sobota, 23 sierpnia 2008

Wlej w nasze serca

KOLEKTA

Boże, Ty dla miłujących Ciebie przygotowałeś niewidzialne dobra, † wlej w nasze serca gorącą miłość ku Tobie, abyśmy miłując Ciebie we wszystkim i ponad wszystko, * otrzymali obiecane dziedzictwo, które przewyższa wszelkie pragnienia. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, † który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków.


Tym razem nietypowo – przedstawiam kolektę z niedzielnej liturgii. Specjalnie dzień wcześniej, byście na nią zwrócili uwagę.

Dlaczego?

W „Listach o miłości” pisałem, że to my mamy prosić Boga o miłość do Niego, a cała reszta zostanie nam dodana. Tu jest dokładnie ta sama myśl:

wlej w nasze serca gorącą miłość ku Tobie, abyśmy miłując Ciebie … , otrzymali obiecane dziedzictwo, które przewyższa wszelkie pragnienia.

Przepraszam najmocniej, ale ta kolekta była tydzień wcześniej (26.08.08)

18 komentarzy:

  1. „Bóg może uczynić w naszym kierunku tysiąc kroków, ale ten jeden w Jego kierunku musimy zrobić sami” jak powiedział Karl Rahner. Prośmy Boga, a będzie nam dane.Pozdrawiam!www.na-sciezkach-pana.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Bądźmy więc doskonali,jak doskonały jest nasz Ojciec w niebie….miłość jest kluczem do szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
  3. No własnie – a nade wszystko prośmy o miłość do Niego samego!

    OdpowiedzUsuń
  4. A zacząć trzeba od miłości do Niego samego – nade wszystko o nią powinniśmy prosić!

    OdpowiedzUsuń
  5. Leszku- myślę, że już samo wyznanie wiary w Boga jest aktem miłości, bowiem powiedziane jest, że „Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus…..”‚Myślę, że ta miłość do Boga jest nam ofiarowana wraz z darem życia, ale to dar wolnej woli może ją nam odebrać; pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Obawiam się, że nie – czy rzeczywiście każdy wyznając wiarę, czuje się w Bogu zakochany?

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Leszku wydaje się , że ten, kto wyznaje PRAWDZIWĄ wiarę jest zakochany w Bogu. Są katolicy, wierzący, praktykujący, których WIARĘ można porównać np. do ziarna rzuconego w glebę, która nie wydaje plonów, bo co innego mówić a co innego czynić…”"nie każdy, kto mówi Panie, Panie …wejdzie do królestwa… W „PRAWDZIWEJ” wierze człowiek dojrzewa do miłości. Wówczas kocha ludzi a Boga miłuje ponad WSZYSTKO i WSZYSTKICH… nawet najbliżsi nie mają pierwszego miejsca w sercu, bo Bóg jest na pierwszym miejscu miłowania….z miłym pozdrowieniem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś czytałem wspaniałe świadectwo Anny (mam gdzieś, ale nie potrafię znaleźć, by podać które wydawnictwo je wydało – w każdym razie wydawnictwo katolickie), która swoją miłość do Jezusa przeżywała również w wymiarze cielesnym (i to pełniej, niż ze swoim mężem). Pierwszy raz, gdy to się stało, Anna była przerażona – myślę, że każdy tak by zareagował. Tymczasem On naprawdę chce, byśmy kochali Go całym sobą. Nam bardzo łatwo przychodzi myśl, że miłość do Chrystusa to coś abstrakcyjnego, względnie, że to jedynie i wyłącznie nastawienie woli. A to nieprawda – mamy kochać Go całym sobą (choć ze względu na nasze ograniczenia szczęśliwie nie na każdego zsyła takie doświadczenia, jak na Annę).

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedyś czytałem wspaniałe świadectwo Anny (mam gdzieś, ale nie potrafię znaleźć, by podać które wydawnictwo je wydało – w każdym razie wydawnictwo katolickie), która swoją miłość do Jezusa przeżywała również w wymiarze cielesnym (i to pełniej, niż ze swoim mężem). Pierwszy raz, gdy to się stało, Anna była przerażona – myślę, że każdy tak by zareagował. Tymczasem On naprawdę chce, byśmy kochali Go całym sobą. Nam bardzo łatwo przychodzi myśl, że miłość do Chrystusa to coś abstrakcyjnego, względnie, że to jedynie i wyłącznie nastawienie woli. A to nieprawda – mamy kochać Go całym sobą (choć ze względu na nasze ograniczenia szczęśliwie nie na każdego zsyła takie doświadczenia, jak na Annę).

    OdpowiedzUsuń
  10. Leszku- myślę, że nie każdy potrafiłby unieść czy udźwignąć tak ogromną miłość Jezusa do nas, więc kochamy na tyle na ile jest to nam dane i na ile chcemy należeć do Niego. Zdaję sobie sprawę, że moja wiara jest niedoskonała, ale jeśli wypływa z miłości do Jezusa, to jest jak iskra pobudzana własnie tym pragnieniem miłowania Stwórcę. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, czy jest to miłość cielesna czy duchowa – bowiem każda miłość ma źródło w Zbawcy, jest tylko kwestią naszej woli jak pokierujemy tym darem. Wychodząc za mąż nie zastanawiałam się, czy jest to miłość cielesna czy duchowa, po prostu kochałam tak, jak potrafiłam. Podobnie jest z miłością do Jezusa – kocham i liczę na to, że On pomoże mi to uczucie pogłębiać, doskonalić i Jemu ofiarować wraz z moim życiem; pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja tam nie miałem najmniejszych wątpliwości, że kochasz naszego Pana. Obawiam się jednak, że nie wszyscy, którzy wyznają wiarę, podobnie jak Ty, zarazem kochają.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja myślę, że każdy kto ma dobrą wolę -kocha tak jak potrafi. Tyle rodzajów miłości ile ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ładnie napisałeś, ze Boga mamy prosić o miłość. Może warto jeszcze pamiętać, że zawsze ją otrzymamy gdy prosimy. I że nasze prośby nic nie są warte jeśli nie żyjemy miłością o którą prosiliśmy.Miłego dnia jutrzejszego :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Masz rację – tej prośby Bóg nigdy nie odmawia :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dojrzewając ostatnio do różnych rzeczy, tak sobie myślę, że człowiek jest jednak głupi. Prosi Boga o miłość, a przecież On sam jest Miłością, prosi o pokój, a On jest Pokojem, prosi o dobre życie, a On jest Życiem. Mówimy, że brakuje nam Boga, lecz o Niego nie prosimy. Przyjąć Boga dla Niego samego. Uczyć się kochać Niego samego. Tylko tyle. Aż tyle. Zmienia się moje myślenie i ja się zmieniam. Moja wiara się zmienia. Relacja z Panem się zmienia. Wszystko staje na głowie. Ja też na niej staję. I często mówię sobie ‚o jacie, Panie!”. I gdy ja się śmieję, On się raduje. Gdy ja płaczę, On przytula mnie do siebie jak przyjaciel. Dasz wiarę, Leszku? pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  16. Myślę, że to oczywiste, że Twoja wiara dojrzewa; niepokojące może być tylko to, jeśli człowiek przestaje dostrzegać potrzebę tego, by jego wiara dojrzewała. Tobie nigdy to nie groziło, choć startowałaś z wysokiego pułapu (a może właśnie dlatego?). Pamiętasz, jak wychwalałem dojrzałość Twojej wiary (a tym samym również po prostu Twoją dojrzałość) po Twoim rozstaniu?

    OdpowiedzUsuń
  17. Pamiętam, ale człowiek przechodzi różne okresy i różnie na każdym etapie z tą wiarą bywa.

    OdpowiedzUsuń
  18. Może czasami takie „cofnięcie” jest potrzebne, by po chwili pójść dużo, dużo dalej? Przecież takie doświadczenia, jak to, które wspomniałem, kształtują nas na trwałe – to już pozostaje na zawsze i staje się oparciem dla odnawiania wiary.

    OdpowiedzUsuń