sobota, 10 marca 2012

Jakim znakiem się wykażesz?

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!” Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie . W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?” Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?” On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus. Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje. (J 2,13-25)


 


Żydzi żądali od Jezusa znaku. Jakże często żądamy od innych znaku – dowodu, który miałby nas przekonać, iż rzeczywiście ten ktoś ma prawo czynić to, co czyni i głosić to, co głosi… Żądamy, ale przecież z góry wiemy, iż takiego znaku być nie może; widzimy przecież tego człowieka w płomieniach ognia – jeśli nawet coś odpowie, to wiemy, iż będzie to zasługiwało jedynie na drwinę… a Ty ją wzniesiesz… ?!


Jedynie uczniowie Jezusa zapamiętali te słowa… Też ich wtedy nie rozumieli, ale zrozumieli, gdy już wszystko się wypełniło…


 


A jak ja – zapamiętam, czy wyśmieję?


 


31 komentarzy:

  1. No właśnie, czasami trzeba wiedzieć kiedy nadstawić drugi policzek, a kiedy bronić słusznej sprawy, wbrew powszechnie przyjętym zwyczajom. Swego czasu otrzymałem znaki od Boga, czy coś to zmieniło w moim życiu? Z jednej strony wiele, ale grzeszne nawyki strasznie ciężko się przezwycięża. Zatem, lepiej mają Ci, co żadnych znaków nie mieli. Przynajmniej mają coś na usprawiedliwienie.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie Lekusiu – zapamiętałem to, co pisałeś, nie wyśmiałem… Ale jednak nie uwierzyłem…

    OdpowiedzUsuń
  3. Żądanie znaków, to nie tylko domena Żydów. Apostoł Tomasz także oczekiwał znaku; „jak nie dotknę….” Żądanie znaków rodzi pewne niebezpieczeństwo, bo ludziom trudno jest rozpoznać – które znaki mogą pochodzić od Boga, a które są podróbką złego. Zatem dla mnie płynie z tego taka nauka ; módl się i rób swoje, a Bóg znając intencje moje; zadba o owoce i zasługi swe podwoję,bo Jezus potrafi przemienić na dobre nawet to, co złe,byle Mu bezgranicznie zaufać. błogosławionej niedzieli WSZYSTKIM życzę

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdzicho, to niewątpliwie jest problem zaufania – nie potrafimy zaufać, więc żądamy znaku. Ale w tym czytaniu jest jeszcze coś więcej – ci, którzy oczekiwali znaku od Jezusa, sami i tak wszystko z góry „wiedzieli lepiej”. A więc to oczekiwanie znaku to tylko samousprawiedliwienie dla własnej postawy NAD. I masz rację – trzeba powrócić do zaufania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zbyszku dopiero dziś znalazłem czas, by przeczytać ten tekst, który polecałeś //goszen.pl/?action=b13Dziwi mnie to, że zachwycasz się takimi tekstami – to przecież typowa demagogia. Główna teza artykułu jest taka, że KK wzorem pogańskiego państwa, w którym się rozwijał, przyjął pogańską zasadę sprawowania władzy DIVIDE ET IMPERA; tymczasem jest jasne, że tylko poprzez wprowadzenie systemu zhierarchizowanego, Kościół zachował jedność. Kościół zaczął na tyle szybko przyrastać, że zachowanie pierwotnej równości wszystkich kościołów lokalnych (i to nie na poziomie diecezji – co by było już wynikiem tych procesów, lecz na poziomie poszczególnych miejscowości) prowadziłoby do faktycznych podziałów Kościoła (i ten proces jest dobrze znany właśnie z KP). Ten Twój ciągły zachwyt dla tekstów, które podważają podstawy funkcjonowania kościoła hierarchicznego, sprawia, iż zapamiętałem, co głosisz, nie wyśmiałem, ale jednak nie mogłem uwierzyć, by to rzeczywiście Duch Święty Tobą kierował… Wielka schizma miała swoje źródło w rozpadzie Cesarstwa Rzymskiego i nie doprowadziła do istotnych różnic – wszelkie różnice dotyczą tylko tych dogmatów, które zostały przyjęte przez sobory po schizmie (a więc nade wszystko dotyczą dogmatów maryjnych, a przy tym Kościół Prawosławny jest jeszcze bardziej maryjny, niż KK); różnice w sprawowaniu władzy dotyczą tylko tego, że poszczególne kościoły są autokefaliczne – podlega więc tej samej krytyce z tego artykułu, co KK. Mało – główne kościoły protestanckie (te, które bezpośrednio powstały w wyniku działań Lutra i Kalwina), również podlegają tej krytyce! Tylko te drobne kościoły, mocno podzielone w swojej doktrynie i nie uznające w ogóle jakichkolwiek dogmatów, tej krytyce nie podlegają. Ale to one są waśnie dowodem, iż to byłaby ślepa uliczka, gdyby Kościół nie zaczął budować struktury hierarchicznej. Wykształcenie się nazwy biskup wbrew temu, co w tym teście, nie oznaczało odsunięcie Ducha Świętego od kierowania Kościołem; pozycja w hierarchii nie ma nic do tego, czy ktoś pozwala się kierować Duchowi Świętemu, czy nie pozwala. Ci którzy wprowadzali kościół hierarchiczny ewidentnie właśnie wypełniali Jego Wolę.

    OdpowiedzUsuń
  6. O tym najważniejszym znaku, nigdy nie napisałem. Gdy jednak pobiegłem do swego księdza proboszcza i przedstawiłem tylko fragment, to usłyszałem od razu wiele pytań. A jaki to miałoby sens? Czemu to miałoby służyć? Na te pytania nie umiałem odpowiedzieć. Po prostu są pewne objawienia prywatne, przeznaczone tylko dla jednej osoby i KONIEC. Po kilku latach, sam zadawałem te pytania i gdyby nie fizyczne, materialne dowody owego „CUDU”, to zadawałbym dzisiaj pytania, czy to wszystko nie było złudzeniem. Po kilku następnych latach zdałem sobie, że ludzie domagają się nie tyle CUDU, co sztuczek kuglarskich, a mając je, żądają więcej i wciąż nowych dowodów. Bo grzech jest silniejszy, a każdy CUD stawia im sygnał do przemienienia, którego nie pragną. Stąd CUDA są niewygodne. Po jakimś czasie, grzeszność natury powoduje, że wszelkie nadzwyczajne zdarzenia umieszczamy w strefie zdarzeń zwyczajnych. Bo tak wygodniej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fakt, że ci którzy żądali znaku, chociaż i tak byli przekonani o tym, że są wszystko wiedzący wynika z pychy; dlatego Jezus im się nie tłumaczył; „Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje……”. Czym można pokonać pychę w człowieku nie mając tej wiedzy jaką miał Jezus? Tu mamy podpowiedź – nie tłumaczyć się.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tym pychy nie pokonamy – co najwyżej można powiedzieć, że inne postępowanie nie ma sensu, bo i tak nic nie wskóramy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Leszku – nie naszą rolą i mocą jest pokonanie pychy. Z reguły alkoholik nie dopuszcza do świadomości, że jest uzależniony. Postawa NAD z czegoś wynika i jeśli Duch Św. nie potrząśnie pyszałkiem, to żadne tłumaczenie do niego nie dotrze. Moja rada; rób swoje, nawet jeśli będą z Ciebie naśmiewać się i drwić; a pyszałków pozostaw woli Bożej. Bo przecież; jeśli Bóg z nami – to kto przeciwko nam?

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Agata-Amelia11 marca 2012 11:16

    a tak z innej strony : chyba mamy prawo czasem żądać znaku? od Boga? od przyjaciół?

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Agata-Amelia11 marca 2012 11:17

    a tak z innej strony : chyba mamy prawo czasem żądać znaku? od Boga? od przyjaciół?

    OdpowiedzUsuń
  12. Żądać znaku to może nie, ale liczyć na znak to chyba możemy, bo jesteśmy tylko ludźmi i nie znamy myśli, uczuć, intencji drugiego „człowieka”. Ot banalny przykład; skąd będę wiedziała czy mąż mnie kocha, jak nigdy mi tego nie powie, a słów nie potwierdzi czynem [znakiem]? A co do Boga to myślę, że On daje nam znaki w życiu, tylko my nie zawsze potrafimy je rozpoznać. Wiara i bezgraniczne zawierzenie wynika ze znaków Bożych zapisanych w Biblii bądź przekazanych przez proroków. A przecież mamy proroków naszych czasów; św.s.Faustyna; ks. Jerzy Popiełuszko, J.P.II i wielu innych.

    OdpowiedzUsuń
  13. Żądać od Boga? – to chyba nigdy.. Co najwyżej prosić i to cały czas mając na względzie „nie moja, lecz Twoja…” A żądając od kogokolwiek, nie możemy zakładać z góry odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Leszku, nie zachwycam się tamtym tekstem, lecz przedstawiam tym tekstem istotę problemu, w kontekście dyskusji, która już minęła, więc kontekst już nie ten, ale jako istotę wszelkich waśni. Zgadzam się, że owe wszelkie interpretowanie na różne sposoby tego samego tekstu prowadzi do kolejnych podziałów, zaś następny fragment ewangelii do nowych interpretacji i do nowych podziałów. I tak w nieskończoność, aż będzie tyle kościołów ilu ludzi na świecie, bowiem każdy nosi w sercu swoją osobistą interpretację. Pytania jednak pozostają. Ile w naszym Kościele jest Polityki, a ile wiary? Ile słowa ludzkiego, a ile Boskiego? Jak oddzielić słowo i politykę ludzką, od polityki Boskiej?I nie jest to zarzut do hierarchiczności Kościoła, bo jak pisałem na swoim blogu, gdy wypełnia się słowa Chrystusa, to nie ma żadnego problemu. Najwyższy jest sługą najniższego i wszystko gra. Scena mycia stóp wkrótce.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zrobiłem przerwę na obiad, zatem dopiero teraz pozwolę sobie kontynuować. Powyższy link zamieściłem, albowiem istotą mego przesłania był fragment z Apokalipsy Św. Jana. „6 Ale masz tę [zaletę], że nienawidzisz czynów nikolaitów, których to czynów i Ja nienawidzę.”Padł tutaj termin, którego znajomości, pomimo Waszej świetnej znajomości Pisma świętego, mieliście prawa nie znać, stąd mój link do strony, która świetnie pochodzenie tego słowa wyjaśnia. Skoro „Ten poświadcza, że słowem Bożym i świadectwem Jezusa Chrystusa jest wszystko, co widział.” zatem mam prawo pytać, dlaczego Chrystus nienawidzi czynów nikolaitów?Tutaj dwie interpretacje, jedna z linku, który podałem, gdyż ta wydaje mi się bardziej prawdopodobna, zaś druga z linku do dyskusji://biblia.webd.pl/forum/viewtopic.php?t=1913Jednakże idąc tropem schizm, to akurat w ich przypadku najmniejszą rolę odgrywały interpretacje Pisma Św. i Słowa Bożego, ale największą rolę odgrywały powody czysto polityczne i istotą sporu były pieniądze i wpływy polityczne. Przynajmniej tak mi się wydaje. Moje prywatne objawienia miały miejsce w 1999 roku, zaś tematem protestanckim zająłem się rok temu na potrzeby bloga, który rozpocząłem pisać, ale którego nie skończyłem, z powodów o których nie warto już wspominać. Jego myślą przewodnią miała być fotka z Asyżu i zawołanie Chrystusa z krzyża w Kościele San Damiano do Franciszka,który kazał mu iść i odbudować kościół. Moje pytanie zatem brzmiało, co spowodowało rozpad Kościoła na odłamy i czy możliwe jest ponowne sklejenie Kościoła w całość. Stąd moje zainteresowanie schizmami i protestantami. Jednakże, gdybym miał szukać głównego winnego owego rozłamu, to zawsze wina jest na najwyższych szczeblach owego Kościoła hierarchicznego, a nie z winy skromnego ludu Bożego, który był na dnie owej hierarchicznej drabiny.

    OdpowiedzUsuń
  16. Zbyszku, ale choćbyś bardzo precyzyjnie ustalił i opisał przyczyny poszczególnych schizm, to nie zmienia to faktu, że przyjmując spojrzenie protestantów (i to tylko części) na sprawę hierarchii w Kościele, momentu zjednoczenia Kościoła nie przybliżasz. Do zjednoczenia może dojść tylko w ramach istniejących kościołów przy zachowaniu pewnej ich odrębności. Od strony dogmatycznej najprostsze to jest z prawosławiem, ale ze względu na ambicje polityczne kościoła rosyjskiego najmniej prawdopodobne (bo do tego zjednoczenia dojdzie tylko z całym Kościołem Prawosławnym, albo nie dojdzie w ogóle). Wydaje się więc, że ważniejszy jest dialog z protestantami. U nas w kraju ten dialog zawsze będzie wyglądał znacznie gorzej, bo będzie napotykał na zdecydowany opór konwertytów, ale jednak wierzę, że jest możliwy i to właśnie nade wszystko wśród duchownych.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jest też drugi powód mojego zainteresowania protestantyzmem. Bez względu na dalsze losy, protestanci (głównie w osobie Lutra) zadali istotne pytania, które nie mogą zostać bez odpowiedzi. Inaczej, te same pytania zadają Kościołowi współcześnie nam protestujący przeciwko Kościołowi, choć pobudki Ich pytań są niskie, ale nie zwalnia to nas od udzielania odpowiedzi. Część wiernych, nadal odchodzi od Kościoła zasłaniając się pytaniami protestantów, albo stawiając podobne zarzuty. Zatem najwyższy czas uporządkować te zagadnienia. Choć wiemy, że prawdziwe intencje zazwyczaj leżą „w grzesznej” naturze człowieka, ale poparte logicznymi argumentami protestujących, czynią odejścia z Kościoła „usprawiedliwionymi”. Przy postępującej Palikotyzacji naszego państwa i relacji Państwo-Kościół, musimy uporządkować stare sprawy, gdyż inaczej proces laicyzacji nastąpi dużo szybciej, niż ktokolwiek się spodziewa. Następnym problemem jest konieczność zmierzenia się z etyką równowagi, która przeciwstawia się etyce wartości. To jednak odrębne zagadnienie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zbyszku, jeśli chodzi o to pierwsze, to mam nadzieję, iż przyznasz, że robię co mogę, by znajdować takie formuły, które po pierwsze są prawdziwe, a przy tym takie, na które mogłyby się zgodzić obie strony – choć póki co, obrywa mi się przez obie strony. Do tej pory wspominam AsięPle, której pokazałem, że jeśli ktoś prosi ją o modlitwę wstawienniczą, to przecież się wtedy modli i nie widzi w tym niczego niestosownego, że ktoś ją o to prosi; a skoro tak, to dlaczego o to samo mamy nie prosić Maryi? Przecież to, że ktoś jest już po tamtej stronie życia niczego w tym nie zmienia – tam nadal będziemy się modlić za innych. Asia poczuła się wtedy przeze mnie ośmieszona i się na mnie śmiertelnie obraziła. Ale przecież nie takie były moje intencje – poprzez prosty przykład chciałem pokazać, nasza katolicka maryjność wcale nie musi oznaczać „ubóstwiania” Maryi, jak to jest interpretowane przez protestantów (choć z drugiej strony zwracałem uwagę, iż musimy uważać na język, bo przyzwyczajenia mamy niedobre – potocznie jednak mówimy o modlitwie „do Maryi”).Z drugiej zaś strony całkiem niedawno podpadłem za to, co pisałem o Zwiastowaniu (nie rozwijam, bo to tak niedawno, że każdy pamięta).Jeśli chodzi o tę etykę, to w ogóle nie mam pojęcia, o czym mówisz – ale tu nie ma miejsca na jakiekolwiek „kompromisy” – tu niczego innego nie da się pogodzić z wiarą.

    OdpowiedzUsuń
  19. Swego czasu też się obraziłam na sformułowanie ‚modlić się do świętych’, ale doszłam do wniosku, że modlitwa oznacza rozmowę, w tym prośbę lub podziękowanie. Owszem także i uwielbienie, ale modlitwę uwielbienia zanoszę tylko do Boga, bo rzeczywiście świętych (w tym Najświętszą Maryję Pannę) można i należy czcić, ale wielbić – tylko Boga. Prześledziłam wypowiedzi JPII i BXVI – obaj „modlą się” do świętych. Nie chcę więc być ‚świętsza od papieża’, no ale tu nie ma żadnego nakazu ani zakazu.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kiedyś wczułam się w tych Żydów i doszłam do wniosku, że odpowiedź, jakiej Jezus udzielił na ich pytanie, nie mogła ich nie zadziwić. Wiedzieli, że takiej świątyni nie da się wznieść w ciągu trzech dni – i mieli rację. I Jezus nie o tej świątyni mówił. Mówił „o świątyni swego ciała”. Tyle że tego owi Żydzi wiedzieć nie mogli. Apostołowie Jezusa też nie od razu zajarzyli – dopiero po Zmartwychwstaniu „przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus”. To tak gwoli sprawiedliwości. Na szczęście Jezus wie, co w kim siedzi, co kto może wiedzieć czy z siebie wykrzesać („wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku”).

    OdpowiedzUsuń
  21. Jesteśmy przyzwyczajeni do takiego sformułowania – teologicznie zawsze byliśmy poprawni, bo od zawsze to jest modlitwa wstawiennicza, ale język potoczny nie jest tak precyzyjny – a to razi protestantów. W tym wypadku powinniśmy być „świętsi od papieży”, bo to co najmniej jedno pokolenie jest potrzebne, by zmiany w języku się utrwaliły (a papieże muszę mieć z czego ustępować).

    OdpowiedzUsuń
  22. Dokładnie tak – nie mieli szans, by to zrozumieć. Gdy jednak ktoś czegoś nie rozumie, to jego reakcja może być różna – może po prostu oczekiwać wyjaśnień, a może też, jak to zostało opisane w Ewangelii, wyśmiać tego, kto powiedział coś, czego samemu się nie rozumie. Ta reakcja w tym opisie jest bardzo ważna.

    OdpowiedzUsuń
  23. Leszku – proszę wskaż mi w tym opisie „wyśmianie” Jezusa przez Żydów. Czytam i czytam i nie umiem tego znaleźć. Oni podają argument, uzasadniają, dlaczego nie mogą uwierzyć w to, że w ciągu 3 dni wzniesie świątynię. Z czego więc wnioskujesz, że to jest wyśmianie?

    OdpowiedzUsuń
  24. Etyka równowagi, czyli większość religii azjatyckich, buddyzm, hinduizm w których dobro i zło są w równowadze i takie jest ich zadanie. Natomiast coraz częściej używa się tego terminu lub podobnych dla sytuacji w których wartość całej społeczności jest ważniejsza od wartości konkretnej jednostki: //sporniak.blog.onet.pl/Tikopia-etyczny-poligon,2,ID438493370,n oraz następne artykuły, aż do //sporniak.blog.onet.pl/Kobieta-zmienna-jest,2,ID448603661,nTo także nowe współczesne nam wielkie sekty, które budują o te same zasady równowagi, które jednak prowadzą do wielorakich i różnorodnych konstrukcji, nieakceptowalnych z punktu widzenia etyki miłości.

    OdpowiedzUsuń
  25. Basiu! Tu jest ; Zobacz Pisma św. ew. św. Jana 2; 18- 22 18 W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» 19 Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». 20 Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» 21 On zaś mówił o świątyni swego ciała. 22 Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.”Żydzi byli dziwienie dlatego że ta świątynia zbudowali 46 lat a Jezus powiedział 3 dni na nowo… Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Reniu; ale po czym wnioskować, że ‚WYŚMIALI”? to stwierdzenie Żydów można różnie interpretować; jako zdziwienie; jako niedowierzanie; jako niedorzeczność; bo biorąc to na „chłopski rozum”, w mocy ludzkiej było to nierealne, aby w ciągu 3 dni świątynię wybudować. My zabiegaliśmy o kościół na naszym osiedlu 20 lat, a budujemy już od 5 lat. Żydzi byli realistami, przyziemni; zresztą nawet apostołowie zrozumieli dopiero po Zmartwychwstaniu Mistrza, od razu też nie zajarzyli, choć byli uczniami Jezusa. Ja nie widzę w tym cytacie WYŚMIANIA, lecz wątpliwość; jakże się to stanie, skoro ………..

    OdpowiedzUsuń
  27. Basiu, nikogo z nas przy tym nie było – moja interpretacja jest równie uprawniona, jak Twoja.

    OdpowiedzUsuń
  28. Basiu, a jak byś Ty zareagowała na taki tekst? Najbardziej prawdopodobną reakcją będzie uśmieszek, popukanie w czółko, kpina. Wielu było tam ludzi i wielu zareagowało na swój własny sposób. Jednakże większość ludzi reaguje szablonowo, zatem nie szukaj nieszablonowych reakcji.

    OdpowiedzUsuń
  29. Leszku, tym razem zareaguję – tak się nie dyskutuje. Jak możesz powiedzieć, że Twoja interpretacja jest równie uprawniona jak Basi. Po pierwsze, Basia nie interpretuje, tylko stwierdza, co jest, a co nie jest napisane. I po prostu zapytała, z czego wnioskujesz, „że to jest wyśmianie”. Ty natomiast nadinterpretujesz – dodajesz coś, czego w tekście nie ma, a co gorsze, upierasz się przy tym. A na zadane pytanie odpowiedziałeś owym wymijającym stwierdzeniem, że Was tam nie było, więc… Toż dlatego, że nas tam nie było, tak ważne jest dla nas PISMO ŚWIĘTE.

    OdpowiedzUsuń
  30. Anno, gdyby to była normalna rozmowa w realu, przeczytałbym ten tekst tak, by nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, iż moje rozumienie tekstu jest jak najbardziej uprawnione. Ja ten tekst tak właśnie „słyszę” (nb. nigdy nie umiałem czytać szybko, bo ja „słyszę” czytane teksty). Ten sam tekst daje się również przeczytać tak, jak widzi go Basia – tak tego tekstu „nie słyszałem”, ale potrafię sobie wyobrazić i takie przeczytanie tego tekstu. Nie wierzę w to, by taka interpretacja była właściwa, bo gdyby tak było, to Żydzi mieliby jeszcze jakieś pytania, na które Jezus by odpowiadał; skoro więcej pytań nie było, to jest ewidentne, iż mieli lekceważący stosunek do Jezusa – nie traktowali Go poważnie, wszystko wiedzieli lepiej. Może masz rację, że nie tak się dyskutuje, że skoro to chodzi o Pismo Święte, to nie można mówić, że obie interpretacje są równouprawnione, jednak ja tak całkiem po ludzku nie chciałem stawiać na swoim…

    OdpowiedzUsuń
  31. Leszku, Twój argument jest ciekawy, ale pismo ma to do siebie, że jest słowem pisanym, nie mówionym. Szczególnie Pismo Święte. A więc raczej się je czyta, niż słucha. Dodam, że nie jestem przeciwna snuciu przypuszczeń na temat tego, co MOGŁO być, a więc i fabularyzowaniu dziejów postaci biblijnych czy pewnych scen z dodaniem elementów, o których nie napisano (dzieje Barabasza itp.) – pod warunkiem, że nie zostanie przekroczona owa granica „MOGŁO tak być”. I Twoja interpretacja tej sceny ewangelicznej mieści się w tym przedziale – mogło tak być. Czepiłam się czegoś innego: sposobu, w jaki zaargumentowałeś. Wyjaśniłam to. Nie robię notatek i nie potrafię podać innego przykładu, ale – moim zdaniem – nie po raz pierwszy użyłeś w dyskusji pseudoargumentu czy uniku. Zauważyłam, że jesteś otwarty na uwagi i uważam, że stać Cię na trzymanie się logiki, więc zdecydowałam się zwrócić Ci na to uwagę. Zbyt poważne tematy poruszasz, by zmieniać tory w trakcie dyskusji, bo to dyskusję wykoleja i zniechęca dyskutantów. Proszę, nie ciągnij mnie za język – nie potrafię podać innych przykładów, ale siedziało we mnie, by Ci to powiedzieć. Powyższa Twoja odpowiedź jest w takim tonie, że zaryzykowałam zrobić to teraz… Pozdrawiam(Możesz skasować ten komentarz).

    OdpowiedzUsuń