piątek, 7 października 2011

Zwiążcie mu ręce …

A Jezus znowu w przypowieściach mówił do nich: „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?” Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”. (Mt 22,1-14)


 


W internecie można znaleźć mnóstwo porad dotyczących tego, jak się ubrać na wesele. Każdy, kto jest zaproszony, szuka porad, bo chce się odpowiednio do tego przygotować. W samym stroju ważny jest nie tyle strój, co właśnie te przygotowania. I właśnie o tym jest mowa w tej przypowieści. Kara, jaka spotkała biesiadnika, nie jest karą za wygląd, lecz karą za to nieprzygotowanie…
Jesteśmy zaproszeni na wesele Pana – możemy zlekceważyć to zaproszenie, jak ci pierwsi (bo mamy przecież tyle ważniejszych rzeczy do zrobienia), możemy je przyjąć, ale zupełnie się do niego nie przygotować, ale możemy też potraktować serio…


Wybór należy do nas.


 


 


49 komentarzy:

  1. Życie nauczyło mnie jednego: szanuj zaproszenia od życzliwych osób. Bywaj, zapraszaj – i ciesz się, że masz kogo zapraszać i do kogo iść…Przygotowuję się do każdej wizyty.Jakże więc zlekceważyć poprzez nieprzygotowanie zaproszenie od Najważniejszego Gospodarza?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bogu dziekuję, że otworzył mi oczy i pozwolił wybrać właściwą imprezę. W takiej sytuacji byłabym niewdzięcznym padalcem, gdybym się na nią wybrała byle jak i w ostatniej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakże biedni są ci, których życie tego nie nauczyło:(

    OdpowiedzUsuń
  4. Bogu niech będą dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Niegodni uczty okazali się ci, którzy byli na nią zaproszeni – bo nie skorzystali z zaproszenia króla. I niejako dzięki temu udział w tej uczcie przypadł tym, którzy tego zaproszenia wcześniej nie otrzymali – wszyscy, których słudzy króla napotkali na rozstajnych drogach (źli i dobrzy), biesiadowali na weselu syna królewskiego…

    OdpowiedzUsuń
  6. ciekawa metafora, dla Nas wciąż jeszcze świeża wiemy ile trzeba, żeby przygotować, może powinniśmy przekuć to na życie, bo wciąż za mało się staramy…

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie wesele królewskie mogło trwać i tydzień – zaproszeni nie wyobrażali sobie, by ich interesy mogły funkcjonować przez tydzień bez nadzoru. Zapewne z tego powodu nie przyszli. Zaproszeni w ostatniej chwili zdążyli się przygotować poza jednym tylko biesiadnikiem. My należymy do tych, którzy pierwotnie nie byli zaproszeni…

    OdpowiedzUsuń
  8. Niewątpliwie macie wszystko „na świeżo” :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, jeden z tych, którzy przyjęli zaproszenie na ucztę weselną, okazał się do niej nieprzygotowany – nie przywdział stroju weselnego. I został wyrzucony… Czy lepiej by zrobił, gdyby zaproszenia nie przyjął, jak ci pierwsi zaproszeni…?

    OdpowiedzUsuń
  10. A czy lepiej zrobił przychodząc, ale się nie przygotowując na przyjście? Nie bardzo wiem, dlaczego zadajesz to pytanie, gdy odpowiedź jest oczywista?

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie nie jest oczywista, ale przepraszam, jeśli nie powinnam była zadać tego pytania…

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wygłupiaj się – za co przepraszasz? Mnie nie wpadło do głowy, że skoro skutek był dokładnie ten sam (w samej przypowieści) można było różnicować i któreś z zachowań traktować wyżej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Leszku, właśnie nie wiem, czy skutek jest ten/taki sam. Z tych pierwszych zaproszonych ucierpieli (zostali wytraceni) ci, którzy zabili sługi króla, a więc zostali oni ukarani w ten sposób za zabójstwo, a nie za odrzucenie zaproszenia. Pozostali po prostu okazali się niegodni uczty (z własnego wyboru) – tylko tyle jest powiedziane. Natomiast ten nieszczęśnik przyjął zaproszenie na ucztę, ale nie zadbał o to, by przywdziać strój weselny. I został związany i wyrzucony w ciemności. Przecież to nie jest to samo, co miał on przed przyjściem na ucztę i co nadal mają ci, którzy na ucztę w ogóle nie przyszli… Wydaje mi się więc naturalne porównanie losu tego jednego z zaproszonych wtórnie (nieodzianego w szatę weselną) z losem tych zaproszonych pierwotnie, którzy nie dopuścili się zabójstwa sług króla. Co jest tym strojem weselnym? Czy my go mamy? Ten nieszczęśnik wydawał się zaskoczony… Wiesz, dzisiaj na Mszy Świętej, gdy czytano tę Ewangelię, zauważyłam, że poszło mi oczko na rajstopach… Poczułam się jakbym nie miała stroju weselnego…

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie LUBIĘ tego czytania. Bowiem uświadamia mi niewygodną prawdę. Wielu było zaproszonych, ale niewielu wybranych. Jak tu żyć z taka świadomością.

    OdpowiedzUsuń
  15. Rzeczywiście masz rację, że sama przypowieść nie daje takich podstaw, ale jednak przyjmuje się, że (podkładając już właściwy sens przypowieści), to do nieba dostają się tylko ci, którzy przyjmą zaproszenie i na to się przygotują. Być może to rozróżnienie, na które Ty zwróciłaś uwagę, bierze się ze względu na przyszły los Narodu Wybranego – bo skądinąd wiadomo, że jednak będziemy stanowili wspólny Kościół.

    OdpowiedzUsuń
  16. ja myślę ( na tzw. zdrowy chłopski rozum -chociaż jako kobieta to też mam nadzieję, że może być on zdrowy :) , że chrzest -to zaproszenie na ucztę (tzn, na mszę św), właściwy strój -to stan łaski uświęcającej, „związali mu ręce i nogi” – to znaczy uniemożliwili mu postępowanie, które nazywamy świętokradztwem…i też czytałam różne wersje rozumienia tej przypowieści. Nie dziwię się Annie (to nie jest zarzut do Ciebie Leszku

    OdpowiedzUsuń
  17. Ale to przecież od Ciebie zależy, w którym gronie się znajdziesz – więc co za problem!

    OdpowiedzUsuń
  18. Podstawowa interpretacja dotyczy czasów ostatecznych (co wynika z samej treści Ewangelii („Królestwo niebieskie podobne jest do króla…”) i nade wszystko jest adresowana do Narodu Wybranego. To jest znaczenie podstawowe i interpretacje, które odnosimy do siebie (bo do takiej wtórnej interpretacji zawsze mamy prawo) powinniśmy budować już w oparciu o to znaczenie podstawowe. Pierwszy zabieg polega na postawieniu siebie w miejsce Narodu Wybranego – i wówczas rzeczywiście pierwszym zaproszeniem króla jest w tym wypadku nasz chrzest. Pozostając jednak przy znaczeniu ostatecznym królestwo niebieskie czeka tylko na tych, którzy nie tylko formalnie, ale i w codziennym życiu potwierdzają wybór Chrystusa. I wreszcie ta interpretacja, w której zmieniamy moment uczty – z tej uczty w niebie, na tę ucztę eucharystyczną. To też jest postępowanie uprawnione – choć obawiam się, że protestanci będą przeciw temu protestować. Przy tej interpretacji mowa by była o tym, kto może przystąpić do Stołu Pańskiego. Kryteria w takim przypadku pozostawiłbym te same – ważne są nie tylko kryteria formalne (choć od nich trzeba zaczynać – pierwsze zaproszenie), lecz nade wszystko wypełnianie we własnym życiu woli Bożej.

    OdpowiedzUsuń
  19. Najgorsza jest obojętność i brak podjęcia próby przygotowań, brak chęci do działania. Uderzająca jest ta prawda w Ewangelii.

    OdpowiedzUsuń
  20. Gdyby nie było problemów, wszyscy zaproszeni przyszliby na wesele. To właśnie problemy i sztuka umiejętnego wyboru czyni decyzje trudnymi. Bowiem kwestia owego wyboru jawi się dla wielu jako alternatywa: czy przeżyć to obecne realne życie w pełni, czy rezygnować z tego życia, na rzecz czegoś co jawi się bardzo odległym i niepewnym, bo jakoweś racjonalne dowody posiadamy, że raj istnieje? Zauważ, że król i wesele i posłańcy z przypowieści byli osadzeni racjonalnie w owej społeczności i byli w niej obecni. Wydaje się, że za mało mówimy: wybierając Chrystusa niczego nie tracimy, a wiele zyskujemy. Problem, że namawiający do tego wyboru często chcą upiec dwie pieczenie, przy jednym ogniu. Jeśli ta praktyka będzie dalej tak wszechobecna, to większość ludzi dostrzeże nie drogę do zbawienia, ale drugą pieczeń. Stąd ilość wątpiących tak gwałtownie narasta.

    OdpowiedzUsuń
  21. Piszesz „Bowiem kwestia owego wyboru jawi się dla wielu jako alternatywa: czy przeżyć to obecne realne życie w pełni, czy rezygnować z tego życia, na rzecz czegoś co jawi się bardzo odległym i niepewnym” – ale to oznacza, że uważasz, iż Twój pomysł na życie jest lepszy. Gdybyś tak nie uważał, nie patrzyłbyś na swoją sytuację, jako na sytuację straty.Zacząć trzeba od własnego osobowego stosunku do Jezusa Chrystusa – inaczaj zawsze będziesz siebie do czegoś przymuszał.

    OdpowiedzUsuń
  22. No właśnie – idziemy w stadzie tam, gdzie stado pobiegnie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Mnie przekonuje interpretacja tej przypowieści jaką znalazłam u Barki – notka chyba pt. „Czy Bóg się może gniewać”

    OdpowiedzUsuń
  24. Oczywiście, że wybór należy do nas. Daj Boże abyśmy umieli dobrze wybrać i oddać całą miłość Panu Za to oddanie, ostateczne gody weselne będą radosne

    OdpowiedzUsuń
  25. Miejmy nadzieję, że dla wszystkich tu przychodzących :)

    OdpowiedzUsuń
  26. ~Agnieszka (http://milczenie-slow.blogspot.com)10 października 2011 23:19

    Lubię wesela i wciąż się weseliMy…

    OdpowiedzUsuń
  27. Czytałem Twoje wypowiedzi u ks. Tomasza – ja też „zmarnowałem” głos na PJN i zupełnie tego nie żałuję (wręcz przeciwnie – żałuję, że tak mało było nas)

    OdpowiedzUsuń
  28. No to znaczy, że zdarza nam się zagłosować podobnie. Dla mnie największa szkoda, to to, że głosuje mniej niż połowa uprawnionych

    OdpowiedzUsuń
  29. Ps. Jak jeszcze raz będziesz mnie podpuszczał na jakieś osobiste wycieczki (poprzedni post) to już się nie dam.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jak by wszyscy przyszli, to te głosy dopiero byłyby przypadkowe.

    OdpowiedzUsuń
  31. Przy poprzedniej notce Ciebie w ogóle nie było – zapewne chodziło Ci o jeszcze wcześniejszą notkę. Ale ja Ciebie nie podpuszczałem – wszyscy pisali o sobie, a Ty zaczęłaś tak z grubej rury o próżności narodowej – to mnie mocno zdziwiło. Ale przecież nie przyciskałem Ciebie i nie wdawałem się w polemikę – pozostawiłem Twoje zdanie na wierzchu.

    OdpowiedzUsuń
  32. Oczywiście – poprzedni, który skomentowałam I nie z żadnej grubej rury, tylko każdy pisze o tym, co mu się kojarzy. Nie wiedziałam, że obowiązuje dostosowanie się do jakiegoś szablonu, a gdybym wiedziała nie komentowałabym wcale.

    OdpowiedzUsuń
  33. jakby wszyscy przyszli to dopiero byłaby demokracja – a nie szopka jaka mamy.

    OdpowiedzUsuń
  34. Byłaby jeszcze większa szopka, bo przecież nie przyszli ci, którzy nie mieli żadnego pomysłu, na kogo głosować. A więc nie przemyślenia decydowałyby o tym, kto by wszedł do parlamentu, lecz chwilowy nastrój, nazwisko, którego brzmienie wydawałoby się znajome it[., itd..

    OdpowiedzUsuń
  35. Oj, widzę, że przez przypadek trafiłem w miękkie – przecież wiesz, że żadnego schematu nie ma i to, że wszyscy wypowiadający się odnosili problem do siebie nie wynikało z jakiegoś schematu ogólnie obowiązującego, lecz było naturalnym tokiem myślenia, gdy ja pisałem o sobie i używałem liczby pojedynczej.

    OdpowiedzUsuń
  36. Szopkę to my dopiero będziemy mieć, moi drodzy i to wcale nie jest wesołe. Dziś już usłyszałam o pierwszych występach. W sprawie kryża w sejmie. Zaczynam być przerażona.

    OdpowiedzUsuń
  37. Tak, trafiłeś w miękkie, bo skoro chciałeś to napisałam o sobie, co zostało brzydko mówiąc „olane” No cóż, jak mnie ktoś ciągnie za język, a potem ignoruje to mnie wkurza, taka już jestem. O schematach napisałam ironicznie

    OdpowiedzUsuń
  38. Nie wiem, jak było wśród Twojego otoczenia, ale z moich znajomych najczęściej nie poszli na wybory ci, którzy najpierw głosowali na PiS, a potem dostali w „pakiecie” LPR i Samoobronę… No więc zagłosowali w następnych wyborach na PO… i dostali też wielki syf. Następny raz mają to wszystko gdzieś, bo nie wierzą już nikomu

    OdpowiedzUsuń
  39. Palikot chce zdjąć krzyż? Ech… nic tylko następna wojenka się szykuje

    OdpowiedzUsuń
  40. No to bardzo Cię przepraszam – wydawało mi się właśnie niedelikatne, gdybym temat ciągnął; absolutnie nie zamierzałem Ciebie olewać.

    OdpowiedzUsuń
  41. Przyznaję, że w ogóle nie znam takich – może dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  42. Rzeczywiście to przerażające, ale czego się spodziewać po Palikocie? Najbardziej mnie przeraziła informacja, że istnieje bezpośredni związek między poparciem Jerzego Urbana, a nagłym wzrostem poparcia dla Ruchu Palikota. Bo rzeczywiście długo tak było, że Palikot liczył się zdecydowanie mniej, niż PJN, a tu nagła wolta!

    OdpowiedzUsuń
  43. No to w porządku. Czasem ciężko zrozumieć intencje w zwykłej rozmowie, a co dopiero wywnioskować z suchego pisania.

    OdpowiedzUsuń
  44. Pewnie dobrze. Ja znam takich przynajmniej kilku, a ojciec jednego z moich znajomych mówi tak: „po co głosować, jak wciąż są ci sami ludzie na listach, ile bym nie mieszał w garnku z kaszą i grochem, to nic innego oprócz kaszy i grochu nie wyciągnę”. No bo o mniejszych partyjkach to nikt nawet nie myśli omotany „sondażownią”

    OdpowiedzUsuń
  45. Po pierwsze – to w sumie wojna Palikota o krzyż sejmowy nie jest taka przerażająca – sam sobie strzela właśnie w kolano. Po drugie – ja np. aż do wyniku wyborów nie słyszałam o Urbanie, myślisz, że naprawdę młodzież pociągnęła ta postać i jego „Nie”? Chyba prędzej chwytliwe hasło o legalizacji marihuany jeśli już (i obrzydzenie do reszty sceny politycznej). Nie twierdzę, że agentura żadna nie działa, zapewne działa nie tylko u Palikota, ale co do młodych to się chyba tutaj bardzo mylisz, większość ma głęboko gdzieś Urbana, Jaruzelskiego, SB-ków itp. To ich nie interesuje, natomiast piwko i „ziółko” jak najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  46. Przecież kategorycznie twierdzę, że Urban nie jest jakimkolwiek autorytetem dla młodych. Skoro obserwatorzy sceny politycznej zauważyli ten związek między poparciem Urbana, a wzrostem poparcia wyborców dla tego ugrupowania (usłyszałem to ze studia wyborczego Ruchu Palikota – mówił to dziennikarz akredytowany przy tym ugrupowaniu), to wniosek z tego może być tylko jeden – wzrost poparcia był efektem działań agentury. Gdyby Urban wytyczał kierunki myślenia młodzieży, to poparcie Urbana przekładałoby się wprost na poparcie wyborców; gdy Urban dla wyborców jest nikim, to przyczyn wzrostu poparcia trzeba szukać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  47. Może jakiś agent podrzucił Palikotowi myśl, żeby krzyczeć o legalizacji marihuany, ale nie wiadomo czy to był agent dawnych służb bezpieki czy może zwykły agent reklamowy (a już nie wiem całkiem, co z tego miałoby być gorsze)

    OdpowiedzUsuń
  48. No właśnie – to jest ciekawe, czy on zaczął mówić coś innego (mnie się wydaje, że nie), czy tylko nagle zaczęło się okazywać, że ludzie zaczynają słuchać i go wspierać.

    OdpowiedzUsuń