niedziela, 14 marca 2010

Syn marnotrawny 2

Napisał do mnie Moherek:

W naszym kościele było bardzo mądre kazanie o synu marnotrawnym (jak chcesz wykorzystaj sobie na blogu:)
Dotyczyło interpretacji postawy człowieka wierzącego na przykładzie postawy synów. I moją uwagę zwrócił ten drugi syn. Ksiądz powiedział, że ten syn zachował się nie jak kochający syn, ale jak robotnik u pracodawcy: pracuję tyle lat u Ciebie Ojcze i nigdy mi nie dałeś koziołka bym się zabawił z przyjaciółmi. A ten drugi…ten…ucztę dla niego …pierścień mu dałeś… a Ojciec mówi: ty zawsze jesteś ze mną i wszystko co moje jest twoje. Przez tyle lat syn nie zauważył, ze to co jest Ojca jest jego. I mógł sobie brać tego koziołka i wszystko czego potrzebował. Ale on wolał dostawać od Ojca za Swoją Pracę Wynagrodzenie. Pracuję -Należy się!

My tacy jesteśmy na co dzień. I dziwić się że chorujemy, jesteśmy smutni…wciąż coś nam nie tak…

Prawda, że Moherek pisze bardzo ładne notki?! – aż by się chciało czytać je na jej blogu!

No ale w ten sposób sam się poczułem wyciągnięty do tablicy – i oto, co odpisałem:

Jeśli chodzi o omówienie przypowieści, to ja bym zwracał uwagę na to, że to jest przypowieść o miłości – a skoro o miłości, to również o wolności. Młodszy syn jest tu przykładem nadużywania wolności – jednak ojciec, jako kochający ojciec, nie ogranicza wolności swojego dziecka. Starszy syn odwrotnie – jest przykładem człowieka o mentalności niewolnika. I jednemu i drugiemu synowi było potrzebne nawrócenie, bo i jeden i drugi nie potrafił korzystać z wolności – młodszy nadużywał, starszy uciekał od wolności. To jest według mnie klucz do zrozumienia tej przypowieści (no i ten ksiądz dotykał tych problemów, choć ich nie nazwał).

A tak swoją drogą zwróć uwagę, że to dopiero w dzisiejszych czasach jesteśmy w stanie tak zrozumieć tę przypowieść. Jeszcze pół wieku temu taka interpretacja wydawałaby się całkowitą abstrakcją, nie mającą nic wspólnego z życiem.

Na koniec może nawiążę jeszcze do tego zakończenia napisanego przez Moherka – bardzo słuszne jest to spostrzeżenie. Bo to właśnie jest tak, że człowiek radosny, to człowiek wolny. Doznajemy prawdziwej radości tylko wtedy, gdy potrafimy korzystać z posiadanej wolności; gdy czujemy się zniewoleni, jesteśmy smutni..

(i tak oto napisałem pierwszą notkę wspólnie z Moherkiem, choć Moherek w ogóle o tym nie wie)

18 komentarzy:

  1. TAK – Moherek bardzo mądrze pisze; jak to dobrze, że znów bloguje.A teraz do rzeczy; takie określenia jak miłość, wolność, czy radość z wolności są przywalone ciężarem codzienności i odpowiedzialności; wielu pcha ten życiowy kierat niczym z przymusu wprzągnięte konie, którym założono klapki na oczy; zresztą – co tu daleko szukać, kiedy ja sama do tej pory [do czasu przejścia na emeryturę] patrzyłam na swoje obowiązki przez pryzmat „MUSZĘ”, a nie „chcę”. Jest to zbyt bolesne, aby to wspominać. Czy teraz już nic nie muszę???? Kiedy zostało to zakodowane w podświadomości i ciągle ktoś się do tego odwołuje. Z takich czy innych relacji rodzinnych wynika to „muszę”. Wy możecie sobie tak swobodnie o tym dyskutować, bo nie czujecie na plecach oddechu tej przypowieści; mnie ona dotknęła bezpośrednio. Toteż nadal podchodzę do tego emocjonalnie. Nic więc dziwnego, że ma to przełożenie na kwestie duchowe i kwestię wiary. Codzienność kształtuje nasze charaktery i nasze podejście do życia także w sferze duchowej. To, co ten kapłan powiedział,jest bardzo mądre ale ……..pod warunkiem, że umie się kochać bliźniego swego jak siebie samego. Zatem należałoby się zastanowić – dlaczego nie wszyscy potrafią tak kochać ? dlaczego „ego” jest tak silne ? skąd się bierze to rozżalenie starszego syna ? może nie dano mu odczuć, że jest kochany ? może to nie tylko zazdrość o ubitego cielca, lecz ma to inne podłoże – zazdrość o miłość ojca ? w moim odczuciu jest to łagodniejsza forma historii Kaina i Abla. Tu starszy syn jedynie się obraził, zaś tam Kain z zazdrości zabił brata. Miłość to bardzo delikatne uczucie, a człowiek jest zbyt niedoskonały, aby nie nasunęły mu się wątpliwości. A może warto zastanowić się – czy ja jednakowo kocham swoich synów ? czy któregoś nie faworyzuję ? czy nie daję podstaw aby któryś z nich czuł się gorszym ? miłość i zazdrość są tak delikatnymi strunami, że łatwo jest je trącić nawet niechcący; szatan to wykorzystuje i trąca.

    OdpowiedzUsuń
  2. W tej przypowieści zawsze można odkryć coś nowego. Mnie się nasuwa jeszcze jedno: Bóg to nasz najlepszy Ojciec – On zawsze czeka na marnotrawnego syna. Ale jak postępujemy my, ludzie? Czy niestety zbyt często dziecko nie czeka daremnie na ojca (lub matkę) – nieobecnego, bo zajętego tylko rzeczami materialnymi, trwaniem w wyścigu szczurów?

    OdpowiedzUsuń
  3. ~krysiunia-pisze-wiersze.blog.onet.pl15 marca 2010 16:39

    A mnie z kazania naszgo Księdza z parafii najbardziej utkwił nacisk jaki On nałożył na przyznanie się do winy:żle zrobiłem Ojcze,wybacz…i oczywiście zachęta by korzystać właśnie z tej możliwości,chcieć się przyznać,wyspowoadać się a nasz Dobr Ojciec nam wybaczy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, w naszym pokoleniu nie mówiło się o wolności, a jeśli już, to na sposób marksistowski (wolność, to uświadomiona konieczność). Właśnie ze względów ideologicznych to był dla komuchów wyjątkowo niewygodny temat. A przecież to, co mówisz, to wszystko są problemy z realizacją własnej wolności. Tak jak napisałem Moherkowi – jeszcze pół wieku temu taka interpretacja przypowieści o synu marnotrawnym byłaby przyjęta jako czyste teoretyzowanie, jako coś zupełnie nie związane z życiem. Tymczasem jest dla mnie oczywiste, że póki wychowanie do miłości nie będzie jednocześnie wychowaniem do wolności, to kolejne pokolenia będą miały problemy z tym, by prawdziwie kochać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ oczywiście, że tak – to jeden z najważniejszych wątków tej przypowieści. Wszystkie przypowieści ewangeliczne są tak skonstruowane, by we wszystkich pokoleniach każdy mógł odnaleźć to, z czym Bóg chce przyjść do konkretnej osoby TU i TERAZ.

    OdpowiedzUsuń
  6. Krysiuniu, Tobie również powinienem odpowiedzieć dokładnie tak samo, jak Barbarze w komentarzu powyżej. To jest jeden z ważniejszych wątków tej przypowieści. I właśnie o takim odbiorze tej przypowieści skierowanym do każdego z nas indywidualnie, pisałem w tej poprzedniej notce.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że nie na temat, ale muszę podziękować za Twoje „Listy o miłości”, do których dogrzebałam się dopiero dzisiaj. Są prawdziwie piękne. Ps. Nie myślałeś o tym, aby wydać te listy drukiem?

    OdpowiedzUsuń
  8. Moim największym pragnieniem jest to, by ludzie to czytali, szczególnie młodzi, których spojrzenie na miłość dopiero się kształtuje i żyli zgodnie z tym spojrzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Co prawda dla młodych sieć jest zapewne bardziej atrakcyjna niż książki, ale „Listy” w formie drukowanej mogłyby być bardzo dobrym pomysłem choćby na prezent (nie tylko dla nastolatków). Ja wprawdzie zaliczam się do „zgredów”, ale w „Listach” znalazłam wiele odpowiedzi dla siebie I chociaż piszesz „do dziewczyny”, to odbieram „Listy” w ten sposób, że wskazówki są uniwersalne, dotyczą w takim samym stopniu także mężczyzny… jak przypowieść o synu marnotrawnym

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś na lekcji łaciny (tak, tak – łaciny :) ) w moim nazaretańskim liceum omawiałyśmy sobie wraz z Panią Profesor tę przypowieść w wersji Wulgaty – i co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to, że tak naprawdę żaden z tych chłopaków NIE KOCHAŁ ojca (ten „gorszy” chciał wręcz powiedzieć: „Wiesz co, stary, chciałbym, żebyś już nie żył!” – bo przecież, jak zwróciła nam uwagę Pani Profesor, podziału majątku między spadkobierców dokonuje się na ogół PO śmierci spadkodawcy) – i że tak właściwie przypowieść ta powinna się nazywać „Przypowieścią o DWÓCH złych synach i miłosiernym ojcu.” Nawiasem mówiąc, proszę zwrócić uwagę na fakt, że starszy syn (ten o mentalności niewolnika) 1) mówi o swoim bracie z wielką pogardą i nienawiścią (nie:”mój brat”tylko: „ten twój syn(alek)!)” 2) Wyraźnie ZAZDROŚCI młodszemu, że sobie „poszalał” – „dośpiewał” sobie do całej historii wątek z hulankami w towarzystwie nierządnic – to były zapewne JEGO ukryte pragnienia. Tak mi się jakoś to skojarzyło z jedną z komentujących mego bloga, która czytając, że kiedyś pracowałam dla biskupa, od razu zasugerowała, że pewnie i jego „uwiodłam” (No, bo czegóż można się po „takiej” spodziewać, prawda?) No, cóż – „dla czystych ludzi wszystko jest czyste”…

    OdpowiedzUsuń
  11. To oczywiste, że żaden z nich nie kochał, bo prawdziwie kochać może tylko człowiek wolny – kochać nie potrafi ani niewolnik, ani ten, któremu tylko się wydaje, że jest wolny, który nie potrafi korzystać z wolności.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jesteś pewna, że zaliczasz się do zgredów? Tak mi się wydaje, że jesteś młodsza nie tylko ode mnie dziś (bo to oczywiste), ale nawet ode mnie piszącego te listy (miałem wówczas 35 lat), a niewiele starsza od adresatki „Listów…” (a i te wcale nie jest takie pewne). Innymi słowy, jak sądzę, jesteś w takim wieku, w którym nie jesteś już tak chłonna, jak gąbka, ale nadal jesteś otwarta – a przy tym jesteś już na tyle dojrzała, że już nie patrzysz na siebie, jak na osobę najmądrzejszą na świecie, a więc sama stawiasz pytania i szukasz na nie odpowiedzi…

    OdpowiedzUsuń
  13. Leszku – jakie to mądre – prawdziwie kochać ; być prawdziwie wolnym; zastanawiam się – dlaczego ja tak nie potrafię ? ilu ludzi to rozumie i tak potrafi ? ta [i nie tylko ta] przypowieść wyraża całą prawdę o naturze człowieka. Identyfikuję się zarówno z jednym jak i z drugim synem; ale także zastanawiam się nad rolą matki i nad tym czy właściwie ją odtwarzam; bowiem jest powiedziane; ” Czcij ojca swego i matkę swoją.”Dostojny nakaz czci i szacunku wobec rodziców; zero emocji! A przecież w relacjach międzyludzkich spotykane są na co dzień; sympatia, gniew, radość, zmartwienie, wzruszenie, nuda, pogarda, poniżenie, smutek, lęk, wstyd, zazdrość, zachwyt, złość, wina. Rodzice dojrzewających dzieci znają aż za dobrze smak tych emocji, często są one tak silne, że obezwładniają dorosłych. Ale Biblia mówi też: „Rodzice, nie rozdrażniajcie waszych dzieci, żeby czasem nie upadły na duchu”.Z czego wynika to rozdrażnienie „dobrego” syna z w/w przypowieści ? dlaczego upadł na duchu ? może nie odczuwał tego, jak bardzo jest kochany przez Ojca i nie doświadczał tego, jak bardzo jest ważny dla niego ? dlaczego przypadła mu rola niewolnika [parobka] ? dlaczego „zły” syn przetrwonił majątek ? bo był zły z natury, a może źle wychowany ?patrząc na to z ludzkiego punktu widzenia, moim zdaniem – kryje się za tymi postawami wiele czynników, które kształtują postawy i zachowania – nic nie jest na tyle proste, aby można było zamknąć to w jednym zdaniu – oni nie kochali prawdziwie. A może kochali tylko tak, jak ich nauczono albo odwzajemniali się taką miłością jaką im dano ?????

    OdpowiedzUsuń
  14. Masz rację We własnych oczach zgredem nie jestem, ale dla nastolatków to pewnie już „wapniakiem” ;)A poszukuję, czemu by nie… Coś się kończy, coś się zaczyna (jak pisze jeden z moich ulubionych autorów).

    OdpowiedzUsuń
  15. ~gwiazdeczka należąca do Jezusa17 marca 2010 17:18

    Minie też bardzo się podoba ta refleksja… Nigdy tak tego nie odbierałam bardzo pouczająca i dająca do myślenia refleksja… dziękuje!

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo mnie cieszy, że tak szukając rozczytywałaś się wczoraj w „Listach..”

    OdpowiedzUsuń
  17. Zapytujesz „jakie to mądre – prawdziwie kochać ; być prawdziwie wolnym; zastanawiam się – dlaczego ja tak nie potrafię?”, a problem właśnie w tym, że dopiero zaczynamy dojrzewać do tego, by wychowanie obejmowało wychowanie do wolności.

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo mi miło :)

    OdpowiedzUsuń