sobota, 6 listopada 2010

Którego z nich będzie żoną?

27 Wówczas podeszło do Niego kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go 28 w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu. 29 Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. 30 Wziął ją drugi, 31 a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. 32 W końcu umarła ta kobieta. 33 Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę».
34 Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. 35 Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. 36 Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. (Łk 20)


Odpowiedź prosta i wydawałoby się, że jednoznaczna. Przyznam jednak, że zawsze miałem z nią pewien kłopot. Początek jest bowiem rzeczywiście prosty – widać te ciała, jakie będziemy mieli po zmartwychwstaniu, będą na tyle inne, iż w mowie ciała nie będziemy się stawać mężem i żoną. 

Ale przecież miłość, jaka łączy małżonków (a w każdym razie winna ich łączyć), to coś znacznie więcej, niż sama miłość wyrażana w mowie ciała, a tymczasem odpowiedź Jezusa choć akcentowała ten aspekt, to jednak nie pozostawiała złudzeń, iż w ogóle nie będzie można mówić o mężu i żonie. Z tego trzeba by było wyciągnąć wniosek, iż wszelka miłość tam nie jest miłością wyłączną. Innymi słowy iż każdy jest jest jedną ze stron tej miłości, którą będzie tam przeżywał. Każdy ja i każdy każdy..

A jak wy to rozumiecie?

29 komentarzy:

  1. Leszku – problem w tym, że ja nadal tego nie rozumiem. Jeśli odrzucimy to co cielesne [nasze ciało z prochu powstało i w proch się obróci] to jeszcze pozostaje pomiędzy mną, a mężem więź duchowa. Dotyczy to nie tylko relacji mąż- żona; ale każdej ziemskiej miłości[ matczynej, ojcowskiej, dziecka, przyjacielskiej, itp.] Ba, pomiędzy mną, a matką także wciąż mocna jest nić miłości dziecka do matki. I co ? tam matki nie spotkam i ta miłość nie będzie miała żadnego znaczenia ? Za trudne to dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z innymi miłościami, niż między mężem, a żoną, nie ma problemu, bo inne miłości nie są wyłączne; mama może mieć dziesięcioro dzieci i każde kochać tak samo. A więc to oczywiste, że tych więzi miłości, jakie są między rodzicami, a dziećmi, nie tylko śmierć nie niszczy, ale wręcz dopiero po naszym zmartwychwstaniu te więzi będą się mogły do końca wypełnić. Czegoś podobnego należy się spodziewać również między małżonkami. Ale tu jest właśnie ten problem wyłączności – z odpowiedzi Jezusa w moim przekonaniu wynika, że właśnie tej wyłączności już nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja rozumiem to bardzo prosto – zostanie tylko miłość, bez naszych ludzkich dodatków i ułomności. Pytanie było akurat o małżeństwa, ale równie dobrze można sobie wyobrazić to na przykładzie dzieci – w wieczności nie ma pojęcia czasu, wieku, nie liczy się starszeństwo – zanika podział na pokolenia, zanikają różnice z tym związane… Bo teraz możemy kochać INACZEJ małżonka, dziecko, siostrę albo przyjaciela z powodu różnic, powiedzmy, społecznych powiązań między sobą. A skoro później wszyscy będą sobie równi „jak aniołowie” to w czym problem?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ps. Czy chęć „posiadania na wyłączność” nie jest właśnie jakimś ludzkim ograniczeniem miłości?

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie – to jest dobre pytanie. Przy takim sformułowaniu zdecydowanie odrzucam ze względu na to „posiadanie”. Kochać, to nie posiadać! Jednak z drugiej strony kochając kogoś (ja kobietę, Ty mężczyznę) pragnę, by to była miłość wzajemna i oczekuję, bym to ja był / była dla tej kobiety / tego mężczyzny osobę najważniejszą. A więc jednak wyłączność, choć nie w kategoriach posiadania. I czy tak rozumiana wyłączność jest jakąś ułomnością?

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim skromnym zdaniem ta biedna kobieta kochała tylko swojego pierwszego męża… reszta małżeństw była Jej narzucona przez prawo, którego dzisiaj nie potrafię ogarnąć… jeśli chodzi o miłość to przeczytałem ostatnio takie porównanie: Dusza jest przepełniona ( otoczona i wypełniona ) Bogiem jak mała rybka w oceanie – wszędzie i wszystko wokół niej jest miłością, której dzisiaj doświadczamy ale jeszcze nie rozumiemy… tak więc… jeżeli uda nam się dotrzeć do Nieba, to wszyscy będziemy zatopieni w MIŁOŚCI Fajna prespektywa… i nie będzie tam polityki

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pewno fajna perspektywa :) Ale nie można do niej podchodzić zbyt abstrakcyjnie. Właśnie to, że będziemy zanurzeni w miłości, będzie sprawiać, iż nasza miłość nie będzie ograniczona tak, jak jest ograniczona teraz. Jednak nadal będzie to miłość nade wszystko do tych samych ludzi, których kochamy teraz. A więc to pytanie z dzisiejszego czytania jest jak najbardziej uzasadnione. Rozumiem, iż uważasz, iż zawsze jest tylko jedna osoba, która jest dla nas najważniejsza. Czy tak?

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, Leszku, w tej sprawie bardzo mi się podoba „rozwiązanie” jakie podsuwa papież Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est.” Pisze on mianowicie, że dopiero TAM (wtedy? trudno mi umiejscowić „niebo” w kategoriach czasu i przestrzeni. :) Czy to jakieś „miejsce” czy raczej „stan”? Analogicznie, jak piekło jest „stanem bez Boga”) dowiemy się, jaki cel przyświecał Bogu, gdy obdarzył nasze ciała seksualnością. I myślę też, że nic z tego, co naprawdę kochaliśmy tu na ziemi, nie zostanie nam odebrane i na wieczność (coś podobnego sugeruje również Anna w „Świadkach Bożego Miłosierdzia” :) ). Bardzo często modląc się za moich niewierzących bliskich, tłumaczyłam Bogu, że nie byłabym w niebie w pełni szczęśliwa bez nich… Sama jestem przekonana, że jedną z ostatnich moich myśli na tej ziemi będzie: „Panie, dziękuję Ci za P.!” Myślę, że ludzka miłość nie byłaby prawdziwa, gdyby nie można było jej jakoś „przenieść poza śmierć”…

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę Leszku,że po śmierci uświadomimy sobie, ze jesteśmy wypełnieni Bogiem i żyjemy Nim tak jak tu na ziemi oddychamy powietrzem. I po śmierci Wszystkich kochamy Bogiem, który żyje w nas -podobnie jak tu na ziemi nie da się kochać kogokolwiek nie oddychając.Posłużyłam się tym przykładem bo lepszy nie przyszedł mi do głowy ale myślę, ze dało by się taki znaleźć :)

    OdpowiedzUsuń
  10. > Myślę, że ludzka miłość nie byłaby prawdziwa, gdyby nie> można było jej jakoś „przenieść poza śmierć”…Dokładnie tak samo myślę z dokładnością jedynie do tego słówka „ludzka”, bo twierdzę, że nasza miłość jest na tyle miłością, na ile pozwalamy Bogu, by poprzez nas kochał tych, których kochamy. Stąd zresztą jest dla mnie oczywiste, że pełnię tej miłości możemy osiągnąć tylko tam! Rozumiem, że dla Ciebie P. zawsze będzie tym najważniejszym i zupełnie nie potrafisz sobie wyobrazić, by tam mogło być inaczej. Czy tak?

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że to doskonale oddaje istotę sprawy, Mało – twierdzę, że i teraz jest właśnie tak – kochamy na tyle, na ile Bogu pozwalamy poprzez nas kochać tych, których kochamy. Ale to wydaje mi się, ze nie jest odpowiedzią na pytanie o wyłączność miłości do męża / żony (czy ogólniej tej miłości ostatniej)?

    OdpowiedzUsuń
  12. No, nie wiem, czy dobrze mnie rozumiesz – ale to dlatego, że ze względu na Antosia musiałam przerwać pisanie tamtego komentarza. Spróbuję teraz wyjaśnić. Myślę, że (tak jak mówi św. Paweł :) ) „teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno” „wtedy” zaś poznamy tak, jak sami zostaliśmy poznani. Inaczej mówiąc, wierzę że „tam” otworzą się nam oczy i zobaczymy wszystko takim jakim jest naprawdę, bez osłonek i przekłamań. Dlatego myślę, że jeżeli to, co nas połączyło jest PRAWDĄ a nie grzesznym złudzeniem, nic i nikt nas już nigdy nie rozłączy. Jedno serce, jedna dusza, jedno ciało. Parafrazując – „co Bóg złączył, tego Bóg nie rozłączy.” Kiedyś w radiu Józef jakiś ksiądz pięknie powiedział, że „zmartwychwstanie jest po to, by oddać każdej płaczącej żonie jej męża.” Ale, oczywiście, nasza ludzka miłość jest tylko odblaskiem Jego miłości – a ponieważ sądzę, że „wtedy” (łamane przez „tam” :) ) wszyscy będziemy jakby „skąpani” w Jego obecności, problem „a co z ludźmi, którzy na ziemi prawdziwie kochali więcej niż jednego współmałżonka?” nie spędza mi snu z powiek.( Inaczej niż np. poligamicznym mormonom, dla których wdowa jest tylko „ziemską żoną” mężczyzny, w niebie zaś zasiądzie obok swego pierwszego męża :) ) Jestem przekonana, że Ten, który jest NIESKOŃCZONĄ Miłością znajdzie jakiś „sposób” i na to. „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało…” Zresztą uczono mnie, że miłość, która jest „dzielona” nie zmniejsza się, lecz mnoży… Nie bardzo rozumiem, co miałeś na myśli mówiąc, że jestem przekonana, że P. będzie dla mnie zawsze pierwszy – „tu” czy „tam.” Na wszelki wypadek powiem, że P. jest pierwszy… po Bogu. (Choć może moje życie z pozoru na to nie wskazuje :) ).Ostatecznie bowiem „czy w życiu, czy w śmierci należymy do Pana.”

    OdpowiedzUsuń
  13. No, nie wiem, czy dobrze mnie rozumiesz – ale to dlatego, że ze względu na Antosia musiałam przerwać pisanie tamtego komentarza. Spróbuję teraz wyjaśnić. Myślę, że (tak jak mówi św. Paweł :) ) „teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno” „wtedy” zaś poznamy tak, jak sami zostaliśmy poznani. Inaczej mówiąc, wierzę że „tam” otworzą się nam oczy i zobaczymy wszystko takim jakim jest naprawdę, bez osłonek i przekłamań. Dlatego myślę, że jeżeli to, co nas połączyło jest PRAWDĄ a nie grzesznym złudzeniem, nic i nikt nas już nigdy nie rozłączy. Jedno serce, jedna dusza, jedno ciało. Parafrazując – „co Bóg złączył, tego Bóg nie rozłączy.” Kiedyś w radiu Józef jakiś ksiądz pięknie powiedział, że „zmartwychwstanie jest po to, by oddać każdej płaczącej żonie jej męża.” Ale, oczywiście, nasza ludzka miłość jest tylko odblaskiem Jego miłości – a ponieważ sądzę, że „wtedy” (łamane przez „tam” :) ) wszyscy będziemy jakby „skąpani” w Jego obecności, problem „a co z ludźmi, którzy na ziemi prawdziwie kochali więcej niż jednego współmałżonka?” nie spędza mi snu z powiek.( Inaczej niż np. poligamicznym mormonom, dla których wdowa jest tylko „ziemską żoną” mężczyzny, w niebie zaś zasiądzie obok swego pierwszego męża :) ) Jestem przekonana, że Ten, który jest NIESKOŃCZONĄ Miłością znajdzie jakiś „sposób” i na to. „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało…” Zresztą uczono mnie, że miłość, która jest „dzielona” nie zmniejsza się, lecz mnoży… Nie bardzo rozumiem, co miałeś na myśli mówiąc, że jestem przekonana, że P. będzie dla mnie zawsze pierwszy – „tu” czy „tam.” Na wszelki wypadek powiem, że P. jest pierwszy… po Bogu. (Choć może moje życie z pozoru na to nie wskazuje :) ).Ostatecznie bowiem „czy w życiu, czy w śmierci należymy do Pana.”

    OdpowiedzUsuń
  14. Oczywiście miałem na myśli „pierwszy wśród mężczyzn” (nawet nie „wśród ludzi”, lecz „wśród mężczyzn”).

    OdpowiedzUsuń
  15. Wydaje mi się, że jest :) Chyba, że źle rozumiem co Ty rozumiesz pod pojęciem „wyłączność miłości męża do żony / żony do męża” …właściwie wydaje mi się to oczywiste ale może wcale takie nie jest

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzisiejsze czytanie jest jednoznaczne, że nie ma męża / żony, ale czy to dotyczy tylko naszej seksualności, której tam nie będzie, czy też oznacza że nie będzie wyłączności w miłości między kobietą a mężczyzną?

    OdpowiedzUsuń
  17. nie wiem, i nie wiem czy tu na ziemi taką odpowiedź można uzyskać.Bo wydaje mi się, że to będzie nowa jakość miłości, „świętych obcowanie”, w której małżonkowie będą zanurzeni w pewien sposób tylko dla nich właściwy (bo są połączeni sakramentem małżeństwa). Myślę, że sam sakrament spowoduje pewną łączność charakterystyczną tylko dla małżonków. A oprócz tego jako małżeństwo czyli „byt duchowy” powstały tu na ziemi są zanurzeni w Kościele,w którym dane im jest żyć. Więc będą też kochali po śmierci ludzi wśród których żyli…wyobrażam sobie to jako pewną „powszechność”miłości z charakterystycznymi zmianami właściwymi osobom i grupom osób.Nie wiem czy da się odpowiedzieć na Twoje pytanie ale jest bardzo interesujące :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Też się obawiam, że jednoznacznej odpowiedzi tu nie znajdziemy. Dlatego zresztą postawiłem to pytanie, jako pytanie otwarte. Bardziej mi zależało na tym, by każdy spojrzał na swoje miłości, jako na te, które będą trwać wiecznie, niż na znalezieniu jednoznacznej odpowiedzi..

    OdpowiedzUsuń
  19. Leszku – to trzeba byłoby mieć serce, jak autobus, aby pomieścić w nim wieczną miłość do 7 mężczyzn -mężów. Coś mi świta, że miłość ziemska ściśle wiąże się z cielesnością [nie tylko o seks mi chodzi]. Chodzi mi o to, że ona rozwija się pod wpływem bodźców ziemskich , zaś nasze ciała po zmartwychwstaniu będą inne więc i ta miłość będzie niby ta sama, a inna. Już nie będzie ograniczona do jednej osoby [jak ograniczony jest nasz mózg i serce] ale będzie doskonała. Chyba po prostu nie jesteśmy w stanie tego jeszcze pojąć.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja tam twierdzę, że wszelka miłość ma swe źródło w Bogu, a więc żadne chemie, czy inne takie. A skoro w Bogu to pełnia miłości będzie możliwa tylko tam (bo tam nic nas nie będzie oddzielać od Boga). A skoro jednym z atrybutów miłości między kobietą, a mężczyzną jest jej wyłączność, to pod wpływem tego czytania mamy prawo pytać, czy to stwierdzenie Jezusa oznacza jedynie, że właśnie na skutek przemiany ciała nie będzie już takiej miłości wyrażanej ciałem, czy też ten, kto był dla nas najważniejszy tu na ziemi, tam będzie jedynie jednym z wielu, czy nadal będzie tym najważniejszym. Zrozumiałem, iż optujesz za tym, że jednak będzie tylko jednym z wielu. Czy tak?

    OdpowiedzUsuń
  21. Leszku – tak mi się widzi, że będzie jednym z wielu; że wszystkich będziemy miłować jednakowo w każdym widząc obraz i podobieństwo Boga-MIŁOŚĆ. Ta miłość ziemska [cielesna] ma tutaj spełnić pewną rolę; „bądźcie płodni, rozmnażajcie się i czyńcie sobie ziemię poddaną”.Do tego potrzebne jest nam ciało, które kiedyś zostało splamione grzechem. To grzeszne ciało z prochu powstało i w proch się obróci, ale Pan tym, których Zbawi zapewni ciało na kształt ciała uwielbionego i ono w łączności z duchem będzie już miało inne zadanie, dlatego już nie będą się ani żenić ani za mąż wychodzić. Tak sobie myślę, ale czy właściwie dumam ? Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  22. > Jednak z drugiej> strony kochając kogoś (ja kobietę, Ty mężczyznę) pragnę,> by to była miłość wzajemna i oczekuję, bym to ja był /> była dla tej kobiety / tego mężczyzny osobę najważniejszą.No właśnie tego ja tak nie odbieram – kochając kogoś wcale nie muszę być „najważniejsza” dla niego/niej – bo on/ona ma rodziców, siostrę, brata, dziecko, przyjaciela – i każda z tych osób jest równie ważna, choć na inny sposób Zresztą ja tak samo – nie potrafiłabym wybrać kto jest dla mnie „ważniejszy”… Jakie kryteria, jaki przykład przyjąć, żeby ustalić „kolejność”? Kogo rady prędzej posłucham, czy kogo najpierw ratowałabym z tonącej łodzi?

    OdpowiedzUsuń
  23. Przecież wyraźnie podkreśliłem „ja kobietę – Ty mężczyznę”. Po co więc mieszasz tu rodziców, dzieci… Tylko miłość erotyczna ma tę cechę.

    OdpowiedzUsuń
  24. No to pomieszałeś mi pojęcia, bo ja mam na myśli miłość, a nie seks. Wyłączność w związku dotyczy tego ostatniego, a nie miłości.

    OdpowiedzUsuń
  25. Znaczy nie przeszkadzałoby Ci, gdyby Twój mąż był po uszy zakochany w innej kobiecie, o ile tylko byłaby to miłość platoniczna. Jesteś tego pewna?

    OdpowiedzUsuń
  26. A co ma znaczyć „po uszy zakochany”, bo z tego, co kojarzę „zakochanie po uszy” (szczególnie w takim zwrocie właśnie) ma więcej wspólnego z pożądaniem i seksem niż z prawdziwą miłością Przytoczone były słowa Jezusa „tam nie będzie nikt za mąż wychodził, ani się żenił” – z tego wniosek, że kwestia seksu zupełnie odpadnie, tego już nie będzie, a tylko ten aspekt miłości między małżonkami jest „na wyłączność”. Dlatego ja żadnego problemu nie widzę. Można by się zastanowić CO jest OPRÓCZ erotyki między małżonkami i czy TO właśnie chcemy też mieć na wyłączność? Szacunek, bliskość, przyjaźń, życzliwość, zrozumienie… gdyby to mój mężczyzna czuł wobec jeszcze innej kobiety nie przeszkadzałoby mi wcale

    OdpowiedzUsuń
  27. No to jesteś wyjątkowa. Ale może to dlatego, że jakoś strasznie oddzielasz seks od miłości? Dla mnie seks jest wyrazem miłości wyrażonym w mowie ciała (bo mamy kochać innych całym sobą); jeśli nie jest jest po prostu kłamstwem i mnie w ogóle nie interesuje.

    OdpowiedzUsuń
  28. I przyznaję, że zakochanie z seksem absolutnie mi się nie kojarzy.

    OdpowiedzUsuń
  29. Fakt, ja jestem trochę dziwna pod tym względem, bo seks traktuję tylko jako… hm, powiedzmy jeden z elementów związku, ale na pewno nie najważniejszy. Innymi słowami – wyobrażam sobie uczucie bez cielesności, ale cielesność bez uczuć zupełnie nie mieści mi się w głowie. I nie potrafię być zazdrosna. To chyba jest najbardziej nietypowe – gdybym miała wybierać, to o wiele bardziej wolałabym być przyjaciółką niż obiektem pożądania. A miłość między małżonkami jest dla mnie złożeniem tych dwóch rzeczy (uczuć typowych również dla przyjaźni oraz przyciągania erotycznego). Skoro więc, cytując Basię – seks ma spełniać określoną „ziemską” rolę w rozmnażaniu, to zupełnie nie jest mi trudno wyobrazić sobie miłość „niebiańską” pozbawioną tego elementu.

    OdpowiedzUsuń