z Nim do nowego zycia z Bogiem,

      Jako nowa natura z Boga, odzywiac sie duchowym pokarmem jakim jest Slowo Boga, dziekowac Bogu za wszystko i wykonywac Jego swieta Wole.

      Wtedy bedziemy w stanie coraz silniej przeciwstawiac sie grzesznej naturze, ktora pozostanie w naszym ciele az do smierci, ale zyjac z natury Pana Jezusa, bedziemy mogli w coraz wiekszym stopniu nie grzeszyc.

      Wtedy bedziemy w stanie kochac najpierw Boga calym soba, a nastepnie braci i siostry w Chrystusie miloscia szczegolna, a innych ludzi miloscia, ktora nie czyni tego innym, co samemu nie mile.

      Pan Jezus obdarowuje takze szczegolna miloscia do ludzi, ktorzy sa bezbozni, aby za nich sie modlic.

      Leszku, czy kochasz mnie?

      Usuń
  4. Leszku, wybacz, ale to nie na moje nerwy. Możemy tak rozmywać temat do końca świata (a przecież jesteś ścisłowcem, z tego, co wiem). Czepiłam się jednego konkretnego Twojego stwierdzenia - że jeśli osiągniesz zbawienie, to czeka Cię "pozostawanie w TAKIEJ SAMEJ relacji z Bogiem-Ojcem, w jakiej teraz jest Jego Syn".
    Otóż ja z kolei twierdzę, że w TAKIEJ SAMEJ relacji nie będzie nikt z nas, ludzi. I tyle w temacie. O deszczu na Haiti można pogadać przy innej okazji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro to nie na Twoje nerwy, to bardzo Ciebie przepraszam - nie miałem zamiaru narażać na utratę zdrowia (może brzmi to jak żart, ale podchodzę do tego bardzo poważnie, że moje pisanie nie przybliża Boga, lecz ludzi drażni). Mógłbym co prawdą próbować się ratować tym, że skoro pisałem, że ta relacją, jest relacja miłości, to stwierdzenia, iż my będziemy pozostawać w tej samej relacji z Bogiem-Ojcem, co Jego Syn oznacza, że będziemy zanurzeni w tej samej miłości, jaka jest między Nimi (bo teraz jeszcze nie jesteśmy, choć Bóg nas kocha) - ale to nie ma sensu. Fakt pozostaje faktem, że ani to, co napisałem, nie przydało się owemu czytelnikowi bloga s. Małgorzaty, że nie potrafiłem przemówić tak, by on zechciał przynajmniej pomyśleć nad tym, co napisałem, a z drugiej strony tu u mnie na blogu ten sam tekst najpierw przeleżał kilka dni w ogóle nie zauważony (teraz widać, że to było dobre), aż w końcu był triumfem szatana (skoro Ciebie rozdrażnił). Pora zakończyć to blogowanie. Mój czas już minął.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam czuć się winna? Nie przesadzaj, Leszku. Nieporozumienia to norma w życiu, także na blogach. Nie po raz pierwszy Twoja argumentacja do mnie nie trafia i tym razem mogłam przewidzieć, że będzie podobnie. I przewidywałam. Ale - nie ukrywam - chciałam Ci dać do myślenia, że właśnie coś jest nie tak z Twoją argumentacją. (Oczywiście to z moim rozumowaniem może być coś nie tak, ale póki co uważam, jak wyżej, więc pisałam co pisałam). Mogłam też przewidzieć, że zareagujesz, jak właśnie zareagowałeś, bo podobna sytuacja już była (tyle że wtedy nie ja byłam powodem Twego zamiaru rezygnacji z blogowania), ale sądziłam, że tamta sytuacja właśnie Cię czegoś nauczyła i...
    Moje zdanie jest takie, jakie przedstawiłam wtedy: Blogowanie to nie sielanka, blogujmy dalej. Ale każdy jest wolny, zrobisz, jak zechcesz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ma najmniejszego powodu, byś miała się czuć winna! Niby na jakiej zasadzie i niby czego? Zresztą to końcowe zdanie nade wszystko dotyczy mojego życia pozablogowego w sprawach, w których moje możliwości rozeznania są kompletnie zerowe. Tymczasem Bóg przemawia do nas nade wszystko poprzez wydarzenia! Myślę, że historia tej notki, to komentarz jaki dał mi Pan do tego, co się dzieje teraz poza blogiem. Jest tu ewidentne, że lepiej by było, gdybym najpierw tego komentarza u s. Małgorzaty, a później tej notki tu na blogu, w ogóle nie napisał. Ta notka nie była nikomu potrzebna (nie ma ani jednej osoby, której ten tekst w czymkolwiek by pomógł), za to jest wielce prawdopodobne, że w czymś przeszkodziłem na blogu d. Małgorzaty, a tu tylko nadwerężyłem Twoje nerwy. To są konkrety - jest się na czym oprzeć, gdy się nic nie wie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozeznawaj, ale się nie poddawaj.
    Moje słabe nerwy to mój problem - niepotrzebnie tu o tym wspomniałam.
    Dobrej niedzieli, Leszku.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wzajemnie! A to, że dziś nie napisałem notki (powinienem trzymając się dotychczasowego rytmu już wczoraj), to dobrze. I nie traktuję tego w kategoriach poddawania się - mój czas naprawdę już minął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja sobie jeszcze nie radzę bez Ciebie... zauważyłam, że uważniej słucham kiedy myślę o Twoim blogu....

      Usuń
    2. Sprawa nie jest prosta - Bóg przemawia do nas nade wszystko poprzez wydarzenia; już sama historia tej notki jest wystarczająca do tego, bym zadał sobie pytanie, czy aby przypadkiem Bóg nie zwraca mi uwagi, bym zaprzestał pisania, a do tego trzeba jeszcze dodać dzisiejszy list pasterski, w którym zwracano uwagę na znaczenie imprimatur przy wygłaszaniu jakiś sądów teologicznych. Przecież Anna__ ma wielką wiedzę i doskonałe wyczucie - ja cały czas uważam, że miałem prawo używać tego sformułowania, które ją tak bardzo raziło, ale skoro nie dostałem od niej imprimatur, to tego bagatelizować nie można. Mało - może właśnie to, że cały czas uważam, iż mogłem tak napisać, powinno najbardziej niepokoić! Może ja naprawdę jestem narzędziem w rękach szatana? Gdybym znał owoce swojego pisania (po owocach ich poznacie), to może nie musiałbym ciągle wracać do tego pytania - no ale nie znam. Więc każde zdarzenie rodzi to pytanie. No i odpowiedź póki co (póki nie wydarzy się coś, co temu zaprzeczy), jest właśnie taka - nie powinienem komentować Pisma Świętego, bo być może oddalam tym tylko ludzi od Boga (przyznam jednak, że ponieważ nie ma we mnie niczego ładnego oprócz tego pisania, to pewnie zajmę się komentowaniem tego, do czego od kilku lat nie ma już imprimatur - komentowaniem Świadków (co prawda mało kto tam zagląda, a do ostatniej notki nikt się się nie wpisał, ale może właśnie to działa na moją korzyść).

      Usuń
    3. Leszku, Leszku, za bardzo przejmujesz się jednostkową krytyką. Popatrz na nas (mówię tu choćby o mnie i Amelii), czy my się już nie liczymy? Piszesz, że "niewiele osób czyta", ale jednak ktoś czyta. Czy ten ktoś jest nikim ważnym?

      Usuń
    4. Leszku, niezbyt uważnie słuchałeś tego dzisiejszego Listu. Ale wybaczam Tobie, ja też na listach zasypiam.

      Usuń
    5. Angeliko, ależ się liczycie, jesteście ważne! Ale ta notka jest już szósty dzień. Ty nawet zajrzałaś tu, ale odezwałaś się dopiero teraz - a więc nie czarujmy się - Tobie ta notka też nie była potrzebna. W piątym dniu było tak, że nikomu to moje pisanie nie było potrzebne, sama wypowiedź u s. Małgorzaty niczego nie dała (a wręcz okazała się nieprzyjemna - możesz tam zajrzeć i zobaczyć - http://siostramalgorzata.blogspot.com/2012/04/poswiatecznie-o-sadzeniu-roz.html?showComment=1334348561510#c2816685793451850753), a tu jedyną osobą, która była zainteresowana notką, była Anna__. Możesz to przedstawiać, jako jednostkową krytykę, ale po pierwsze Anna__ ma bardzo dużą wiedzę, a po drugie krytyczne wypowiedzi stanowiły 100% wypowiedzi. Na dodatek dzisiaj doszedł ten list o imprimatur - jest jasne, że bloga to nie dotyczy, ale zastrzeżenia Anny__ dotyczyły czegoś, co w przypadku publikacji książkowej (jeśli to ja nie mam racji), oznaczałoby właśnie nieuzyskanie owego imprimatur. Ja wg rozeznania własnego sumienia mam prawo pisać takie rzeczy, jakie piszę, ale moje sumienie może być fałszywe; gdybym znał owoce swojego pisania sprzed ćwierć wieku, nie byłbym taki labilny, jaki jestem - no ale nie znam. Za dużo jest w moim życiu domysłów.

      Usuń
    6. Zbyszku, oczywiście imprimatur nie dotyczy blogów - mnie bardziej chodzi o sam fakt zwrócenia na to uwagi - od dawien dawna nie słyszałem, by ktoś o tym przypominał - mało, np. w przypadku utraty imprimatur przez świadectwo Anny, uważałem wręcz, że Pan specjalnie tak tym pokierował, by to świadectwo mogło się rozpowszechniać bez żadnych ograniczeń (tylko dzięki temu wydawnictwo udostępniło zupełnie bezpłatnie je w internecie); skoro biskupi tym razem na to zwrócili uwagę, to widać jest to jakiś problem dla dzisiejszego Kościoła. Mam nadzieję, że te różne rzeczy, które do tej pory nie zostały tak jednoznacznie rozstrzygnięte w Kościele, jak ja to rozstrzygam (jak choćby to działanie poprzez warstwę emocjonalną), kiedyś będą - ale teraz nie są.

      Usuń
    7. Leszku, już Ci kiedyś to napisałam, więc powtórzę się dziś - zbyt dużą uwagę przywiązujesz do komentarzy tzn. do tego czy i ile ich jest. Jakość swoich postów oceniasz przez pryzmat ilości komentujących. Tymczasem można pozostawać wiernym czytelnikiem i nie komentować. Hmm?

      Usuń
    8. Leszku, nie wiem co znaczy słowo imprimatur i nie zamierzam dociekać. Natomiast przypomnę, co było w liście. Zaczyna się tydzień biblijny i wezwanie do tego, by Biblia nie była martwym słowem, ale żywym wśród wiernych. Ty to czynisz, zatem te słowa mają utwierdzać Ciebie w dotychczasowym działaniu.

      Potępiono jedynie publiczne głoszenie prywatnych objawień. I ja to rozumiem. Sam miałem prywatne objawienia i jak do tej pory nie puściłem pary z ust, na temat tego, czego one dotyczyły, za wyjątkiem tych treści, które są powszechnie znane i uznane w Kościele. Napiszę więcej, prywatne objawienia są prywatnymi i takimi muszą pozostać. Jest to trudne zadanie, gdyż prywatne objawienie wnosi taką radość w życiu, że każdy chciałby się ową radością z innymi podzielić. Problem jednak takowy, że prywatne objawienie jest tym czym jest spowiedź i modlitwa: dialogiem z Bogiem, a przecież nie dziwi Ciebie, że sakrament pokuty jest objęty tajemnicą spowiedzi.

      Prywatne objawienia zazwyczaj dotykają problemów konkretnego człowieka i nie dają się łatwo rozciągać na innych ludzi. Dlaczego jest to problem dla Kościoła? Bo w czasach ostatecznych, a każde są ostateczne będzie wielu fałszywych proroków. Ponadto, w czasach ostatecznych, Chrystus wystąpi przeciwko Kościołowi (przynajmniej tak niektórzy sądzą). Jak sam widzisz, postawa Kościoła jest uzasadniona.

      Natomiast ten list, może mieć związek, aczkolwiek nie musi, z takim zjawiskiem, jak nawiedzenia w Medjugorie. Sam przyznasz, że wiele z takowych nawiedzeń bardziej przypomina nawiedzenia, a nie objawienia.

      Usuń
    9. Angeliko, piszesz, że zbyt dużą wagę przywiązuję do komentarzy - i oczywiście masz rację! Tyle, że ja w ten sposób chwytam się tego, co konkretne, co nie jest samym tylko odczuciem. Każdy chce się opierać na jakiś konkretach - no ale każdy ma takie konkrety, na jakie zasłużył. A dziś obudziłem się w środku nocy i może to też był jakiś konkret? Może w ten sposób Pan mi chce pokazać, że jednak za dużo chcę mieć pod własną kontrolą? Że nie potrafię Mu bezgranicznie zaufać?

      Usuń
    10. Zbyszku, to prawda - nade wszystko była mowa o tym, by czytać Biblię, a to, co tu robię to właśnie wspólne czytanie Biblii.

      Usuń
  10. Leszku, ponieważ uczestniczyłem w tamtej dyskusji na blogu siostry, więc pozwolę sobie na niezbyt fortunne zapytanie: jak można zmieniać kolor, czcionkę itp, przez uczestnika forum? Masz może link? Bo czy skrypt CSS ma zastosowanie do forum?

    Zbyszek

    OdpowiedzUsuń
  11. Skrypt, odpowiedzialny za wprowadzanie komentarzy na blogu s. Małgorzaty jest skryptem napisanym w Javie i znajduje się pod adresem www.blogblog.com/dynamicviews/f75e48f708466c7f/js/comments.js
    Ja szukałem tam obsługi daty. Robi to metoda Parse obiektu Date. Niestety nie znalazłem skryptu, w którym są zdefiniowane metody dla tej klasy, w której został założony obiekt Date (nie tak łatwo szukać tych skryptów).

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo ciekawa notka, fajnie że prpobujesz odpowiedzieć na takie nurtujące pytania. Jestem za to wdzięczna, że dałaś mi znać o tym wpisie, aczkolwiek mnie ta odpowieć niiezadowala - nie wystarczająca jest dla mnie... ostatnio znów zastanawiam sie nad cierpieniami ludzi i pytam dlaczego... dlaczego tak wiele istot musi cierpieć? Gdzie jest ten sens życia - ja go tracę...
    Może będę szukać dalej,może nie - jak narazie nigdzie nie mogę znaleźć na to sensownego i logicznego wyjaśnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szpilo, spróbuj przeczytać Listy o miłości - http://listy-o-milosci.blogspot.com/. Piszę tam m.in. o tym, że cierpienie też służy naszej nauce miłości i dlatego Bóg nas przed nim wcale nie chroni; chroni za to przed rozpaczą (a w każdym razie stara się chronić, bo my możemy Mu to uniemożliwiać). Nie pamiętam w którym liście o tym pisałem, ale te listy stanowią jedną całość, którą najlepiej po prostu czytać po kolei.

      Usuń
    2. Pytanie zasadnicze, po co Bóg stwarzał świat materialny?

      Choć Leszek z oczywistych powodów, będzie twierdził, że cierpienie jest następstwem grzechu pierworodnego, ja na cierpienie patrzę oczami Faustyny Kowalskiej.

      Cierpienie jest solą życia. Zatem, dopóki jest solą życia, sens cierpienia jest oczywisty. Problem zaczyna się z cierpieniem, które jest ponad ludzkie siły. To cierpienie, choć sensu wydawałoby się, że nie ma, jest potrzebne dla tych, którzy nie potrafią docenić owej soli życia.

      Cierpienie jest bowiem najczęściej odpowiedzią na zło. Zło bierze się z braku miłości.

      Usuń
    3. PS. Spojrzenie na cierpienie Faustyny Kowalskiej zawarte jest w Dzienniczku. Polecam Jego lekturę, gdyż moje wyjaśnienia, nie nawiązywały do Jego treści.

      Usuń
  13. Ojoj czy to nowy blog? Jejciu ile ja mam zaległości w tym naszym wirtualnym świecie. Nie ogarniam... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak były te wielkie problemy na onecie, to to notkę, którą umieściłem pod stałym adresem, zduplikowałem również tu (blog istniał od 2008 roku, choć wymagał jeszcze modyfikacji wyglądu, by przypominał oryginał). Następną (czyli tę) napisałem już tylko tu - ją z kolei przepiszę tam.

      Usuń