wtorek, 7 lipca 2009

Szkiełko

- Jedzcie ostrożnie, bo szkło mi wpadło do sosu!zostaliśmy uprzedzeni. Ledwo to usłyszałem, a poczułem szkło w języku. Nie czułem, bym na nie natrafił podczas jedzenia – poczułem od razu w języku. Nie wystawało nic – tylko gdy ciągnąłem palec po języku, czułem, jakby mnie coś drapało.

Próbowałem wyjąć – najpierw cążkami, a później dostałem pęsetę od żony. Nie udawało mi się chwycić. Żona już była przekonana, że sobie wmawiam – Przecież nie krwawisz!, jednak krwawienie, aczkolwiek niewielkie, to jednak było.

Sam już przez moment zacząłem wątpić – nawet pod palcem nic nie wyczuwałem.

Wziąłem małe lusterko (wcześniej próbowałem przy dużym w łazience), usiadłem i okazało się, że tym razem chwyciłem bez problemu.

Szkiełko miało ok. 7-8 mm długości, z obu końców było ostre jak igiełka i zresztą do igły było podobne – grubość w obu kierunkach nie przekraczała milimetra.

Miałem niesamowite szczęście, że wbiło mi się w język – równie dobrze mogło się wbić w ściankę żołądka, czy podziurawić jelita…

Nie dokończyłem obiadu, choć zjadłem tylko jeden kęs – lepiej wyrzucić jedzenie, niż narażać się na perforację. Tyle lat musiałem żyć, by się przekonać, że ze szkłem nie ma żartów…

19 komentarzy:

  1. Pytanie tylko czemu – jeśli osoba gotująca owy sos wiedziała że szkło wpadło do niego – od razu go nie wyrzuciła…? Ja bym tak zrobiła, nawet gdyby sos mnie kosztował dużo pieniędzy i czasu i byłby pyszny… Lepiej stracić czas i pieniądze niż kogoś bliskiego z własnej głupoty.Pozdrawiam.. i cieszę się, że nic Ci się nie stało…

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Agata- co uciekła z doliny teczy7 lipca 2009 13:31

    o jacie!! niby nic, a takie wielkie szkody może zrobić…

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za tę pierwszą okropną myśl, że dałabym ten sos do zjedzenia osobie, która go Podała Na Stół wiedząc, że stanowi zagrożenie dla zdrowia. …już nic więcej nie napiszę

    OdpowiedzUsuń
  4. Okruch szkła zawsze się może zdarzyć. Rzecz jednak w tym, że do tej pory wydawało mi się, iż wystarczy jeść ostrożnie, by nic się nie stało. Ta historia dowodzi, że wcale tak nie jest – jadłem naprawdę ostrożnie, a nic nie poczułem. Miałem szczęście, że to szkło wbiło mi się w język.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie = przez tyle lat wydawało mi się, że nie trzeba się zbytnio przejmować szkłem – owszem trzeba jeść ostrożnie, ale nic złego nie może się stać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ żona też nie wyczuwała zagrożenia, sama to jadła – szkło kojarzy się z czymś dużym, co łatwo można wyczuć podczas jedzenia. Niestety, jak widać, mogą być również tak niebezpieczne odpryski, jak ten. Całe szczęście, że ten kawałek wbił mi się w język.

    OdpowiedzUsuń
  7. No, widzisz, masz powodzenie. Może ktoś właśnie w ten moment modlił się za Ciebie, czy Anioł był bardzo blisko, bo tylko co modlitwę przed jedzeniem odmawialiście razem.A szkło nawet z soli, czy cukru mogło popaść, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  8. W takim zakończeniu sprawy niewątpliwie czuje się Bożą Opatrzność. Nigdy wcześniej bym nie przypuszczał, że to może być tak niebezpieczne. Jak tak przez pół godziny próbowałem wyjąć to szkiełko i już sam nie wiedziałem, czy siedzi ono nadal, cz już wyszło, a jeśli wyszło, to gdzie teraz jest, zacząłem sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby jedzenia trzymało się nieco dłużej i wbiło się już w przełyku, lub jeszcze dalej. Umierać się od tego nie umiera, ale zakończyć to się mogło bardzo poważną operacją. Nieraz już jadłem jedzenie ze szkłem i nigdy nie czułem takiego zagrożenia, jakie rzeczywiście jest.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Agnieszka (http://rabbuni.blog.onet.pl)7 lipca 2009 22:33

    No i mi się przypomniało, jak to było gdy ość ryby wbiła się w moje podniebienie… Do dziś mam uraz do ryb pod tym względem… :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Ość przynajmniej jest za co wyciągać. Może więc spróbujesz przełamać ten lęk? Tak na zawsze pożegnać się z rybami, to trochę szkoda..

    OdpowiedzUsuń
  11. Leszku – najpiękniejsze jest to , że tak z oddaniem bronisz żony :)

    OdpowiedzUsuń
  12. No bo ona niczemu nie jest winna – nikt mnie nie zmuszał, bym jadł, sam chciałem i w ogóle nie spodziewałem się takich konsekwencji. Dziś bym tak nie postąpił – ale to dopiero po tym zdarzeniu (dlatego chciałem je opisać, bo obawiam się, że nie ja jeden nie czułem trwogi przed szkłem w jedzeniu). Smutna pointa tego zdarzenia jest jednak zupełnie inna – już po napisaniu tej notki dowiedziałem się, że żona dojadła to, co ja ledwie ruszyłem (to był pierwszy kęs); przyznam, że mnie to zmroziło. Widać przy takich zdarzeniach każdy uczy się jedynie na swój własny użytek.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cóż za ekstremalne historie z jedzeniem opowiadasz dobrze, że ta historia tylko na języku się skończyła, bo kto wie co by było dalej… Ja bym sosu nie podawała gdybym choć podejrzewała, że może tam się znajdować odrobina szkła…pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Nieraz jadłem ze szkłem, ale dopiero teraz dostrzegłem grozę takiego jedzenia i to właśnie przez to, że nawet nie zauważyłem kiedy to szkło mi się wbiło – poczułem, że mam je w języku, a nie poczułem, że się wbija. Właśnie to, że prawie nie było krwawienia, jest najbardziej przerażające, bo to świadczy o tym, jak łatwo taki odprysk szklany przebija się przez wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  15. Też mnie zmroziło jak przeczytałam, że zjadła coś co mogło mieć szkło. Wychowali mnie od małego w przekonaniu, że szkła, metali…innych ostrych rzeczy się nie jada :) .

    OdpowiedzUsuń
  16. Dokładnie tak mi się stało – wieczko od słoika wecka pękło i w drobny mak się pokruszyło, musiałam zawartość wyrzucić – było mi trochę szkoda, ale odżałowałam – lepiej to niż potem mieć nerwy z powodu różnych podejrzeń, przypuszczeń i napięcia nerwowego czy komuś to nie zaszkodzi; ale Ty jesteś pechowcem – musiało trafić na Ciebie a nie np. na żonę „ :) :) :) :) ???? szczęście w nieszczęściu :) :) :) :) skąd ja to znam ???? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Nade wszystko szczęście było w tym, że wbiło się w język, a nie poszło dalej.

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Agnieszka (http://rabbuni.blog.onet.pl)11 lipca 2009 20:32

    Tak na zawsze to się jednak nie pożegnałam, bo np. taką gorącą z patelni rybkę to ja bardzo chętnie schrupię.

    OdpowiedzUsuń
  19. No to dobrze :)

    OdpowiedzUsuń