sobota, 17 marca 2012

A sąd polega na tym…

(19) A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. (20) Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. (21) Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu».”  (J 3)


Gdy w moim życiu zaczęły się dziać rzeczy niezwykłe, które przewracały moje dotychczasowe życie, pobiegłem z tym do ks. Zygmunta Malackiego – ówczesnego rektora kościola św. Anny. Umówiliśmy się na za tydzień, ale gdy przyszedłem, ks. Zygmunt nie chciał w ogóle ze mną rozmawiać.


Później jego stosunek do mnie się zmienił i dochodziło nawet do tego, że to on pierwszy się kłaniał. Do tej rozmowy jednak już nigdy nie doszło…


Tymczasem w świat poszła o mnie opinia, że ja Boga wykorzystuję do swoich celów, że chcę Nim manipulować… Nie wiem kto to rozgłasza, ale po latach taka opinia powróciła do mnie (nie pamiętam dokładnie kiedy, ale już w tym roku).


W starej piosence harcerskiej to czytanie ujęte zostało w słowach „Wszystko co złe, to szuka cienia. Do ognia dobro garnie się…” Jak to dobrze, że te ćwierć wieku temu pobiegłem do ks. Malackiego – dziś przynajmniej wiem, że te opinie, które do mnie wracają, są kompletną bzdurą…


 


 


30 komentarzy:

  1. anna_kordalewska17 marca 2012 14:21

    Mówili o Tobie, że „wykorzystujesz Boga do własnych celów”? Mój Boże, ileż to razy ja słyszałam to samo o sobie… Myślę, że nie należy się zbytnio przejmować takimi opiniami – ludziom często tak trudno zrozumieć, że im człowiekowi trudniej, im w jego życiu więcej „cienia”, tym bardziej lgnie do Boga i szuka Boga, bo tylko On jest Światłem i Życiem. No, sam powiedz, co by mi zostało, gdybym zakwestionowała jeszcze moją osobistą więź z Bogiem („Skoro tak, a nie inaczej wygląda moje życie, znaczy, że jestem już po prostu NIEWIERZĄCA – pora podpisać akt apostazji!” :) )? Ona jest wszystkim, co mam. Tymczasem jednak od wieków to samo: „Nie potrzebują Lekarza zdrowi, ale ci, co się źle mają.”www.cienistadolina.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobrze. A gdyby – załóżmy – człowiek wykorzystywał Boga do swoich celów, to niby jak? Czy Boga da się wykorzystać do swoich celów? Przecież On nie działa na zasadzie „przynieś, wynieś, pozamiataj”, nie jest maszynką do spełniania koncertu życzeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Albo, ale może własnie te moje doświadczenia życiowe sprawiają, że ja nie mam najmniejszych wątpliwości co do Twojej wiary – bo tak łatwo ludzie przyczepiają etykiety typowe dla ich myślenia, a ja dobrze wiem, że prawdziwą wiarę można znaleźć również tam, gdzie innym się wydaje, że jej w ogóle nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest jasne, że Boga nie da się tak wykorzystać – ale to wiedzą tylko ludzie prawdziwie wierzący. Ci inni prawdziwie wierzący mogli sądzić, że z mojej strony „Listy o miłości” (bo to z nimi przychodziłem do ks. Malackiego) to tylko pusta retoryka, a nie prawdziwa wiara, że udaję tylko wierzącego… I skoro po ćwierć wieku są ludzie głęboko wierzący, którzy mnie tak widzą, to nie jest to coś, co może po mnie spływać, jak po kaczce. Ale właśnie to czytanie pozwala mi odrzucać ich myślenie – gdyby tak było, jak oni sądzą, gdyby z mojej strony to była manipulacja, to przecież nie szedłbym do ks. Zygmunta! „Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”

    OdpowiedzUsuń
  5. anna_kordalewska17 marca 2012 21:12

    Wiesz, właśnie skończyłam czytać biografię s.Mary McKillop – Australijki, „świętej buntowniczki” – kobiety, która została niedawno wyniesiona na ołtarze, mimo że za życia ją nawet ekskomunikowano. To była niezwykła osoba – ale najbardziej urzekł mnie epizod, gdy wchodziła do… domów publicznych i zapraszała pracujące tam dziewczyny i ich klientów na mszę świętą. O dziwo, jej prostota pozbawiona moralizowania, spotykała się z życzliwym odzewem. Widocznie ona też wierzyła, że wiarę (a przynajmniej jej pragnienie) można znaleźć nawet tam, gdzie się człowiek najmniej spodziewa…

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiaj siostra Małgorzata na na głoszonych przez siebie rekolekcjach powiedziała kilka prostych, mądrych prawd. Ludzi których spotykamy w swoim życiu, to prorocy przysyłani nam przez Boga. Od nas zależy, czy wyciągniemy wnioski. Bóg ćwiczy mnie w cierpliwości. Nie będę opisywał w jaki sposób, ale zdarzenia bywają wręcz nieprawdopodobne. Być może, w taki sposób powinniśmy podchodzić do owych zdarzeń. Być może, Ci ludzie uczą nas miłości do bliźniego, do bliźniego, który ma pełno wad. Bowiem rolą ludzi wierzących, jest przekazywanie daru miłości płynącego od Boga innym ludziom. Bóg, oprócz nauk, daje mi mnóstwo prezentów. Nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, jak wielu. Marzyłem o spotkaniu z siostrą Małgorzatą, a tutaj w dniu moich imienin, siostra Małgorzata rozpoczęła rekolekcje. Czyż to nie jest piękne? Czy nie dał mi Bóg najpiękniejszego prezentu?

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie, we wczorajszej notce Siostra wspominała o tych rekolekcjach – no to tylko pozazdrościć!

    OdpowiedzUsuń
  8. Pozazdrość. Jest czego. Miałem ochotę nakręcić film z tych rekolekcji, ale żona mnie powstrzymała. Zresztą, bez zgody siostry, nie odważyłbym się, a kamera, nawet mała i skromna, zawsze zaburza kontemplacyjny charakter spotkania, niestety. Muszę zatem bazować na swej zawodnej pamięci. Mam tylko nadzieję, że pewne fragmenty z owych rekolekcji trafią na blog Siostry w formie jej blogowych notek.

    OdpowiedzUsuń
  9. W tym naszym życiu musimy nieustannie dokonywać wyborów między światłością a ciemnością,między Bogiem a grzechem.I tak jest,że On przychodzi, a my nie rozpoznajemy tego czasu,łaski nawiedzenia. Czasami kiedy mamy zamknięte oczy nie widzimy.Myślę,że bardziej chodzi tu o oczy serca byśmy umieli mocą łaski dostrzec Boga.Jeżeli zbliżamy się do światłości to promieniejemy miłością Zbawiciela.Grzech zawsze nad nami rozciąga ciemność.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie piękne Boże rozważania.Dzięki,bo tylko w ten sposób dzieląc się miłością będziemy zapalać w innych iskierkę nadziei.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale właśnie dzisiejsza ewangelia pokazuje, m.in. to, po czym możemy poznać komu dajemy się kierować – właśnie po tym, czy garniemy się do światła, szukamy cienia…

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale właśnie dzisiejsza ewangelia pokazuje, m.in. to, po czym możemy poznać komu dajemy się kierować – właśnie po tym, czy garniemy się do światła, szukamy cienia…

    OdpowiedzUsuń
  13. Teraz takich co chcą osądzać innych jest moc, a Jezus wyraźnie powiedział:”Nie sądźcie a nie będziecie sądzeni”. Leszku, a Ty tym się nie przejmuj tylko dalej rób swoje. Robisz to dobrze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. I to jest prawda,tylko w zależności jak wierzymy tak ją pojmujemy. Gdybyśmy chodzili w światłości Bożej to nie byłoby zła,które jest naszym wyborem i udziałem.To słowo nas napomina.Mamy stanąć w świetle,by zobaczyć prawdę o nas samych.

    OdpowiedzUsuń
  15. Akurat w tym przypadku mam czym się przejmować – to jednak nie jest ważne; ważne jest tylko to, że właśnie po tym, czy garniemy się do światła, czy też szukamy cienia, możemy poznać, komu służymy (a ta wiedza nam samym jest potrzebna).

    OdpowiedzUsuń
  16. Aniołku i Leszku. Siostra Małgorzata dzisiejszą nauką rekolekcyjną poruszyła kilka istotnych kwestii, które dały mi odpowiedź na kilka pytań dręczących mnie ostatnimi czasy. Po pierwsze rola wierzących i do tego katolików. Wielokrotnie o tym Leszku pisałeś, zatem nie ma sprzeczności z tym, co pisałeś, a o czym wspominała siostra Małgorzata. Kościół jest powszechny, zatem Bóg Kocha wszystkich, a szczególną troską i miłością obdarza grzeszników. To tak jak rodzice, którzy w sposób szczególny niepokoją się o swe dziecko, gdy owe dziecko zaczyna dokonywać złych wyborów, tak Bóg kocha swe błądzące dzieci. Jaka jest zatem rola katolików? Przelewanie owej Bożej miłości w nasze realne życie i wlewanie Jej w naszą obecność i w nasze wzajemne relacje w otaczającym nas świecie. A jak traktować tych, którzy popełniają drobne błędy? Jako proroków, którzy pozwalają nam samym się doskonalić w owej miłości i w jej okazywaniu innym. Jako posłańców, którzy dają nam szansę na nasze własne przemiany. Tutaj siostra podała ciekawą anegdotę, przykład świętego Filipa (niestety nazwiska nie dosłyszałem), który choć był wspaniałym księdzem, to był również cholerykiem, a miał kościelnego, który bez przerwy popełniał błędy i którego niemiłosiernie beształ. Pewnego razu ów ksiądz gorąco modlił się do Chrystusa, by udzielił mu łaski cierpliwości dla owego kościelnego. W trakcie tej modlitwy (albo zaraz po) wszedł ów kościelny, który źle postawił ampułki do przygotowywanej Mszy. Ksiądz Filip, ujrzawszy to wściekł się na kościelnego, zbeształ go okrutnie, a zważywszy na niedawną modlitwę, zwrócił się do Chrystusa, dlaczego nie udzielił mu daru cierpliwości? Chrystus na to odrzekł: „Właśnie dałem ci następną szansę, z której nie skorzystałeś”. Traktujmy zatem każde zdarzenie jako szansę do dzielenia się Bożą miłością w stosunku do każdego bliźniego, a zwłaszcza do takiego, który swoimi przywarami napełnia nas złymi emocjami.

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja pokazuję drugą stronę tego samego medalu.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzięki za relację i liczę na następną :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Wczoraj było o miłości, dzisiaj o świętości. O tym, że świętymi zostają nie tylko królowie, wielcy ludzie, papieże, ale w większości przypadków zwykli ludzie, zwykli rzemieślnicy, zwykli cieśle. Przy tej okazji Sistra podawała takie przykłady z życia, które wszelkie nasze plany, nasze zamiary, nasze marzenia potrafią zniweczyć i przewrócić nasze życie do góry nogami. Stajemy wobec wyzwań, których się nie spodziewamy. Narodziny niepełnosprawnego dziecka zmuszają nas do zmiany wizji całego naszego życia. Podjęcie owych wyzwań, jest naszą drogą do świętości. Przykład Józefa, to taki klasyczny przykład, człowieka który wszystkie swoje plany musiał podporządkować wyzwaniom, które na naszej drodze postawił Bóg. Bo przecież, czy Józef nie miał swoich marzeń? Czy biorąc pod uwagę tradycję żydowską. która błogosławiła rodziców licznym potomstwem, czyż Józef nie miał prawa liczyć na potomstwo z Maryją? Czy szczytem jego marzeń była ucieczka do Egiptu, która nie była dzisiejszym kurortem pod piramidami, ale ciężką przeprawą przez pustynię, w nieznane. Czy ta ucieczka była tym, czego Józef od życia oczekiwał? Reszty nie opisuję, gdyż Siostra Małgorzata obiecywała na swoim blogu, wrzucenie owych rekolekcji w sieć.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja dzisiaj też uczestniczyłem w rekolekcjach, które w moje parafii prowadzi ks. dr Krystian Wilczyński z Redy (parafia św. Antoniego Padewskiego w Redzie). Też mówił o św. Józefie (to w końcu jego dzień) i to co mówił, bardzo mi się podobało. A m.in. zwrócił uwagę na rzecz, której w ogóle nie zauważyłem – otóż na to, że Jezus był przez kapłanów uważany za bękarta. A więc to, że Józef nie oddalił Maryi po cichu i tak się cały czas za nimi ciągnęło.

    OdpowiedzUsuń
  21. Mnie zaś zaintrygowało co innego, co wiedziałem, ale nie miałem odwagi o tym dyskutować: Chrystus nie był łatwym dzieckiem z naszego punktu widzenia. Nie dość, że rodzice mocno zamartwiali się po Jego zniknięciu (zagubieniu) w Jerozolimie, to Chrystus dość obcesowo obszedł się z Nimi. No cóż, pierwowzór „trudnych” dzieci.W końcu, czy przyjemnie jest od syna usłyszeć tekst typu: „moim prawdziwym ojcem jest kto inny”?Generalnie, podobną sytuację spotykamy ponad tysiąc lat później w Asyżu, gdy Franciszek okrada swego Ojca. No cóż, czasami niełatwo jest podążać za głosem Boga, nie tylko wybrańcom, ale nade wszystko całej rodzinie, która musi zaakceptować wywracanie ich świata. Ach, te trudne dzieci. Trudne na wiele sposobów.

    OdpowiedzUsuń
  22. PS. Na blogu siostry już można wysłuchać owe rekolekcje. Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja przepraszam, że ostatnio rzadko zaglądam i komentuję. Siedzę w moim dawnym, odgrzebanym hobby – fantastyce, nawet coś tam próbuję pisać dla własnej satysfakcji Ale dziwnym trafem skojarzył mi się z notką cytat z (sic!) gry komputerowej. Jeśli gry przez niektóre skrajne ugrupowania religijne mogą być uważane za „diabelstwo”, to chyba temu przeczy: „Prawi są silniejsi od ciemności, a Stwórca prowadzi ich rękę” :) . Więc nic innego nie zostaje, tylko dać się zaprowadzić do światła :) :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  24. To zadam pytanie: gdzie bywasz częściej?Siostra Małgosia prosiła, aby nie wprowadzać w nasze życie niepokoju, gdyż niepokój jest przeciwieństwem pokoju, zatem posłuszny jej woli, przemilczę czym jest diabelstwo :) . Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  25. To poproszę o uściślenie pytania, bo nie bardzo rozumiem o co chodzi. Gdzie bywam to znaczy chodzi o sieć? Czy o to, czy więcej pracuję, obsługuję dom i ogród, czytam, piszę, rysuję, gram, siedzę w necie, czy wychodzę odetchnąć na „łono natury”? No chyba, że diabelstwem ma być już samo nie spędzanie większości czasu na tematach religijnych… Jeśli tak, to owszem, ostatnio więcej czasu spędzam na sprawach świeckich. I raczej nie zmieni się to póki nie skończę podjętej pracy. Już chyba zbyt długo nie pamiętałam o tym, że można coś tak po prostu z radością tworzyć. Czekaj… będzie ponad 8 lat, od końca studiów i choroby, a potem śmierci matki… Jeśli zaś chodzi Ci o Wielki Post, to chyba nie ma obaw, pogodzenie dotychczasowych obowiązków z pracą twórczą całkiem nieźle się sprawdza w ramach umartwiania Zatem „diabelstwo” pozdrawia i zapewne nie opuści na zawsze Waszego zacnego towarzystwa

    OdpowiedzUsuń
  26. I jeszcze dodam PS. Wystarczy wpisać cytat jaki podałam Wam tutaj do googli, żeby zobaczyć z jakiego forum i od kogo „zaraziłam” się ostatnio grami komputerowymi W większości są tam ludzie młodzi, choć bywa też grupka takich „staruszków” jak ja. A żeby było śmieszniej to okazuje się, że wśród miłośników fantastyki można się nierzadko natknąć na neopogan. Może więc nie jest całkowicie głupim pomysłem rozmawiać z nimi i przynajmniej pokazać, że chrześcijanin nie musi być ponurakiem, który by jedynie rzucał siarką i wypędzał ich do piekła, a chrześcijaństwo nie polega na narzucaniu siłą swoich poglądów.

    OdpowiedzUsuń
  27. Miałem na myśli Twoją bytność na forach w sieci, to znaczy, gdzie jeszcze bywasz? Bo przecież nie wpadnę do Twego ogrodu, ni z gruszki ni z pietruszki, chyba, że jako dżdżownica, ale to dopiero w następnym wcieleniu, o ile okaże się, że to hindusi mają rację, bowiem zabiłem dżdżownicę na lekcjach biologii. Pani nauczycielka powiedziała, że można rozmnożyć dżdżownicę poprzez przecięcie jej na pół, ale ja przesadziłem z ilością cięć.

    OdpowiedzUsuń
  28. Byłbyś zapewne ciekawą dżdżownicą Zbyszku No więc, jeśli chodzi o internet, to bywam tutaj, u Alby i Liv, czasem zaglądam do Barki lub s. Małgorzaty. A z tematów fantastyki to przesiaduję na SapkowskiZone, zaglądam na GameWalk dział wiedźmin i rozmawiam przez Skypa z fanami wiedźminlandii. Piszę też w tych klimatach. I coraz mniej czasu spędzam w sieci bo zaczynają się prace polowe. Natomiast przyznam się, że chyba łatwiej dywagować tu z Wami o tym co Maria mogła pomyśleć przy zwiastowaniu, niż odpowiedzieć zafascynowanemu neopogaństwem 17-latkowi czemu uważam, że Jezus jest bardziej prawdziwy niż Swarożyc…

    OdpowiedzUsuń
  29. Przyznaję się, że z kolei dla mnie to zupełnie nie moje klimaty – to, że istnieje taka postać, jak Wiedźmin, to wiem, ale ani nie czytałem Sapkowskiego, ani nie oglądałem filmu, ani nie grałem w grę (ale przyznam, że w ogóle w gry nie grywam) – ja bym się zupełnie nie nadawał do takiej roli.

    OdpowiedzUsuń
  30. Wcale mnie to nie dziwi, do takich tematów trzeba mieć osobnego „bzika” tak samo jak np. do hodowania rybek akwariowych, albo czytania biografii artystów lub polityków. Takie małe prywatne „zboczenie”, które akurat mnie się przytrafiło

    OdpowiedzUsuń