niedziela, 4 października 2009

Audycja „2+2”

Dziś (tj. 3 października) w Radiu „Józef”, w audycji Anny Maruszeczko i Roberta Tekieli „2+2″ dyskuskutowano na temat wychowania chłopców. Główna teza dyskusji brzmiała następująco: Dla wychowania chłopca konieczne jest przekazanie wychowania w ręce mężczyzny. Chłopca może wychować tylko mężczyzna; mama tego nie zrobi – jeśli brakuje taty, musi się znaleźć inny mężczyzna, choćby nauczyciel wf-u. 
A co zrobić w takiej sytuacji, jak moja, gdy chłop nie jest chłopem, gdy nie jest tak postrzegany przez własną rodzinę?
Kiedyś już o tym pisałem – po to, by nie utracił identyfikacji ze swoją płcią, musiałem swojemu synowi pozwolić zanegować moją osobę (ze wszystkimi dobrymi, ale także złymi – bo takie także są – konsekwencjami).

* * *

Przez te kilka lat mojego pisania odbudowało się nieco poczucie własnej wartości (jakoś tak samo bez żadnej przyczyny); tym łatwiej przychodzi mi przyznawanie się do tego, że chłop ze mnie żaden; szczególnie, że chłopem się jest dla kogoś, a nie tak w ogóle. Dałem się zdominować i tego już nie odwrócę. Jedyne, co mi pozostaje, to nie oglądać się na nikogo i robić swoje. Może po latach syn przekona się, że było we mnie coś, czego nie warto było negować (na razie całkowicie mnie zanegował, ale może kiedyś zauważy, że była w tym przesada)?

34 komentarze:

  1. ~dziwnatwarz.blog.onet.pl4 października 2009 23:13

    No, ten post mnie zaciekawił. Chyba bede tu zagladał częściej.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Leszku! To jest obowiazek, syn do taty corka do mamy, a jak nie ma matka lub ojca to szukac kogos zastepuje za ojca lub matke , tak samo ja mam 2 corki, to corki do matki i ja do dzieci … Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Leszku ! nie wiem czy oglądasz serial Plebania; tam także jest poruszony problem „chłopa” na przykładzie Wandy i Zbyszka. W małżeństwie zawsze jedna ze stron jest dominująca. Moim zdaniem, wszelkie podziały typu ; córki wychowuje matka, zaś synów wychowuję ojciec to sztuczny podział; wszak wiele zależy od charakterów; ubolewam, że nie mam córki, ale mając dwóch synów stwierdzam, że mają krańcowo różne charaktery, dlatego popełniliśmy błąd oczekując od obu takich samych zachowań. A przecież już w Biblii występuje Abel i Kain; obaj wychowywani przez tego samego ojca. W mojej rodzinie od rozwiązywania problemów i kłopotów oraz inwestycji byłam ja, zaś mąż zarabiał na to wszystko – fachowiec. A to dlatego, że ja potrafiłam poruszyć niebo i ziemię, aby rozwiązać węzeł gordyjski. Taki układ. Ja byłam szyją, a mąż głową. Jak było źle, to on był winny, a jak dobrze, to zasługa szyi, że dobrze pokierowała. Żartuję. Leszku – nie ma reguły, bowiem niektóre kobiety mają męskie charaktery [ja], a niektóre „ciepłe [rozlazłe] kluski” , są płaczliwe i delikatne. Tak samo jest z mężczyznami – jedni są zniewieściali, a inni brutale. Zatem jest to kwestia dopasowania się. Moja kuzynka z mężem stanowili parę dwu flegmatyków – dramat. Syn robił co chciał i nimi rządził. Jako mąż i ojciec nie pracuje i żyje [ także pije] z emerytury matki, bo ojciec nie żyje. Zaś małżeństwo dwu choleryków – to „ogień na dachu” przy byle okazji. Wychowanie chłopca wymaga „męskiej” ręki, ale czasami matka ma bardziej męską rękę niż ojciec. Zdarza się i trzeba się z tym pogodzić. Jedne matki straszą dziecko ojcem, a inne same wcielają się w rolę ojca. Takie życie i nie ma co załamywać rąk. Myślę, że odzywała się Twoja męska ambicja. Uderz w stół a nożyce same się odezwą. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Reniu, bardzo mi miło znowu Ciebie powitać. Bardo dawno Ciebie nie było, fajnie, że jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezupełnie tak jest, ale nie chcę tego roztrząsać. W każdym razie miłość matki jest miłością bezwarunkową i zawsze rozpinającą parasol ochronny nad synem (nawet jeśli nieprzesadny, to jednak zawsze).

    OdpowiedzUsuń
  6. Leszku :) ))) milo to slysze tak ,mnie bylo ,mialam obowiazki bylam kolo Warszawy,potem remont malowanie i no teraz odpoczywam :) Leszku! czytalam jeszcze raz to co napisales i mnie sie przypomnialam o smierci mojego brata, jak moja bratowa poradzila syna bez meza?czy syn potrzebuje rozmawiac z mezczyzną niż matka?kiedy byli u nas to syn caly czas powiedzial ,nie wiem musze zapytac mame,mama wie jak najlepiej, pytalam Jacka jak konczy sie gimnazjum to gdzie pojdziesz do LO ? Jacek mi mówił ,nie wiem to mama wie wszystko powie…. nie pytalam bratowa o syna czy potrzebuje mezczyzna gdy nie ma ojca niz matka…. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Doskonały przykład tego niebezpieczeństwa – chłopak staje się niesamodzielny, nie bierze życia w swoje ręce.- mama rozpięła nad nim parasol i jemu jest z tym wygodnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja się wychowałem bez ojca… i żyję. TsJ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Leszku – można gdybać i filozofować, ale nie ma reguły; przyjęło się, że „prawdziwy mężczyzna nie płacze”, jest twardy i hardy. Ale to są stereotypy. Nie zgodzę się z tym, że synów powinien wychowywać ojciec, zaś córki matka. To już przeżytek, który nie pasuje do naszych czasów. Podkreślam – to zależy od charakteru osoby a nie od płci.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja chyba za bardzo nie mam co się wypowiadać… Bo nie mam w tym wszystkim żadnych doświadczeń. Aczkolwiek, jako dziecko, córka… brakuje mi męskiej ręki – mimo tego, że teoretycznie jest… ale nie ma jej praktycznie… dlatego tej ręki szukam gdzieś indziej. Moja siostra widzi w naszym tacie ‚chłopa’ a ja NIE… Mam nadzieje, że mój mąż będzie mężczyzną, a nie ‚chłopem’.POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  11. A nie spotkałaś się z takim zjawiskiem, jak silna, męska kobieta walcząca z całym światem, byle tylko uchronić swojego synusia? Charakter kobiety nie ma tu nic do rzeczy; ważny jest jej stosunek do syna. Miłość macierzyńska jest zawsze bezwarunkowa – nie spotkałem się jeszcze z takim przypadkiem, by tak nie było.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wielu mężczyzn wychowywało się bez ojca. Ważne jest jednak, czy na pewnym etapie rozwoju pojawi jakiś mężczyzna, który imponuje, który staje się wzorem, czy nie. To wcale nie musi być ojciec.

    OdpowiedzUsuń
  13. A możesz wytłumaczyć czym odróżniasz mężczyznę, od chłopa – ja używałem tych terminów wymiennie i nie bardzo czuję różnicę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo ciekawe :) Leszku -Pan bóg Cię stworzył jako „chłopa”. Dał Ci też stosownie do tego odpowiednie dary. Żadna negacja czy akceptacja damsko -męska tego nie zmieni. Jesteś zanegowany (lub jak wolisz dałeś się zdominować) bo Twoje najbliższe otocznie nie ma zapotrzebowania na dary, które posiadasz. Albo ich nie dostrzega albo nie ceni. Blogi są dowodem, że są ludzie, którzy to dostrzegają i z tych darów korzystają. Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeszcze dodam, że nie jestem przekonana by negacja Twojej osoby przez syna była dobrym pomysłem. Raczej niech Cię zaakceptuje takiego jaki jesteś bo każdy ma prawo być „jakiś’. To nie oznacza przecież, że musi się z Tobą na wszystkie tematy zgadzać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzięki za miłe słowa. Powoływałem się na swój przypadek, by uwypuklić problem, a nie po to, by rozmawiać o mnie. Ale bardzo miło było przeczytać to, co napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  17. Leszku!Martwie sie o tym ,czy to nie jest mamamsynek?

    OdpowiedzUsuń
  18. Niestety, na to wygląda:(

    OdpowiedzUsuń
  19. ~agata - co uciekla z doliny tęczy9 października 2009 16:38

    ojciec jest niezbedny jako wzór męski, ostatnio jeśli słyszę jakąś historię, że ktoś ma problemy w życiu prawie zawsze wiąże się to z brakiem ojca, za równo u kobiet jak i mężczyzn, również gdy ojciec jest tak zwany weekendowy, poza tym uczę się o tym, że lepszy ojciec nawet byle jaki niż żaden, także Leszku – masz szansę usłyszeć od swojego syna jeszcze coś pozytywnego ( to tak wszystko w wielkim skrócie, także wybacz jeśli użyłam skrótu myślowego…)

    OdpowiedzUsuń
  20. Widzisz Leszku , nie wiem co mam zrobić , ja już dawno wróciłam uwagę ,jak on byl maly… już dawno mówiłam do moich rodziców,rodzice nie chce mnie mnie wierzy i skonczylo sie…., dopiero mama wróciła uwage jak byli u nas na pogrzebie to syn caly czas najpierw powiedziec mamie co jak czego dlaczego…a potem na koncu do wszystkich,wiem ze syn potrzebuje mezczyzna na rozmowe,niestety,nie ma,jest tylko przy mamie Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  21. ‚Chłop’ kojarzy mi się z brakiem manier i z prostotą (w każdym aspekcie życia). Natomiast ‚mężczyzna’ brzmi męsko, dostojnie i kojarzy mi się z biblijnym Adamem; to jak ‚baba’ i/a ‚kobieta’.Wolę kiedy mówi się o mnie ‚kobieta.POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  22. ‚Baba’ mówię tylko o sobie – o kobietach tak nie mówię. Ale ‚cłop’ to co innego – wydaje mi się, że to słowo nie brzmi dziś obraźliwie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Obawiam się, że jednak czasami lepiej ‚żaden’, niż ‚byle jaki’.

    OdpowiedzUsuń
  24. Każdy ma swoje odczucia :) Skoro dla Ciebie nie brzmi obraźliwie… to dobrze :) POZDRAWIAM!

    OdpowiedzUsuń
  25. Leszku – z własnego doświadczenia, z autopsji mówię – nie masz racji; bywa kobieta o charakterze „babo-chłop” i bywa mężczyzna o charakterze „chłopo-baba” ; kwestia doboru charakterów decyduje o związku i ma wpływ na wychowanie dzieci; nie ma reguły żeby lepiej było bez ojca niż mieć byle jakiego ojca – nie ma reguły, każdy przypadek jest inny; pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Piszesz, że to z własnego doświadczenia, a ja jakoś Ci nie wierzę, byś w pewnych okolicznościach odbierała swoją miłość synom. Jakoś nie wierzę.

    OdpowiedzUsuń
  27. a ja myślę ze najwięcej zależy od nas samych

    OdpowiedzUsuń
  28. Leszku – wspomnij na opis mojego dzieciństwa na blogu Ewy; ileż razy pytałam Boga czy nie byłoby mi lepiej gdybym nie miała wcale ojca ? ba, czasami nawet modliłam się, aby go Bóg zabrał, lecz o wiele gorliwiej modliłam się [dzień i noc], aby moje dzieci miały dobrego ojca ; Bóg uznał, że nie byłoby mi lepiej gdybym nie miała wcale ojca, ale wysłuchał mojej modlitwy; moi synowie mają najlepszego na świecie ojca i to muszę przyznać mężowi, że jako ojciec spisał się na medal, ale ….ciciciicho sza, nie może się o tym dowiedzieć, bo mógłby przestać się starać ; duma i pycha uniosła by go do góry i pewnie błądziłby gdzieś w chmurach………a na to jeszcze ma czas, jeszcze potrzebny mi tu na ziemi w konkretnej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  29. Przeciwstawiasz swojego męża swojemu ojcu – i ja to oczywiście rozumiem – nie neguję tego, że ludzie są różni i dotyczy to w takim samym stopniu mężczyzn, co kobiet. Jednak wg mnie miłość macierzyńska (pomijając przypadki jakiś zwyrodniałych kobiet, które oczywiście się zdarza, że występują) jest zawsze bezwarunkowa i to (niezależnie od ewentualnej surowości, oschłości). Może być nawet tak (i w praktyce najczęściej jest właśnie tak), że taka chłopo-baba jest matką nadopiekuńczą – nie pełni roli ojca, lecz jednak rolę matki. Myślę, że jednak z tym się zgodzisz.

    OdpowiedzUsuń
  30. Oczywiście, że masz rację – okres kształtowania dzieci przez rodziców jest bardzo krótki. Później jednak oboje rodzice pełnią rolę pewnego wzorca odniesienia. I to właśnie dla tej roli potrzebny jest mężczyzna i mama go nie zastąpi.

    OdpowiedzUsuń
  31. Leszku, w większości kultur „pierwotnych” był taki moment, że chłopiec przechodził spod opieki kobiet pod opiekę mężczyzn. (Zauważ, że Biblia mówi:”opuści MĘŻCZYZNA ojca swego i matkę swoją…”) Myślę, że była w tym jakaś głęboka mądrość: żeby stać się tym, kim jestem, muszę przyglądać się tym, którzy są tacy sami, jak ja. I może dlatego w naszym świecie „zacierania wszelkich różnic” (między mężczyznami, a kobietami, między rodzicami a dziećmi, uczniami a nauczycielami…) coraz trudniej nam odnaleźć samych siebie. Ja np. wiem, że nigdy nie odnalazłam własnej kobiecości, ani wspólnego języka z innymi kobietami (nawet mój blog wyświetla się zawsze w kategorii „MĘSKI punkt widzenia”, nie wiem, czemu ) – ponieważ moja mama, na zewnątrz władcza i stanowcza, nie była taką kobietą, jaką ja chciałam być. Zidentyfikowałam się raczej z moim tatą, refleksyjnym i łagodnym. Ale negując ją, zanegowałam też jakąś cząstkę siebie…I nie wiem, czy to dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  32. „I może dlatego w naszym świecie „zacierania wszelkich różnic” (między mężczyznami, a kobietami, między rodzicami a dziećmi, uczniami a nauczycielami…) coraz trudniej nam odnaleźć samych siebie.” – bardzo trafne spostrzeżenie. I masz rację, że istniejący we wszystkich kulturach zwyczaj przekazywania synów ich ojcom (dodatkowo wsparty obrzędami inicjacyjnymi) pełnił bardzo ważną rolę w kształtowaniu przynależności do własnej płci. No, ale to już nie wróci..

    OdpowiedzUsuń
  33. Ale z tym „męskim punktem widzenia” to nic nie rozumiem (i nie tylko dlatego, że gdy przyszła wiadomość o Twoim komentarzu, siedziałem właśnie u Ciebie i bynajmniej nie ta etykieta była podpięta do Twojego bloga (były „trudne tematy”), ale nade wszystko dlatego, że po prostu JESTEŚ kobieca.

    OdpowiedzUsuń