wtorek, 18 stycznia 2011

Ten, nad którym ujrzysz – epilog

Tak mi się wydawało, że przy dobrze znanej ewangelii zamiast przedstawiać jej treść (czy ściślej moje rozumienie tej treści), lepiej będzie, jeśli postawię parę pytań. Dopiero po zadaniu prostych pytań widać, że owszem osłuchaliśmy się z jej treścią, ale jednak nie wszystko jest tak zrozumiałe, jak na pierwszy rzut oka się wydaje.

Niestety okazało się, że tylko Basia chciała się w ten sposób bawić w dochodzenie do pełnego zrozumienia tekstu. Mało – kilka osób, które zaglądały (niektóre bardzo intensywnie – a odróżniam, czy ktoś zaglądał do notki moherkowej, czy do tej janowej) w ogóle się nie odezwały i to mimo, iż normalnie pozostawiają swój głos. 

Wygląda więc na to, że nie był to najszczęśliwszy pomysł. Ale może do tego trzeba się po prostu przyzwyczaić?

Bardzo bym więc prosił, byście się w tej sprawie wypowiedzieli.


* * *

Jeśli chodzi o moje rozumienie spraw, to jestem przekonany (ale oczywiście bez żadnych dowodów), że ten znak, który zobaczył Jan, mógł zobaczyć każdy. Innymi słowy, że takie znaki, jak ten nad Jordanem, to nie jest coś, co jest tylko rodzajem jakiegoś złudzenia (wizji) wybiórczo zaadresowanego do konkretnych osób, lecz czymś, co obiektywnie się działo (w odróżnieniu od tzw. widzeń prywatnych), a co było odczuwane (bądź nie) przez konkretne osoby w zależności od indywidualnej gotowości do przyjęcia takich znaków. 

Zwracam na to uwagę, bo to jest problem, który może dotyczyć bezpośrednio nas przy powtórnym przyjściu Chrystusa (pamiętacie o zapowiedziach fałszywych proroków – musimy umieć odróżniać). 


To wspaniale, że Nela zdecydowała się opublikować swoje świadectwo – jak będziecie odczuwali coś takiego, jak Nela, to możecie być pewni, że to właśnie On. Po pierwsze On przychodzi niespodziewanie (jeśli mamy jakieś wyobrażenia dotyczące Jego przyjścia, to gdy te wyobrażenia zaczną się spełniać, możecie być pewni, że spotkaliście swoje własne myśli; gdy jednak dzieje się coś niepodziewanie, to jest olbrzymia szansa, że to właśnie On. Po drugie ważna jest w tym nieokreśloność – jednocześnie się wie i jednocześnie nie potrafi się tego jednoznacznie opisać. Próby opisu okazują się nieporadne. Ja również nie potrafię tego opisać – mogę tylko mówić o skojarzeniach, jakie mam z modlitwą (czuję to, co czuję, gdy ktoś się modli w mojej intencji) i jakie mam z miłością zanoszoną wprost przed Pana.


Komu może się objawić Duch Święty? Kto rozpozna Jego przyjście? – A z drugiej strony co sprawia, że stajemy się zamknięci?


Tu Basia przypominała to słynne ”Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.” Oczywiście to zdanie nie jest w żadnym wypadku pochwałą głupoty – to w ogóle nie o to chodzi. Rzeczywisty problem polega na tym, że człowiek (a facet w szczególności – stąd wyraźna dysproporcja między kobietami, a mężczyznami w kościele – mężczyzn jest zdecydowanie mniej, niż by to wynikało ze statystyki) ma tendencję do tego, by nad wszystkim sprawować kontrolę rozumu.

Jan usłyszał coś, czego nie był w stanie sobie wyobrazić, ale nie poddawał tego kontroli rozumu – po prostu przyjął, że tak będzie i już! A potem czekał, aż tak będzie. A gdy to przyszło, opowiadał o tym tak, jakby od pierwszego dnia jego życia każdego dnia doznawał czegoś podobnego.

Skoro Bóg coś zapowiedział, to dla Jana było jasne, że tak będzie. Kiedy będzie? – tego Bóg nie mówił, jednak było oczywiste, że na to trzeba zaczekać. I było jasne, że gdy to zacznie się spełniać, to Bóg już zadba o to, by on Jan wiedział, że to akurat jest ten właśnie moment.


Oczywiście do takiej gotowości konieczna jest pokora – to nie ja mam najlepszy plan na swoje życie, jak wielu z nas sądzi, lecz Bóg ma taki plan. Po ludzku ten plan może nawet wyglądać zupełnie do kitu – ale to Jego plan jest najlepszy, a nie mój. 

Jan już miał ustabilizowane życie – chodził sobie w tych śmierdzących skórach, sympatii nie budził (taki anty-idol), a jednak to do niego przychodziły tłumy. Jego życie miało głęboki sens. I on to czuł, on to wiedział. 

Aż nad Jordan przyszedł Jezus – już następnego dnia odeszli od niego dwaj ulubieni uczniowie. Po ludzku klęska, niepowodzenie. A jednak Jan czekał na tę chwilę i cieszył się z niej, gdy przyszła.


I tego wszystkiego i wam życzę.



27 komentarzy:

  1. Jan, Anna, Symeon [ i inni wspomniani w Biblii] mieli daną obietnicę. Wiedzieli na Kogo czekają i po czym JEGO przyjście rozpoznają. Wiedzieli jaki ZNAK stanowić będzie dowód, że jest To Ten, na Którego czekają. Toteż wielu i dziś oczekuje znaku. Już nie chodzi o wyróżnienie, ale o to aby pójść za wilkiem w owczej skórze. Aby fałszywi prorocy nie wiedli. Leszku- myślę, że jest to bardziej złożone niż się nam to wydaje. Sfera DUCHA bywa krainą bardzo przepastną i nierozszyfrowaną. Takie ogólnikowe jej roztrząsanie, to jak lizanie czekolady przez szybę i opisywanie jej smaku.

    OdpowiedzUsuń
  2. P.S. korekta;”chodzi o to aby NIE pójść za wilkiem w owczej skórze; NIE pójść za fałszywym prorokiem, aby nie zostać zwiedzionym..

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że pojawiło się to dopowiedzenie. Ja również zaglądałam do niedzielnej notki o Janie i … nic nie potrafiłam powiedzieć. :(Dlatego też nie zostawiłam śladu widzialnego, choć modlitewny i owszem był.Z doświadczenia wiem, że spotykam Boga i wiem też, że często Go nie rozpoznaję.Dzięki, Leszku, za przewietrzenie umysłu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, to dopiero mnie zaskoczyłaś – Tobie jedynej chciało się dociekać, jak to jest, a teraz mówisz, że to dociekanie nie ma sensu:(

    OdpowiedzUsuń
  5. No proszę, Basia dużo się odezwała, ale jej takie dociekanie nie zachwyciło, a Ty przeciwnie – nie odezwałaś się, ale to Cie zainteresowało.

    OdpowiedzUsuń
  6. Leszku – samo dociekanie ma sens, bo zaglądamy w tą głębię, przepastną otchłań naszego DUCHA, czyli wykazujemy zainteresowanie. Chcemy i szukamy. Może w tym znajdziemy dany nam ZNAK . Podjęłam się tego dociekania, gdyż nie znamy dnia ani godziny, nie tylko swej śmierci, ale także nie znamy dnia ani godziny spotkania z Panem bądź znaku od Niego, być może przekazanego nam przez bliźniego. Szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a będzie wam otworzone……….Szukajmy Tego, nad Którym ujrzymy obiecane nam zbawienie; pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Leszku – to, że mnie tu pełno nie powinno Cię dziwić. Już tylko twój blog mi pozostał do odwiedzania. Inni widać zawiesili blogowanie. Być może inni odpoczywają, albo leczą co nieco. Jednak wymiana poglądów wiele daje i poszerza nasze horyzonty myślowe, więc smutno mi, że inni milczą. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. he he..no nie moge się powstrzymać…”chodził sobie w tych śmierdzących skórach”..i życie miał ustabilizowane.Nieraz sobie wyobrażałam jak oni (pustelnicy) to odzienie ze skór produkowali. Skórę z zabitego zwierzęcia , świeżą można powiedzieć jeszcze ciepłą wciągali na siebie. I ta skóra do ciała przylegała i w ten sposób mieli skórzane odzienie. A poza tym Jan jadł szarańczę i leśny miód…brrJeśli ktoś tak jak on sobie życie ustabilizował to znaczy, że żył jedynie Bogiem więc przyjmował bez zastrzeżeń Boży plan dla siebie i tych , których kochał.A w jakich warunkach my żyjemy? Komfort w porównaniu do Jana. I ten komfort odciska się na naszym przyjmowaniu Bożego planu.Na moim się odciska -niestety..

    OdpowiedzUsuń
  9. Basiu – u Paciorka jest link na blog Biedronki. Nie wiesz czy to nasza Biedronka?uduszanko :) ***

    OdpowiedzUsuń
  10. No właśnie – nam się kojarzy futra, luksus, a tymczasem było dokładnie tak, jak opisujesz. A w tamtym klimacie musiało to potwornie śmierdzieć. A jednak Jan każdego dnia to wybierał i był gotowy pełnić tę służbę do końca. Mówił rzeczy niepopularne, ale wiedział, ze ma to mówić. I cieszył się, ze tak wielu go słucha. Jego głos był głosem wołającego na pustyni, a jednak był głosem donośnym. W tym dniu, gdy przyszedł Jezus, on już wiedział, że jego misja dobiega końca… Nie wiedział, jak zakończy się jego życie, ale wiedział, że jego czas już minął – a to dla nikogo nie jest łatwe. Ale to przyjął…

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie, Moherku, to nie jest blog „naszej” Biedronki, ale kiedyś nasza tam była moderatorem i obie Biedronki doskonale się rozumiały. Takie pokrewne dusze; pozdrawiam Moherku i informuję, że na krótko zniknę z internetu; jadę do wnusi – hhhuuurrraaaa!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj ! myślę, że masz nowy temat notki; wiedział, że jego czas minął. Nasz czas także mija i co ??? czy nasz głos jest tak potężny jak głos Jana ? czy mamy Jego odwagę by mówić i bronić prawdy ? czy schował się na pustyni aby uniknąć wyroku Heroda? może warto byłoby zastanowić się- co Jana cechuje, a czego nam brakuje ? Czy winien jest tylko komfort życia ? U mnie obecnie bardziej daje się we znaki lenistwo; śpię jak suseł i unikam ludzi aby nie narazić się na uszczypliwości, na krytykę, na niezadowolenie albo żeby się NIE wtrącać w cudze sprawy i problemy, bo to nie jest mile widziane. Mam święty spokój, ale czy to moja misja ? czy misja oznacza „święty spokój”?

    OdpowiedzUsuń
  13. P.S. to jest blog „Biedronki- Bożej Krówki”

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuję i zapraszam częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jasne ten znak zobaczył każdy bo to jest Epifania – Objawienie Boskości Jezusa ówczesnemu światu. To jest proste bardzo proste.Bóg Ojciec potwierdził Kim jest zapowiadany przez Jana Chrzciciela ów Niezwykły Człowiek imieniem JezusŻe jest Synem BozymI tu nie potrzeba żadnych wywodów filozoficzno-teologicznych.Inaczej się ma rzecz z Nawróceniem św.Pawła [25 stycznia]Tylko Paweł widział Światlość a towarzysze jego podróży nie widzielipozdrawim

    OdpowiedzUsuń
  16. Potwierdzam to jest blog Biedronki

    OdpowiedzUsuń
  17. tak tj blog Bożej Krówki

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie byłbym tego wcale taki pewien, że > To jest proste bardzo proste.bo jednak w tej pierwszej części notki, w której jedynie zadawałem pytania, cały czas musiałem wracać właśnie do tego, czy aby na pewno to działanie Ducha Świętego dostrzegał tylko Jezus i tylko Jan? Przeważał jednak pogląd, że tylko Oni. Chciałem na to uwrażliwić, bo nam również grozi to, że nie rozpoznamy tego, gdy Jezus powróci…

    OdpowiedzUsuń
  19. Leszku, powtórne przyjście Pana Jezusa Paruzja, będzie się jednak różnić od rozpoczęcia przez Niego historycznie działalnosci publicznej.Co do tego nie ma wątpliwości.Zapewne masz coś innego na myśli stawiając te pytanie (może – czy znajdę wiarę gdy przyjdę?).Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Problem wg mnie tkwi w tym, że ponownemu przyjściu będzie towarzyszyć pojawienie się fałszywych proroków, czyniących fałszywa cuda – wszystko po to, by odciągnąć nas od powracającego Jezusa. Możemy pójść za kimś, kto „zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem” (2Tes 2.4). Jeśli nie nauczymy się rozpoznawać Ducha Świętego, jeśli nie uwrażliwimy na Jego działanie, będziemy doskonałą pożywką dla Antychrysta.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja mam podobne przypuszczenia do Twoich, jeśli chodzi o Janowe nastawienie do spraw znaku. Po prostu wierzył, że kiedy będzie trzeba – to właściwy znak zobaczy.A jeszcze jedno – no cóż okazuje się, że krzyknąć „odchodzę, bo muszę odpocząć” źle – bo można niechcący dać pożywkę dla mało sensownej kłótni. A po cichutku odciąć się na jakiś czas od netu – też źle No trudno…

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie zrozumiałem z tym odchodzeniem – nie potrafię skojarzyć.

    OdpowiedzUsuń
  23. „Mało – kilka osób, które zaglądały (niektóre bardzo intensywnie – a odróżniam, czy ktoś zaglądał do notki moherkowej, czy do tej janowej) w ogóle się nie odezwały i to mimo, iż normalnie pozostawiają swój głos.”Ponieważ faktycznie po „moherkowej” notce chciałam sobie odpocząć od blogów (nie zaglądałam nigdzie) to rozumiem, że Twoja uwaga odnosiła się też do mnie. A chociaż ani się nie złoszczę, ani nie obrażam, to jednak też potrzebowałam trochę spokoju. Zmęczyło mnie to straszne niezrozumienie między ludźmi szczególnie zaskakujące właśnie tutaj

    OdpowiedzUsuń
  24. Ale przecież ja jedynie stwierdzałem fakt – chodziło mi o to, że skoro zmieniłem sam sposób pisania notek, to jest jasne, że się przyglądałem, jak to zostanie przyjęte. W końcu bloga pisze się dla czytelników, a nie dla siebie. A skoro jedynie stwierdzałem fakt, to zupełnie nie zrozumiałem, gdy Ty pisałaś, że „to też źle”, bo ja niczego nie oceniałem.Podobnie nie da się w kategoriach dobrze-źle mówić o pożegnaniu Moherka z blogiem ks. Tomasza – to też jest tylko fakt. Natomiast naganne jest wg mnie to, jeśli ktoś w takiej sytuacji nie chce okazać wsparcia, bo ocenia, ze to zostanie źle przyjęte przez autora bloga. Jakoś koncepcje walki partyzanckiej na blogach zupełnie do mnie nie przemawiają. „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.” Mt 5:37

    OdpowiedzUsuń