sobota, 2 kwietnia 2011

21:37

W tym roku znowu przypomnę, co napisałem na gorąco:


Tego dnia poszedłem na mszę o dwunastej, przyjmując komunię w oczywistej intencji. Po powrocie siedziałem murem przy telewizorze przełączając go między tvn24 (dobry serwis informacyjny), a tvp1 (spokój relacji). I tak to trwało do godziny 21-szej, kiedy to tvp1, ku memu zaskoczeniu, zaczęła nadawać Pana Tadeusza. Gdy pierwszy szok już minął, uznałem, że to jednak całkiem niezły pomysł i dużą przyjemnością zacząłem oglądać film.


Jednak po pewnym czasie poczułem, że muszę pójść pod św. Annę. Nie chcę (bo chciałem oglądać Pana Tadeusza), lecz muszę.

Wyszedłem dokładnie w godzinie śmierci Ojca Świętego, czego, rzecz jasna, wtedy jeszcze nie wiedziałem. Wręcz przeciwnie – idąc, byłem całkowicie pewien, iż dzisiaj to się nie może zdarzyć – pewnie jutro, ale nie dziś! (zapomniałem, że Bóg nie cofnął swego wybrania i żydowski sposób liczenia czasu nadal obowiązuje).

Na to, by dostać się do wnętrza św. Anny, oczywiście nie miałem co liczyć. Jednak nie miałem problemu z tym, by stanąć na tyle blisko telebimu, aby widzieć ks. Bogdana mówiącego, jak ten wieczór będzie wyglądał. Blisko mnie było stanowisko telewizji polskiej, przy którym jakaś dziennikarka szykowała się do wejścia na antenę. W pewnym momencie usłyszałem To co – mamy skręcać reakcje?, ale do mnie nadal nie docierało, co to oznacza. Jednak po chwili rzeczywiście zaczęli skręcać.

Na telebimie pojawił się obraz z telewizji publicznej – jakiś ksiądz przekazał wiadomość, której tak bardzo nie chcieliśmy usłyszeć, a operator zaczął pokazywać różne zdjęcia Papieża – m.in. to z Wadowic, na którym Papież cały był jednym wielkim uśmiechem. I wtedy stało się coś niezwykłego – ja również zacząłem się uśmiechać. Miałem łzy w oczach, ale moja twarz odpowiadała Ojcu Świętemu na jego uśmiech. Ale to nie koniec – uświadomiłem sobie, że w tym momencie zyskałem ojca! Po śmierci moich najbliższych – ojca, mamy, brata, dotkliwie odczuwałem osamotnienie (to naprawdę głupio nie mieć z kim pogadać czy to o sprawach ważnych, czy to po prostu mieć się przed kim wygadać), ale w tym momencie zyskałem ojca. I to jakiego!

Wcześniej był kimś bardzo ważnym dla mnie, ale nie był mój; był moim Papieżem, ale nie był mój – nie mógł być mój, bo przecież mnie nawet na oczy nie widział (często powtarza się takie zdanie, że każdy, kto tylko chciał, już sobie zrobił zdjęcie z Ojcem Świętym – co jest dobrym szyderstwem z naszych polityków, ale jest jednak stwierdzeniem nieprawdziwym – ja nie tylko, że nie mam zdjęcia – mnie Papież nawet na oczy nie widział). Teraz jest już mój, bo będąc w innym wymiarze przestrzeni, ta przestrzeń nas już nie oddziela. Jak sądzę takich, dla których stał się mój, są teraz miliony. Mój ojciec – tak na pewno mogę teraz mówić! I tak na pewno mówią teraz miliony osób na świecie. I dla każdego z nas on jest mój.

Czego wszystkim życzę!


22 komentarze:

  1. Zapis na blogu to sposób, by ocalić te wspomnienia od zapomnienia? Zapewne wielu ma powód do dumy, że spotkali J.P.II ; mieli z nim osobisty kontakt lub byli na Jego pielgrzymkach do kraju. Wielu odwiedzało Go w Watykanie. Nie mam takich wspomnień, ale w moim sercu ma ON trwałe miejsce. Był i jest dla mnie wzorem kochającego Ojca, Kapłana i Przyjaciela. Świadek Chrystusa – Jan Paweł II. Prorok naszych czasów. Mój ŚWIĘTY.

    OdpowiedzUsuń
  2. też byłam wtedy w Wawie, na rajdzie harcerskim, też na swój sposób przeżywaliśmy, trochę dostosowaliśmy program, pamiętam jak płakały osoby zupełnie obojętne na Kościół… wzruszyło mnie to bardziej niż cokolwiek innego i jakoś zastąpiło potrzebę uczestniczenia w przeżywaniu „masowym”… wzrusza mnie do dziś gdy każdego 2 kwietnia pod pomnik przychodzą ludzie mimo braku zorganizowanej uroczystości… dzięki Leszku, że to napisałeś…

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie o tyle było łatwiej, że przy każdej pielgrzymce był w Warszawie, a więc przy każdej byłem. Ale z drugiej strony nigdy nie byłem w Rzymie, a więc nie mam zdjęcia (choć fama głosi, że pół Polski ma).

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę – mamy wspólne korzenie harcerskie :) Z tym, że moja przygoda harcerska skończyła się wiele lat temu, bo w 1980 roku. W tym roku wzięli mnie do wojska, a że wtedy zaczęła się historia solidarnościowa, to już nie wróciłem (nb. przez to nigdy nie zostałem harcmistrzem – robiono wszystko, by mi nadać ten stopień – konferencja harcmistrzowska? – no nie, sam mógłbyś ja poprowadzić, to możemy odpuścić, no ale jakaś podkładka musi być; to wiesz, złóż program pracy referatu – to wystarczy; no ale nie złożyłem, bo wzięli do wojska).A co do notki, to właśnie tak sobie myślę, że przypominanie tego, co się napisało na gorąco, ma znacznie większą wagę, niż to, co bym mógł napisać dziś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jednym było łatwiej się z Papieżem się spotkać, inni mieli szczęście, a jeszcze inni może łaskę. Mnie nie było to dane. Według tej famy należę więc do „pół Polski”, która nie ma zdjęcia z Papieżem, a mimo to J.P.II był, jest i będzie w moim sercu. Jest duchową cząstką mnie, dlatego tak mi bliski. Dla Niego, podobnie jak dla Chrystusa, liczył się nade wszystko CZŁOWIEK. „….zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię „Polska”, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością — taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym,— abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili,— abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy….PROSZĘ WAS………..J.P.II” Czy można odmówić Ojcu, gdy prosi ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Estero, możemy się pocieszać, że zdjęcie zapewne mają ci, którzy bez tego zdjęcia bardzo szybko by się oddalili od Chrystusa.Estero, czy Ty jesteś może z Bochotnicy? Czy to do Ciebie Kazimierz Wielki przyjeżdżał do Kazimierza Dolnego, by podziemnymi lochami przechodzić do zamku w Bochtnicy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Leszku- najlepszym pocieszeniem niech będzie modlitwa za wstawiennictwem błogosławionego już wkrótce J.P.IINie jestem z Bochotnicy ani z okolic Kazimierza Dolnego. Nie wiem skąd takie skojarzenie, ale nieważne. pozdrawiam serdecznie czekając z utęsknieniem na 1 maja;

    OdpowiedzUsuń
  8. Skojarzenie z legendy o królu Kazimierzu Wielkim. Legenda głosi, że między zamkiem w Kazimierzu, a zamkiem w Bochotnicy (odległym o 2,5 km) było podziemne przejście, którym Kazimierz co noc przychodził do pięknej Żydówki imieniem Estera.

    OdpowiedzUsuń
  9. Legendy nie znałam; dziękuję za jej przybliżenie. Odległe to czasy Kazimierzowe, a korona królów zdobi teraz inną głowę – Matki Boskiej Częstochowskiej. 1 maja będzie tam wielka uroczystość; Matka będzie świętować wyniesienie na ołtarze Swego umiłowanego Syna który zawierzył Jej swoje życie i zaprowadziła Go ku świętej wieczności ; TOTUS TUUS – zabrzmi na nowo.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki, Leszku, za piękne świadectwo! Mieć Ojca w niebie – to zobowiązuje…

    OdpowiedzUsuń
  11. A jaką daje siłę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam Leszku! U nas parafii wczesniej niedziela ksiadz oglosil o msze sw. ze 2 kwietnia jest msza sw. 21;37, nie o 21; czy o 21;30 czy o 22… lecz msza sw. zaczyna o 21;37 i ksiadz prosil do wszystkich ludzi aby wczesniej byli w kosciele o 21;30 kazdy ma przywiedz swiece i zapalone, jak msza sw czynali to swiatlo zgadzili a swiece zapalone cisza spokojnie nic nie slychac,tylko slychac kosciol dzwonil az do 21;45 wtedy juz mozna zaczyna msze sw. kiedy wczesniej nic nie zrozumialam jak Jan Paweł II odszedł dopiero po 5 lata zrozumialam plakalam…. Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  13. Pięknie to ksiądz wymyślił :) Myślę, że dla każdego było to prawdziwe przeżycie.

    OdpowiedzUsuń
  14. ~dzieciaczek Boży5 kwietnia 2011 11:50

    Witaj Leszku. Z pewnością zaskoczy Cię moje pojawienie się tu, ale w przypływie emocji, wspomnień i zadumy otworzyłam swoje stare zapiski. w sumie to musiałam nieźle poszperać żeby przypomnieć sobie jak w ogóle nazwany był mój blog. starego maila już dawno nie mam. przeczytałam kilka notek kilka komentarzy i zatęskniłam za sobą. Za osobą dla której ważna była zaduma nad sobą samym. Postanowiłam odwiedzić i Ciebie jako najbardziej wytrwałego i być może choć odrobinę mnie pamiętającego. Ileż zmian nastąpiło w moim życiu od czasu kiedy w swoich komentarzach pomagałeś mi rozwiązywać problemy… Teraz już pogubiona w codzienności zaprzestałam myśleć o problemach duszy. Mimo wszystko chciałabym Ci napisać, że pamiętam Ciebie choć tylko wirtualnie się spotykaliśmy :) Już niedługo kończę studia i wychodzę za mąż i znowu coś się zmienia, może stąd te wspomnienia. Miło było gościć znów tu u Ciebie. Pozdrawiam i serdecznie, bardzo szczerze życzę wielu łask Bożych na co dzień! Joanna (Dzieciaczek Boży z blogu zło dobrem zwyciężaj)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jakże bym mógł nie pamiętać! Jest mi niezmiernie miło, że do mnie zajrzałaś – i wręcz jestem pewien, że to Duch Święty Ciebie przyprowadził. Właśnie Paciorek (ks. Grzegorz – za Twoich czasów nie było go w blogosferze) niedawno mi wypominał, że moi czytelnicy jakoś poznikali – nie chciałem się wykłócać, że to po prostu są zawirowania, jakim podlegają młodzi ludzie. A Ty właśnie przyszłaś i to po prostu powiedziałaś. Przyznaję, że to był najpiękniejszy okres mojego blogowania – właśnie ten, w którym do mnie przychodziło tyle osób młodych. Pisanie dla młodych ma największy sens. Po części sam sobie zawiniłem, że poznikali, bo pisałem o sprawach, które ludzi młodych nie mogły interesować, ale główna przyczyna to jednak te zawirowania, w które każdy kiedyś wpada. Mam nadzieję, że zostaniesz na dobre :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Leszku! Kiedy wcześniej był innych proboszcz i nie dawno przyszedł nowy proboszcz to już coś nowego, remont kapitalizm w kościele,wszystko zmienione… i dlatego teraz w tym roku proboszcz tak chciał było bardzo dużo ludzi w naszej w kościele…Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. W takim razie niech Duch Św. i mnie odnajdzie.. Pozdrawiam Leszku..

    OdpowiedzUsuń
  18. Przecież odnalazł, skoro przyprowadził :)

    OdpowiedzUsuń
  19. ~marudaaaa.blog.onet.pl7 kwietnia 2011 21:30

    miło było przeczytać. aż uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Paulinko, jak miło mi Ciebie widzieć :) Od razu i na mojej twarzy pojawił się uśmiech :)

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja przeczytałam notkę wcześniej – i kompletnie nie zrozumiałam. Teraz przeczytałam jeszcze raz – i uśmiechnęłam się

    OdpowiedzUsuń
  22. No to fajnie – o to w końcu chodziło!

    OdpowiedzUsuń