sobota, 10 września 2011

Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie


Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywym. (Rz 14 7-9)


Nie żyjemy dla siebie, żyjemy dla innych. Jeśli wzrastamy, to nie wzrastamy dla siebie, lecz wzrastamy dla innych – by móc bardziej dawać siebie innym.


Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. (Mt 25:40)


To wydaje się proste i oczywiste.


A czy na własną śmierć potrafimy spojrzeć, jak na spotkanie z Panem? Czy za tym spotkaniem tęsknimy?


Czy nie jest przypadkiem tak, że mamy tysiące pomysłów na własne życie, które koniecznie musimy jeszcze zrealizować? Czy te pomysły nie są przypadkiem dla nas najważniejsze? Czy rzeczywiście Jego wola, staje się moją wolą?








 



22 komentarze:

  1. Różnie w życiu bywa; czasami z uporem maniaka pragniemy zrealizować swe zamiary, a gdy się nie powiedzie pretensje do Boga mamy; że za mało się o nas troszczy; że gdyby tylko chciał – ale widać nie chciał; etc…etc…etc….gdyby to wszystko było takie proste, że oto Bóg nam mówi wprost – to nie jest moją wolą lecz Twoją więc sama sobie to załatw, sama o to zabiegaj…sama ……..zaś to jest moją wolą więc to wypełniaj itd…… gdybyś potrafili rozeznawać wolę Bożą bez trudu to wówczas można byłoby mówić o świadomym łamaniu woli Bożej; ale gdy nie wiem co jest wolą Bożą, a co moją, póki po omacku, jak ślepiec szukam tej woli Bożej względem mnie, to nie jest to ani proste ani oczywiste, że naruszam wolę Bożą. Nie znam dnia ani godziny, a mam znać wolę Bożą względem mnie? a jak nie znam, to nie naruszam; no i znowu łapie mnie chandra, bo wciąż nie wiem; czy to jest miłość czy to tylko jej maskowanie, to moje Boga kochanie?

    OdpowiedzUsuń
  2. może to wyda się nie na temat ale to jest na temat Leszku: na kogo będziesz głosować (jeśli wolno spytać)?

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście przez całe życie musimy się uczyć rozpoznawać wolę Bożą, a choćbyśmy byli pilnymi uczniami, do samego końca nigdy pewności mieć nie będziemy (to są skutki grzechu pierworodnego). Ale co jednej sprawy możemy mieć pewność, że będzie zgodna z wolą Bożą – to moment naszej śmierci. Pytanie więc na ile jesteśmy gotowi na ten moment? Czy rzeczywiście jesteśmy gotowi umierać dla Niego?

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja tu taki poważny temat (i na dodatek wiesz, w jakim kontekście), a Ty takie pytanie? Ale odpowiem – Marka Jurka w tych wyborach nie mam, więc będę głosował na Pawła Poncyliusza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, Leszku, rano słuchałam mszy świętej, a teraz słucham płyty Rubika i Jacka Cygana – „Santo Subito – Cantobiografia Jana Pawła II”. I jest tam wyśpiewywany taki werset: „Człowiek idzie swoją drogą – ale go prowadzi Słowo.” Bardzo lubię taki wiersz K.K. Baczyńskiego, w którym są słowa: „Lata wy, moje straszne lata – nauczyłyście wy nas wierzyć. I to był kostur nam na drogę – i z tym się resztę burz przemierzy.” Nie mam nic więcej. Mogę tylko stać przed Nim i prosić bez końca: „Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko Ci oddam!” – choć wiem, że nigdy, w żaden sposób, nie zdołam zasłużyć na to, co od Niego otrzymałam. Ani spłacić długu, jaki zaciągnęłam. Ale już nie żyję dla siebie – lecz jestem odpowiedzialna za życie, które dałam. Gdybym mogła żyć TYLKO dla siebie, zbudowałabym sobie pustelnię w lesie, jak zawsze marzyłam (tyle tu u nas porzuconych chałup, byłoby mi dobrze w którejś z nich – ze sobą i z Bogiem). I wszyscy chwaliliby moją „pobożność.”;) A teraz – niech mówią o mnie, co chcą. Wystarczy, że wiem, że i ja należę do Pana – w życiu i po śmierci. O resztę nie dbam. „Roma, Roma – idę swoją drogą – ale mnie prowadzi Słowo.” Mam nadzieję. Mam NADZIEJĘ.

    OdpowiedzUsuń
  6. A Twoja nadzieja nie jest płonną nadzieją – tak rzeczywiście będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. HA! A ja takie pytanie! Jak mnie ono gryzie:( No i kiedy mam się pytać skoro muszę jeszcze poświęcić dużo czasu ma myślenie…

    OdpowiedzUsuń
  8. Komentarzem do tej notki dziś mogą być słowa z innej notki:Nasza historia powinna być historią Abrahama – powinniśmy umieć wyjść z tego miejsca, w którym czujemy się bezpiecznie, nie wiedząc, dokąd idziemy, jeśli tylko Pan powie Idź.Nasza historia powinna być też historią Sary – niezależnie od wieku, choćby podeszłego, choćby organizmu niemal obumarłego, powinniśmy umieć uwierzyć, że możemy być płodni – tylko z ta wiarą możemy wypełnić to, co Pan nam wskaże.(//listy-o-milosci-ps.blog.onet.pl/Abraham-i-Sara,2,ID411778540,n)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki, Leszku, za przypomnienie Abrahama i Sary. Jestem obecnie w takim położeniu, tak się czuję – wezwana do czegoś, co mnie przerasta. Zaczynam już „po swojemu”, ale na szczęście łapię się, że Pan jest Pasterzem i próbuję oddawać Mu ster codzienności…O modlitwę proszę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale to nie mnie zawdzięczasz – ja jedynie innym to, co ktoś mnie przypomniał. Sarą można być nawet wtedy, gdy komuś się wydaje, iż już jest wezwany do tego, by przejść na drugą stronę życia.

    OdpowiedzUsuń
  11. No i zagwozdka. Rzuciłam sie ostatnio na książki Hołowni hurtem, bo bardzo mi odpowiada jego sposób pisania i tok rozumowania. No i zafrasowałam się właśnie w momencie, gdy do tego samego problemu doszło. Na pewno tęsknię za ludźmi, tymi, którzy – ufam, że tak jest – odeszli już do Niego. Ale czy tęsknię za Bogiem…? Chyba się jeszcze nie nażyłam – a przecież wielu odchodzi do Niego dużo wcześniej… Muszę to jeszcze dobrze przemyśleć.

    OdpowiedzUsuń
  12. Tęsknić można tylko za osobą, a więc pierwsze pytanie, od którego musisz zacząć, to to, czy On jest dla Ciebie ideą, czy osobą? Dopiero drugim pytaniem jest pytanie o gotowość pójścia wszędzie tam, gdzie On wskaże, a więc pytanie o to, czy to Jego wola staje się „moją” wolą.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak. Zdecydowanie JEST osobą. Tego akurat jestem pewna. I w sumie już jakiś czas temu dojrzałam do tego „pójścia wszędzie tam, gdzie On wskaże” i wybrałam. Nawet jeśli bywa trudno, mówię: „bądź wola Twoja”. Ale… to już? To wystarczy…?

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślę, że nie wystarczy, gdyż przy życiu trzymają nas ziemskie sprawy np. w Twoim przypadku troska o wychowanie córki. Ja także na myśl o śmierci zaraz wynajduję sobie powód dla którego chciałabym jeszcze pożyć [wnuczki] ; chociaż czasami pytam;PANIE CZY PRZYJDZIESZ JUŻ NOCY TEJ………?To na sam pierw zechciejprzygotować mnie na spotkanie z Tobą;bo wiesz jak grzeszną jestem osobą.

    OdpowiedzUsuń
  15. Do zbawienia wystarczy – skoro zawsze jesteś gotowa wybrać to, co On dla Ciebie wybrał, to i w godzinie przejścia właśnie Jego wybierzesz. Ale to nie jest jeszcze wszystko – łatwiej jest temu, kto jest zakochany w Bogu. O to zakochanie powinnaś jeszcze prosić – tego nikomu nie odmówi…

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak, Leszku. Teraz już jestem gotowa na to „fiat”. DOPIERO teraz. Strasznie długo zeszło mi na dojrzewaniu. Poddałeś mi pomysł genialny w swej prostocie – dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałam? Przecież wyprosiłam sobie wiarę w okresie największych ciemności, gdy krzyczałam – w moim przekonaniu w pustkę – „Jeżeli jesteś, to przywrócić mi wiarę!”. Myślę, że rzeczywiście tych rzeczy Bóg nie odmawia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ba, dla niektórych „swoja wola” staje się (w słowach i zuchwalstwie) „Jego wolą” – to tak dalej w temacie władzy i władców

    OdpowiedzUsuń
  18. Leszku, pozdrawiam. Nie myśl, że zapomniałam o Twoim blogu. Co to, to nie. Znasz moje życiowe motto, wiem, że znasz – „Oto Bóg mi dopomaga…” I gdy uporządkuję swoje sprawy, będę czytać Twoje mądre posty.Raz jeszcze pozdrawiam. In.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziękuję za wizytę i za namiar, Leszku. Prowadzisz bardzo ciekawy blog. I potrzebny. Odnośnie do tematu: skojarzyło mi się słowo ‚proegzystencja’. Żyć dla – znaczy kochać. To nie jest łatwe, ale jest piękne. Niestety łatwiej o tym mówić czy pisać, niż naprawdę żyć dla…

    OdpowiedzUsuń
  20. Dokładnie tak! Niestety sam nie jestem wolny od tego (a w każdym razie tego się obawiam) – skoro przez ćwierć wieku nie wypełniło się to, o czym byłem pewny, że było Jego wolą, to zasadne staje się pytanie, czy to aby przypadkiem nie była jedynie moja wola:(

    OdpowiedzUsuń
  21. No trochę to zagadkowe, dlaczego najpierw musisz coś uporządkować, by móc czytać, ale powiedzmy, że Ci wierzę :) W każdym razie jest mi bardzo miło, że zajrzałaś.

    OdpowiedzUsuń
  22. Anno, u siebie na blogu napisałaś, że domyślasz się, skąd się u Ciebie wziąłem – żeby to nie musiały być domysły, opowiem, jak to było. Otóż kiedyś Agnieszka i Agata przenosiły swoje blogi na blogspota i pytały się, jak robi się takie linkownie, jak moja. Pokazałem, a całkiem niedawno sprawdziłem, co one mają w swoich linkowniach. Na Ciebie trafiłem u Agnieszki – ot i cała historia!

    OdpowiedzUsuń